Myślała, że zna już wszystkich koleżków Johnnego, a tu nagle skurczybyk wyciąga jak z rękawa amatora zieleni z przystanią do dyspozycji całą dobę. Żyć nie umierać, pomyślała rozsiadając się na kanapie i próbując odpędzić od siebie słowo póki. Póki co, póki co, żyć. Potem się zobaczy.
Pierwszą rzeczą, jaką zanotowała był wyraz twarzy Mallory’ego, a zaraz potem na stół wjechała wódka. Wiedziała co myśli, zresztą, myślała to samo, z takim nastawieniem nie mają najmniejszych szans choćby na przejechanie dwóch przecznic. Wlewając w siebie pierwszy kieliszek kątem oka zauważyła, jak wychodzi z domu. I tak nigdy nie miała romansowego zacięcia. - Zabiłaś kiedyś już kogoś?
Obróciła głowę, pytanie dobiegło od strony wielkiego faceta z samolotu. W głowie kołatało się jej stare dobre Afrika Bambaataa, rozpostarła palce dłoni i wyciągnęła ją w stronę tego niedźwiedzia polarnego w geście talk to the hand i rzuciła jakąś odpowiedź. Rozmowa trochę nabrała tempa, jedna flaszka poszła, Angie zaczęła czuć się dziwnie. A więc przejście na profesjonalizm, jak obiecywał Johnny wiąże się tylko z zamianą dymiących domówek na smętne posiadówy na skajowych kanapach? Koniec końców, Siergiej, bo tak się przedstawił Rusek, okazał się swoim człowiekiem, i to całkiem łebskim. Angie odprężyła się przy czwartej kolejce i po tym, co mówił Sieriożka. Zasłona dymna, zasłona dymna. Wykonacie zadanie, czy nie, nie ma znaczenia. Pójdziecie siedzieć, nie wyjedziecie żywi z Liberty, jajo szlag trafi po drodze? Nie ma znaczenia. Na mieście kroi się coś większego i trzeba to przykryć gazetowymi nagłówkami o idiotach z Hatton Gardens. Mniej więcej tak zdołała to sobie przełożyć.
Mamadou wyciągnął właśnie aparaturę i nastawił muzykę. Wolała samo Son of a Preacher Man; zostawiła kieliszek I weszła na stół. Bujając się leniwie do muzyki wzięła bucha i spytała: - Sierioża, byłeś kiedyś w gazecie?
Ostatnio edytowane przez stibium : 14-09-2009 o 18:49.
|