Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2009, 10:58   #15
Midnight
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Mark stal przy oknie obserwujac okolice. W dloni trzymal szklanke tego samego swinstwa, ktore nalal sobie zaraz po tym jak przybyla ruska dostawa. Nie upil z tego nawet malenkiego lyczka. Wolal nie ryzykowac. Od czasu do czasu jego wzrok bladzil po czlonkach druzyny, a w glowie rodzily sie coraz to nowsze mozliwosci. Zadna z nich nie wygladala jednak kolorowo. Brak czasu na przygotowanie i wywiad w terenie. Brak zgrania, zaufanie niemal zerowe. Nikt nic o sobie nie wie.. No moze poza Angie i Johnym. Reszta jednak ledwo zna swoje imiona. Gdyby mial na nich postawic dolara wolalby go przepic albo wrzucic zebrakowi do puszki. Zdawal sobie rozniez sprawe, ze zarowno jego postawa jak i podejscie do calej akcji nie sa takie jak powinny. W koncu co moze wyjsc dobrze, gdy od samego poczatku jest sie przekonanym, ze gowno z tego bedzie..?

- Te, czlowieku...

Ignorujac gospodarza po raz kolejny przeniosl wzrok z okna na trzymana w dloni szklanke.

- .. I mowie ci, kobitki to lubia, czaisz?

- Ta... Czaje...

Odpowiedzial nie majac zielonego pojecia co tak wlasciwie powinien czaic. Nie sluchal i nie mial zamiaru sluchac tego co czarnoskory kumpel Johnego mial do powiedzenia.

- I mowie ci stary, ze z laskami to juz tak jest. Uwierz Mamadou... Twoja kobieta..

- Nie zyje...


Na chwile ucichl, za co Mark podziekowal niebiosom. Cokolwiek bowiem ten facet wiedzial o kobietach, on nie mial zamiaru tej wiedzy poznawac.

- Zabilem ja... Teraz zas wybacz, ale ...

Nie dokonczyl. Zamiast tego wskazal szklanka wolne miejsce na kanapie.

- Jasne stary.. Moja chata, twoja chata...

Mark bynajmniej nie czekal na jego pozwolenie wiec gdy mezczyzna je wreszcie z siebie wydusil, Krain siedzial sobie w najlepsze. Chociaz to najlepsze bylo dosc daleko od tego najlepszego przyjmowanego potocznie za cos dobrego. Nie, jego najlepsze bylo czarna dziura bez dna. Pelno w niej bylo niechcianych wspomnien twarzy, glosow... Liz. Powiedzial Mamadou, ze ja zabil i wlasnie tak odczuwal jej smierc. To przez jego brak czujnosci ja dorwali. Gdyby sie z nim nie zwiazala, gdyby jej nie zaproponowal malzenstwa.. Zylaby teraz, byc moze bylaby juz zona innego.. Miala dzieci, byla szczesliwa. Tepym wzrokiem spojzal na zlota obraczke spoczywajaca na jego prawej dloni. Pamiec usluznie podsunela widok ukochanej, skapanej w letnim sloncu.
Biala suknia odbijala promienie slonca sprawiajac ze postac kobiety zdawala sie emanowac nieziemskim blaskiem. Byla taka piekna. Radosny usmiech, ktory zagoscil na jej ustach gdy spojzala w jego strone, moglby roztopic wszystkie lodowce swiata. Jak sie pozniej dowiedzial byla juz wtedy w ciazy.

Ponure rozmyslania przerwalo mu pojawienie sie Johnego. Bezczelne spojzenie smarkacza potraktowal jednym ze swoich usmieszkow dajacych jasno do zrozumienia gdzie owe spojzenie moze sobie wsadzic.

- ... Do tego czasu panowie i panie noc jest jeszcze długa.

- Dobrze wiedziec...

Mruknal odstawiajac szklanke na brudny stolik z takim impetem, ze tylko niewielka ilosc trunku pozostala wciaz w jej wnetrzu.

- Pozwol zatem, ze skozystam z tej dlugiej nocy na swoj sposob.

Naturalnie nie mial zamiaru czekac na jakiekolwiek pozwolenie od dzieciaka. Chwyciwszy czarna kurtke przezucona dotad niedbale przez oparcie kanapy, ruszyl do drzwi.

- Nie czekaj na mnie kochanie...

Mrugnal do okupowanej przez Mamadou Sue i tyle go bylo.


Noc w Liberty tetnila zyciem. Idac powoli i calkowicie bez celu, przygladal sie mijanym witrynom sklepowym. Sprawnie omijajac stojace na chodnikach dziwki i handlarzy substancjami zakazanymi dotarl w koncu do stacji metra. Johny mogl sobie miec swoj wspanialy plan, Krain jednak nie mial do niego tyle zaufania zeby pozwolic sobie na brak wlasnego planu awaryjnego. Przede wszystkim jednak nalezalo zbadac miejsce akcji. W tym celu, po raz kolejny na wlasne zyczenie, znalazl sie w wagonie Libertynskiego metra.
Przed galeria sztuki w Hatton Gardens znalazl sie po niecalej godzinie od wyjscia z chaty Mamadou. Budynek prezentowal sie okazale na tle czarnego nieba. Oswietlony zarowno wewnatrz jak i na zewnatrz przyciagal wzrok. I oni mieli sie tu wlamac, wykrasc jeden z eksponatow, a wszystko to tak aby nikt sie nie polapal do godziny otwarcia.. najlepiej. Po raz kolejny nabral ochoty na kupno pierwszego lepszego biletu w jedna strone, gdziekolwiek. Zamiast tego stal dalej, oparty o sciane budynku po drugiej stronie ulicy. Obserwowal straznika, ktory najwyrazniej potwornie sie nudzil. Raz musial sie cofnac gdy ten podszedl do drzwi by przepuscic mloda kobiete o azjatyckiej urodzie. Krainowi natychmiast stanela przed oczami Angie. Gdyby tak.. Plan byl na tyle nierealny, ze Mark tylko pokrecil glowa z niezadowoleniem. Myslenie i snucie planow cos mu ostatnio kiepsko wychodzilo. Czujac, ze marnuje tylko czas, oderwal sie od sciany i ruszyl na miasto...



Klub "City Girl" w znajomo brzmiacej czesci Algonquin, Westminsterze, do ktorego w koncu trafil prezentowal sie nieco okazalej niz te, do ktorych zagladal po drodze. W dodatku prezentowal dosc interesujace polaczenie branzy. Przytlumione swiatlo, glosna muzyka, zgrabne dziewczyny i mozliwosc wynajecia pokoju. Tego mu teraz bylo potrzeba.
Obracajac w dloni szklanke z kolejna porcja whisky przygladal sie dziewczynie, ktora manewrowala pomiedzy stolikami z taca pelna pustych butelek. Miala piekne cialo, dodatkowo podkreslone przez skapy stroj. Poruszala sie z pelna zmyslowosci gracja, ktora niczym magnez przyciagala do niej spojzenia mezczyzn. Rowniez on nie mogl oderwac od niej wzroku. Hipnotyzowala go. Od czasu do czasu wylapywal jej ukratkowe spojzenie. Musiala byc nowa w tym fachu, albo dobrze grala role niedoswiadczonej dziewczynki. Usmiechnal sie i przywolal ja ruchem dloni.

- Tak?

Zapytala, a on z zadowoleniem stwierdzil, ze glos dorownuje zmyslowosci ciala.

- Chcialbym wynajac pokoj. Mozesz to dla mnie zalatwic?

Moglby przysiac, ze sie zarumienila pod jego bacznym spojzeniem.

- Oczywiscie. Cos jeszcze?

Znow sie usmiechnal.

- Powiedz swojemu szefowi, zeby znalazl kogos kto cie zastapi na reszte wieczoru.

Teraz rowniez ona sie usmiechnela, a Mark z ulga stwierdzil, ze nie ma jednak do czynienia z niedoswiadczonym podlotkiem.

Pokoj wygladal tak jak powinien wygladac pokoj w niewinnym motelu.
Krain z zadowoleniem stwierdzil, ze posciel wyglada na wzglednie czysta. Najwyrazniej przed nim nie zajmowalo go zbyt wielu klientow. Rzucil kurtke na oparcie krzesla po czym ruszyl do lazieki gdzie oprocz standardowych urzadzen sanitarnych znalazl sie tez automat firmy Durex. Slyszac pukanie spokojnie dokonczyl mycie rak, po czym nie spieszac sie ruszyl do drzwi.
Przez dluga chwile mierzyl ja wzrokiem.

- Wejdz.

Jego wlasny glos zabrzmial dziwnie obco. Przepuscil dziewczyne mimowolnie wchlaniajac jej zapach gdy przechodzila obok. Cudownie slodki i kuszacy zapach. Zatrzasnal drzwi chwytajac ja z reke.

- Hej!

Szarpnela sie najwyrazniej niezadowolona z takiego traktowania.

- Zamknij sie.

Coz, jezeli oczekiwala po nim postawy gentlemen'a to mial zamiar niemile ja rozczarowac. Wzmocnil uscisk przyciagajac ja do siebie i brutalnie wbijajac sie w jej ponetne usta. Czujac smak truskawek i mietowej gumy do zucia wydobyl z siebie zwierzecy pomruk. Oderwal sie od niej tylko po to by spojzec w jej wsciekle oczy.

- Ty...

Nie mial zamiaru pozwolic jej dokonczyc. Zamiast tego pchnal ja brutalnie w strone sciany przytrzymujac lewa dlonia za gardlo.

- Zamknij sie.

Powtorzyl po czym jednym ruchem zdarl skapy stanik.

- Ujdzie...

Szarpnela sie gniewnie na co zareagowal smiechem pozbawiajac ja jednoczesnie resztek garderoby.

- No mala, zobaczmy na co cie stac.

Wyszeptal tuz przy jej twarzy po czym ponownie przywarl ustami do jej mietowo-truskawkowych warg. Wciaz przytrzymujac jej gardlo jedna, druga dlonia siegnal do zapiecia spodni...
Kochal sie z nia szybko, brutalnie. Wlasciwie gdyby nie to, ze w pewnym momencie dolaczyla do niego, mozna by uznac, ze zwyczajnie ja zgwalcil. Oddychajac ciezko odsunal sie pozostawiajac ja pod sciana. Z obojetna twarza przygladal sie jak powoli podchodzi do lozka i siada na jego krawedzi.

- Skurwysyn...

Wyszeptala dotykajac powoli ciemniejacych siniakow na szyji. Gardlo musialo ja niezle bolec skoro mu tego nie wykrzyczala. Powoli ruszyl w jej kierunku poprawiajac spodnie. Bedac tuz przy niej uniosl reke, na co odruchowo sie cofnela.

- Spokojnie.

Powiedzial czulym glosem po czym delikatnie dotknal jej policzka. Milczala pozwalajac mu wodzic opuszkami palcow po twarzy. Syknela gdy dlon zawedrowala nizej, podrazniajac otarta skore szyi.

- Zadowolony?

Zastanowil sie nad odpowiedzia.

- Nie. Jeszcze nie...

Wykrzywila twarz w gniewnym grymasie.

- Jezeli sadzisz, ze...

Zamilkla gdy dotarl do wciaz nabrzmialych piersi. Wodzac wokol nich leniwymi, okreznymi ruchami wpatrywal sie w twarz dziewczyny. Z zadowoleniem dostrzegl, ze sie odpreza. Dobrze. Na chwile jego wzrok powedrowal do sniniakow. Czujac sie jak ostatni skurwysyn pochylil glowe muskajac lekko czubek jej glowy.

- Przepraszam.

Nie odpowiedziala. Zamiast tego ulozyla sie wygodnie na lozku zapraszajac go do siebie. Usmiechnal sie przysiadajac w miejscu, ktore dopiero co zwolnila. Chcial jej w jakis sposob wynagrodzic swoja brutalnosc... Moze by mu sie nawet udalo gdyby nie jej nagly entuzjazm. To bylo sztuczne. To go wkurwilo. Cios byl dla niej zaskoczeniem. Wystraszona przylozyla dlon do szybko nagiegajacego krwia policzka.

- Dziwka.

Wysyczal po czym jednym ruchem obrocil ja na brzuch. Wszedl w nia na sile, brutalnie, nie zawrzajac na blagalne "Nie", ktore krzyknela w poduszke.
Godzine pozniej opuscil lokal. Zaplacil dziewczynie tyle ile uzgodnil z jej szefem i dodal troche od siebie. Mial wrazenie, ze miala ochote rzucic mu tymi pieniedzmi w twarz, jednak w ostatniej chwili sie powstrzymala. To byla jej praca. Mozliwosc spotkania swirow pokroju Kraina musiala wpisac w ryzyko zawodowe. Podejzewal ze nie byl pierwszym, ani tez ostatnim ktory wykozystal swoja przewage wynikajaca z faktu, ze jest silniejszy i to on placi, aby rozladowac napiecie po ciezkim dniu. Nie zmienialo to jednak faktu, ze czul sie teraz gorzej niz na poczatku tej wyprawy w miasto. Przynajmniej przestalo mu doskwierac napiecie, ktore nie opuszczalo go odkad opuscil wiezienne mury. Kolejna pozycja na liscie rzeczy do zrobienia mogla wiec zostac odhaczona.
Spogladajac na zegarek doszedl do wniosku, ze ma akurat tyle czasu zeby poszukac sklepu calodobowego. Moglby zrobic drobne zakupy i wrocic do bazy nim wszyscy zaczna sie zastanawiac czy przypadkiem nie dal nogi.
Sklep nosil nazwe "Smaki Europy" i prowadzony byl przez nieprzychylnie nastawionego do klientow hindusa. Ignorujac wrogie spojzenia mezczyzny wyrwanego z drzemki przez dzwiek dzwonka przy drzwiach, Krain ruszyl na lowy. Wyrzuciwszy z glowy wspomnienia o dziewczynie z City girl, postanowil zrobic niespodzianke malej Sue i Angie.
Obladowany zakupami i dwoma bukietami nieco przywiedlych roz stanal wreszcie przed drzwiami numeru 225. Wymeczony podroza metrem, ktore zaczynalo byc powoli zmora jego zycia, nie mial najlepszego humoru. Majac zajete obie rece bez zastanowienia kopnal w drzwi, ktore ku jego zdziwieniu stanely otworem. Przeklinajac w myslach przezornosc mieszkancow zatrzasnal je za soba po czym omijajac liczne swiadectwa nocnej imprezy ruszyl w strone kuchni. Z poczatku przekonany, ze wszyscy jeszcze spia zmienil zdanie slyszac nieludzkie wycia imitujace spiew, dobiegajace z lazieki. Mial niejaka pewnosc, ze autorem tych arii operowych byl nie kto inny, a sam Mamadou we wlasnej osobie.
Kilka minut pozniej po mieszkaniu rozchodzic sie zaczela aromatyczna won swiezo zaparzonej kawy wyganiajac powoli ale skutecznie, odor po imprezowy. W chwile pozniej dolaczyl do niej zapach smazonych jajek oznajmiajac wszystkim wszem i wobec, ze czas najwyzszy zwlec swoje dupska i zabrac sie za planowanie skoku stulecia.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]

Ostatnio edytowane przez Midnight : 09-09-2009 o 11:20. Powód: Drobne poprawki
Midnight jest offline