Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-09-2009, 16:22   #15
Kelebran
 
Kelebran's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelebran ma wspaniałą reputacjęKelebran ma wspaniałą reputacjęKelebran ma wspaniałą reputacjęKelebran ma wspaniałą reputacjęKelebran ma wspaniałą reputacjęKelebran ma wspaniałą reputacjęKelebran ma wspaniałą reputacjęKelebran ma wspaniałą reputacjęKelebran ma wspaniałą reputacjęKelebran ma wspaniałą reputacjęKelebran ma wspaniałą reputację
Dzień dobiegał końca, a w pomieszczeniu z każdą chwilą robiło się coraz zimniej. Verilo ap Rayilip jakby poganiany chłodem zaczynał coraz to szybciej przemieszczać się z jednego końca gabinetu na drugi, od czasu do czasu zacierając ręce i pokiwując głową na znak zrozumienia. Gdyby jakiś artysta zdecydował się w tej chwili na upamiętnienie osoby Verilo ap Rayilipa za pomocą rzeźby, z czystym sumieniem dzieło można by zatytułować „Pomnikiem szarego człowieka”. Dzisiejszego wieczora na tej twarzy nawet sporadycznie nie pojawiał się uśmiech, bądź jakikolwiek inny wyraz ludzkich emocji.





-Elfki, nieważne jak zginą? Pytam bo mam dla nich zaplanowanych kilka atrakcji.

- Wybór sposobu dokończenia sprawy jak zwykle pozostawiam wykonawcy, czyli w tym wypadku wam. Nie obchodzi mnie, czy czarodziejka „dostanie sztylet pod żebra”, połknie jakąś „niestrawną substancję”, czy stanie się „przekąską jakiegoś grubszego zwierza” – Verilo co chwilę wykonywał palcami gest „cudzysłowu”, co w jego wykonaniu wyglądało nieco zabawnie.

- Rozumiem, że wyposażenie niezbędne do wykonania zadania zapewnia... organizacja... gildia?

- Oczywiście, w tym przypadku nic nie zmieniło się od wieków – Odpowiedział herszt Cieni. – wszystko idzie na rachunek zleceniodawcy.

-Jak to się stanie, że nikt nie zauważy zniknięcia księgi? Kiedy dojdą do tego, że jedynie księga... jak to wy mówicie? Wsiąkła? Od razu dowiedzą się co się stało, bo to logiczne
.

- Taak. - Verilo miał w zwyczaju przeciągać sylaby, kiedy szukał odpowiedzi na pytanie. - Jak zwykle błyskotliwa. – Odpowiedział herszt Cienia i mrugnął w kierunku Tiikeri. – O księdze wiemy jedynie my, zleceniodawca i czarodziejka. Niewykluczony, że Adamanta Minyacair także została poinformowana o istnieniu księgi, a nawet miała z nią bezpośredni kontakt, lecz nie jesteśmy co do tego pewni. – Głos Cienia nie zdradzał żadnych emocji, był chłodny jak powietrze zalegające w pomieszczeniu i wypruty ze wszystkich namiętności. – Teoretycznie naszym celem jest jedynie czarodziejka, aczkolwiek jako solidna firma – Verilo obnażył swoje drobne kły perłowej barwy, w czymś, co zapewne sam nazywał uśmiechem. - powinniśmy zadbać o bezpieczeństwo klienta i wyeliminować potencjonalnych świadków. Mimo wszystko masakra w posiadłości zamieszkanej jedynie przez nieludzi, nawet w dzisiejszych popieprzonych czasach nie jest dobrym rozwiązaniem. Ograniczcie się do jak najmniejszej liczby ofiar.

Verilo z powrotem usiadł w swoim rzeźbionym fotelu, wyciągnął mocno nogi i począł słuchać następnych pytań z rękami skrzyżowanymi na piersiach.

-Zajmę się uczennicą. Mamy więcej danych o niej? Mało znam się na waszych Magach. Czy ona jest... takim Magiem od umysłu?

- Jak już powiedziałem, Adamanta Minyacair może wyczuć wasze emocje, jest „Czujną”, jeżeli dojdzie do waszego kontaktu, to niezwykle trudno będzie wam kłamać.

- Moim zdaniem ja i wiedźmin wystarczymy do ubicia magiczek, chociaż obecne tu dziewoje na pewno będą miłymi kompanami niedoli.

- Takie sprawy załatwiajcie między sobą. Wiem jednak, że akcja nie będzie łatwa. Nie jestem Cieniem od wczoraj, nie zawsze siedziałem za biurkiem i kieruje mną dobro firmy, która nigdy jeszcze nie zawaliła zlecenia .

- Jak rozumiem, klientowi się nie spieszy? Novigrad to bez mała, czekajcie, niech policzę… Bez mała koło dwóch tysięcy mil. Plus minus pięćset. Jeśli ktoś woli w dniach, to wychodzą minimum dwa miesiące w siodle. I to nie licząc opóźnień. O tej porze roku nie wszystkie szlaki są przejezdne. Więc, na upartego… wykonamy zadanie za ćwierć, do pół roku.

W momencie, gdy Mik'haen skończył zadawać swoje pytanie, wszyscy zgromadzeni usłyszeli energiczny stukot do drzwi. Nie czekając na odpowiedź z wewnątrz, pukający nacisnął na klamkę i popchnął drzwi, które otworzyły się bezszelestnie, lecz z taką mocą, że gdyby nie znakomity refleks Geraza, bez problemu wpasowałyby stojącego na ich drodze gnoma w strukturę ściany. Do pomieszczenia wszedł wysoki, ledwie mieszczący się w drzwiach jegomość w kruczoczarnych, sięgających łokci włosach i lekkim zarostem. Osobnik ten miał na nosie okrągłe okulary, których jedno szkiełko zastępował oszlifowany rubin, drugie zaś było najprawdopodobniej szafirem. Oprawka w zależności od kąta spoglądania była miedziana, lub srebrna. Mężczyzna był ubrany w luźną białą koszulę, brązowe spodnie ze skóry i wysokie, sznurowane po zewnętrznej stronie łydki obuwie. Buty zawiązane były łańcuszkami, które w panującym w izbie półmroku mieniły się delikatnym, błękitnym światłem.

- W samą porę. - odezwał się Verilo na widok przybysza. – Co jak co, ale wyczucie czasu, to masz pan nie byle jakie.
Przybysz odpowiedział jedynie lekkim skinięciem głowy.
- Chciałbym przedstawić wam – kontynuował herszt, spoglądając w stronę grupy Cieni. – Kegatha Assitre alias Liska, naszego czarodzieja.
Przybysz powtórzył skinięcie, lecz tym razem skierował je w grupę skrytobójców.
- Lisek pomoże wam pokonać odległość… - Zaczął Verilo, lecz nagle przerwał mu Lisek:
- Pozwól, że sam o tym opowiem. – Rzekł Kegath Assitre, zuchwale podnosząc na wysokość twarzy wyprostowaną dłoń. – Zdaję sobie sprawę z tego, że niektórzy z was mają wątpliwości, obawy, nie tylko w stosunku do wyprawy, ale także do mnie. Nie musiałem sondować waszych umysłów, aby wiedzieć, że niektórzy z was nie przepadają za czarodziejami, albo nie są pewni mojej osoby. Tak samo jest z podróżą. Teleportacja? Na taką odległość? W takich czasach, jak dziś? Coś tu do cholery nie gra, racja? – Lisek nie czekając na potwierdzenie ciągnął dalej. – Słusznie myślicie, że nie jest to dla nas osiągalne. Co tu dużo gadać, nie jest to nawet możliwe, dla nikogo o zdrowych zmysłach. Dlatego obmyśliłem plan podróży. Teleportacja do Cintry nie będzie czymś specjalnie trudnym, tutaj możemy sobie na to pozwolić, mamy kilka osób, które zajmą się spowodowaniem w tym czasie niezłego bajzlu w okolicy, lecz dalej trzeba będzie sobie radzić inaczej. Z Cintry udamy się na Wyspy Skellige, gdzie was opuszczę i już beze mnie będziecie zdążać na Thanedd drogą morską, jako zwyczajni kupcy, skąd postaracie się niezauważeni prześlizgnąć się do Novigradu drogą lądową. – Lisek usiadł na wolnym krześle i zakładając nogę na nogę. – Nie będzie to krótka podróż, ale myślę, że gra jest warta świeczki. – Kegath zrobił kilkusekundową pauzę, jakby już liczył złoto, jakie powiększy jego i tak pewnie duży majątek, kiedy zadanie zostanie wykonane. - Dodam, że póki co, nie musicie się mnie obawiać.

W Sali zapanowała głucha cisza. W tajemniczy sposób umilkła nawet latająca pod sufitem mucha, ani nie słychać było oddechów żadnego ze zgromadzonych. Robiło się coraz chłodniej, gęsia skórka pokryła chwilowo całe ciało Zerrikanki, a w płucach wszystkich zapanowało nieopisane zimno, ledwie pozwalające oddychać, a na pewno uniemożliwiające poruszanie się. Niewątpliwie była to magia.
- Koniec tego! – Przerwał ciszę Verilo. – Bez takich sztuczek, Kegath, nie za to ci płacę. – Dokończył z uśmiechem.
W mgnieniu oka zrobiło się cieplej, mrożące organy zimno zniknęło, pozostawiając po sobie jedynie lekki chłodek.
Lisek najwidoczniej nie czując się winnym wybuchu herszta siedział nadal na krześle i wytupywał obcasem tylko jemu znaną melodię.


- To wino – rzekł po chwili. – to Est Est, prosto z Castel Ravello, o ile mnie węch nie zawodzi.



 

Ostatnio edytowane przez Kelebran : 17-09-2009 o 12:27.
Kelebran jest offline