Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2009, 16:51   #181
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Jola cofnęła się o krok. Ton Adriana lekko ją wystraszył. Ale tylko na chwilę. Przez ten ułamek sekundy J.J. poczuła się jak uczennica, która zapomniała odrobić zadanie domowe. Serce przyspieszyło. Zimne poty wyskoczyły na czole. Kolana zmiękły. Kultystka już miała zacząć się tłumaczyć, gdy uświadomiła sobie, że przecież nie jest już uczennicą. A ten Hermetyk o belfrowskim zacięciu nie mógł być przecież dużo starszy od niej. Takich to ona zjada na przystawkę. Połyka w całości i wypluwa, nawet nie przeżuwając. Chłopak nawet nie zorientowałby się, a już…
Joline rozmyślania przerwała kolejna przedstawicielka Wielce Oświeconego Porządku Hermesa. I podobnie jak jej kolega z tradycji użyła tonu, który wielce wkurwiał Jolę. Zwłaszcza gdy tyczyło się to jej samej.

Jola już podkasywała metaforyczne rękawy, kiedy awanturę w zaczątku stłumiła Dagmara. Podając tę złą wiadomość.
- I sądzę - skomentowała prawniczka, wsadzając między pełne wargi mentolowego papierosa. - Że zabili Rodeckiego, żeby nam pokazać, że mamy się spieszyć. Bo wybiorą następną ofiarę i zrobią to znowu.

Grzesiu nie zgadzał się z Dagmarą, ale chwilowo postanowił zachować swoje przemyślenia dla siebie. Jego zdaniem, upiory zabiły Rodeckiego... bo mogły to zrobić. Więc to zrobiły.

- Lepiej już chodźmy. – Lucjan wyprzedził J.J. – To miejsce jest dziwne. Czas tu biegnie inaczej. – Mówiąc to pies ruszył przed siebie. Jego pan poszedł za nim. Później dołączyła do nich Dagmara, aczkolwiek niechętnie. Za nią Marek, który człapał za prawniczką taki jakiś niewyraźny i osowiały.
J.J. rzuciła groźne spojrzenie Grześkowi. Biedakowi oberwało się tylko dlatego, że chcąc być dżentelmenem został z kultystką. Jolka rozwinęła kolejną czekoladkę, którą znalazła w swojej przeogromnej torebce i z pietyzmem włożyła ją sobie do ust.
Słodka, aksamitna maź rozlała się po jej podniebieniu, pieszcząc je delikatnie. Jolka doznała niemal ekstazy.



Niczym święta Teresa spotykając anioła z rzeźby Giovanniego Lorenzo Berniniego.

- Czy w horrorach zawsze wszystko musi zasłaniać mgła? – Lucjan popsuł ten wspaniały moment.
- Hmmm…?? – odparł zamyślony Adrian.
- No popatrzcie sami. Nawet czubka własnego nosa nie widzę - Lucjan przystanął na chwilę, a Adrian wpadł na niego.



Wszędzie dokoła było biało. I pies miał rację, nie było prawie nic widać.

Czy w horrorach zawsze wszystko musi zasłaniać mgła?? Grzesiek powtórzył sobie w myślach.

Dziwny stan potęgowała jeszcze cisza. Żaden dźwięk, żaden szmer, nic, kompletnie nic nie dochodziło do ich uszu. Nawet nie słyszeli odgłosu własnych kroków. A sama rozmowa, jeśli ten monolog psa rozmową nazwać można, dziwnie dochodziła do ich uszu. Tak pusto. Tak inaczej. Trudno do określenia.

Gdy tak przyglądali się otaczającemu ich światu, Dagmara mimowolnie spojrzała na Marka. Mimo wszystko żal jej było chłopaka. Kiedy śmierć dotyka osoby bliskiej, nawet jeśli to nie jest rodzina, smutek i żal potęgują się.

- Oż, kur… - Hermetyczka jednak powstrzymała się przed siarczystym przekleństwem. – Tego przecież tu nie było.



Wszyscy zgodzili się z prawniczką. Z niewiadomych przyczyn, ktoś lub coś skróciło im drogę. Byli teraz w jakimś parku miejskim. I pocieszające było to, że mgła się rozrzedzała, tam w dali.

Gdy postąpili kilka kroków naprzód, mgła zniknęła całkowicie, ale znowu otaczał ich czarno-biały świat. Czarno-białe ulice. Czarno-białe kamienice. Czarno-biali ludzie.

Gdzieś w oddali do ich uszu dochodził znajomy dźwięk.

Wrzuta.pl - Marsz pogrzebowy

To Chopin, to Chopin. Gdzieś w podświadomości uroiła się myśl. Wszystkim.

- Marsz pogrzebowy. – Grzesiek przerwał ciszę. – Jest marsz, jest i pogrzeb. – Wskazał na czarno-biały pochód, który ich mijał.



Grzesiek mimowolnie nacisnął losowo wybrany guzik na swoim pilocie. Na ścianie jednego z budynków ukazał się wielki telebim, a niewidocznych głośników, na cały regulator popłynęły słowa piosenki.

A gdy będę umierał
To nie przyjdzie generał
Ziewnie z cicha dyrektor
Bo umiera byle kto
Serce pluśnie w staw ciszy
Doktór papier podpisze
Szakal z hieną z kantorka
Złożą rzeczy do worka
Żona przyjdzie w welonie
Masz przepustkę Charonie
Złoty ząbek zostawić
Piórko z głową poprawić
A gdy będę chowany
Syn zapłacze pijany
Zdepcze szarfy dostojne
Potem pójdzie na wojnę
Na cmentarzu pod murem
Słońce zajdzie za chmurę
Drobny deszczyk pokropi
Pamięć moją zatopi
A na stypie z bigosem
Strasznym krzyknie ktoś głosem
Wyjdziesz patrzeć kto woła
Znajdziesz ciszę dookoła. *

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=rpBgpDVpBCA[/MEDIA]

Na telebimie wyświetlił się teledysk.

Niewzruszony kondukt mijał ich dalej. Ale poruszali się oni jakby w takt muzyki lecącej z głośników.
Grzesiek bezskutecznie usiłował wyłączyć głos, głośniki, ekran. Cokolwiek, ale nic. Jedyny efekt, który udało mu się uzyskać, to zwiększenie mocy głośników.

Kondukt żałobny ciągnął się i ciągnął.

W końcu, gdy ostatni żałobnicy minęli magów, Lucjan ruszył za konduktem.
-Znajomy zapach, ze szpitala – rzucił na wyjaśnienie.

Nie chcąc się wyróżniać, a może nie chcąc być zauważonymi, magowie i pies skradali się z tyłu za ludźmi uczestniczącymi w ostatniej drodze zmarłego.

Coś tu jednak nie pasuje. Grzesiek przyglądał się budynkom. Wśród przepięknie zdobionych XIX-wiecznych kamieniczek, niczym wrzód na dupie usytuował się klasyczny PRL-owski dworzec autobusowy.



Grzesiek szarpną Jolkę, ponieważ to ona znajdowała się blisko niego.
- Patrz! – ręką z pilotem wskazał jej dworzec.
- No co? Gwiazdy Dawida nie widziałeś na bramie? – Jolka uwolniła się z uścisku.
Grzesiek spojrzał jeszcze raz.
Rzeczywiście. Wszystko byłą na miejscy. Zamiast zmory gierkowskiej, przepiękny budynek z kutym, żelaznym płotem. A na płocie Gwiazda Dawida.



Czyżby to synagoga?? Przeleciało przez głowę Euthanathosa.

-Cholera!! – warknął Julian. – Zgubiłem ślad.

Kondukt żałobny też gdzieś przepadł. A magowie stali na środku ulicy. Czarno-białe smugi mijały ich. Słońce wyraźnie przyspieszyło goniąc po horyzoncie.



* Tata Kazika, "A gdy będę umierał"
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 02-10-2009 o 13:31.
Efcia jest offline