Wątek: Serce Nocy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-09-2009, 12:20   #298
wojto16
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Mrok wyprał miasto z feerii przepięknych barw pozostawiając po sobie tylko zwyczajne budynki jakich pełno w ludzkich miastach. Zresztą i tak ten przepych nie budził w nim nawet najmniejszego zachwytu, mimo rzadkiej sposobności podziwiania czegoś lepszego niż zbiór starych chat. Tak przynajmniej miasto w jego oczach prezentowało się bardziej naturalnie bez tych wszystkich mamiących oczy fanaberii.

Uświadomił sobie, że zapomniał zapytać elfa o karczmę gdzie mógłby spędzić noc. Nawet po głowie mu nie chodziło żeby tam wracać i szukać go po raz kolejny. Po tak długim czasie spędzonym na wzajemnym sobie dogryzaniu jego widok stał mu się bardziej obmierzły niż psiego gówna na trotuarze. Nie, zdecydowanie nie miał ochoty na powrót do pałacu choćby coś go goniło z żądzą mordu w oczach. Jednakże ta ostatnia myśl finalnie okazała się być zbyt pochopną.

Zerwał się gwałtowny wiatr przynosząc dreszcze… i demony. Ciemny kształt był ledwie widoczny na tle nieba, nawet z początku miał wrażenie, że coś mu się po prostu przywidziało. Przyjrzawszy się dokładniej znów zobaczył jak kawałek ciemności, upstrzonej rozlicznymi konstelacjami gwiazd, wyraźnie zostaje oderwany od reszty tła. Skupił wzrok rozmazany przez napływające pod wpływem wiatru i ujrzał rozłożyste skrzydła. Ptak? Stanowczo za duże jak na nieszkodliwe stworzenie należące do tego świata.

Jak sam Cień powiadał: „tym co pcha ludzi w przepaść, ciemne jaskinie, nałogi i żołądki różnych stworzeń jest ciekawość. Cecha charakteru każdego zawalidrogi jak ja. Przez nią nasz poziom umieralności jest wyższy niż w królewskiej armii. W czasie pokoju, rzecz jasna. W trakcie wojny różnie to bywa…”.
„Że ja też takie farmazony prawię po za mocnym napitku. Tracę na tym tylko reputację” – mówił następnego dnia do siebie w duchu. Obecna sytuacja zdawała się potwierdzać owe „farmazony”.

Istota leciała wraz z wiatrem. Nie tracąc czasu ruszył w tym samym kierunku co ona licząc na znalezienie jakiegoś „punktu obserwacyjnego”, dzięki któremu lepiej mógłby jej się przyjrzeć. Biegł przed siebie w pędzie mijając okryte całunem ciemności domy elfów. Jedyne światło biło z ich okien, jasne jak płomień pasożytujący na suchym drewnie. Było tego niewiele, acz dawało dość blasku żeby uniknął ustawicznego potykania się o własne nogi. Oraz uderzenia twarzą w mur okalający miasto. Po przymusowym zatrzymaniu ogarnął wzrokiem niebo po raz ostatni dostrzegając ciemny kształt nim ten odleciał w siną dal.

Wrócił do fontanny wyraźnie naburmuszony, zły na cały świat za czas bezowocnie zmarnowany. Dziedziniec z fontanną uznawał za swój punkt orientacyjny w kompletnie nieznanym mu mieście. Gdy rozgoryczenie nieudaną pogonią bezpowrotnie przeminęło, z pewnym osobliwym przestrachem zdał sobie sprawę, że nie wie co ma teraz czynić. Nocne spacery po mieście były jego żywiołem, ale teraz miał wyraźnie zarysowany cel. Jego realizacja póki co nie była możliwa bez uprzedniego przygotowania. Karczma to pierwsze miejsce w jakim powinien kogoś szukać, choć o tej porze wpuszczenie go do gmachu było mało prawdopodobne.

Wędrował uliczkami pochłonięty poszukiwaniami, gdy nagle poczuł dziwnie znajome uczucie. Zwykle będące wstępem do kłopotów. Usłyszał coś na wzór sapnięcia co zostało zagłuszone przez donośne wycie wiatru, ale pobliski stuk był zbytnio wyraźny, w otoczeniu zupełnego braku dźwięków innych niż wycie wiatru., aby go zignorować.
- Wyjdź z ukrycia i nie marnuj mojego czasu – rzucił w pustkę zatrzymawszy się.


Odpowiedział mu donośny skrzek raniący uszy, roznoszący się echem wśród nagich ścian domów elfów pozostających najwyraźniej głuchymi na tego typu wydarzenia. Podłubał palcem w bolącym uchu, dobył sztyletu i powolnym krokiem wszedł do ciemnej uliczki. Nie uświadczył tam niczego dziwnego. Po chwili ten sam skrzek rozległ się za nim. Wbiegł w drugą uliczkę, lecz tam również nikogo nie było. Przeszedł jeszcze parę kroków żeby upewnić co do tego faktu i odwrócił się z zamiarem powrotu.

Tylko wyćwiczony przez lata refleks zdołał go ocalić przed szponami. Odskoczywszy w tył poczuł jak serce zaczęło mu łomotać w piersi jakby pragnęło uciec przed tym co zobaczył. Upiór miał wygląd kobiety o skórze białej jak mąka, pazurami o długości paru cali, kłami wampira, ciemnymi oczami i włosami poruszającymi się niczym węże.
- Jesteś zdolny do artykułowanej mowy czy skrzek to szczyt twoich możliwości? – powiedział Cień ironicznie, przezwyciężając przerażenie.

Potwór znów odpowiedział skrzekiem, po czym zaczął krążyć wokół niego wznosząc się coraz wyżej aż w końcu zaczął lecieć prosto na niego. Cień ponownie uskoczył w tył tym razem tnąc upiora. Ostrze przeniknęło przezeń jak przez mgłę nie czyniąc żadnej krzywdy. Czego innego mógł się spodziewać po eterycznej istocie? Gdy tylko upiór wniknął w ziemię, najemnik wycofał się na główną ulicę. Jego przeciwniczka wychynęła spod ziemi i stanęła przed nim bacznie się przyglądając.

- Czego ode mnie chcesz? – spróbował kolejny raz się z nią porozumieć.
Milczenie.
- Kim ty właściwie jesteś?
Upiór wzniósł się w górę przygotowując się do kolejnego ataku. Kain opuścił rękę ze sztyletem i stał nieruchomo. Chciał sprawdzić czy zaatakuje go jeśli nie będzie dalej walczył. Nie znalazł na to dość odwagi. Uskoczył w bok ledwo unikając jej szponów.

Nie widząc żadnych szans odwrócił się i zaczął biec wkładając w to cały wysiłek. Dobiegłszy do fontanny przysiadł na niej by odpocząć, jednocześnie nie tracąc koncentracji. Słusznie postąpił. Sturlał się na bruk ujrzawszy eteryczną dłoń wystającą z fontanny. Nie zważając na ból biodra wstał błyskawicznie i ciął z doskoku.

Atak znów nie przyniósł żadnych korzyści, a chyba tylko rozwścieczył bardziej upiora. W akcie desperacji ciął ją po twarzy i rękach, acz nic nie skutkowało. Mocno złapała go za rękę i wbiła w nią szpony. Syknął z bólu próbując wyszarpać rękę. Wówczas wyciągnęła pazury rozcinając mu skórę. Zacisnął zęby tłumiąc krzyk bólu. Wiedział, że oznacza on dla niej tylko satysfakcję.

Znów począł się cofać, tym razem w stronę pałacu. Upiór zaatakował ponownie, aczkolwiek tym razem w tym ataku widać było jakąś rozpaczliwość. Czerpiąc dodatkowe siły z nowej nadziei, puścił się biegiem w stronę wejścia do pałacu. Dojmujące zimno wystąpiło na jego plecy, czuł już zbliżające się do jego pleców szpony. Wtem upiór po prostu się zatrzymał jakby uderzywszy w coś. Cień spojrzał na niego, przysiadł na ziemi dysząc ciężko.

Magiczna bariera. Jej obecność wokół pałacu była taka oczywista. Dziwił się sobie, że nie wpadł na to znacznie wcześniej. Po kilku czczych próbach przejścia przez barierę upiór znieruchomiał.
- Wciąż niezbyt skora do rozmowy czy może rzeczywiście niezdolna? – rzekł Cień w przerwie między ciężkimi oddechami. Spojrzała na niego nienawistnie jednocześnie zlizując jego krew z pazurów i zniknęła.

Wykonał prowizoryczny opatrunek na rany, odpoczął chwilę pod posągiem smoka i wrócił na zewnątrz. Widmo nie powróciło. Wyszedł poza obręb bariery, napił się wody z fontanny, umył twarz, obmył rany. Rozejrzał się wciąż nie dostrzegając niczego podejrzanego. Z dużą dozą pewności stwierdził, że upiór dał sobie z nim spokój. Wciąż skoncentrowany i lekko zaniepokojony ruszył przez miasto odnaleźć upragnioną karczmę.
 
wojto16 jest offline