Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-09-2009, 17:53   #182
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Adrian był zdenerwowany lecz oczywiście starał się tego nie ujawniać. Co z tego, że po czole galopował zimny pot, a serce biło jak oszalałe kiedy to twarz miał iście kamienną, a chód dziewiętnastowiecznego gentlemana? Uśmiechnął się niemrawo w kierunku Lucjana. Wilczur wpatrywał się błędnym wzrokiem w Gwiazdę Dawida strosząc sierść i jakby szykując się do skoku, ataku.

-Lucjanie, czyżby wspomnienia?
-Ten symbol jest zły. Za dużo istot umierało w jego imię, zbyt wielu umierało z powodu noszenia go, zbyt wiele cierpienia przypieczętowano nim jako trądem. Zbyt wiele śmierci w nim, za niego i z jego przyczyny. Nie powinno być takich symboli.
-Nie wydaje ci się, że mówisz jak stary pryk?
-A co, zwęszyłeś konkurencje? No, nie bądź taki sztywny, panie patrzą...

Wilczur kilka razy zaciągnął głośno nosem w już dużo lepszym nastroju. Drobna wymiana zdań uspokoiła Adriana, rozluźniła sytuacje i... Pomogły w myśleniu.

-Mamy zamiar błąkać się jak dzieci we mgle czekając, aż trafimy na coś interesującego? Jeśli wypadnie na nas coś złego, naprawdę to co? Będziemy to smażyć? Owszem, Ars Essentiae powinno tutaj działać lecz nie ręczę za konkretne efekty w miejscu pod rządem Ars Spirituum i Ars.. Ars.. Ars...

-Ars Fati i Ars Temporis, Adrianie. Zrazu zaznaczam druhu, że Ars Materiae ma tutaj znikomy wpływ gdyż większość tego, co wy nazywacie wzorcami jest duchem. Wyjątek czasem stanowią właśnie siły... Nie przerywaj. Wiem do czego zmierzasz. Spróbuj, ale dodałbym Ars Vis...

-Nie sądzisz, że zabawnie wygląda ta dyskusja?

-Nasza koleżanka się nie wytłumaczyła co jest jeszcze zabawniejsze. Na starość łagodniejesz, belfrze.

Lucjan zamerdał ogonem., tymczasem Adrian wyjął spod garnitury zawieszony na łańcuszku flakon, szklany wzmocniony srebrem nosił w środku płynną, metaliczna ciesz – rtęć. Polonista przyłożył go bliżej twarzy aby właśnie przez owy metal dogadać świata.

Adrian patrzył.

- To nie jest dobry pomysł - zaznaczył Lucjan cicho.
Po oczach hermetyka przesunęło się coś delikatnie. Jakby zasłona.
- Wiesz, to jest świątynia - marudził Lucjan.
Kolejny dotyk, miękki i szeleszczący, i wzrok Adriana przebił się do wnętrza synagogi. Musnął spojrzeniem babiniec na galeryjce o pięknie kutej balustradzie i przeniósł wzrok na centrum świątyni, gdzie pod drewnianym baldachimem, wyrzeźbionym na kształt namiotu, stała bima.
- Ani to grzeczne... - fuknął Lucjan.
Kolejna zasłona musnęła oczy hermetyka, kiedy spojrzał za kazalnicę, na Aron Ha-kodesz, za którego drewnianymi drzwiami chowano zwoje Tory. Wnętrze świątyni pojaśniało.
- ... ani bezpieczne - uzupełnił pies.
Hermetyk musiał się zgodzić. Już widział-czuł, że budynek jest chroniony. Zasłony i ich zawirowania jasno mówiły o czyjejś obecności.
Delikatne świerzbienie skóry, ukucie bólu i Adrian oślepł. Nagle, natychmiastowo i całkowicie.
Nie, jednak jakiś błysk światła...
- Jeśli czujesz potrzebę modlitwy, nieznajomy, otworzę świątynię - zadudnił męski, tubalny głos, a z każdym słowem wzrok wracał do Adriana. A więc to było tylko ostrzeżenie.
Z przybudówki wysunęła się plama cienia. Wiła się i zmieniała, jakby szukając właściwej formy. Wreszcie rozdzieliła się na dwoje i nabrała kształtu. Stary mężczyzna w baraniej czapie, długim chałacie, z drewnianą kołatką zawieszoną na pasku. W ciemnych oczach wieczne trwanie, podzielone równo na kawałki codzienności. Przy jego stopach posłusznie kroczył czarny, kudłaty mieszaniec. Szames i jego pies.
- Rzadko odwiedza mnie ktoś, kogo chciałbym wpuścić do świątyni.
A jednak ktoś go odwiedzał. Przed Adrianem na ziemi wydeptane miejsce, wytarta niecierpliwym czekaniem trawa.
Szames prześlizgnął wzrokiem po Joli i to, co zobaczył, wyraźnie nie przypadło mu do gustu. Równie wyraźny był smutek w jego czarnych oczach, kiedy spojrzał na Marka i Dagmarę.
Hermetyk schował flakon, wyprostował się i i przyjął pewną postawę, bynajmniej nie dumną, a tylko pewną, postawę szacunku bez zbędnego płaszczenia się. I zaczął recytować, pięknie i kwieciście zwracając się do Szamesa. Wiersz Tadeusza Różewicza Oocalony”.

-Mam dwadzieścia cztery lata
ocalałem
prowadzony na rzeź.

To są nazwy puste i jednoznaczne:
człowiek i zwierzę
miłość i nienawiść
wróg i przyjaciel
ciemność i światło.

Człowieka tak się zabija jak zwierzę
widziałem:
furgony porąbanych ludzi
którzy nie zostaną zbawieni.

Pojęcia są tylko wyrazami:
cnota i występek
prawda i kłamstwo
piękno i brzydota
męstwo i tchórzostwo.

Jednako waży cnota i występek
widziałem:
człowieka który był jeden
występny i cnotliwy.

Szukam nauczyciela i mistrza
niech przywróci mi wzrok słuch i mowę
niech jeszcze raz nazwie rzeczy i pojęcia
niech oddzieli światło od ciemności.

Mam dwadzieścia cztery lata
ocalałem
prowadzony na rzeź.

Zakończył dość teatralnym gestem poprawiania zluzowanego krawatu. Pochylił głowę.

-Jestem Adrian, mag Porządku Hermesa. Poszukuję miejsca do modlitwy i mistrza. W tym miejscu potrzebuję mistrza aby pokazał mi różnice. Tutaj ciemność i światło to jedno.

Wielki gest dezaprobaty wyraził Lucjan, parsknął i podkulił ogon. Czekał na coś tak samo jak jego pan. On jednak w pewłni rozumiał postępowanie nauczyciela, o wiele bardziej niż on sam. Avatar był iskierka, inspiracją, czymś nienamacalnym i często bezpostaciowym. Taki bywał u Adriana.

Kiedy Adrian się przedstawił, brew szamesa podskoczyła ciekawie do góry.

Wysłuchał wiersza cierpliwie, z zadumą gładząc kudłatą głowę psa.
- Człowiek i zwierzę bywa jednym. Bywa, że w myślach jednego człowieka światło i ciemność istnieją równie silnie. Jestem tylko starym stróżem synagogi, Adrianie z Porządku Hermesa. Nie mam prawa osądzać, ani tym bardziej nauczać, jak sądzić. Mnie dano tylko oczy, abym widział smutnych ludzi obarczonych swoimi grzechami i prawo zamknięcia przed nimi drzwi świątyni, dopóki nie pogodzą się z Bogiem, z bliźnimi i samymi sobą, dopóki nie odnajdą w swoim sercu światła. Tak, tak... trwałem przy kolejnych rabinach nauczających w tej synagodze. To byli mądrzy ludzie, mądrzejsi niż ja, choć trwam tu przez wieki. Prawie wszyscy zgadzali się co do tego, że Słowo Boga nigdy się nie kończy. Żadne słowo Boga nie jest Jego ostatnim słowem. Sąd Boży wcale nie jest ostateczny. Jeżeli człowiek zmieni swe postępowanie, Bóg zmieni swój sąd. I wszyscy zgadzali się co do tego, że największą ciemność w sercu rodzi niegodziwość, która pociąga za sobą innych - posmutniał na chwilę, choć rozmowa sprawiała mu wyraźną przyjemność. W jego głosie pojawiła się nieoczekiwana surowość - Jeśli więc chcesz koniecznie grzeszyć, Adrianie z Porządku Hermesa, zamknij drzwi swego domu, i grzesz sam. Jeśli wciągniesz w to innych, obciążą cię i ich czyny. A wtedy może się okazać, że łańcuch niegodziwości jest zbyt długi, a na powrót do światła zbraknie ci życia.

-Pragnę tylko modlitwy. Może on, tutaj, odsłoni mi choć trochę prawdy. Niektórzy uważali, że przez prawdę i poznanie Pana można dostąpić zbawienia, też tak uważam. Jednak teraz tylko proszę o możliwość modlitwy i prawdę bardziej ludzką niżeli boską. Prawda potrzebna jest mi do zbawienia pewnej istoty i ocalenia innych przed Otchłanią. Wszakże nie ma jeszcze Mesjasza który by ich stamtąd wyprowadził.

Adrian ze spokojem, uczniowska pokorą, a zarazem mimowolnym sprytem i wrodzoną, naturalną dla Prządko Hermesa wymową do osiągnięcia celów, wypowiedział się. Był neognostykiem, a kultura żydowska wydawała się mu przez to choć trochę bliższa. Uśmiechnął się nieśmiało, dalej był spięty. I co ważniejsze, naprawdę pragnął zwykłej modlitwy. Skoro to co duchowe było bliżej stwórcy to modlitwa w duchowej świątynia nie ma równych. Miał też przed oczyma zapłakaną Hale po śmierci Michała.

-Mogę wejść z mym przyjacielem?

Lucjan pokiwał zrezygnowany głową.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline