Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2009, 22:45   #16
Vivianne
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Załatwili sprawę bardzo szybko. Właściwie załatwił ją Mark, ona była jedynie przewodnikiem, który z resztą zupełnie nie nadawał się do pełnionej funkcji.

Po prawie pół godzinnym "spacerku" dotarli wreszcie na miejsce.

Drzwi do mieszkania były uchylone z wewnątrz dobiegały wesołe rytmy reggae. Weszła bez pukania, oglądając się jeszcze na idącego za nią blondyna taszczącego ciężki plecak.

Rozejrzała się po mieszkaniu.
"Mogło być gorzej" - pomyślała.
W sumie nie miała większych zastrzeżeń, co do miejsca, w którym się znaleźli. Była po prostu zmęczona, potrzebowała odrobiny spokoju i prywatności, o co w takich warunkach zwykle bywa trudno. Johny i jego czarnoskóry przyjaciel bawili się już w najlepsze początkowo nie zwracając na nich większej uwagi.

***

"No to jesteśmy w komplecie. Jak miło" - stwierdziła na widok wchodzącego do pokoju Franka.

Siedziała wyciągnięta na wygodnej kanapie trzymając w ręku dużą szklankę soku wyciśniętego przed chwilą z pomarańczy, które udało jej się znaleźć w kuchni.
Mimo wentylatorów nastawionych na najwyższe obroty w pomieszczeniu było gorąco i duszno. W powietrzu unosił się zapach dymu i alkoholu. Nie czuła się tam dobrze.
Humoru Sue nie poprawiał też narzucający się gospodarz, który próbował poderwać ją w dość bezpośredni sposób, nie chcąc nawet zauważyć, że dziewczyna stara się go ignorować.

- Nie czekaj na mnie kochanie...

W odpowiedzi na słowa Marka przewróciła tylko teatralnie oczami. Po czym zmierzyła wychodzącego mężczyznę wzrokiem.

- Daruj sobie Mamadou - powiedziała znudzonym głosem zdejmując z siebie jego ramię. Miała nadzieję, ze tym razem odpuści. - Muszę się wyspać - odezwała się po chwili. - Gdzie mogę się położyć? - zapytała siląc się na miły uśmiech.

-Luz dziecino.. Mamadou nie gryzie, po prostu sobie rozmawiamy, kumasz? Nie ma obaw, nie ma obaw, Mamadou wie jak traktować takie piękne panie, rozumiesz? – Zapytał dotykając jej policzka.

- Nie, chyba jednak się nie zrozumiemy – syknęła cicho wstając z kanapy. – Z resztą nieważne – dodała prawie bezgłośnie. – Dobranoc wszystkim.

- Luz, Sue Mamadou może poczekać – usłyszała głos natręta czując jego wzrok na pośladkach. - One zawsze wracają do Papy Mamadou – dodał ciszej.

Nie zwróciła na to uwagi, każda reakcja mogła skończyć się kolejna przydługą gadką zjaranego gospodarza a na to zdecydowanie nie miała ochoty.

Wzięła szybki prysznic, po czym zaszyła się w małym, zagraconym pokoiku. Mino hałasów dobiegających z salonu, zwinięta na wąskiej, starej kanapie zasnęła szybko. Sen był niespokojny. Pod zamkniętymi powiekami widziała cięgle błyskotkę, którą mieli zdobyć.

***

Było jeszcze bardzo wcześnie, ale silny zapach świeżej kawy natychmiast wyciągnął ją z łóżka. Przeczesała palcami splątane włosy i ruszyła w stronę kuchni. Do aromatycznej woni kawy dołączył zaraz drugi, mniej przyjemny zapach smażonych jajek.
Sue ubrana w dużą, czarną, męska koszulkę ozdobioną na przedzie logiem jakiegoś starego rockowego zespołu stanęła w drzwiach kuchni.

- Załapię się na kawę? - zapytała na dzień dobry.

Mark uśmiechnął się do wchodzącej kobiety.
- Pewnie mała. Siadaj.
Wskazał na jedno z krzeseł stojących przy małym stoliku kuchennym.
- To dla ciebie... - Powiedział wskazując na jeden z bukietów i podając jednocześnie kawę w białym kubku. Następnie odwrócił się i powrócił do mieszania jajecznicy.

- Echem, dzięki - uśmiechnęła się zaskoczona po czym upiła łyk kawy. - Co ci odbiło? - zapytała rozbawiona patrząc na kwiaty.

- Powiedzmy, że naszła mnie ochota na sprawienie wam przyjemności. Te drugie są dla Angie - odpowiedział nie odwracając się od kuchenki.
- Chyba chciałem sobie coś udowodnić…

- A to ciekawe - bąknęła pod nosem. - Masz jakiś pomysł? - zagadnęła po chwili.

- Odnośnie?
Widać było, że myślami jest dość daleko od kuchni Mamadou.

- Człowieku, co ty robiłeś całą... - nie dokończyła. W sumie nie powinno jej to interesować. - A jak myślisz? Cholerne jajko prześladowało mnie całą noc...

- Zabawiałem się w skurwysyna - odpowiedział spokojnie, po czym przekładając jajecznice do dużej miski, ciągnął.
- Byłem przed ta galerią. Kiepskie miejsce dla kogoś, kto chce się tam włamać i cos ukraść. Oszklona, jasno oświetlona. Trzeba by mięć kogoś wewnątrz, a najlepiej żeby była to para. Jedna osoba pilnująca strażników i jedna, która nas wpuści. Do tego ktoś z samochodem i dwoje, którzy wejdą ze sprzętem.
Mówił spokojnie, nie odrywając spojrzenia od mytej właśnie patelni.

Zignorowała to co powiedział na początku. Chyba nie chciała znać szczegółów.
- I mamy na to dwa dni. Niecałe. Świetnie. Robiłeś kiedyś coś takiego? - W jej pytaniu słychać było nadzieję.

- Nie - zgasił jej nadzieje w zarodku, a następnie odstawił patelnie na suszarkę.
- Moją działką były porwania dla okupu i likwidacja niechcianych osób. Odnajdywanie ich i w zależności od celu wyprawy, likwidacja lub odbicie. - Dodał stawiając miskę z jedzeniem na środku stołu, a w chwile później talerze, widelce i chleb.
- Nie, nie znam się na kradzieżach ale wiem co nieco o dostawaniu się na obcy teren. To gówniane zadanie.

- Kurwa. Miejmy nadzieję, że reszta będzie bardziej zorientowana. W innym wypadku może być kiepsko. Ale nie ma co się przejmować na zapas - chciała, żeby jej głos zabrzmiała szczerze. Beznadziejność sytuacji robiła jednak swoje.
-Nie jest dobrze - westchnęła bawiąc się nerwowo włosami.

- Zawsze może być gorzej - rzucił w optymistycznym klimacie.
- Jedz. - Ponaglił sam nie tykając porcji, która sobie nałożył. Zamiast tego zaczął się jej przyglądać.
- Ciekawi mnie co Johny wykombinuje. Długo go znasz? - zapytał nie spuszczając wzroku z jej twarzy.

- Nieźle gotujesz. - Przypomniała sobie, ze nie jadła nic od wylotu z Warszawy.
- Wcale go nie znam - powiedział biorąc kawałek chleba. - Nie wiem co tu robię, z tą całą bandą popaprańców - rzuciła bezmyślnie.

Skinieniem głowy podziękował za pochwale.
- Fakt, nie pasujesz tu - zgodził się spokojnie.
- Nie wyglądasz na dziwkę, nie wydaje mi się żebyś zaliczyła w swoim życiu więzienne mury. Nie mordujesz. Przynajmniej nic na to nie wskazuje, ale możliwe ze po prostu dobrze się kryjesz. Wydajesz się dość niewinna. Nie obrażaj się, to raczej komplement.
Ubiegł ewentualne wyrzuty.
- Umiesz się jednak bić, ale wolisz walkę z bliska niż za pomocą broni. Nie bierzesz narkotyków… Przynajmniej tego nie widać. Można uznać, ze jesteś czysta. Co w takim razie skłoniło cię do dołączenia do tej, pozwól ze zacytuje, bandy popaprańców?

- Niewiele o mnie wiesz Mark. Świat nie jest tylko czarny, albo biały - powiedziała dziobiąc widelcem w resztkach jajecznicy. I nie łap mnie za słówka.
- Gdybym była, taka jak myślisz chyba bym się tutaj nie znalazła, prawda?

- Cóż, to były tylko luźne przemyślenia. Nie denerwuj się mała - powiedział po chwili milczenia po czym dodał. - Więc kim jesteś?

- Jestem tym, kim powinnam być w danym momencie. A przynajmniej staram się żeby tak było. Prawdziwej mnie już nie ma, za daleko wdepnęłam w to całe gówno Mark - mówiła patrząc w talerz. - Czemu nie jesz?

- Nie jestem głodny - odpowiedział wstając i podchodząc do Sue. Prawą dłonią sięgnął do jej podbródka i zmusił by na niego spojrzała.
- A jaka była ta prawdziwa Sue? - zapytał spoglądając jej głęboko w oczy.

- Szczera, wesoła, ufna. Wierzyła w ludzi, wierzyła, że może wszystko… Była po prostu naiwna - odpowiedziała nie drgając nawet.

- Nie, była młoda. Widziałem wiele takich jak tamta Sue. Wierz mi, zawsze mogło być gorzej - powiedział poważnie po czym nachylił się i pocałował ją lekko w usta.

- No już, kończ śniadanie.
Po czym wyszedł z kuchni zostawiając ją sama.

Nie zdążyła zareagować, nie chciała, poza tym przecież byli dorośli…Nieważne.
Przez chwilę próbowała tłumaczyć się przed sama sobą , szybko jednak zaniechała starań. Skończyła jajecznicę , posprzątała po sobie. Nie mogąc znaleźć niczego, co przypominałoby jakiś wazon włożyła kwiaty do szklanki. Widząc, że Mamadou wyszedł już z pod prysznica poszła po swoją walizkę. Przed zaszyciem się w łazience schowała do noszonego w torebce notatnika małą róże wyjętą, ze swojego bukietu.
 
Załączone Grafiki
File Type: jpg roza_na_ksiazce.jpg (11.9 KB, 4 wyświetleń)
lastinn player
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline