Ah…uwielbiam alkoholizm – pomyślałem, a na twarzy namalował mi się uśmiech prawie tak szeroki jak u tego murzyna, Mamdoua. – To nieprawda, co mówią, że ten ohydny nałóg wpędza cię w piekło. Przynajmniej w moim przypadku. Choć dziś zdobyłem parę siniaków, kolejne morderstwo na koncie i jeszcze kilka pomniejszych nieprzyjemności to ta butelka łagodzi je wszystkie. To jest moje paliwo, które pchnie mnie do przodu i przynajmniej teraz mogę udawać, że robię coś ludzkiego – zamoczyłem gwint w ustach i wypiłem sporo.
W pomieszczeniu rozchodził się przyjemny zapaszek marihuany, Mamdoua z tymi wielkimi ustami i nieprzerwanym uśmiechem od ucha do ucha wyglądał jak klaun. A ja znajdowałem się w pozycji pół-leżącej na jakimś starym podziurawionym skórzanym fotelu, którego sprężyna, co chwile wbijała mi się w plecy. Widać muszę wypić jeszcze trochę, bo ból twarzy też nie ustawał.
Obok siedziała dziewczyna o azjatyckiej urodzie, która kojarzyłem z samolotu. Nerwowo uderzała palcami o blat wpatrując się w kieliszek pusty od wódki.
Zawiesiłem na niej wzrok, nie mój typ, wolałem cytatę blondynki, a jej brakowało obu tych cech. Dolałem kobiecie do prostej pięćdziesiątki bez słowa, potem sobie. Gdy kieliszki wypełniły się bezbarwnym płynem po brzegi spojrzałem jej w oczy.
-Zabiłaś kiedyś kogoś?-
Po wypowiedzeniu tych słów chwyciłem kielona i przechyliłem wlewając zawartość do wysuszonych ust.
-Hej, hej, daj na wstrzymanie, wielki człowieku. Czy myśmy zostali już sobie przedstawieni? Angie. Nie dodaję sobie do imienia notorious.
-Wybacz...zagalopowałem się, widocznie źle Cie postrzegałem- przechylił krowę do góry dnem ogłaszając z milczeniu, że jest pusta - Siergiej jestem, wiesz, ciekawi mnie, po co tu przyjechałaś? Jesteś dupa któregoś z tych przyjemniaczków?
- A dajesz mi jakieś szanse? - Uśmiechnęła się krzywo i zamachała rzęsami - Polej jeszcze, gieroj. Ale jeśli cię to zainteresuje, znam wszystkie dupy w Broker, Bohan i w połowie Dukes. Ich amantów też. I ich szefów
Wstał z trudem stękając ciężko, ruszył w stronę zamrażarki, wyciągnął półkę. Stuknął łokciem w spód i hucznie uderzył nią o stół otrząsając przyklejone kawałki lodu. - Cytata nie jesteś, ale tutaj Ameryka, taka moda – uśmiechnął się gładząc placami dobrze zmrożoną flachę. Otworzył ją, a para ulotniła się w powietrzu mieszając się z zapachem marihuany. Polał bez zwłoki do pełna – A oprócz dup, znasz dajmy na to Gorana Baikova? To mój stary przyjaciel, słyszałem, że od niedawna jest w Liberty.
- Eech, Baikov, Baikov... Wiesz, ostatnio nie było mnie w Liberty. Ot, przykrość. Ale mogę popytać w Małej Serbii, czy skąd byś go chciał wytrzasnąć. Znam paru ludzi, tu i tam. A ty, czym się zajmujesz? Wyglądasz na takiego, co nakręca obroty grabarzom...
Zaśmiał się na prawdę gromko i szczerze - Nakręcać obroty grabarzom, haha, trafiłaś w sedno –Wlał w czerwoną gębę wódkę, przemieniając uśmiech w coś na wyraz skrzywienia - Problem w tym, że niedługo sam mogę stać się ich największym zarobkiem, jak znajdą moje ciało to zarobią roczną premie.
- Słuchaj, znalazłeś sobie świetną obstawę. Są dwie laski i Johnny Lewe Rączki, radzę stać się przesądnym. A co do Johnnego... Myślałeś już o tym? O wielkim skoku? No wiesz, to.. jutro. Pojutrze, ok. Jedno wielkie prima aprillis
-Skoku? Chyba przez kałuże, jakieś płotki wrzuciły nas do limuzyny i zawiozły do szefa. To nie jest profesjonalna rosyjska robota. Pewnie ktoś wyżej dał jakieś zadanie na odlew siostrzeńcowi Dona, żeby nie przeszkadzał w prawdziwym celu. Pomyśl tylko, po co komu takie jajo? Nawet, jeśli jest sporo warte to by była raczej kpina dla mafii.
Przechylił szkło nalewając kolejna kolejkę, a następnie uniósł do góry w propozycji do stuknięcia
- Ktoś bogaty i młody bawi się w gangsterka, no, ale nie mamy wyboru, ten cały Johnny nie ma jaj, żeby postawić na swoim. – dokończył szeptem
Nagle Momdou zarechotał wyciągając duży szklany przedmiot ze sterty śmieci po czym rzucił do mnie.
-Ej Siergiej, zapalisz?- mężczyzna z szerokim uśmiechem wciskał rozdrobnione
kawałki zielska do szklanego bonga
-Pewnie, z takiego cuda – przypatrywałem się jak murzyn rozpala cacko, bulgocze woda, gromadzi się dym, potem wszystko ląduje w jego płucach.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=UmjXY1BDMEA[/MEDIA]
Przekazał mi aparaturę, podpaliłem „stuff’ zapalniczką i zacząłem wciągać dym. Dawno nie paliłem marihuany, a w szczególności z bongo. Może za młodu z własnej roboty butelki. Przetrzymałem dym w płucach i wypuściłem strugę przed siebie. Zioło była rzeczywiście niezłe, nic z tych chemicznych gówien, które ostro dawały w gardło - wspomnienia z dzieciństwa.
Popalaliśmy przez jakiś czas a uśmiechy rozszerzały się z każdym buchem, wchodząc na specyficzny stan umysłu i rozmawiając o jakiś nieistotnych rzeczach, które wydawały się wielkimi odkryciami. Po długich rozmowach stwierdziłem, że czas iść spać, byłem kurewsko zmęczony. Rozłożyłem się wygodniej na fotelu i zachrapałem w oka mgnieniu.