Ant kulał z rękami podniesionymi do góry. Był bezpieczny, ale czuł, że zaraz kolana się pod nim ugną i zaryje twarzą w asfalt pokryty suchym piachem.
-
Co robisz, kurwa! To nasz! Garnitur!
Świetnie chłopaki. To byłaby naprawda głupia śmierć zostać rozsmarowanym przez swoich na chodniku, przed fortem przyjaciela po tym co przeszedł. Skinął w ich stronę po czym dalej posuwał się stronę Hummer'a.
Drogę zajechał mu z piskiem czarny wóz. Znał tę markę.
Ford Falcon XB Coupe, V8 351, ale wszyscy w Detroit nazywali je Interceptor'ami. I wszyscy wiedzieli, że należą do szych. Jeśli miałby listę rzeczy, które chciałby zrobić przed śmiercią to przemierzanie pustkowi tym wozem mogło by się tam gdzieś znaleść.
Czy już mówiłem jak kocham Fordy?
Z czarnego wehikułu wysiadł mężczyzna.
Skądś znał tego gościa, który wyszedł z auta i skierował się w stronę Schulz'ów.
No tak idioto, takie ancugi nosi tylko
Wolf. Widziałem go parę razy, kiedy osobiście stawiałem się na dywaniku u Teda. Zawsze stał tam. Zimny, nieskazitelny i spokojny, jakby nie było rzeczy w życiu, które go ruszają. Nigdy z nim nie rozmawiałem i nie zamierzam. Gość zawsze zwiastuje kłopoty i krew, więc zawsze radzono mi go unikać.
Ant klepnął w ramię jednego z żołnierzy, który gapił się w
Wolf'a przesłuchującego
Li. Wygląda na to, że wszystkie młode wilki chcą być takie jak
Stary Wilk.
-
Eee? - wyjąkał ten zaczepiony przez
Anta.
-
Masz fajka? Garnitur wręczył mu papierosa.
Kierowca wyciągnął z kieszeni przedwojenną zapalniczkę po ojcu z wygrawerowanym napisem.
Zapalił i rozejrzał się po polu bitwy ostatni raz. Trupy, mnóstwo trupów. Kurz opadał i zmasakrowane ciała wypływały na wierzch. Nawet tu obok zauważył jak z czarnych cegieł, nabity na zbrojenie zwisał krwawy strzęp ręki. Gdyby miał siłę mógłby nawet się zrzygać. Schulz'owie wygrali. Jak zawsze. Jeśli cię to dziwi, to chyba pierwszy raz słyszysz o Detroit.
Ant czołgał się do Hummer'a. Dziecińka może oberwała parę razy, ale kierowca był z siebie dumny, że założył kuloodporną karoserię. Wciągnął w nozdrza zapach starych, zatęchłych skórzanych siedzeń przesiąkniętych dymem papierosowym. Wygodnie rozsiadł się, rzucił okiem na opatrunek. Bolało psiakrew, ale zaraz zajmie się tym jakiś nadworny konował garniturów. Wsunął kluczyki do zardzewiałej stacyjki. Za oknem garnitury wykonywały w pośpiechu polecenia
Wolf'a.
Nagle,
Ant przypomniał sobie, że na polu bitwy widział
Skorpiona.
Pieprzyć go, poradzi sobie go. Zwłaszcza w towarzystwie takiej dupy.
Przekręcił nadgarstek uruchamiając silnik wozu.