Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2009, 13:04   #80
Vireless
 
Vireless's Avatar
 
Reputacja: 1 Vireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwuVireless jest godny podziwu
** J'Ram Chalur
No tak już wiemy dlaczego Abysnt nie jest dostępny w każdej biedronce. Co kolwiek to było sprawiło że twoje łuski na krótki czas uzyskały własną świadomość i były bardzo blisko odkrycia wzoru na siódmą prędkość whorpową. Niestety nim to nastąpiło stężenie alkoholu powaliło cię pod stół. Ocknąłeś się wśród pozostałych z drużyny. Teleport świeci o wiele za jasnym światłem jak dla Ciebie..

** Uthgor, Zank- Uthgor podzielić.... później. - Ruszyłeś w stronę wyjścia ale pisk dochodzący za pleców i na pewno mocno niż poniżej ciebie sprawił że zatrzymałeś się. Nadal ze słodkim uśmiechem licząc łatwo zarobione dukaty warknąłeś na kucharza..
- Orku, orku daj mi tą sakiewkę. Zank kupić prowiant dla naszej kompani. Zank jest dobry i Zank nie oszukiwać. Orku, orku czemu by ork nie posłuchać Zank? Wszak Zank jest dobry. - Jego słowa w niesłychany sposób znalazły drogę do twego umysłu. W końcu może nie jest to zły plan i może jednak, ktoś kto potrafi gotować może również i zaopiekować się drużynowym skarbem.
-Yyyyy- Na swój sposób zgodziłeś się z Zankiem i bez namysłu oddałeś mu sakiewkę. W końcu mimo wszystko miałeś jeszcze kawał mięcha w drugiej łapie.


** Taki
Sącząc kolejne piwko zauważyłeś że malec przekonał Uthgora do podzielenia się sakiewką...


** Zank
Sprawując pieczę nad gotówką. Raz, dwa uwinąłeś się z zakupami. Wszystko ładnie pięknie, gdyby nie to że musisz to samemu targać na plerach. Na szczęście za niedużą opłatą wynająłeś tragarza. Przy okazji sam okazał Ci drogę.

Świątynia zajmowała spory kawał z parku miejskiego. Nie była okazale wielka czy majestatycznie okazała. Była taka jak wszystko inne w Morkoth. Mieście o takiej samej nazwie jak samo państwo. Doskonale odpowiadała celom jakim miała służyć. Przynajmniej z zewnątrz bo jakoś nikomu nie przyszło do głowy by zajrzeć do niej. Nadal pokutuje przekonanie że Palladine jest bogiem opiekuńczym Arkanii.
Sługa świątynny bez zbędnego gadania pokazał wam przejście z tyłu gmachu. Czekał tam już Vireless wraz z trzema innymi kapłanami. Na pewno nie mniej wtajemniczonymi niż on. Na wasz widok uśmiechnął się i ..
-Widzę że macie już swego naturalnego przywódcę. To dobrze bo to będzie ułatwiać mi komunikację z Wami. - Spojrzał sie w stronę Zanka i rzucił coś małego i lśniącego.
-To jest kolczyk ale magiczny- Chyba doszło do niego że to co mówi musi zabrzmieć ciut idiotycznie. W końcu cała drużyna świeciła dla niego magią jak choinka na boże narodzenie - Znaczy się to komunikator, dzięki niemu ja i kilku innych będziemy mogli się dogadać z tobą w myślach.

Kapłani zaczynali powoli skandować modlitwę i inkantacja powoli urzeczywistniała się. Za ich plecami na wysokości około metra zaczęły materializować eteryczne drzwi.
-Nie będę Ci proponował gdzie sobie go przyczepisz... I nie nie jestem uprzedzony do was.
Vireless przeszedł pierwszy przez portal, następnie reszta drużyny

Każdy z Was miał coś wspólnego z Dzikimi Ziemiani. Jedni tam się urodzili inni stamtąd zwiewali ale każdy pamiętał jak one wyglądają. Teraz bez dwóch zdań byliście znowu w swym domu. Pogranicze Cesarstwa Arkanii kiedyś nie było zbyt bezpieczne z uwagi na powtarzające się patrole Rycerzy, którzy mieli dbać o bezpieczeństwo pogranicznych komturii i wycinali wszystko co miało skórę zieloną, brunatną lub nie potrafiło powtórzyć "Quenna v'ort despre na tuie". Sporo waszych pobratymców zginęło dziwiąc się o co chodzi.
Te czasy teraz odeszły w nie pamięć a Arkania a dokładniej księstwo Merske postanowiło sobie zjednać Takich Jak Wy. W końcu pieniądz nie śmierdzi a jeżeli przy okazji można było dopiec Morkoth to jeszcze lepiej.

Ostry wiatr zacinał prosto w twarz przekazując informacje o nadciągającej zimie. Na chwilę obecną trawa już wyschła i jak okiem sięgnął widać było tylko żółty step poprzecinany co jakiś czas parowem. By ochronić się przed przenikliwym wiatrem zeszliście do najbliższego. Raz jeszcze Półelf przerwał ciszę jaka panowała w drużynie.
-Jesteśmy prawie na granicy księstwa Merske. Dalej nie mogliśmy się teleportować z uwagi na ICH magów. Każdy teleport do NICH jest obarczony dużym ryzykiem. nawet kapłański. Po prostu Cesarrstwo Arkani płaci magom za to byśmy nie wparowali z korpusem jazdy pod ich stolicę co już drzewiej bywało. Tak więc teraz jesteśmy tu. Nasze zadanie to odzyskać transport zaopatrzenia jaki będzie tędy niebawem przechodził. Zostało około dwóch dni do ich przybycie. Akurat w sam raz by ustawić zasadzkę. - Poprawił swoją szatę od zimna i przepraszając was za zwłokę zaczął dalej.
-Konwój to co najmiej trzy opancerzone furgony plus wozy z duperelami. Przewożą Adamant, dużo dobrej stali i pewnie trochę Mithrylu. Co to oznacza dla rolniczego i zacofanego państwa możecie się domyślać sami. Dlatego ochronę sprawują rycerze Miecza. Nie więcej niż dziesięciu. Reszta jest nie istotna. Zdecydujcie czy to ma być otwarta walka, podejdziecie ich fortelem czy po prostu im to zajumacie.
-Prostą tą drogą jest miasteczko gdzie możecie rozpocząć misję. To jakieś kilka godzin marszu. Kupicie sobie konie, może wynajmiecie przewodnika lub kogoś do brudnej roboty. Ewentualnie dowiedzieć się więcej w miejscowej kaplicy lub maga. Ja się w to nie wtrącam. Dajcie znać gdy będzie po wszystkim..

**

Miasteczko Żabikruk składało się z kilkunastu drewnianych domków, murowanej kaplicy oraz murowanego kamienicy przy samym rynku. Centrum z najważniejszymi zabudowaniami położone była na delikatnym wzniesieniu. Dość spora ilość pośledniejszych chałup i szałasów opasywała centrum dość ciasnym kręgiem. Do i z mieściny było po jednej drodze ale to oznaczało tylko że ewentualni najeźdźcy musieli tłoczyć się na niezbyt szerokich duktach.
Na pierwszy rzut oka to Osada o nietypowej nazwie była skromna ale schludna i zadbana. Na ulicach pełna mieszanka ras z dużym natężeniem koloru zielonego przy jednoczesnym braku elfów, dwarfów lub gnomów.
Naprzeciw niezbyt dużego corallu stała karczma. Jej szyld przypominający krowę, żabę, smoka i orła musiał w każdym kto na niego spojrzał, wyzwolić chęć zadania pytania barmanowi pytania
-Ale o co chodzi?
 
Vireless jest offline