Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-06-2009, 00:07   #331
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
- Wiatr niesie echo waszych przygód. Czego szukacie w Tharbadzie? - zapytał Avaron. Siedzący naprzeciw niego Galdor przez dłuższy czas milczał jednak i tylko mierzył Strażnika wzrokiem. Zapewne namyślał się nad odpowiedzią, niepewien, jak wiele sekretów może powierzyć napotkanemu ledwie przed chwilą człowiekowi. Może też, co by wszak nie dziwiło przy dosyć podejrzliwej naturze elfa, może chciał upewnić się, czy na prawdę ma do czynienia z potomkiem Numenorejczyków, przenikając swoim wejrzeniem duszę Avarona? Tak mógł pomyśleć ktoś postronny, ani Dunedainów ani Eldarów nie znający - jak hobbit czy krasnolud spod Samotnej Góry, którzy całe swoje życie spędzili raczej wśród swoich żyjąc pobratymców, czasem tylko z niższymi urodzeniem ludźmi czy Sindarami mając okazję się spotkać. Ktoś jednak bardziej zaznajomiony ze zwyczajami obu szlachetnych rodów, czy w swoich długich podróżach, czy też ktoś z kompanii Avarona - ten mógł domyślać się, że oto między tymi dwoma może odbywać się żywa rozmowa, nie na słowach i gestach się opierająca, lecz prawdziwa rozmowa jednej duszy z drugą, kiedy myśli płyną po niciach przenikliwych spojrzeń.

Reszta - zarówno inni Strażnicy, jak i drużyna Galdora - nie przerywała im tej cichej rozmowy czy też próby wzroku. Wędrowcy z Rivendell mieli za sobą długą podróż, dlatego korzystali z każdej sposobności, żeby usiąść wygodnie przy buzującym ogniu i choć na chwilę uciec myślą od trosk misji, jaka przed nimi stała. Manfennas i Teliamok, pykający w milczeniu fajki, sprawili, że wkrótce cała izba wypełniła się wyraźnym, lekko gorzkawym zapachem Gwiazdy Południa. Po chwili jednak Brandybuck zwrócił się do reszty towarzyszy:

- Przysiądźcie się! Nie uwierzysz Olo, ale nasi gospodarze - tu hobbit skinął głową z szacunkiem w kierunku krzątających się ludzi. - Nasi gospodarze mają najlepsze ziele fajkowe - nie inne jak tylko samą Gwiazdę Południa prosto z Ćwiartki Południowej. Nie wiem, czy macie swoje fajki, ja swojej zapomniałem w pośpiechu wyjazdu, ale dunedainowie użyczyli nam swojej - to mówiąc przekazał fajkę Balthimowi, a sam wyciągnął się jeszcze wygodniej na macie przy kominku. - Jak sądzicie, co teraz zrobimy? Co, Sokolniku, co myślisz - przyjdzie nam już wracać do Bree? Ja myślę, że najpierw będziemy musieli odnaleźć towarzyszy Balthima i dopiero wtedy będziemy mogli wracać do „Rozbrykanego Kucyka”... - mówił tak jeszcze sporo, o ile ktoś mu nie przerwał tego rozmyślania o przyszłych i przeszłych podróżach, nie pomny, że dopiero co narzekał na trud i niewygody.
Wkrótce też do aromatu Gwiazdy wydobywającego się z krążącej przy palenisku fajki dołączył coraz silniejszy zapach pieczonego przez Falaya kurczaka. Tymczasem Dagnir, skończywszy najwyraźniej zajmować się wierzchowcami, dosiadł się do kręgu wokół ognia. W blasku płomieni mężczyzna wydawał się jeszcze szczuplejszy, a cienie zalegające w fałdach zbyt dużego ubrania sprawiały, że zdawała się rozmazywać w półmroku.

- Witajcie, jestem Dagnir, podobnie jak moim bracia i towarzysze, z rodu Geroda Żeglarza - przedstawił się mężczyzna. - Widziałem, że wasze konie są bardzo zdrożone - zauważył. - A i wy nie wyglądacie na bardziej wypoczętych. Słyszałem tylko, że przeprawialiście się przez Eriador i przez bagna, jeśli więc to żadna tajemnica - Dagnir obejrzał się w stronę Galdora, ten jednak nie zwracał na niego uwagi, omawiając coś z Avaronem. - Jeśli więc możecie, powiedzcie - skąd i dokąd zmierzacie?

***

Jeszcze przed wieczerzą, do wieży wrócił również Kethan - cały przemoczony, w wejściu wyciągając z włosów liście. Od razu podszedł spiesznym krokiem do Avarona i rzekł coś na ucho starszemu bratu. Ten zrobił nieco zawiedzioną minę.

- Nie dobrze, że podeszli tak blisko. Ale - na twarzy Strażnika pojawił się po chwili chytry uśmiech. - Może uda nam się nieco pomieszać szyki generała.

Nie za bardzo rozumiejąc, o co chodzi, Galdor zrobił pytającą minę, Strażnik odpowiedział mu tylko uniesieniem ręki - „Później. Wszystkiego dowiecie się w swoim czasie.” Nie dociekając więcej, elf wstał i gestem zwrócił na siebie uwagę rozmawiających przy kominku.

- Opowiedziałem Avaronowi o naszej podróży i celu naszej misji. Jak się okazało mieliśmy szczęście, że w karczmie trafiliśmy akurat na nich - przy tych słowach kolejny już raz zmierzył wzrokiem Telia, który jednak zdawał się nie przejmować zbytnio wyrzutami przewodnika drużyny i tylko udał zakłopotaną minę. - Dobra wiadomość jest taka, że szlachetni dunedainowie zaoferowali nam swoją pomoc i towarzystwo, muszą tylko załatwić jakieś swoje sprawy tu, w Tharbadzie - o to jednak na razie nie pytam - elf ponownie wymienił spojrzenie z Avaronem - „Na razie - ale nie myśl, że będę czekał z tym do jutra” - zdawał się mu mówić w czasie krótszym niż mgnienie oka. - Dowiedziałem się też, że widziano niedawno w okolicy grupę dziesięciu czy dwunastu krasnoludów pod wodzą Thorina Dębowej Tarczy, którzy zmierzali na północ, w kierunku Ered Luin, Gór Błękitnych. Avaron i jego bracia przypuszczają, choć nie rozmawiali osobiście z krasnoludami, że skierują się oni po drodze do Bree. Byłoby to nam na rękę i nie musieli byśmy się rozdzielać, Balthimie. Powiedz mi tylko, czy to ci khazadowie, w których poszukiwaniu przybyłeś do Imladris?

- Zła wiadomość niestety jest taka, że całkiem niedawno - jakieś trzy dni temu, - przez Tharbad przejeżdżała również i inna kompania - podjął po chwili Noldor. - Ta druga drużyna jednak, jeśli wierzyć słowom Strażników, a mylą się oni w tych sprawach rzadko - składała się z ludzi najgorszego pokroju. Nie zatrzymywali się na dłużej, ale boję się, że nie są to przypadkowi grasanci, których sroga zima wypchnęła na szlak w poszukiwaniu łupów. Nie jestem tego pewien, ale czuję, że nad tą krainą wezbrał jakiś tajemniczy cień. Konni pod Amon Sul i górale następnego dnia, a przede wszystkim orkowie przy Ostatnim Moście - wiele wskazuje, że zbiera się dookoła jakaś złowroga potęga, dlatego musimy się spieszyć. Nie wiem, co trzyma wasz oddział w tej wieży - zwrócił się do Avarona. - Ale nie możemy wyruszyć w drogę później niż jutro przed wieczorem. Zanim zapadnie zmierzch, chciałbym pokonać przynajmniej kilka mil Zielnego Traktu.
 

Ostatnio edytowane przez Makuleke : 29-06-2009 o 00:13.
Makuleke jest offline  
Stary 10-09-2009, 00:31   #332
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
[MEDIA]http://boxstr.com/files/5994844_yh7en/Jeremy%20Soule%20%26%20Julian%20Soule%20-%20Land%20Of%20The%20Golden%20Sun.mp3[/MEDIA]

- Prawdę mówiąc to co trzyma nas tutaj sprawą zbyt wielką nie jest. – Powiedział szczerze Kethan, ze złośliwym uśmieszkiem, który posłał krewniakowi. - Rzekłbym, że frasobliwą, gdyby nie to, że stawką jej jest honor i życie. Pewien gondorski kapitan rości sobie prawa do naszej służby, której to mu odmawiamy. Posprzeczali się z kuzynem, który to zawsze był mistrzem ciętego języka. Czyż nie, Avaronie? Sprawa rozeszła by się po kościach, gdyby kapitan nie wyzwał Avarona na pojedynek. Ten oczywiście nie odmówił i zaprosił go do siebie w celu wyegzekwowania satysfakcji. Nie chcąc pozbawiać Królestwa tak znamienitej osoby postanowiliśmy wrócić w nasze rodzinne strony. Ten uparty człowiek od pół roku podąża naszym tropem.

- Skoro w Bree dzieje się źle, to wolę oćwiczyć go tutaj, niż żeby miał się tam ciągnąć za nami! – Zawołał Avaron i podciągnął swój pas.

Gdy słuchał opowieści, na twarzy Galdora pojawił się wyraz rozczarowania. Przemówił jedynie tymi słowami. – Śmiertelni i wasze problemy! Zostańcie tu jeśli chcecie, my natomiast musimy zadecydować co dalej. Odpocznę na szczycie wieży. Może samotność przyniesie mi radę.

***
Narfin i Szrama


W obozie panował zgiełk. W kierunku jeńców pędziła grupka wojowników. Byli już blisko, gdy pierwszego z nich trafiła jakaś zbłąkana strzała. Padł niemal u stóp Narfin, wypuszczając z dłoni toporek. Drugi spostrzegł sterczące ze swojej piersi pierzaste lotki strzały dopiero kiedy wznosił zębaty miecz do cięcia. Osunął się na kolana i bezwiednie uniósł głowę by zobaczyć brzuch przeskakującego nad nim gniadego rumaka. Konny łucznik odgrodził pozostałych agresorów od Narfin i Szramy. Posłał kolejne dwie strzały w zwartą bandę, a ta rozpierzchła się. Piękny był to widok, oglądać tych wściekłych i nieustraszonych górali rzucających się do panicznej ucieczki. Niestety nie było czasu by się nim delektować.


Strażnik obejrzał się przez ramię. - Narfin..? To naprawdę ty? – Przez chwilę na jego twarzy zagościł wyraz zdziwienia. Odpiął swój pas z mieczem i rzucił go strażniczce. – Musimy znaleźć wam jakieś... - Nim skończył mówić powrócił pierwszy z jeźdźców. W pogoni ostało się jedynie trzech dzikich ludzi. Niemal odruchowo wypuszczone strzały rozwiązały problem. – ..konie! Łapcie je!

Dunedain w szarym płaszczu chwycił jednego z wierzchowców za wodze i zbliżył się do grupki. Na jego udach i przedramionach widniało kilka świeżych rozcięć. – Co teraz? - Spojrzał na strażniczkę, najwyraźniej oczekując odpowiedzi.

Narfin pamiętała ich głosy. Głosy ludzi młodych, odważnych i energicznych. Zawsze ciepłe i przyjazne, radośnie brzmiące podczas nielicznych spotkań w Domu Elronda. Może to mgła przesłaniała ich twarze, a może podróż i krótka niewola odcisnęły na niej piętno, ale za nic nie mogła sobie przypomnieć ich imion. Centrum obozu rozjaśniła łuna. Niewiadomo czy pochodziła od płonącego namiotu czy też był to efekt kolejnej ze sztuczek nieprzyjaciół. Światło było przytłumione i niewyraźne.

***


Było już ciemno kiedy elf zszedł na dół. – Telio, obudź się. Mam złe przeczucia. Musimy wyruszać natychmiast. Pójdziesz z Dagnirem do stajni. Na dnie swoich juków znajdziesz księgę w złotej oprawie. Przynieś ją tutaj i przyprowadź mojego konia. W tym czasie strażnicy przygotują nam prowiant i suchą odzież.

Galdor mówił tonem spokojnym, lecz nieznoszącym sprzeciwu. Patrząc w jego oblicze mogło się wydawać, że przez noc przybyło mu jakieś kolejne zmartwienie. Bardziej przypominał teraz jednego ze śmiertelnych atanich niż pierworodnego eldara. Telio usłyszał znaczące syknięcie chudego Strażnika, który niknął już w półotwartych wrotach.

Noldor stanął nad rozbudzającymi się z wolna towarzyszami. – To będzie ciężka konna gonitwa. Sokolniku? Czy czujesz się na siłach by do niej dołączyć? Możesz poczekać na Strażników jeżeli chcesz. Olegard zostaje. Balthimie? Nie widziałem jeszcze krasnoluda zmuszającego konia do galopu. Możesz ruszyć z Avaronem, albo przeciąć drogę swym krewnym przez Bród Sarn. Czuję, że nie ma ich w Bree.
 

Ostatnio edytowane przez Keth : 10-09-2009 o 01:11.
Keth jest offline  
Stary 14-09-2009, 16:48   #333
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Manfennas nie przysiadł się do rozmowy jego towarzyszy i strażników. Wreszcie nadarzyła się chwila odpoczynku i Sokolnik postanowił ją dobrze wykorzystać. Z początku siedział samotnie przysłuchując się rozmowie, wychwytując coraz mniej informacji, jakie padały z ust mężczyzn.
Głowa zaczynała ciążyć mu coraz bardziej, powieki pomału opadały w dół. W końcu strudzony wędrowiec opuścił głowę między skrzyżowane nogi splecione rękami. Nawet się nie zorientował, kiedy jego myśli uleciały daleko od śmierdzących bagien i twardej podłogi zniszczonej wieży.

Nie pierwszy już raz znalazł się w swoim zagajniku, w Rivendell. Leżał na miękkim posłaniu, wsłuchując się w szum wiatru i dźwięki natury. Jak zawsze, na gałęzi obok siedział jego wierny i tak naprawdę jedyny przyjaciel- Avargonis.
Sen jednak nie trwał długo. A przynajmniej takie odniósł wrażenie, gdy został obudzony przez zamieszanie spowodowane przez Galdora.

– To będzie ciężka konna gonitwa. Sokolniku? Czy czujesz się na siłach by do niej dołączyć? Możesz poczekać na Strażników jeżeli chcesz.

- Pojadę z wami. Długa i szybka jazda to dla mnie nie pierwszyzna, więc możesz na mnie liczyć. Poza tym nie puszczę cię samego z naszym rozgadanym hobbitem!- uśmiechnął się wspominając jak Telio skutecznie zdemaskował ich plan zakradnięcia się w karczmie.- Daj mi chwilę na zebranie rzeczy.

Zaraz wziął się za pakowanie swojego drobnego dobytku. Ubrał się pospiesznie, sprawdził czy aby na pewno zabrał wszystko z miejsca, w którym przed chwilą drzemał i stanął przy wyjściu z pomieszczenia.
Sam nie wiedząc, dlaczego odwrócił się w stronę wiszącej na ścianie tarczy z sokołem. Miał nadzieję, że jest to znak. Znak na rychłe spotkanie ze starym przyjacielem.

- Więc w drogę!- mruknął do siebie- Dawnośmy nie zmokli…
 
Zak jest offline  
Stary 16-09-2009, 14:47   #334
 
Kajman's Avatar
 
Reputacja: 1 Kajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodze
Olo chrapał w najlepsze. Śnił mu się słynny na cały Naparstek placek śliwkowy babci Pasopustowej(tak właściwie babcia owa strasznie zaperzała się na to nazwisko, gdyż rozwiodła się z dziadkiem Pasopustem już po trzech latach małżeństwa). Przez sen Olo łapczywie mlaskał i parskał, co jednak nie przybliżało go do skonsumowania specjału, za to strasznie utrudniało sen reszcie kompanii. Wreszcie po długim wierceniu Hobbit nadział się zacnymi czterema literami na własny elfi mieczyk, który położył obok poduszki. Jak się okazało broń miała więcej przebiegłości i sprytu niż sam właściciel, gdyż w innym przypadku Pasopust przespałby to co najważniejsze.

Telio, obudź się. Mam złe przeczucia. Musimy wyruszać natychmiast. Pójdziesz z Dagnirem do stajni. Na dnie swoich juków znajdziesz księgę w złotej oprawie. Przynieś ją tutaj i przyprowadź mojego konia. W tym czasie strażnicy przygotują nam prowiant i suchą odzież.- usłyszał jak Galdor komenderuje jego hobbickiego kompana.

-Hola, hola! Niech tu nikt nie zapomina o dumnym i walecznym Pasopuście, pogromcy orków i żab oraz plugastw najróżniejszego gatunku z abstynencją włącznie! Kto będzie bronił biednego Telia, gdy zabraknie mego ramienia uzbrojonego w elfi oręż?! Przynaję Galdorze ostatnio byłem nieco niemrawy, no ale cóż nawet herosi się nużą! Także, że się tak wyrażę bez szopek mi tu proszę! Kto inny prócz mnie przemieni nasze przygody we wspaniałe ballady, których z zaciekawieniem będą wysłuchiwać piękne damy!- wydusił jednym tchem kipiąc z oburzenia.

-Wyruszam wraz z Teliem po ową księgę, a ty dopilnuj by w prowiancie nie zabrakło jak najprzedniejszego wina mości Elfie!-dodał i byłby pognał, gdyby nie zaplątał się we własny koc i upadł z hukiem na podłogę.
 
__________________
May the Bounce be with You....

Ostatnio edytowane przez Kajman : 23-09-2009 o 21:56.
Kajman jest offline  
Stary 16-09-2009, 22:41   #335
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
Telio stał przed Galdorem, który przed chwilą wyrwał go z błogiego snu, i przyglądał się mu rozkojarzonym wzrokiem. Z wieczornej rozmowy elfa i Strażników zrozumiał niewiele - jedynie tyle, że zaplątani są oni w jakieś waśnie z odległych krajów, przez co drużyna nie może specjalnie liczyć na ich pomoc. Hobbit jednak zasnął spokojnie, spodziewając się, że jak zwykle Galdor znajdzie wyjście z sytuacji i wskaże im dalszą drogę, albo w inny sposób rozwiąże problem. W żadnym wypadku za to nie spodziewał się Brandybuck, że zostanie obudzony w środku nocy, w dodatku od razu z niecierpiącym zwłoki zadaniem do wykonania. Stał więc tylko przed Noldorem z kiwającą się sennie głową, z ledwością łowiąc sens jego słów.

I stałby tak pewnie, przecierając klejące się oczy, gdyby nie żywa, zwłaszcza jak na tą godzinę, reakcja Olegarda, która nieco go rozbudziła. Dopiero jednak syknięcie Dagnira uświadomiło mu, że to jego głównie tyczyły się polecenia elfa.

- Tak, już idę, to znaczy - idziemy. Wstawaj Olo, nie czas teraz na drzemkę - powiedział, odwracając się w stronę drzwi. - Po co tylko się zrywać o takiej porze? Nie można tak było zaczekać choćby do pierwszego śniadania - rzekł na odchodne, nie do końca chyba świadom, gdzie się znajduje i jakie okoliczności ich ponaglają. Poszedł więc, czy może raczej podreptał, za Strażnikiem do stajni i niemal wpadł na niego, gdy ten się zatrzymał przy wierzchowcu Galdora.

- Przepraszam Dagnirze - mruknął i ominąwszy dunedaina, skierował się do swojego kucyka.

„Co to ja miałem znaleźć?” - pytał sam siebie, niemrawo wypakowując z juków zawiniątka z prowiantem i innymi przydatnymi w podróży przedmiotami - jak na przykład sztućcami do podwieczorku, grzebykiem, chustką do nosa i tym podobnymi. Wśród tego wszystkiego znalazło się też oczywiście kilka dorodnych jabłek podarowanych mu przez gospodarzy Rivendell. Nagle jednak ręka hobbita natrafiła na duży, twardy przedmiot. W półmroku rozświetlonej pochodnią stajni coś błysnęło. Niziołek z trudem wyciągnął z sakwy oprawną w złoto księgę i uradowany zawołał:

- Tu jest! No proszę, pomyślałbyś Olo, że taki skarb wiozłem ze sobą całą drogę? - a nadziwiwszy się przez parę chwil nad bogatymi zdobieniami, dodał, wskazując ręką powyjmowany z juków dobytek - Szkoda mi tylko to wszystko tak zostawiać. Może przynajmniej Strażnikom przydadzą się do czegoś moje rzeczy, chociaż... nie wyglądają mi oni na takich, co to potrzebowaliby chusteczki. No ale - co z oczu to z serca, chodźmy już.
 
Makuleke jest offline  
Stary 18-09-2009, 22:25   #336
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Nagle wokół zaroiło się od górali, którzy uciekali przed niewiadomym zagrożeniem właśnie w kierunku jeńców. Narfin ściskając w dłoni niewygodną dla niej broń wpatrywała się za grupkę uciekających, usiłując dostrzec w chaosie choćby cień uprzednio krzyczącego wojownika.

Nie czekała długo, choć i tak pierwsze opowiedziały jej o wybawcach pierzaste strzały, jakich tylko Strażnicy używali... Nie zdążyła jeszcze stanąć do walki z pędzącymi w strachu góralami, gdy pierwszy z nich padł martwy u jej stóp, a zaraz za nim kolejny padł na kolana ze strzałą wbitą w pierś akurat w momencie, w którym oczom jeńców ukazał się jeździec... Wystarczyło jeszcze kilka strzał, aby pozostali przy życiu wrogowie rzucili się do ucieczki.

Kiedy mężczyzna zwrócił się do Narfin po imieniu, najwyraźniej ją poznając, spojrzała bezradnie na czającego się z tyłu Szramę. Przygarbiony, na szeroko rozstawionych nogach, poruszał tylko głową, żeby w chaosie dostrzec jak najwięcej. Uchwycił jej spojrzenie, a kaprys płomienia rozjarzył na moment jego skryte pod ściągniętymi brwiami oczy. Na moment. Odwrócił się nagle, zebrał w sobie i posłał nóż w mrok za końskim zadem.

Widziała jedynie czarny cień na tle płonącego obozu, a głos... gdzieś już go słyszała. Nie wiedzieć czemu, skojarzył jej się z Elrondem. Odruchowo złapała rzucony ku sobie pas z mieczem, pozbywając się z ulgą ciężkiej, zębatej klingi.

Konie...

I znów, jak we śnie, nie zdążyła nawet ruszyć w kierunku luzaka, gdy kolejny z wybawców - jakby znajomo wyglądający, ale czy wszyscy Strażnicy nie wyglądają znajomo? - podał jej wodze. Niezbyt przytomnie spojrzała na jeźdźca

Poznaję was, ale czy na pewno...? Kim jesteście...? Dlaczego nie mogę sobie przypomnieć...
"Co teraz?"


Dopiero wyraźnie do niej skierowane pytanie wyrwało ją z zamyślenia. Potrząsnęła głową boleśnie czując w skroniach wydarzenia poprzednich dni i zdając sobie nagle sprawę z faktu, w jak opłakanym stanie się znajduje.

Wyglądam jak straszydło... O czym ja myślę?

Szrama jakimś magicznym sposobem przeniósł się niezauważony zza jej pleców aż do szczątków zrujnowanego namiotu, w których miotał się, kwicząc przeraźliwie, pozbawiony jeźdźca koń. Na równi ze splątanymi linkami, płótnem i połamanymi żerdziami, na miejscu utrzymywał go właśnie uwieszony przy uździe Szrama.

Po raz kolejny w ciągu kilku minut otrząsnęła się z odrętwienia i wdrapała się na siodło. Przez moment kręciło jej się w głowie z wyczerpania, ale udało jej się nie spaść. Rozejrzala się jeszcze za towarzyszem, który w tym czasie uporał się jakoś z oszalałym zwierzęciem i dysząc ciężko, wyprowadzał je z pułapki.

- Ruszamy stąd i to najszybciej jak się da - w jej głosie bylo więcej siły, niż można by przypuszczać, sądząc po wyglądzie - korzystajmy z faktu, że możemy. Żyjemy jeszcze, a to znaczy, że przywodców tej bandy nie ma w obozie. Musimy to wykorzystać. I musimy jak najszybciej dotrzeć do Bree... - zastanowiła się chwilę, po czym w jej oczach zamigotało rozbawienie - W końcu muszę się gdzieś wykąpać - i nie zwracając uwagi na zaskoczone miny Strażników zwróciła się w stronę Szramy, aby przesłać mu radosny uśmiech...
 
Viviaen jest offline  
Stary 21-09-2009, 14:43   #337
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
Drużyna
Galdor uśmiechnął się po raz pierwszy od początku tej nocnej awantury. - Dzielny Olegard jak zwykle czujny. Niech będzie! Widać nie doceniłem hartu ducha małego ludu.

Olegard wyplątał się z koca i prędko poczłapał za niknącym w ciemności przyjacielem. Droga nie była długa, lecz męcząca. Nocą Tharbad niepokoił jeszcze bardziej niż za dnia. Idąc wąską alejką, hobbici mieli wrażenie, że tuż poza zasięgiem wzroku znajduje się ktoś, albo coś, co cały czas ma na nich oko. Nerwowa atmosfera musiała udzielić się też Dagnirowi, który to co jakiś czas przystawał i rozglądał się na wszystkie strony, a każdy wywołany przez niziołków hałas kwitował ostrzegawczym syknięciem. Za stajnie służył mały, piętrowy budynek z oknami zabitymi starymi deskami. Telio dość szybko uwinął się z jukami i po chwili wydobył z nich księgę. Nazwać ją dziełem sztuki, było by mało. Oprawa skrzyła się złotem i rozmaitymi zdobieniami. Widniejące na niej delikatne elfie runy wykonano z polotem i gracją, jakby wiatr usypał je z piasku, a nie ktoś wyrzeźbił w twardym materiale. Dagnir patrzył na dzieło z niekłamanym podziwem.
- Za dawnych lat wiele swoich dni spędziłem w gondorskich bibliotekach, ale czegoś takiego jak żyję, nie widziałem... Wezmę konia Manfennasa.

Mimo prowadzonych za uzdy koni, wracali ze stajni nieco żwawiej niż do niej przyszli. Zwierzęta rżały i parskały. Może to sprowadziło na nich niechciane spojrzenia? Pierwszy zrozumiał to strażnik. Byli już całkiem blisko wieży Avarona gdy nastąpił atak. Dagnir pzykucnął niemal w ostatniej chwili. Tuż nad nim przeleciał wystrzelony z kuszy pocisk i z hukiem utkwił w starym murze..

- Widzieliście? Draba nigdy się nie myli! - Jakiś tubalny głos zwrócił się do swojej kompanii. Odpowiedział mu grupowy rechot. - No pokaż się strażniku! Zabieramy twoich małych włochatostopych towarzyszy i wszystkie ich wozy z fajkowym zielem!

- Miejscowi zbóje.. Telio! - Syknął Dagnir, wyciągając przy tym kordelas. - Jakieś dziesięć stóp przed nami, po lewej stronie jest dziura w starym murze. Jeśli przejdziesz pod nią znajdziesz się na dróżce która prowadzi do naszej wieży. Nie wiem co to za księga, ale musi trafić w ręce Galdora. Olo, trzeba jakoś odwrócić ich uwagę... - Strażnik zgiął się w pół i począł powoli zbliżać się do przeciwników.

**

W wieży twały przygotowania do drogi. Strażnicy znosili worki z prowiantem i wszelkie inne potrzebne rzeczy. Wśród ogólnej krzątaniny umknęłyby im jakoś dobiegające z oddali okrzyki, gdyby nie doskonały elfi słuch Galdora.
- Coś się dzieje w pobliżu.
- Rzeczywiście - odrzekł Avaron po chwili ciszy, jaka zapadła. - To tutaj normalne... Niech ktoś wyjdzie zobaczyć co z hobbitami.
- Kethan wyszedł przed chwilą. Dołączę do niego. - Odezwał się Falay, nakładając na plecy jeden z leżących przy ścianie kołczanów. - Manfennas, idziesz?


Narfin i Szrama

Znów uciekali. Jechali półkolem dookoła obozu i dołączali do nich kolejni jeźdźcy. W ich strone pędziła całkiem spora, piesza banda. Prowadziła ją zakuta w zbroję postać wielkiej postury. Kat. Wolną ręką zerwał hełm ze swojej głowy i z wrzaskiem rzucił go precz. W drugiej ręce trzymał potężny bojowy młot. Mimo takiego obciążenia, zdawał się biec znacznie szybciej niż reszta. Strażników na oko było dziesięciu. Najstarszy z nich wyrównał się z Narfin. Celepharn. Dowódca kompanii, która stacjonowała w pobliżu Amon Sul.
- Narfin! To chyba twoje! - wyciągnął w jej stronę rękę, w której trzymał szkarłatnej barwy wisiorek. Chwyciła go odruchowo.





Celepharn zdążył jeszcze przesłać jej ciepły uśmiech, gdy nogi jego wierzchowca ugięły się. Z oka konia sterczały lotki bełtu. Nikt z kompanii nie zdążył wytracić pędu nim Avnar dobiegł do Dunedaina. - Agannalo Valannar! Walcz ze mną! - Kolejni wrogowie dobiegali do walczących. Pierwszego z nich Avnar zdzielił buławą w skroń, gdy próbował zamachnąć się włócznią na wygrzebującego się spod konia strażnika. - Jest mój! - Grupka posłusznie oddzieliła pojedynek od pozostałych strażników, nastawiając drzewce włóczni. Narfin zobaczyła jeszcze stojącą w pewnym oddaleniu Sameerę w towarzystwie Sathila i Cadhila. Wyraźnie rozbawiona wiedźma wskazała ją palcem a jeden z braci wystrzelił z kuszy w jej stronę. Na szczęście niecelnie. Obaj przystąpili do naciągania cięciw.
- Uciekajcie! - Zawołał Celepharn, dobywając ostrza. Uniósł je w salucie w kierunku przeciwnika.
 

Ostatnio edytowane przez Keth : 22-09-2009 o 12:18.
Keth jest offline  
Stary 23-09-2009, 19:41   #338
 
Kajman's Avatar
 
Reputacja: 1 Kajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodze
Olo, trzeba jakoś odwrócić ich uwagę... - Strażnik zgiął się w pół i począł powoli zbliżać się do przeciwników. Hobbit wciąż stał i wpatrywał się w Dagnira z miną, jakby ten mu właśnie oznajmił, że jego ulubiona rozrywka to obnażanie się w goblińskich jaskiniach. Wciąż nie docierało do niego, że zaraz będzie musiał stawić czoła gromadzie zbirów… Przy nich zagrożenie takie jak dwójka orków, czy olbrzymia ropucha wydało się śmieszne. Pomacał ręką przy pasie, elfi mieczyk był w pogotowiu. Popatrzył na Telia, już miał poprosić strażnika, by ten pozwolił mu uciec wraz z przyjacielem, lecz w końcu przeważyła w nim ta część natury, którą odziedziczył po wujku Gredzie Mocnym Łbie( a był to znany w wiosce awanturnik i zabijaka). Nie, nie schańbi pasopustowej krwi, tatko jeszcze będzie z niego dumny! Jeśli oczywiście przeżyje, co do tej pory udawało mu się całkiem nieźle trzeba przyznać…

-Telio przyjacielu! Uciekaj ku tej dziurze co sił we włochatych nogach! My już tu sobie poradzimy! A przynajmniej na to liczę..- ostatnie zdanie brzmiało już mniej dumnie i zuchwale. Dagnirze, razem pójdziemy w bój!


Po chwili przypomniał sobie o ciężarze na plecach, jaki stanowiła jego ukochana mandolina. Przypomniał sobie słowa Dagnira: jakoś odwrócić uwagę… No tak nie było mowy o walce! Przeważyła w nim część natury kuzyna Bola Pustogłowa, który słynął z ciasnoty umysłowej i dziwnych pomysłów. Olegard chwycił po swoją piersiówkę, pociągnął dwa potężne łyki, po czym wyskoczył do przodu i niewiele myśląc wyciągnął instrument.

Hej głupie zbóje, nic was już nie uratuje, bo Hobbit tu się produkuje!
Chcielibyście wozy z zielem, a dostaniecie za to kuksańców wiele!
O tak, bo chętnie je dziś dzielę, choć wy męty a nie przyjaciele!
Sposobów znam bez liku, by was zbić z pantałyku!

Dobrze, pomyślał Olo, bandyci na jakieś pięć sekund zamarli patrząc na tę błazenadę, spodziewając się raczej bitewnych okrzyków, niż karczemnych przyśpiewek. Ale te kilka chwil minęło. Hobbit odrzucił mandolinę, dobył mieczyk, który rozjaśniał magicznym błękitem, elfickie runy pięknie zatańczyły na ostrzu.

No chodźcie tu pokraki! - wykrzyczał.

Biegnąc do przodu Olegard pomyślał, że tatko Pasopust rzeczywiście byłby dumny, gdyby to widział…
 
__________________
May the Bounce be with You....

Ostatnio edytowane przez Kajman : 23-09-2009 o 21:15.
Kajman jest offline  
Stary 26-09-2009, 00:12   #339
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
Chociaż zasadzka - wystrzelona nie wiadomo skąd strzała (czy też bełt, Teliamok nie widział zasadniczej różnicy i nie zastanawiał się nad tym w tej chwili) oraz rozlegające się gdzieś niedaleko głosy bandytów, chociaż wszystko to było zaskoczeniem dla całej trójki, to jednak Brandybuck zareagował ostatni. Jeśli nie liczyć podskoczenia ze strachu i ledwo stłumionego okrzyku oczywiście.
Idący na czele grupy Dagnir starał się jak najszybciej wytłumaczyć hobbitowi, co powinien zrobić i jaka odpowiedzialność na nim spoczywa, ale szybszy od Telia okazał się Olegard. Kiedy pierwszy z niziołków jeszcze stał, wahając się między wykonaniem polecenia Strażnika a zrobieniem czegoś innego, co akurat przyszłoby mu do głowy, Dagnir wraz z Olem już wychodzili naprzeciw zbójcom. Sekundy mijały, a Brandybuck zrobił tylko dwa kroki naprzód i znów stanął w miejscu, oglądając się na towarzyszy. Wydawało mu się, że wszystko dzieje się dziwnie wolno, że ciemna uliczka Tharbadu wstrzymała oddech w oczekiwaniu na to, co zrobi. Sunące po niebie chmury zwróciły ku niej spojrzenia swoich fantasmagorycznych, rozczochranych głów, gwiazdy drżały bardziej niż zwykle, niecierpliwe, co stanie się dalej. Tak przynajmniej wydawało się Teliamokowi.

„Przecież nie mogę ich tak zostawić! Przecież nie mają szans, jest ich tylko dwóch a tamtych cała banda!” - pędziły myśli w głowie młodego hobbita. - „A na dodatek mają jeszcze kusze, przecież Dagnir i Olo mogą nawet do nich nie podejść! Przecież...”

Nagle Telio spostrzegł, jak Olegard sięga po piersiówkę i zdrowo z niej łyka. Był to dosyć częsty widok, ale tym razem było w nim jakby coś więcej.

„Oni naprawdę chcą ich powstrzymać” - zdał sobie sprawę Brandybuck i zacisnął zęby. - „A więc zaniosę tą księgę do wieży, a potem wrócę tu i im pomogę.”

Kiedy rozbrzmiewały pierwsze dźwięki nieskładnej muzyki Pasopusta, Telio był już prawie przy samym przejściu na ścieżkę do wieży. A gdy był jeszcze daleko od niej, zaczął wołać ile tylko sił w płucach:

- Galdorzeeee! Manfennasieee! Pomooocyyy!!!
 
Makuleke jest offline  
Stary 29-09-2009, 21:32   #340
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Przygotowania do drogi szły pełną parą. Stojący przy wejściu zaspany Manfennas zaczął się czuć trochę głupio, że nie pomaga w przygotowaniach, zwłaszcza, że strażnicy przygotowywali to wszystko między innymi dla niego. Przetarł oczy i ruszył w kierunku gospodarzy, aby im pomóc, gdy nagle usłyszał Galdora. Jego elfi słuch wychwycił odgłosy walki dobiegające z okolic ich obozowiska.

- Kethan wyszedł przed chwilą. Dołączę do niego. Manfennas, idziesz?- odezwał się Falay.

Sokolnik skinął głową, chwycił swój łuk i pobiegła za mężczyzną. Biegnąc za strażnikiem cały czas po głowie krążyły mu najczarniejsze myśli. W końcu z hobbitami był tylko jeden woj. Nie wątpił w wielką odwagę mieszkającą w ich małych sercach, jednak nie wiedział z kim przyszło im walczyć i obawiał się, że może ona nie wystarczyć.
Po chwili szybkiego biegu mężczyźni znaleźli się na małym placyku, na którym toczyła się walka.
Oczom Manfennasa ukazała się spora, ale zwarta grupka bandytów znajdująca się za murkiem na końcu alejki uzbrojona w kuszy. Przebiegł wzrokiem po placyku i dostrzegł nachylonego Dagnira, zbliżającego się do przeciwników, oraz Olegarda wykrzykującego coś do bandytów a następnie biegnącego z obnażonym mieczykiem w ich stronę.

-„Hobbici…”- przemknęło mu przez myśl.

Wyciągnął pierwszą strzałę i wystrzelił ją w kierunku najbliższego bandyty. Nie martwił się o strażników. Wiedział, że dadzą sobie radę. Wiedział też, że jego obowiązkiem teraz było wspomóc Olegarda i osłaniać do dopóki nie przybędzie reszta. Kolejne strzały poszybowały w kierunku napastników, którzy zagrażali hobbitowi.
W całym zamieszaniu nie dostrzegł nigdzie Telia. Miał nadzieję, że mały towarzysz jest właśnie w drodze do wieży, aby wezwać resztę kompanii.
 
Zak jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172