Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-09-2009, 16:51   #181
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Jola cofnęła się o krok. Ton Adriana lekko ją wystraszył. Ale tylko na chwilę. Przez ten ułamek sekundy J.J. poczuła się jak uczennica, która zapomniała odrobić zadanie domowe. Serce przyspieszyło. Zimne poty wyskoczyły na czole. Kolana zmiękły. Kultystka już miała zacząć się tłumaczyć, gdy uświadomiła sobie, że przecież nie jest już uczennicą. A ten Hermetyk o belfrowskim zacięciu nie mógł być przecież dużo starszy od niej. Takich to ona zjada na przystawkę. Połyka w całości i wypluwa, nawet nie przeżuwając. Chłopak nawet nie zorientowałby się, a już…
Joline rozmyślania przerwała kolejna przedstawicielka Wielce Oświeconego Porządku Hermesa. I podobnie jak jej kolega z tradycji użyła tonu, który wielce wkurwiał Jolę. Zwłaszcza gdy tyczyło się to jej samej.

Jola już podkasywała metaforyczne rękawy, kiedy awanturę w zaczątku stłumiła Dagmara. Podając tę złą wiadomość.
- I sądzę - skomentowała prawniczka, wsadzając między pełne wargi mentolowego papierosa. - Że zabili Rodeckiego, żeby nam pokazać, że mamy się spieszyć. Bo wybiorą następną ofiarę i zrobią to znowu.

Grzesiu nie zgadzał się z Dagmarą, ale chwilowo postanowił zachować swoje przemyślenia dla siebie. Jego zdaniem, upiory zabiły Rodeckiego... bo mogły to zrobić. Więc to zrobiły.

- Lepiej już chodźmy. – Lucjan wyprzedził J.J. – To miejsce jest dziwne. Czas tu biegnie inaczej. – Mówiąc to pies ruszył przed siebie. Jego pan poszedł za nim. Później dołączyła do nich Dagmara, aczkolwiek niechętnie. Za nią Marek, który człapał za prawniczką taki jakiś niewyraźny i osowiały.
J.J. rzuciła groźne spojrzenie Grześkowi. Biedakowi oberwało się tylko dlatego, że chcąc być dżentelmenem został z kultystką. Jolka rozwinęła kolejną czekoladkę, którą znalazła w swojej przeogromnej torebce i z pietyzmem włożyła ją sobie do ust.
Słodka, aksamitna maź rozlała się po jej podniebieniu, pieszcząc je delikatnie. Jolka doznała niemal ekstazy.



Niczym święta Teresa spotykając anioła z rzeźby Giovanniego Lorenzo Berniniego.

- Czy w horrorach zawsze wszystko musi zasłaniać mgła? – Lucjan popsuł ten wspaniały moment.
- Hmmm…?? – odparł zamyślony Adrian.
- No popatrzcie sami. Nawet czubka własnego nosa nie widzę - Lucjan przystanął na chwilę, a Adrian wpadł na niego.



Wszędzie dokoła było biało. I pies miał rację, nie było prawie nic widać.

Czy w horrorach zawsze wszystko musi zasłaniać mgła?? Grzesiek powtórzył sobie w myślach.

Dziwny stan potęgowała jeszcze cisza. Żaden dźwięk, żaden szmer, nic, kompletnie nic nie dochodziło do ich uszu. Nawet nie słyszeli odgłosu własnych kroków. A sama rozmowa, jeśli ten monolog psa rozmową nazwać można, dziwnie dochodziła do ich uszu. Tak pusto. Tak inaczej. Trudno do określenia.

Gdy tak przyglądali się otaczającemu ich światu, Dagmara mimowolnie spojrzała na Marka. Mimo wszystko żal jej było chłopaka. Kiedy śmierć dotyka osoby bliskiej, nawet jeśli to nie jest rodzina, smutek i żal potęgują się.

- Oż, kur… - Hermetyczka jednak powstrzymała się przed siarczystym przekleństwem. – Tego przecież tu nie było.



Wszyscy zgodzili się z prawniczką. Z niewiadomych przyczyn, ktoś lub coś skróciło im drogę. Byli teraz w jakimś parku miejskim. I pocieszające było to, że mgła się rozrzedzała, tam w dali.

Gdy postąpili kilka kroków naprzód, mgła zniknęła całkowicie, ale znowu otaczał ich czarno-biały świat. Czarno-białe ulice. Czarno-białe kamienice. Czarno-biali ludzie.

Gdzieś w oddali do ich uszu dochodził znajomy dźwięk.

Wrzuta.pl - Marsz pogrzebowy

To Chopin, to Chopin. Gdzieś w podświadomości uroiła się myśl. Wszystkim.

- Marsz pogrzebowy. – Grzesiek przerwał ciszę. – Jest marsz, jest i pogrzeb. – Wskazał na czarno-biały pochód, który ich mijał.



Grzesiek mimowolnie nacisnął losowo wybrany guzik na swoim pilocie. Na ścianie jednego z budynków ukazał się wielki telebim, a niewidocznych głośników, na cały regulator popłynęły słowa piosenki.

A gdy będę umierał
To nie przyjdzie generał
Ziewnie z cicha dyrektor
Bo umiera byle kto
Serce pluśnie w staw ciszy
Doktór papier podpisze
Szakal z hieną z kantorka
Złożą rzeczy do worka
Żona przyjdzie w welonie
Masz przepustkę Charonie
Złoty ząbek zostawić
Piórko z głową poprawić
A gdy będę chowany
Syn zapłacze pijany
Zdepcze szarfy dostojne
Potem pójdzie na wojnę
Na cmentarzu pod murem
Słońce zajdzie za chmurę
Drobny deszczyk pokropi
Pamięć moją zatopi
A na stypie z bigosem
Strasznym krzyknie ktoś głosem
Wyjdziesz patrzeć kto woła
Znajdziesz ciszę dookoła. *

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=rpBgpDVpBCA[/MEDIA]

Na telebimie wyświetlił się teledysk.

Niewzruszony kondukt mijał ich dalej. Ale poruszali się oni jakby w takt muzyki lecącej z głośników.
Grzesiek bezskutecznie usiłował wyłączyć głos, głośniki, ekran. Cokolwiek, ale nic. Jedyny efekt, który udało mu się uzyskać, to zwiększenie mocy głośników.

Kondukt żałobny ciągnął się i ciągnął.

W końcu, gdy ostatni żałobnicy minęli magów, Lucjan ruszył za konduktem.
-Znajomy zapach, ze szpitala – rzucił na wyjaśnienie.

Nie chcąc się wyróżniać, a może nie chcąc być zauważonymi, magowie i pies skradali się z tyłu za ludźmi uczestniczącymi w ostatniej drodze zmarłego.

Coś tu jednak nie pasuje. Grzesiek przyglądał się budynkom. Wśród przepięknie zdobionych XIX-wiecznych kamieniczek, niczym wrzód na dupie usytuował się klasyczny PRL-owski dworzec autobusowy.



Grzesiek szarpną Jolkę, ponieważ to ona znajdowała się blisko niego.
- Patrz! – ręką z pilotem wskazał jej dworzec.
- No co? Gwiazdy Dawida nie widziałeś na bramie? – Jolka uwolniła się z uścisku.
Grzesiek spojrzał jeszcze raz.
Rzeczywiście. Wszystko byłą na miejscy. Zamiast zmory gierkowskiej, przepiękny budynek z kutym, żelaznym płotem. A na płocie Gwiazda Dawida.



Czyżby to synagoga?? Przeleciało przez głowę Euthanathosa.

-Cholera!! – warknął Julian. – Zgubiłem ślad.

Kondukt żałobny też gdzieś przepadł. A magowie stali na środku ulicy. Czarno-białe smugi mijały ich. Słońce wyraźnie przyspieszyło goniąc po horyzoncie.



* Tata Kazika, "A gdy będę umierał"
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 02-10-2009 o 13:31.
Efcia jest offline  
Stary 14-09-2009, 17:53   #182
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Adrian był zdenerwowany lecz oczywiście starał się tego nie ujawniać. Co z tego, że po czole galopował zimny pot, a serce biło jak oszalałe kiedy to twarz miał iście kamienną, a chód dziewiętnastowiecznego gentlemana? Uśmiechnął się niemrawo w kierunku Lucjana. Wilczur wpatrywał się błędnym wzrokiem w Gwiazdę Dawida strosząc sierść i jakby szykując się do skoku, ataku.

-Lucjanie, czyżby wspomnienia?
-Ten symbol jest zły. Za dużo istot umierało w jego imię, zbyt wielu umierało z powodu noszenia go, zbyt wiele cierpienia przypieczętowano nim jako trądem. Zbyt wiele śmierci w nim, za niego i z jego przyczyny. Nie powinno być takich symboli.
-Nie wydaje ci się, że mówisz jak stary pryk?
-A co, zwęszyłeś konkurencje? No, nie bądź taki sztywny, panie patrzą...

Wilczur kilka razy zaciągnął głośno nosem w już dużo lepszym nastroju. Drobna wymiana zdań uspokoiła Adriana, rozluźniła sytuacje i... Pomogły w myśleniu.

-Mamy zamiar błąkać się jak dzieci we mgle czekając, aż trafimy na coś interesującego? Jeśli wypadnie na nas coś złego, naprawdę to co? Będziemy to smażyć? Owszem, Ars Essentiae powinno tutaj działać lecz nie ręczę za konkretne efekty w miejscu pod rządem Ars Spirituum i Ars.. Ars.. Ars...

-Ars Fati i Ars Temporis, Adrianie. Zrazu zaznaczam druhu, że Ars Materiae ma tutaj znikomy wpływ gdyż większość tego, co wy nazywacie wzorcami jest duchem. Wyjątek czasem stanowią właśnie siły... Nie przerywaj. Wiem do czego zmierzasz. Spróbuj, ale dodałbym Ars Vis...

-Nie sądzisz, że zabawnie wygląda ta dyskusja?

-Nasza koleżanka się nie wytłumaczyła co jest jeszcze zabawniejsze. Na starość łagodniejesz, belfrze.

Lucjan zamerdał ogonem., tymczasem Adrian wyjął spod garnitury zawieszony na łańcuszku flakon, szklany wzmocniony srebrem nosił w środku płynną, metaliczna ciesz – rtęć. Polonista przyłożył go bliżej twarzy aby właśnie przez owy metal dogadać świata.

Adrian patrzył.

- To nie jest dobry pomysł - zaznaczył Lucjan cicho.
Po oczach hermetyka przesunęło się coś delikatnie. Jakby zasłona.
- Wiesz, to jest świątynia - marudził Lucjan.
Kolejny dotyk, miękki i szeleszczący, i wzrok Adriana przebił się do wnętrza synagogi. Musnął spojrzeniem babiniec na galeryjce o pięknie kutej balustradzie i przeniósł wzrok na centrum świątyni, gdzie pod drewnianym baldachimem, wyrzeźbionym na kształt namiotu, stała bima.
- Ani to grzeczne... - fuknął Lucjan.
Kolejna zasłona musnęła oczy hermetyka, kiedy spojrzał za kazalnicę, na Aron Ha-kodesz, za którego drewnianymi drzwiami chowano zwoje Tory. Wnętrze świątyni pojaśniało.
- ... ani bezpieczne - uzupełnił pies.
Hermetyk musiał się zgodzić. Już widział-czuł, że budynek jest chroniony. Zasłony i ich zawirowania jasno mówiły o czyjejś obecności.
Delikatne świerzbienie skóry, ukucie bólu i Adrian oślepł. Nagle, natychmiastowo i całkowicie.
Nie, jednak jakiś błysk światła...
- Jeśli czujesz potrzebę modlitwy, nieznajomy, otworzę świątynię - zadudnił męski, tubalny głos, a z każdym słowem wzrok wracał do Adriana. A więc to było tylko ostrzeżenie.
Z przybudówki wysunęła się plama cienia. Wiła się i zmieniała, jakby szukając właściwej formy. Wreszcie rozdzieliła się na dwoje i nabrała kształtu. Stary mężczyzna w baraniej czapie, długim chałacie, z drewnianą kołatką zawieszoną na pasku. W ciemnych oczach wieczne trwanie, podzielone równo na kawałki codzienności. Przy jego stopach posłusznie kroczył czarny, kudłaty mieszaniec. Szames i jego pies.
- Rzadko odwiedza mnie ktoś, kogo chciałbym wpuścić do świątyni.
A jednak ktoś go odwiedzał. Przed Adrianem na ziemi wydeptane miejsce, wytarta niecierpliwym czekaniem trawa.
Szames prześlizgnął wzrokiem po Joli i to, co zobaczył, wyraźnie nie przypadło mu do gustu. Równie wyraźny był smutek w jego czarnych oczach, kiedy spojrzał na Marka i Dagmarę.
Hermetyk schował flakon, wyprostował się i i przyjął pewną postawę, bynajmniej nie dumną, a tylko pewną, postawę szacunku bez zbędnego płaszczenia się. I zaczął recytować, pięknie i kwieciście zwracając się do Szamesa. Wiersz Tadeusza Różewicza Oocalony”.

-Mam dwadzieścia cztery lata
ocalałem
prowadzony na rzeź.

To są nazwy puste i jednoznaczne:
człowiek i zwierzę
miłość i nienawiść
wróg i przyjaciel
ciemność i światło.

Człowieka tak się zabija jak zwierzę
widziałem:
furgony porąbanych ludzi
którzy nie zostaną zbawieni.

Pojęcia są tylko wyrazami:
cnota i występek
prawda i kłamstwo
piękno i brzydota
męstwo i tchórzostwo.

Jednako waży cnota i występek
widziałem:
człowieka który był jeden
występny i cnotliwy.

Szukam nauczyciela i mistrza
niech przywróci mi wzrok słuch i mowę
niech jeszcze raz nazwie rzeczy i pojęcia
niech oddzieli światło od ciemności.

Mam dwadzieścia cztery lata
ocalałem
prowadzony na rzeź.

Zakończył dość teatralnym gestem poprawiania zluzowanego krawatu. Pochylił głowę.

-Jestem Adrian, mag Porządku Hermesa. Poszukuję miejsca do modlitwy i mistrza. W tym miejscu potrzebuję mistrza aby pokazał mi różnice. Tutaj ciemność i światło to jedno.

Wielki gest dezaprobaty wyraził Lucjan, parsknął i podkulił ogon. Czekał na coś tak samo jak jego pan. On jednak w pewłni rozumiał postępowanie nauczyciela, o wiele bardziej niż on sam. Avatar był iskierka, inspiracją, czymś nienamacalnym i często bezpostaciowym. Taki bywał u Adriana.

Kiedy Adrian się przedstawił, brew szamesa podskoczyła ciekawie do góry.

Wysłuchał wiersza cierpliwie, z zadumą gładząc kudłatą głowę psa.
- Człowiek i zwierzę bywa jednym. Bywa, że w myślach jednego człowieka światło i ciemność istnieją równie silnie. Jestem tylko starym stróżem synagogi, Adrianie z Porządku Hermesa. Nie mam prawa osądzać, ani tym bardziej nauczać, jak sądzić. Mnie dano tylko oczy, abym widział smutnych ludzi obarczonych swoimi grzechami i prawo zamknięcia przed nimi drzwi świątyni, dopóki nie pogodzą się z Bogiem, z bliźnimi i samymi sobą, dopóki nie odnajdą w swoim sercu światła. Tak, tak... trwałem przy kolejnych rabinach nauczających w tej synagodze. To byli mądrzy ludzie, mądrzejsi niż ja, choć trwam tu przez wieki. Prawie wszyscy zgadzali się co do tego, że Słowo Boga nigdy się nie kończy. Żadne słowo Boga nie jest Jego ostatnim słowem. Sąd Boży wcale nie jest ostateczny. Jeżeli człowiek zmieni swe postępowanie, Bóg zmieni swój sąd. I wszyscy zgadzali się co do tego, że największą ciemność w sercu rodzi niegodziwość, która pociąga za sobą innych - posmutniał na chwilę, choć rozmowa sprawiała mu wyraźną przyjemność. W jego głosie pojawiła się nieoczekiwana surowość - Jeśli więc chcesz koniecznie grzeszyć, Adrianie z Porządku Hermesa, zamknij drzwi swego domu, i grzesz sam. Jeśli wciągniesz w to innych, obciążą cię i ich czyny. A wtedy może się okazać, że łańcuch niegodziwości jest zbyt długi, a na powrót do światła zbraknie ci życia.

-Pragnę tylko modlitwy. Może on, tutaj, odsłoni mi choć trochę prawdy. Niektórzy uważali, że przez prawdę i poznanie Pana można dostąpić zbawienia, też tak uważam. Jednak teraz tylko proszę o możliwość modlitwy i prawdę bardziej ludzką niżeli boską. Prawda potrzebna jest mi do zbawienia pewnej istoty i ocalenia innych przed Otchłanią. Wszakże nie ma jeszcze Mesjasza który by ich stamtąd wyprowadził.

Adrian ze spokojem, uczniowska pokorą, a zarazem mimowolnym sprytem i wrodzoną, naturalną dla Prządko Hermesa wymową do osiągnięcia celów, wypowiedział się. Był neognostykiem, a kultura żydowska wydawała się mu przez to choć trochę bliższa. Uśmiechnął się nieśmiało, dalej był spięty. I co ważniejsze, naprawdę pragnął zwykłej modlitwy. Skoro to co duchowe było bliżej stwórcy to modlitwa w duchowej świątynia nie ma równych. Miał też przed oczyma zapłakaną Hale po śmierci Michała.

-Mogę wejść z mym przyjacielem?

Lucjan pokiwał zrezygnowany głową.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 14-09-2009, 21:17   #183
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Post

Fenomenalnie.-skwitował zaistniałą sytuację Grzegorz. Przeżywająca ekstatyczne doznania Jola mu nie przeszkadzała, ale olewający ich Adrian a i owszem. Z sporą dawką agresji w każdym ruchu zaczął uderzać w klawisze swojego pilota, starając się zaprogramować do kolejnego zadania ten cud techniki jego autorstwa. Dźwięki jakie przy każdym wciśnięciu wydawało urządzenie, przypominały odgłosy numeru wybijanego w telefonie komórkowym. W tym upiornym miejscu odbijały się echem tworząc atmosferę jakby ktoś pisał esemesa w trakcie teatralnego przedstawienia.

-Adrianie, o nas się nie martw, cieszę się że o nas pamiętasz, ale poradzimy sobie. -rzucił kąśliwą uwagę w kierunku hermetyka.

-Dobra, dziouchy…-westchnął przeciągle, jednak reakcja ze strony jego gadżetu świadcząca o gotowości do działania momentalnie wywołała na jego twarzy uśmiech. –Macie jakieś pomysły co robimy kiedy nasz kolega Adik będzie hm… zasięgał języka?

Czekając na odpowiedź, Grzegorz nie próżnował. W zasadzie, nie próżnował odkąd uświadomił sobie że są w… w teori gdzieś w Niskiej Umbrze, ale równie trafne zdawało się ordynarne stwierdzenie że byli głęboko w, za przeproszeniem, dupie. Po dojściu do takiego wniosku, Grzegorz miał przez chwilę obiekcje czy przy takim podejściu wypada mu się modlić, jednak po wspomnieniu ostatniej kiblowej epifanii wszelkie dylematy moralne zniknęły. Tak więc, od czasu kiedy uświadomił sobie swoje położenie, Grzegorz żarliwie modlił się w głębi ducha. Nie było to jednak jedyne działanie jakie podejmował by ruszyć zaistniałą sytuację. W Boską interwencję wszak nie wierzył, wiedzący że Bóg już wystarczająco nagiął dane po potopie słowo, dając takim jak on zdolności które nazywali magiją. Dla tego też, czekając na reakcję swoich współtowarzyszek, rozpoczął kolejne skanowanie otaczającej go rzeczywistości z wykorzystaniem wszystkich otrzymanych od Pana, darów…

-Mazel tow…- rzucił jeszcze za psem i jego właścicielem.
-Mam nieodparte wrażenie, że nie tylko my jesteśmy tutaj nieco bardziej materialni od tych... duchów. -Grzegorz z trudem przełknął slinę, wyraźnie zakłopotany potrzebą skonkretyzowania otaczającego ich świata. Mysli które go ogarneły, delikatnie mówiąc, nie przypadły mu do gustu. Przez chwilę wróciły wspomnienia z "seansów terapeutycznych" zaserwowanych mu przez współpracowników TW Diabła. To byli bardzo doświadczeni terapeuci, uczący się zapewne od Stalinowskich prawców, z wieloletnimi doświadczeniem w pracy w obozach reedukacyjnych... Nie mniej, jedna myśl naprawdę przeraziła Grzegorza. Tym mocniej odrzucił ją i otrżąsnął się.-Spójrzcie na tę trawę, rozumiecie co mam na myśli?
 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel
Ratkin jest offline  
Stary 17-09-2009, 11:08   #184
 
MigdaelETher's Avatar
 
Reputacja: 1 MigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwu


Całe miasto tonęło we mgle. Wiłą się ona między zabytkowymi kamienicami, oplatała latarnie, pochłaniała oddalona o kilkadziesiąt metrów budynki. Całkowicie, zachłannie, niczym wielką tajemnicę skryła szczelnie horyzont za swym mlecznobiałym woalem. Jola na poły z fascynacją, a na poły z przerażeniem obserwowała świat w którym się znaleźli. Miała wrażenie, że oto stała się częścią obrazu jasnego ze słynnych francuskich impresjonistów. Spojrzała na swą dłoń, nawet ona wydawała się jakaś nie realna, rozmyta... Z kontemplacji tych niezwykłych, artystycznych doznań wyrwał ją głos Hermetyka. Jak na zawołanie przed oczami stanęły jej wszystkie przerażające i niesamowite obrazy z ostatnich kilku dni, a zwłaszcza szponiasta, wyginająca się na parapecie paniusia. W jednym momencie ktoś wykopał Jolkę z malarskiego arcydzieła wprost do podrzędnego horroru klasy B. Nagle przed oczami stanęły jej kadry rozpoczynające Silent Hill.




Dziewczyna, aż podskoczyła na dźwięk głosu Grześka. Już była przygotowana, że za moment rozlegnie się przeraźliwy głos syreny, a oni będą musieli desperacko walczyć o swoje życie.

- Czy my przypadkiem nie powinniśmy się nie rozdzielać? - Jolka powiodła wzrokiem po pozostałych, grzesiowa wzmianka o duchach i ich materialności bynajmniej nie poprawiła jej nastroju.

- W ogóle kto z Was ostatnio uprawiał sex...? - Jolka trajkotała trochę bez sensu wysypując na chodnik u ich stóp zawartość swojej gigantycznej torebki, widząc mieszankę zakłopotania z przerażeniem na twarzy swoich towarzyszy, wyjaśniła rzeczowo - No jak to nie oglądacie horrorów? W takich okolicznościach w jakich się znaleźliśmy jako pierwsi zawsze giną ci, którzy ostatnio uprawiali sex.

Z wielkiej sterty leżących na bruku bez ładu i składu rzeczy Jolka wydobyła pomiętą, na wpół opróżnioną paczkę papierosów, krwistoczerwoną szminkę oraz ostro zakończony pilnik do paznokci. Resztę jednym, szybkim ruchem zgarnęła z powrotem w przepastną czeluść, wielkiej, skórzanej torby. Potem, jakby to była najnormalniejsza rzecz w świecie zdjęła czarną, bawełnianą bluzkę, w którą zdążyła się przebrać w ramach poprawy komfortu w schronisku.




Stała między nimi półnaga, obfity biust ledwo co mieścił się w obszytych czerwoną satyną miseczkach stanika. Jej przedramiona, pierś i część brzucha pokrywały barwne, misterne rysunki. Anatomiczne serce wytatuowane tuż nad szczeliną utworzoną, przez półkule jej kształtnych piersi, poruszało się lekko przy każdym oddechu, tworząc złudzenie prawdziwego, bijącego organu. Nie bacząc na reakcje pozostałych, Jolka złapała za rękę przerażonego Różogórskiego i dziabnęła go w palec ostrzem pilnika. Chłopak wrzasnął przeciągle, próbując oswobodzić dłoń z żelaznego uchwytu Kultystki. J.J trzymała go jednak mocno, do póty, do póki nie umazała stalowego przyrządu do maicuru, jego ciemną, wolno sączącą się z niewielkiej rany krwią.*

- No co tak stoicie? - ponagliła pozostałych - Macie coś co może posłużyć jako broń?

Kiedy patrzyli na nią jakby do reszty postradała zmysły, z szerokim uśmiechem na twarzy wyjaśniła.

- Co będzie lepszą bronią na duchy, upiory czy inne demony, jeśli nie krew niewinnego - uśmiechnęła się jeszcze bardziej, zadowolona z siebie - Krew dziewicy! Widzieliście może taki film Rzeźnia...?

* Pierwsza
 
__________________
Zagrypiona...dogorywająca:(

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 17-09-2009 o 11:20.
MigdaelETher jest offline  
Stary 18-09-2009, 17:50   #185
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Dagmara była przyzwyczajona do mgły. Tam, skąd pochodziła deszcz i mgła trwały naprzemiennie niemal nieustannie. Jeśli tylko zdarzało się kilka dni pogody znaczyło to, że trwa właśnie „krótki okres bez opadów. Jak to mawiają… „angielska pogoda”. Była przyzwyczajona do niepogody, do zimna, wiatru i mgły, a jednak otaczająca ją rzeczywistość napawała ją strachem. Być może wynikało to z tego, że umbralna mgła była jak symbol pochłaniającego Zła.


Gdy dotarli do świątyni, wyglądało na to, że znów się rozdzielą. Adrian z nieznanych jej bliżej powodów zamierzał się od nich odłączyć. A przecież Baade wyraźnie mówił, że muszą się trzymać razem. Cóż mogła jednak zrobić? Adrian był dorosłym facetem, w dodatku facetem niemal całkowicie jej obcym. Nie miała nawet pojęcia cóż to za tajemnicze sprawy sprowadziły go do tego zapomnianego przez Boga i ludzi miejsca. Z tego należało wyciągnąć prosty wniosek, że nie powinna się nim martwić. Tym bardziej, że miał z nim zostać Lucjan. No i ostatecznie, Hermetyk wyglądał na bardziej zaradnego niż ten zdziecinniały kretyn, Rodecki. Cholera! Nie powinna się źle wyrażać o zmarłych. Powinna się za to cieszyć, że to nie ona była wtedy na jego miejscu.

- Czy my przypadkiem nie powinniśmy się nie rozdzielać? – powiedziała Jolka wodząc wzrokiem po pozostałych.
- Ano nie powinniśmy – przyznała Dagmara patrząc na odchodzącego Adriana. – Ale oni i tak zrobią po swojemu – dodała uśmiechając się do Kultyski w sposób, który zapewne miał oznaczać, że jest to odwieczna, kobieca prawda.

Jolka nie odpowiedziała. Paplała w najlepsze o przysłowiowej „dupie Maryny” jednocześnie usiłując coś znaleźć w rozgardiaszu w swojej torebce. Wreszcie złapała metalowy pilnik i bez żadnych ceregieli ukłuła nim Marka.

- No co tak stoicie? - ponagliła pozostałych J.J. - Macie coś co może posłużyć jako broń? Co będzie lepszą bronią na duchy, upiory czy inne demony, jeśli nie krew niewinnego - uśmiechnęła się jeszcze bardziej, zadowolona z siebie - Krew dziewicy! Widzieliście może taki film Rzeźnia...?

Ostatnie pytanie Dagmara grzecznie zignorowała. Ale sama idea wydała jej się słuszna. Bez słowa sięgnęła do swojej torebki, po czym wydobyła z niego małe drewniane pudełeczko, które po otwarciu okazało się być etui z zestawem do manicure w środku.


– Dysponuję jeszcze nożyczkami. Któryś z panów chce się poczęstować? - zapytała z rozbawieniem sięgając po swój pilnik. Nie czekając na odpowiedź podała go Joli i rzekła – Jolu, bądź tak miła…

- Swoją drogą – kontynuowała kobieta odzyskawszy swój pilniczek – sądzę, że powinniśmy zadbać nie tylko o ochronę dla ciała, ale i umysłu. Byłoby kiepsko, gdyby któreś z nas zostało opętane przez jednego z tych duchów.

Zanim inni zdążyli się ustosunkować do jej stwierdzenia, zabrała się do realizacji swojego planu. Przeszła się wzdłuż ścian synagogi wyraźnie czegoś szukając. Wreszcie znalazła wmurowaną we wschodnią ścianę budowli kamienną tablicę z wyrytymi nań hebrajskimi napisami. Wszystko stare, spękane i pokryte siateczką z porostów. Stara księga to to nie była, ale jak to mówią „Jak się nie ma co się lubi…”


Przejechała palcami po chropowatej powierzchni płyty. Opuszkami palców wodziła po wyrytych w skale symbolach, śledziła ich bieg powoli i dokładnie, tak jakby bała się , że umknie jej jakiś szczegół.*
Zamknęła oczy. Długo milczała, skupiając się na czymś. Wreszcie spojrzała na pozostałych i powiedziała pewnym siebie głosem:
- No… gotowe. Ale to chyba nie był nasz ostatni problem – dodała z przekonaniem. – Jak rozumiem zamierzamy odwiedzić Stillerów. Czy ktoś wie, gdzie powinniśmy się udać, albo przynajmniej ma pomysł, jak się tego dowiedzieć?

*Umysł
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 18-09-2009 o 18:59.
echidna jest offline  
Stary 21-09-2009, 19:46   #186
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
- Tutaj... nie spodziewamy się Mesjasza - mruknął gorzko szames, ale sięgnął między fałdy chałata, dobywając pęk kluczy.
- Zostań - warknął ostro do swojego psa, który próbował się wcisnąć przez drzwi.

Mareczek szarpnął się w stalowym uścisku kultystki i wydarł się wniebogłosy, kiedy dziabnęła go pilnikiem. Pies szamesa wstał i zjeżył sierść. Rozwarł paszczę i... Grześ miał obawy, że zwierzę zaraz przemówi, pełnymi zdaniami i gramatycznie, piękną polszczyzną, albo - nie daj Boże - trzynastozgłoskowcem, ale nie. Pies najzwyczajniej, po psiemu, zawarczał na kultystkę, obnażając wielkie, śnieżnobiałe kły.

Kiedy Jola puściła jęczącego "no co wy, no co wy?" młodocianego eterytę, pies uspokoił się momentalnie. Położył się, układając kosmaty łeb na przednich łapach i zdawał się spać.

Zadowolona z siebie Jola poprawiała makijaż. Dagmara obklejała palec urażonego eteryty plasterkiem dobytym z głębin torby. A Grzesiu, błogosławiąc tę chwilę ciszy, jaką dała mu nieobecność hermetyka i jego trajkoczącego, przemądrzałego sierściucha, rozłożył laptop w celu obejrzenia sobie krótkiego seansu filmowego.

Ze śladów już zdążył wydedukować, że odwiedzający świątynię jest mężczyzną. Toteż zdziwił się niepomiernie, gdy film rozpoczął się od zbliżenia na twarz ciemnowłosego chłopca.

A potem, w planie amerykańskim, Grzesiu zapoznał z modą dziecięcą sprzed dziesięcioleci - nader kretyńskim marynarskim ubrankiem chłopca, a także z tym, na co dziecko patrzyło.


- Frederik! Paniczu Stiller! - rozległ się kobiecy głos z silnym francuskim akcentem. Chłopiec odwrócił głowę i scena się skończyła.

Kolejna przedstawiała brukowaną ulicę, blady świt pełznął między budynkami. Na kamieniach bruku i latarniach lśnił mróz. Szames owinięty w kożuch, z czapą nasadzoną głęboko na uszy, szedł ulicą i trząsł drewnianą kołatką. Przy niektórych domach przystawał i pukał w zamknięte okiennice. Mróz puszczał. Za plecami szamesa drzewa wypuszczały pąki i liście, budziły się gwałtownie, by po chwili pokryć się brązem i czerwienią jesieni, znów zrzucić szaty i znów zasnąć pod śniegiem.

Gdziekolwiek przebywał obecnie Frederik, potomek Jaśnie Oświeconej hermetyckiej rodziny Stillerów, to miejsce nie znajdowało się w szeroko pojętym tu i teraz. Próby poszukiwań obecnego miejsca pobytu kończyły się fiaskiem... Nie, wróć. Kończyły się na małym, okrągłym placu niedaleko synagogi. Jakby wchodząc tam, przestawał istnieć dla tego świata.

***

Szames zamknął za Adrianem drzwi na klucz. Przystanął obok wejścia na galeryjkę.



- Idźcie, poszukam świec, ciemno tu - mruknął przepraszająco.
- Poszukam z tobą - zaoferował Lucjan z podejrzanym entuzjazmem.

Ich kroki i rozmowa cichły w coraz dalszych pomieszczeniach. Raz na jakiś czas Adriana dobiegało skrzypnięcie drzwi.

Adrian został sam w cichej synagodze i szukał słów. Te umykały mu jak na złość, a hermetyka męczyło przeczucie, że zapomniał o czymś ważnym, nieodzownym. A potem myśli, pchające się mu na wyprzódki na czoło jego toku myślenia, zwolniły i stanęły.

- Mamy dobrego Boga - rozbrzmiało w ciszy świątyni i Adrian zdał sobie sprawę, że te przepojone pewnością słowa opuściły jego własne usta.

Z korytarzyka prowadzącego do chederu padł chybotliwy snop światła.

- A dlaczego zamykasz drzwi? - cichy głos Lucjana.
- Niektórzy nie mogą tu wejść. Zgrzeszyli i ten grzech obciążył ich zbyt mocno. Ale mamy dobrego Boga i istnieje droga powrotu. Zawsze tu na niego czekam, i czekam chwili, kiedy będę mógł otworzyć mu drzwi świątyni. To będzie radosny dzień. Miłość porusza tryby wszechświata. Miłość jest początkiem i końcem wszelkiej rzeczy. Miłość otwiera wszystkie drzwi, panie Lucjanie.
- Ale ty swoje trzymasz zamknięte - wskazał Lucjan uprzejmie.
- To nie są moje drzwi. A czasami sama miłość nie wystarczy.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 21-09-2009 o 20:26.
Asenat jest offline  
Stary 27-09-2009, 12:52   #187
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Zaniepokojony otaczająca go ciemnością Adrian wysilił się, przybrał minę zgniłego jabłuszka i począł się rozglądać. Nie minęło nazbyt wiele czasu kiedy to hermetyk znalazł klucz. Stary, ciężki i zdobny klucz który właśnie, o dziwo, nie był efemeryczny. Lita, nie przetransformowana materia. Chwycił za koniec klucza trzymając kółko od niego niczym podstawkę pod świece której nie było. Ale miała być.
Hermetyk wyjął dziwny flakon i zaczął kreślić nim skomplikowane wzory nad kluczem. Najpierw miast czerni zrobiło się szaro, półmrok, a następnie na czubku kolka klucza zawisła kula światła robiąca to co powinna – oświetlała pomieszczenie. Pod sufitem hałasowały jakie stworzenia, tasmanoidalne, czasem zwierzęce ale bez wątpienia przypominały ogromne nietoperze, równie przestraszone i chowające się w zakamarkach pod wpływem światła jak Adrian był zaniepokojnony ich obecnością. Adrian z spokojem kryjącym przestraszone wnętrze pyta szeptem:

-Boicie się światła wiekuistego?

Zaszemrały i chyba uzgadniają wersję zeznań niczym zwierzyniec, stado studentów w bibliotece lub też jacykolwiek uczniowie podczas lekcji wolnej. Oj, tych tworów to Adrian nie zwykł robić.

-Boimy się zatracenia. Śmierdzisz tym, który zakłamuje drogi.

Szames za plecami Adriana chrząknął. Obok niego stał Lucjan.

- Widzę, że poznałeś już moich gości. Nie niepokój ich. Boją się i nie lubią obcych.

Adrian z smętnym Siemiechów przykrył górę światła dłonią aby zaciemnić sufit:

-Zauważyłem. Śmierdzę.

Skomentował poszukując Lucjana wzrokiem który to począł robić wymownego zeza. Tymczasem Szames postawił świeczkę i spytał, czy Adrian znalazł czego szukał. Adrian trochę zdenerwowany, z lekko drżącym głosem, zapytał.

-W którym pomieszczeniu gości Bóg? Dowiedziałem się tylko, że jestem magiem jeśli czytam co trzeba i że nie mamy tutaj dobrej opinii.

Szames uśmiechnął się i rozłożył ręce.

- Wierzę, że wszędzie. Chcę wierzyć, że od żadnego miejsca nie odwrócił oczu.

-Chciałbym wierzyć, że mi pomożesz. Mogę liczyć na odpowiedź na pytania? Chciałbym także pomóc.

Szames skinął głową i powiedział, że poczeka w budynku dawnej szkoły aż skończysz się modlić. Pokazał drzwi

-Ile razy udzielałem twoim przodkom porad na temat wiary, tyle razy wynikały z tego same problemy - żachnął się. - Niezależnie od wyznania. Nie wiem, czym i gdzie jest to, gdzie jesteśmy. Kto to stworzył, bo takie miejsca nie powstają same? Co się stanie, jeśli wprowadzimy tu zmiany?

Adrian przysłonił dłonią górę świetlnej kuli aby na sufit padał cień nie płosząc dziwnych lokatorów. Został sam z Lucjanem, pies położył się, a mag przyklęk mrożąc. Był neognostykiem i idea typowej modlitwy była mu raczej obca. Cisza i pustka, dogłębne poszukiwania światła i przemyślenia, to mknęło pociągiem przez jaźnie Adriana. Siedem niebios, dobry bóg, wielki pojedynek, drażeta niebiańscy...
Nabrał tchu. Poczucie dobrze spełnionego obowiązku przemieszało się z świeżością powietrza. Oświetlając sobie drogę kluczem zabrał Lucjana i ruszył na spotkanie Szamesem.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 22-10-2009, 22:25   #188
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Grzesiek z dziwnym wyrazem twarzy malującym się na jego nieogolonym obliczu obserwował poczynania Joli, zwłaszcza te związane z ich cichym i skołowaciałym kolegą. Niby to dla niepoznaki wyciągnął swój uber-pilot z kieszeni i zaczął się nim bawić. Z jednej strony, zarówno jego dusza , jak i -nie oszukujmy się- ciało, radowały się na widok młodej Kultystki. Z drugiej jednak, był oburzony jej zachowaniem, choć sam do końca nie wiedział dla czego.

-Dobra dobra, oszczędzajcie kolegę bo jeszcze się zepsuje to jego dziewictwo do końca naszej pożal się Boże, przygody… -wymruczał nadąsany. Nie trzeba było głębokiej psychoanalizy żeby domyślić się że sam wolałby znaleźć się na jego miejscu. Gdzieś w głębi ducha, jakaś część Grzesia, ta ubrana w skóry, lateksy i dzierżąca pejcze oraz inne szpicruty, stała się bardzo skonfundowana, niewiedzą czy cieszyć się z widoków, czy żałować że Grzesiu jako całość nie spełniał wymogów Kultystki…

-Tak, ja znam drogę, właśnie sobie ją wczytałem, więc trafimy myślę szybko…-odpowiedział Joli i nie odrywając wzroku od wyświetlacza na swoim cudownym gadżecie ruszył przed siebie. –Na wschód…. Tam musi być jakaś cywilizacja!

Po prawdzie, to był po prostu nadąsany i idąc bawił się dalej pilotem. Był zbyt skoncentrowany na trasie by zrobić coś pożytecznego przy tym, jednak mimo to próbował. W tej chwili przewijał sobie nagrania z wszystkich dotychczasowych jego użyć w tym tygodniu. Może coś istotnego przeoczył?



Droga nie była długa, aczkolwiek kręta. Grzesiu był nieco zawiedziony, liczył że ich wyprawa przez tę umbralną dziedzinę będzie może nie bardziej usiana „encounterami” niczym wczytywanie lokacji w komputerowych grach rpg, ale jednak coś bardziej… no bardziej taka, żeby reszta mogła docenić jego kunszt przy jej skracaniu. Grzesiu nie był w pełni usatysfakcjonowany…

-Ja się na umbrze za dobrze nie znam i nie żebym narzekał…-westchnął, gdy docierali do celu.-ale ta kraina dzięki Bogu wydaje się mało hm…zamieszkana.

-Niestety, obawiam się że teraz nie będzie nam dane w spokoju splądrować Sanctum tych Hermetyków, bez urazy Dagmaro, tylko czeka nas ostra przeprawa. –odwrócił się do reszty i ocenił ich, z braku lepszego słowa, siły.



-To co, mamy wszystko? Pilnik co by wrogów przy temperować jest? Dziewica do rzucenia na pożarcie ewentualnym smokom, też widzę jest. Szkoda tylko że gadającego psa Gaspode zostawiliśmy heh…

 
__________________
-Only a fool thinks he can escape his past.
-I agree, so I atone for mine.


Sate Pestage and Soontir Fel
Ratkin jest offline  
Stary 24-10-2009, 23:01   #189
 
MigdaelETher's Avatar
 
Reputacja: 1 MigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwuMigdaelETher jest godny podziwu
Otaczająca ich sceneria była naprawdę upiorna, Jolka była spięta. Za każdym razem, kiedy skręcali w kolejną ulicę, kiedy mijali następny załom, dziewczyna ściskała mocniej w spoconej dłoni swój naznaczony magyia pilniczek. Jednak nic się nie stało, gdzieś w głębi duszy Jolka odczuwała nawet pewien zawód. Adrenalina pulsował w jej żyłach, ciało poruszało się gibkimi kocimi ruchami, zmysły wyostrzyły się...

Upiory cip, cip, cip...wychodźcie gdziekolwiek jesteście!



W końcu, młody Eutanatos zatrzymał się przed wielkim, starym, posępnym budynkiem. Płaskorzeźby na frontonie wykrzywiały szkaradne mordki w odrażających grymasach. Jolka poczuła jak zimna kropla potu spływa jej powoli wzdłuż kręgosłupa. Drobne włoski na przedramionach zjeżyły się nieprzyjemnie. Kultysta spojrzała krytycznie na swoją rękę, jak to wszytko się skończy będzie trzeba pomyśleć o kompleksowej depilacji.

- Jeszcze chwila! - J.J z szerokim uśmiechem wyciągnęła z kieszeni bluzy różową, nawilżającą szminkę.

- Eeee to chyba nie jest najlepszy moment na poprawianie makijażu... - załamany Grzesiek spojrzał na towarzyszkę błagalnym wzrokiem.

Jolka zmierzyła go od stóp do głów pełnym wyrzutu, lodowatym spojrzeniem i zaczęła pokrywać swoje zgrabne ciało drobnymi, precyzyjnymi rysunkami i kaligrafując.*



Aniele Boże Stróżu mój
Ty zawsze przy mnie stój.
Rano, wieczór, we dnie, w nocy;
bądź mi zawsze ku pomocy.
Strzeż duszy i ciała mego i zaprowadź mnie do żywota wiecznego.
Amen.



- No co, nic wam nie mówi body painting? - z miną znawcy, Jolka złapała Grzegorza, podwinęła mu rękaw i kontynuowała swoje wiekopomne dzieło.


Kiedy na każdym z członków ich oryginalnej Kabały znalazł się choć jeden różowiutki rysuneczek, Jolka uśmiechnęła się tryumfalnie.

- Tadam!!! Teraz jesteśmy gotowi!

* Pierwsza
 
__________________
Zagrypiona...dogorywająca:(

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 24-10-2009 o 23:04.
MigdaelETher jest offline  
Stary 25-10-2009, 22:47   #190
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Marek czuł się źle. Bolała go ręka, w którą ukuła go kultystka. Bolała i to bardzo. Czuł, że jest nienaturalnie opuchnięta. Nie mógł zginać palców. Nie mógł nimi poruszyć. A z niewielkiej rany nadal sączyła się krew.



Brzegi skaleczenia były zaczerwienione, a cała dłoń gorąca.

W ogóle Marek miał gorączkę. Fale ciepła i zimna przelewały się przez ciało. A do przytępionych zmysłów coraz wolniej dochodziły jakiekolwiek bodźce. Jak przez mgłę widział swoich towarzyszy, a ich wytłumiona słowa jakby specjalnie omijały jego uszy.
Najchętniej położyłby się w tej chwili. Było mu wszystko jedno, co się zaraz stanie. Jedyne, o czym marzył, to ciepłe, wygodne łóżko.

Pochłonięci zabezpieczaniem się, istną antykoncepcją duchową, magowie nawet nie zauważyli, że coś złego dzieje się z ich nastoletnim kolegą.

Najpierw pobladł. Później z jakimś takim żarem szaleństwa w oczach zaczął przyglądać się swojemu skaleczonemu palcowi. Za chwilę cały zaczął się telepać, jak gdyby temperatura spadła do -40°C. Następnie rozbieganymi oczami badał okolicę. A gdy jego ciało stało się przeźroczyste i zaczęło się rozpływać, było już za późno.

Marek rozmył się im na oczach.

Dagmara usłyszała znajomy głos w głowie.

- Widzę, pani mecenas, że świadek pani uciekł. Proszę wezwać następnego. Wysoki Sąd nie będzie czekał w nieskończoność. Kara za obrazę sądu jest surowa, ale i sprawiedliwa.


Grzesiu się pomylił i to bardzo. Świat, który ich otaczał, nie był znowu taki ponury. Słyszeli śmiech dzieci. Rozmowy przechodniów. Przekomarzania się przekupek. Te świat żył swoim własnym życiem. Może i czarno-białym. Może i nie takim, jaki oni znali, ale żył i miał się dobrze.

Ku niezadowoleniu J.J. upiory przyjść nie chciały. Nie chciały się z nimi pobawić w berka i chowanego. No nie chciały współpracować. I to teraz, kiedy ona była przygotowana.



Również dom nie był taki upiorny, jak im się wydawało. Ot, zwykły dom średniozamożnej burżuazji. Może trochę zaniedbany, ale nie upiorny. Jola od razu dostrzegła brak kobiecej ręki, po zaniedbanym ogrodzie, gdzie uschnięte drzewo straszyło przechodniów,




a na jego konarze przesiadywał kruk, przyglądający się bacznie wszystkiemu i wszystkim.



Starszy, smutny mężczyzna kręcił się po ogrodzie, nie mogąc znaleźć sobie chyba miejsca. A ogród zmieniał się z każdą chwilą. Gdzie tylko pojawił się ten wiekowy człowiek, wszystko więdło, nadchodziła jesień. Liście spadały z drzew. A kruk patrzył. Patrzył i krakał



Starszy mężczyzna nie zwracał jednak uwagi na ptaszysko. Chodził tylko bez celu po ogrodzie.


W pewnej chwili przystanął i zaczął się przyglądać magom. Kruk też zaczął ich obserwować.
Grzegorz czuł się dziwnie. Wzrok mężczyzny niemal przewiercał go.

Jola poczuła rozpacz. Beznadziejność. Ale to nie były jej uczucia. One emanowały od starszego człowieka. Starszego, zmęczonego życiem człowieka.

Dagmara słyszała tylko tłumaczenia.
„Bo tak trzeba. Robię to dla Tradycji. Trzeba ponieść pewne ofiary.”

Nagle mężczyzna odezwał się do nich.

- Przysłali was, żebyście mnie osądzili? Ja,… - ukrył twarz w dłoniach. – Ja musiałem. Musiałem się do niego zbliżyć. Ona była jedyną możliwością. Myślałem, że uda mi się obronić przed tym potworem. Byłem tak blisko.

Czarny jak noc kruk zaskrzeczał. Rozpostarł skrzydła i odleciał.

Grzesiu widział jak kruk leci w kierunku klasztoru. Prosto po złotej nitce. Tak jakby ktoś go wołał.

Szpieg. Szpieg. Zdrada. Zdrada.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 26-10-2009 o 10:09. Powód: Kolejna część posta
Efcia jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172