Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2009, 00:31   #332
Keth
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
[MEDIA]http://boxstr.com/files/5994844_yh7en/Jeremy%20Soule%20%26%20Julian%20Soule%20-%20Land%20Of%20The%20Golden%20Sun.mp3[/MEDIA]

- Prawdę mówiąc to co trzyma nas tutaj sprawą zbyt wielką nie jest. – Powiedział szczerze Kethan, ze złośliwym uśmieszkiem, który posłał krewniakowi. - Rzekłbym, że frasobliwą, gdyby nie to, że stawką jej jest honor i życie. Pewien gondorski kapitan rości sobie prawa do naszej służby, której to mu odmawiamy. Posprzeczali się z kuzynem, który to zawsze był mistrzem ciętego języka. Czyż nie, Avaronie? Sprawa rozeszła by się po kościach, gdyby kapitan nie wyzwał Avarona na pojedynek. Ten oczywiście nie odmówił i zaprosił go do siebie w celu wyegzekwowania satysfakcji. Nie chcąc pozbawiać Królestwa tak znamienitej osoby postanowiliśmy wrócić w nasze rodzinne strony. Ten uparty człowiek od pół roku podąża naszym tropem.

- Skoro w Bree dzieje się źle, to wolę oćwiczyć go tutaj, niż żeby miał się tam ciągnąć za nami! – Zawołał Avaron i podciągnął swój pas.

Gdy słuchał opowieści, na twarzy Galdora pojawił się wyraz rozczarowania. Przemówił jedynie tymi słowami. – Śmiertelni i wasze problemy! Zostańcie tu jeśli chcecie, my natomiast musimy zadecydować co dalej. Odpocznę na szczycie wieży. Może samotność przyniesie mi radę.

***
Narfin i Szrama


W obozie panował zgiełk. W kierunku jeńców pędziła grupka wojowników. Byli już blisko, gdy pierwszego z nich trafiła jakaś zbłąkana strzała. Padł niemal u stóp Narfin, wypuszczając z dłoni toporek. Drugi spostrzegł sterczące ze swojej piersi pierzaste lotki strzały dopiero kiedy wznosił zębaty miecz do cięcia. Osunął się na kolana i bezwiednie uniósł głowę by zobaczyć brzuch przeskakującego nad nim gniadego rumaka. Konny łucznik odgrodził pozostałych agresorów od Narfin i Szramy. Posłał kolejne dwie strzały w zwartą bandę, a ta rozpierzchła się. Piękny był to widok, oglądać tych wściekłych i nieustraszonych górali rzucających się do panicznej ucieczki. Niestety nie było czasu by się nim delektować.


Strażnik obejrzał się przez ramię. - Narfin..? To naprawdę ty? – Przez chwilę na jego twarzy zagościł wyraz zdziwienia. Odpiął swój pas z mieczem i rzucił go strażniczce. – Musimy znaleźć wam jakieś... - Nim skończył mówić powrócił pierwszy z jeźdźców. W pogoni ostało się jedynie trzech dzikich ludzi. Niemal odruchowo wypuszczone strzały rozwiązały problem. – ..konie! Łapcie je!

Dunedain w szarym płaszczu chwycił jednego z wierzchowców za wodze i zbliżył się do grupki. Na jego udach i przedramionach widniało kilka świeżych rozcięć. – Co teraz? - Spojrzał na strażniczkę, najwyraźniej oczekując odpowiedzi.

Narfin pamiętała ich głosy. Głosy ludzi młodych, odważnych i energicznych. Zawsze ciepłe i przyjazne, radośnie brzmiące podczas nielicznych spotkań w Domu Elronda. Może to mgła przesłaniała ich twarze, a może podróż i krótka niewola odcisnęły na niej piętno, ale za nic nie mogła sobie przypomnieć ich imion. Centrum obozu rozjaśniła łuna. Niewiadomo czy pochodziła od płonącego namiotu czy też był to efekt kolejnej ze sztuczek nieprzyjaciół. Światło było przytłumione i niewyraźne.

***


Było już ciemno kiedy elf zszedł na dół. – Telio, obudź się. Mam złe przeczucia. Musimy wyruszać natychmiast. Pójdziesz z Dagnirem do stajni. Na dnie swoich juków znajdziesz księgę w złotej oprawie. Przynieś ją tutaj i przyprowadź mojego konia. W tym czasie strażnicy przygotują nam prowiant i suchą odzież.

Galdor mówił tonem spokojnym, lecz nieznoszącym sprzeciwu. Patrząc w jego oblicze mogło się wydawać, że przez noc przybyło mu jakieś kolejne zmartwienie. Bardziej przypominał teraz jednego ze śmiertelnych atanich niż pierworodnego eldara. Telio usłyszał znaczące syknięcie chudego Strażnika, który niknął już w półotwartych wrotach.

Noldor stanął nad rozbudzającymi się z wolna towarzyszami. – To będzie ciężka konna gonitwa. Sokolniku? Czy czujesz się na siłach by do niej dołączyć? Możesz poczekać na Strażników jeżeli chcesz. Olegard zostaje. Balthimie? Nie widziałem jeszcze krasnoluda zmuszającego konia do galopu. Możesz ruszyć z Avaronem, albo przeciąć drogę swym krewnym przez Bród Sarn. Czuję, że nie ma ich w Bree.
 

Ostatnio edytowane przez Keth : 10-09-2009 o 01:11.
Keth jest offline