Wątek: Serce Nocy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-09-2009, 23:35   #300
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Kafalin:

Sily'a:

Ruszyłaś szybko w kierunku placu głównego, zaś Elf biegł za tobą. Niemal nie zauważyłaś jak przekroczyłaś bramę, nie zważając na wołanie żołnierza. Mijałaś ciemne, puste uliczki, a także domy ze świecącymi w środku światłami pochodzącymi, zapewne, od magicznych lamp.

W końcu dobiegłaś do placu z fontanną i... nic się nie działo. Nic!
Chwilę po tobie wpadł tam Wysoki Elf, rozglądając się uważnie. Wyraźnie był czymś zaniepokojony.
Tylko czym?

Kiedy się nad tym zastanawiałaś, również poczułaś to samo.
Wokół była martwa cisza. Cykady nie ośmielały się grać, ptaki nie śpiewały. Nikt się nie odzywał i jedynie woda pluskała ponuro, wydobywając się z pysków Smoków, lecz ona również wydawała się niezwykle martwa i złowroga.

Nagle zerwał się wiatr, zawodząc ponuro niczym upiór powstały z grobu.
Dookoła panowała ciemność, gęsta nieprzenikniona i nierozproszona nawet przez światła domów, wydających się czaszkami ze świecącymi oczodołami.
Niebo nie pomagało. Zachmurzone, ciężkie obłoki przesłoniły księżyc oraz gwiazdy, odcinając ostatnie ze źródeł światła.

Wiatr jęczał dalej obijając się ślepo przez uliczki, by wypaść zimnym strumieniem prosto na was.
Żołnierz powoli położył rękę na rękojeści swojej broni, ostrożnie, nie wydając żadnego dźwięku, dobywając jej.

-Teraz lepiej żebyśmy weszli do środka. Za późno na to, byśmy wrócili za mury-wyszeptał, a jednak jego głos rozszedł się po dźwiękowej próżni jak dźwięk dzwona. Żałobnego.

Chwycił cię za rękę, posuwając się, w pozycji wyjściowej do ataku, do drzwi pałacu.

Elf zatrzymał się gwałtownie, spoglądając w dół. Kiedy tam spojrzałaś, dostrzegłaś ciemne plamy, prowadzące w kierunku wrót pałacu. Krew.
Raptem rozległ się ponury, złowróżebny skrzek o niezwykłej intensywności. Rozszedł się po martwej ciszy, wypełniając ją, choć wcale taki odgłos nie był lepszy.

Nagle coś wystrzeliło spod ziemi!


Eteryczna kobieta o pustych, czarnych oczach patrzyła na was z okrucieństwem wymalowanym na twarzy, gdzie umiejscowione były zęby, wśród których znajdowały się kły. Zadziwiająco materialne na tle całego ciała. Również pazury zdawały się aż za bardzo rzeczywiste.

Ponownie wydała wysoki, nienaturalny i nieludzki skrzek, od którego bolały uszy, po czym wzleciała w górę.

Elf szybko stanął przed tobą, przyjmując pozycję bojową, zaś upiór w gorze wydał jeszcze jeden, donośny skrzek.

Błysnęło. Kątem oka zobaczyłaś coś jakby twarz na niebie.
Zygzaki pioruna. Wydawało ci się, że oba kształty wypływają z miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowały się oczy.
A może to tylko złudzenie optyczne?

Nagle istota runęła w dół, atakując.

Cień:

Postanowiłeś zaryzykować i odnaleźć karczmę, jednakże tym razem nieco szybciej niż poprzednio.

Ponownie mijane uliczki wyglądały jakby miały ochotę pochłonąć wędrowca, rywalizując o to z domami. Pomimo owej nieprzyjemnej aury, było całkiem spokojnie.
Żadne upiory nie wyskakiwały znikąd, chcąc pożreć daną osobę. Nic takiego się nie działo, choć odgłosy kroków niepokojąco wypełniały ciszę, sugerując przyspieszenie marszu.
Wydawało się, iż nawet odgłos bicia własnego serca przypomina wybijanie rytmu przez dobosza.

Nagle usłyszałeś znajomy skrzek, lecz szedłeś dalej, czując na sobie powiew wiatru. Jęczącego i zawodzącego powietrza.

Karczma powinna być gdzieś na obrzeżu... Gdzieś niedaleko... Tylko gdzie?

Kolejny skrzek, wypełniający całe miasto. Ciężko było zidentyfikować położenie upiora.

Naraz rozległ się błysk. Kątem oka zauważyłeś coś... jakby jakąś twarz, a kiedy niebo zgasło, dwa pioruny przeszyły nocne niebo w dziwnych miejscach. Wydawały się wypływać z miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą były oczy.
Chyba, że było to złudzenie.

Szyld, który jakby znikąd znalazł się nad tobą był bardzo dobrze ukryty przez ciemność, lecz mimo wszystko rozpoznałeś budowlę. Karczma.
Wszedłeś do środka, nie czekając na pojawienie się demonicznej kobiety.

Pomieszczenie wypełnione Wysokimi Elfami było całkiem gwarne, inne od nastroju panującego na zewnątrz. Już nawet ich spojrzenia były bardziej przyjazne niż atmosfera na zewnątrz.

Wysokie pomieszczenie wypełniało ciepłe światło latarń, padające na drewnianą podłogę. Stało na niej wiele stolików otoczonych krzesłami, jednakże nie wszystkie były zapełnione. Kilka z nich było zajmowanych przez samotnych indywidualistów, zaś nieliczne pozostałe były puste.

W kominku, za barem znajdującym się po prawej stronie, wesoło trzaskał ogień, dając światło siedzącemu w fotelu karczmarzowi. Siedział przy wejściu na zaplecze.

Drugi kominek znajdował się po lewej stronie, zaś w nim również dominowały płomienie. Przed nim stała kanapa i dwa fotele, które były puste.

Na końcu sali, naprzeciwko drzwi wejściowych, znajdowało się kolejne skrzydło prowadzące, zapewne, na górę.

Fass:

Ronir:

Rzuciłeś pochodnią w jednego z napastników, a kiedy płonące drewno wpadło w trawę, zapanowało tam niezwykłe poruszenie, w którym ktoś poderwał się nagle na nogi, odrzucając od siebie ogień. W jego ręku spoczywała kusza, której nie zdążył naładować do końca.

Ty jednak nie zaprzestałeś ataku, napierając również siłą swojej wiary. Człowiek, który wstał, zachwiał się nagle, jakby zakręciło mu się w głowie, co było najlepszym dowodem na ingerencję twojego boga.

Z rykiem ruszyłeś na przeciwnika. Wyglądał zupełnie tak, jakby nie bardzo wiedział co się dookoła dzieje. Nie dowie się już nigdy.
Szybko skoczyłeś ku kolejnemu, lecz ten zdołał odzyskać świadomość, choć nie prędkość ruchów.
Wzniósł rękę w obronnym geście i... nic mu to nie dało.

Została już tylko trójka, więc bezzwłocznie popędziłeś na następnego, lecz ten odzyskał już nie tylko trzeźwość myślenia, ale również szybkość ruchów.
Błyskawicznie dobył on krótkiego miecza, zaś w jego ślad poszło trzech pozostałych, podnosząc się spośród traw.

Tym razem twój atak nie przyniósł skutku, jednakże jeden z odzianych na ciemno typów, doskoczył do ciebie, wyprowadzając własny atak.

Cesenni:

Borin:

Nagłe trzęsienie ziemi, choć lekkie, odniosło pożądany skutek. Zaskoczeni napastnicy zostali wyprowadzeni z trybu, w jaki się wprawili, a jeden nawet upadł, zwalniając mechanizm kuszy. Bełt wystrzelił w niebo, natomiast drugi z kuszników zachował się rozsądniej, gdyż natychmiast puścił spust, by nie nacisnąć go przez przypadek.

Mężczyzna z mieczem, który wyszedł spomiędzy skał, zachwiał się, natomiast twój były rozmówca był bliski wywrócenia się.

Nie mniej jednak ty, wiedzący co się zapowiada, utrzymałeś równowagę, biegnąc od razu ku celowi, do którego dotarłeś w trzech susach, a kiedy wziąłeś szeroki zamach, tamten domyślił się co się stanie, więc próbował się zasłonić.
To był błąd. Stracił równowagę, lecąc na ziemię, lecz twój topór właśnie zmierzał ku miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą były nogi.
Aktualnie w tym miejscu był brzuch, zaś ogromnego topora nie dało się zatrzymać.

Błyskawicznie odbiegłeś od ciała, padającego na ziemię, chowając się za głazami.

W tym czasie człowiek z mieczem zdołał odzyskać równowagę, jeden z kuszników ponownie stanął w pozycji strzeleckiej, zaś ostatni podniósł sie, ładując bełt.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline