Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2009, 19:29   #232
Irrlicht
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Póts ecąisyt ądjezrp hcapurt hcyzsan op a
Katja drgnęła, gdy usłyszała eksplozje dochodzące od strony silosu. Wzięła głęboki wdech, na jej czole wykwitła niebieska żyła. Na jej tanjopodobną głowę spadł kawał pyłu.
- Wiesz, kto tutaj jest, Lumiere? Przyszła twoja kochana siostrzyczka. Kolejna z naszej krwi.
Kurwa, pomyślała Katja, naprawdę sądziłam, że po tym, kiedy ten przeklęty silos z ponad tysiącem moich klonów – naszych klonów – spłonął, razem z trupami, które się znajdowały wewnątrz, straciłam już wszelką nadzieję, nie, straciłam już wszelki strach, że kiedykolwiek będę musiała spoglądać w swoją własną twarz jak w lustro, za wyjątkiem tej tam... Tanji Hahn. Bóg jeden wie, jak wiele klonów się pojawiło i co się z nimi przydarzyło. Pewna jestem, że kiedyś jeszcze usłyszymy o klonach Heintza. Albo i jeszcze czymś gorszym.
Jednak to – myśli dalej Katja – to, co wydostało się z silosu i przeszło przez nie wiadomo co, tak, pewnie to tylko jeszcze jeden cholerny żart Boga, o ile ten istnieje.
Augusta Marie Louise Lumiere, jak określił się jeszcze jeden klon Tanji Hahn, była niewątpliwie żartem Boga, choć gdyby przypadłby mi w udziale wybór, który byłby to Bóg, to bez wahania powiedziałabym, że był to sam pierdolony Chrystus Pantokrator w koronie z drutu kolczastego. Chyba tylko jego mogłabym posądzić o tak pokręcone gusta. Bóg – lub ktoś jeszcze gorszy – postanowił w swojej nieskończonej mądrości pozwolić, by, zanim silos z tysięcznymi zwłokami Tanji Hahn spłonął, uciekł z niego jeszcze jeden klon(choć, oczywiście, któż to wie, ile ich tam naprawdę uciekło), i który, prawdopodobnie, dostał się w wyjątkowo silne działanie pola Thamma, choć wnioskując po tym, co z niej zostało, musiała wejść do samej paszczy, by stać się czymś, co teraz jest.
Lumiere to dziewczynka, która nie może umrzeć.
Podobno niektóre z Neue Wunderkinder zostały nazwane przez żołnierzy Korporacji Apostołami; pamiętam dokładnie – myśli dalej krążą w pokiereszowanym umyśle Katji – jak gdzieś po drodze z tą ich bandą była jakaś dziewczynka. Jakby nie było, dzieci z wszczepionymi genami Naszych Dobroczyńców, wystawione na koszmar wojny, okazały się być wcale nie lepszym tworem od Triarii. Przebudzone do Eksternusa bachory, bez żadnych ograniczeń i litości, którą czasem spotyka się u mniej doskonałych dorosłych, nierzadko z wszczepionymi dopalaczami, okazały się być kolejnym eksperymentem Korporacji, obok Triarii, Wunderkinder, Neue Wunderkinder i różnymi odmianami pluskiew. Wypisz wymaluj, Apostołowie-dzieci wyszły z otchłani Muru, jak prawdziwe dzieci, z tym, że dzieci, które wyhodowało łono Korporacji potrafiły spontanicznie otwierać bramy do Eksternusa i topić rzeczywistość myślą. A żeby was kurwa mać, dzieciuchy jebane!
Lumiere, jak każdy klon, nie rozwijała się, ale powstała już z zestawem osobowości, który sfajczyło promieniowanie, w taki, czy inny sposób. Nuklearne dzieci, z tym, że to było wydaniem Tanji Hahn w wieku jedenastu lat. Bóg? Jasssne. Nie wierzę w Boga, od czasu, kiedy wybuchła Trzecia Wojna. Bóg nie tworzy potworów w ciałach małych dzieci. Bóg nie tworzy dzieci o konsystencji żelków śmiejków. W bardzo dosłownym znaczeniu tego słowa.
Znudzona jedenastolatka dyndała nogami obutymi w białe pantofelki, gapiąc się bezmyślnie w zastygłą w wyrazie niemego przerażenia, urwaną głowę. Średnie pomieszczenie obok silosu z portalem było wypełnione trupami, a krew zdążyła zrudzieć. Katja, gdy zobaczyła samą siebie w wieku jedenastu lat, zwyczajnie wyciągnęła pistolet i opróżniła osiem bębenków magnum, mając najszczerszą nadzieję nie zobaczyć niczego takiego już nigdy. Jednak okazało się, że zwyczajne skasowanie dzieciaka było ponad siły legendarnej broni, skoro tylko naboje przeciekły przez małe ciało dziecka, rozrywając jednak jej białą bluzeczkę. Katja nie chciała sobie przypomnieć, że zaledwie pół godziny temu, zanim w końcu zdecydowała się porozmawiać z Lumiere – jak się później przedstawiła – wyciągnęła tasak i odcięła małej głowę, tylko po to, by stwierdzić, że natychmiast jej ciało stało się bezforemną masą czarnego i śmierdzącego mięsa, które w jakiś sposób znalazło odciętą głowę, a później, jak w jakimś dziwnym, przyspieszonym procesie ewolucyjnym od ameby do homo sapiens infantilis, stanęła ponownie przed Katją.
- Nie mogłaś iść sama do aborcji? - zapytała Katja, ostrząc nóż.
- Z mojej krwi? - zapytała się Lumiere. - Co to znaczy: Z mojej krwi?
- To znaczy, że pochodzi z takiego samego miejsca jak ty.
- Achaa –
mała przeciągnęła się, a rzucony nóż w jej stronę z cichym sykiem utkwił w jej czole. - Jesteś głupia, mamo. Ile razy mam ci mówić, że nie możesz mnie zabić?
- Nie jestem twoją mamą. I nie okłamiesz mnie, że nie pamiętasz nic sprzed tego, jak wyszłaś z portalu. Ktoś cię tu nasłał. To pewnie oni.
- Oni?
- Dobroczyńcy. Potem ci opowiem.

Z cichym westchnięciem wyciągnęła nóż wrzynający się w jej mózg.
- Nudzi mi się. Nie możemy stąd pójść, mamo?
- Nie jestem twoją mamą, nieznośna smarkulo. Jeszcze nie czas.
- Na co czekamy?
- Aż ktoś aktywuje... Już aktywował... Ten portal w tamtym silosie.
- A czemu to?
- Tłumaczyłam ci już. Spowoduje to przeciążenie energetyczne dla pobliskiego reaktora. Jeśli tak się stanie, będziemy mogli wreszcie aktywować windy bezpieczeństwa i wydostać się z Muru. Reszta przejść zdechła, a ja nie jestem taka dobra, by przeprogramować system, żeby drzwi się otwarły.
- Tak naprawdę to jesteś zazdrosna o to, że moje ciało regeneruje się szybciej od twojego, mamo –
powiedziała nagle i kopnęła czaszkę, która potoczyła się w kąt.
- Poza tym, jesteś pyskata. Jak się zwracasz do swojej mamy?
- Więc jednak jesteś moją mamą? -
rozpromieniła się.
- Oczywiście, że nie – ucięła Katja. - A teraz rusz się. Zaraz zabawimy się. Aktywowali portal, więc syreny zaczną zaraz wyć z powodu przegrzania rdzenia reaktora. A potem sfajczymy to miejsce. Kiedy reaktory zaczną wybuchać, wszystko obróci się w pył.
- Dlaczego chcesz wszystkich zabić, mamo?
- Ponieważ wszyscy chcą zniszczyć Mur. Mam po dziury w dupie to, co wychodzi z Muru i to, co przyniosła ta wojna. To jest więcej chaosu i dziwnych stworów. I sieci kłamstw. I wykorzystywania ludzi.
- Ale skoro sama jesteś potworem, mamuniu, to oni nie będą chcieli cię potem wziąć do siebie.
- Być może –
przyznała Katja. - Ale przynajmniej tamtych łatwiej będzie zabić, jeśli będą mieli jakiś problem.
- Każdy czegoś chce, mamo.
- Nie jestem twoją mamą. Ach, tak? To może powiesz mi, czego ty chcesz?
- Chcę umrzeć, mamo.

Toś sobie wybrała, kurwa, pomyślała ze złością Katja, rzucając nóż.

* * *

# Tanja Hahn – Axel Heintz – Nicolas Neumann – Siegfried Klauge

Z granatów nowego tylko dwa otarły się o cel. Niewątpliwie był zabójczy, jeśli chodziło o żołdaków z Ziemi, jednak był o wiele gorszy w zwalczaniu czegoś, co wychodziło z Eksternusa. Mimo to, granat eksplodował, hamując na chwilę groteskową pokrakę, co dało czas reszcie, by wpakować w niego więcej kul. Czarna krew zabulgotała, gdy rozbryzły się na niej kolejne kule energii.
- Czcisz w ojca i matkę swoją? - zaśmiał się upiornie głosem Sainta Biskup, który znowu natarł.
Axel umknął jego szponom o parę metrów, którymi wymachiwał, niczym kosami. Jego łupem padł jeden z najemników, którzy zabrali się do portalu z Sarą Connor. Wrzeszczał, kiedy dwie łapy jak bochny rozdarły go na dwoje, jednak Biskup nie miał czasu pożreć swojej ofiary, więc wypuścił okaleczone zwłoki, by spadły w czeluść. Rdzeń pulsowy wybuchł na jego plecach, rozrywając jeszcze więcej materii Eksternusa. Potwór wrzasnął, zaintonowawszy:
- Pobłogosławiona zostałaś obrzydliwością...
Ładunek energetyczny wybił go z rytmu, ale wreszcie przestał tarasować platformę, po której można było wyjść z silosu.
- Ruszcie się! - zawołała Sara Connor, która pokazała rewolwerem otwarte przejście.
W międzyczasie reaktor zawył coraz bardziej, czy to przez postępujące zmęczenie materiału, czy to przez granaty, które wyżłobiły już i tak nadwerężoną strukturę silosu. Pole Thamma promieniowało coraz bardziej, sprawiając, że wokół tworzyły się spontaniczne manifestacje: Klauge widział Tojtownją spadającą z góry, mimo że oczywiście nie mogło jej tu być. Narastające halucynacje udzieliły się wszystkim. Platforma z portalem zachwiała się, gdy gwałtowna eksplozja wstrząsnęła całym silosem. Yseult krzyczała coś, ale skoro wszyscy krzyczeli, to nikt nie zwrócił na nią uwagi. Za to Tanji udało się o wiele lepiej.
Wypływająca nieustannie materia Eksternusa sprawiła, że jej umiejętności psychiczne mogły zostać wreszcie zastosowane. Pole Thamma wprawiło ją w stan nieco podobny do transu, tak, że gdy Biskup zawrócił, szklana tarcza, którą narysowała, naprawdę powstała z czarnej energii wibrującej dookoła wszystkich. Pozostali skierowali się do wyjścia, które otworzyła Connor, jednak Tanja – na tę parę cennych chwil – mogła ochronić pozostałych tym, co właściwie w niej pozostało, to jest wiarą.
W samą porę została zawołana przez Yseult, gdy Connor zamierzała zamknąć przejście. Zdołała dobiec, gdy Biskup, oślepiony przez światło. Zdążyli zamknąć spore wrota. Mimo to, słyszeli za nimi monotonny śpiew Biskupa, który nawet teraz nie zrezygnował z zabicia ich wszystkich.
Nagle poczuli kolejny wstrząs, który zmiótł ich wszystkich z nóg. Reaktor czarnej materii, który znajdował się zaledwie parędziesiąt metrów od nich, zabulgotał niczym czynny wulkan, a łuk nad przejściem załamał się i zasypał zwałami żelazobetonu i stali przejście. I niektórych, którzy nie mieli szczęścia odejść dostatecznie daleko. Najpierw usłyszeli trzask i huk, a potem na chwilę pociemniało przed oczami.
Connor zdołała uskoczyć, jednak Tanja, Yseult i dwóch żołnierzy nie zdążyło. Najemnicy zajęli się sobą; Yseult twarz poraniły odpryski kamienia, a z ust pociekła krew, gdy żelazna sztaba wybiła jej dwa zęby i stłukła głowę, tak, że przez parę minut gapiła się bezmyślnie w przestrzeń.
Okazało się, że gdyby nie kombinezon, to Tanja dostałaby o wiele ciężej, jednak pole magnetyczne zahamowało większość uderzenia, które zdruzgotałoby jej lewą rękę do szczętu. Większość.
Połamane palce lewej dłoni Tanji powyginały się w dziwacznych kątach.
- Heintz! - wrzasnęła Katja, wypuszczając z ręki nóż, który z chlupotem zatopił się w pluskwie skaczącej na niego. - Wiedziałam, chłoptasiu, że jesteś pojebany, ale nie sądziłam, że kiedykolwiek zawitacie do Muru jeszcze raz. Dalej, później porozmawiamy – machnęła ręką na wycelowane w nią karabiny. - Pomóżcie mi ją wyciągnąć, do cholery! Kto umie robić coś z palcami? Kurwa! Kurwa!

*

Chwilowa cisza była przerywana zagłuszonym waleniem Biskupa o wejście, a także psalmami, które wyśpiewywał. Słyszeli także bulgotanie pożaru, który szalał w reaktorze, a wszystko lekko drżało. A także słyszeli pracę generatorów prądu, które zasilały komory kriogeniczne. Bo byli w chłodni. W chłodni pełnej Triarii.
Niektóre komory były rozbite, a z zerwanych kabli powoli upływał ciekły azot. To dlatego było tutaj tak koszmarnie zimno. Rozbite słoje ujawniały to, co trzymały w swoim wnętrzu: Płody Triarii, zamrożone w różnych stadiach rozwoju, prawdopodobnie trzymane jako rezerwuary genów i dla obserwacji. Niektóre, zmasakrowane i rozmrożone, leżały martwe, wydobyte z kriogenicznych słojów. Słoje poglądowe stały, niczym rząd posągów, wokół mroźnego korytarza, jednak nieskończenie więcej było próbówek w otworach i komorach wbudowanych w stalową podłogę. W każdym z tych słojów był jeden olbrzym – zamrożone Triarii. Rzecz przerażała tym bardziej, że kolejne projekty wyglądały mieć wbudowane w ciało zbroje czy nawet broń.
- Synku? - wyszeptała Yseult podenerwowanym szeptem.
Podeszła do organicznego komputera, z zamiarem sprawdzenia wykazu embrionów składowanych w tym miejscu. Podczas gdy reszta była chwilowo zajęta oglądaniem planów sektora, obserwowało ją tylko dziecko, które nie mogło umrzeć.
Zimne ekrany GOS-u pokryły się śniegiem i szronem, zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz, choć nie wszystkie. Nadal emitowały białe światło jako wygaszacz, a gdy Yseult stuknęła spację na klawiaturze, ukazał się dokument.

Witaj, Arnoldzie
Jeżeli sądzisz, że rozsyłanie tej krótkiej wiadomości do wszystkich bloków jest aktem mojej prywatnej zemsty, mylisz się. Nie chcę mścić się na tobie jako takim: Jedynym, co mi pozostało, jest zemsta na Schicksalrat i Korporacji, a skoro ty nadal nie zmieniłeś swojego zdania, to jesteś zaledwie na mojej drodze. Przykro mi.
Choć może to ja sam łudzę się, że ktokolwiek w Murze będzie zdolny odczytać tę informację. Znaleźć monitor na tyle sprawny, by odczytać to, co Wy wszyscy zrobiliście. Może nawet nie będę żyć, kiedy znajdzie to ktoś odpowiedni, by podjąć jakieś działania... Choć nie wiem, co to za działania mogłyby być. Mimo to, chcę podjąć odpowiedź dla wszystkich, którzy kiedykolwiek jej poszukiwali – mianowicie dlaczego zaistniał Dzień Zero. Dlaczego wybuchła kolejna wojna o Mur.
Co gorsza, nie istnieje i nigdy nie istniała jasna i klarowna odpowiedź, dlaczego powstała Korporacja, lub jej poprzednik – Uniwersalna Unia.
Nie wiem wiele, pomimo tego, że byłem, jestem członkiem Schicksalrat, a jedynym, który wydaje się mieć jakąś styczność z prawdą, wydaje się być Arnold Gieger.
Nie mam zbyt wiele czasu wyjaśnić, jakie naprawdę machinacje kryją się za Korporacją. Potrzeba by było na to nie fiszek, a całych tomów. Mimo to, jestem całkowicie przekonany, że Ziemia stała się polem działań bytów znanych dla Korporacji jako Nasi Dobroczyńcy. Wygląda na to, że także Kombinat nie jest wolny od ich wpływów, skoro przyjął ich łacińską nazwę – Benefactoris Nostrum. Z chwilą, kiedy dzięki młodemu Hahnowi zrobiliśmy taki postęp w tunelowaniu rzeczywistości, byliśmy pewni, że niedługo nastąpi coś dużego. Coś na tyle dużego, by wstrząsnąć całym światem. Szkoda tylko, że nie wykalkulowaliśmy, że tak naprawdę była to ostatnia rzecz, którą chcieliśmy, aby się wydarzyła.
To, co teraz powiem, nie jest pełną prawdą, ponieważ nie znam jej. Znam te urywki tylko z notatek, które ukradłem tobie, Arnoldzie, a także z rzeczy, które czasami mówiłeś. Ta rzeczywistość, która wydobywała się z twoich słów – ta prawda, zniekształcona i rozpuszczona w moich domysłach, wydaje się mieć jakieś pozory spójności. Nawet, jeśli to, co ułożyłem, jest fałszywe, to być może każe komuś poszukiwać, tak jak mi kazało. Dla mnie już jest za późno.
Po pierwszych próbach testowych, które poczyniliśmy, odkryliśmy coś, co nazwaliśmy jako świat Externus. Nasi fizycy stwierdzili, że jest to pewnego rodzaju platforma, która prowadzi do innych światów. Do światów, w których istnieją kompletnie inne prawa fizyczne niż w naszym świecie, a co za tym idzie, istnieją tam inne istoty. Samo manipulowanie tunelami, które prowadziły na zewnątrz naszej rzeczywistości, ściągnęło uwagę na nas. Tam są byty, które są zaangażowane we własne wojny i sprawy.
Wkrótce stało się dla nas jasne, że tworząc tunele przestrzenne, możemy równie dobrze manipulować czasem. Ten młody Hahn – ten geniusz – on tak naprawdę odkrył potencjał, który znajduje się w polu Thamma.
W jednym ze swoich eksperymentów Hahn przeniósł szczura laboratoryjnego do czegoś, co normalni ludzie nazywają przeszłością, co zaowocowało zakrzywieniem przestrzeni i pojawieniem się szczura w drugiej klatce. Dosłownie otrzymał dwa szczury: Jeden był z teraźniejszości, drugi był z przeszłości. Dokładnie na tej zasadzie działa PAKT korpuskularny. Teleportacja tego typu PAKT-em nie klonuje komórek, ale duplikuje rzeczywistość. W międzyczasie dokonało się coś, czego nie podejrzewał żaden z nas: Nagle przypomnieliśmy sobie, że szczur był w tamtej klatce przed pięcioma minutami, mimo oczywistości, że otworzyliśmy portal.
Ten krótki eksperyment pokazuje, w jaki sposób można kontrolować przestrzeń i czas, które są w gruncie rzeczy tym samym. Nie mogę więcej powiedzieć i nie mogę wyprowadzić wzorów, w jaki sposób działają. Manipulowanie rzeczywistością to manipulowanie świadomością, także.
Unia postanowiła pójść dalej: Wysunęła wniosek, że gdyby czterdzieści lat temu mielibyśmy takiego geniusza, jak Hahn, zaszlibyśmy o wiele dalej, niż jesteśmy teraz. Cofanie się w czasie było ciężkim przeżyciem, dla każdego, kto kiedykolwiek wkroczył w portal. Kiedy posyłaliśmy naszych ludzi coraz dalej w przeszłość, rzeczywistość zmieniała się wokół nas. Pojawiały się wspomnienia, że ci ludzie nagle pojawiali się w naszym życiu. Że mówili o rzeczach, o których podejrzewaliśmy. My z przeszłości nie mogliśmy rozumieć nas z przyszłości, dlatego niektórzy z tych wysłanych w przeszłość zostali po prostu zabici... Przez nas. Dopóki w naszych głowach nie zaczęły pojawiać się wspomnienia o pomyślnym poznaniu tamtych ludzi – kiedy ludzie z przyszłości wchodzili do życia nas z przeszłości, to my w teraźniejszości doświadczaliśmy zmian. Nie tylko w pamięci. Tajemnie zmieniały się losy świata.
Tak, posłaliśmy Hahna czterdzieści lat wcześniej. Jego siostra o tym nie wiedziała. Cofnął się do lat, kiedy dopiero eksplorowano pole Thamma. Badano jego właściwości. Jego siostra nigdy nic nie zauważyła, nie mogła, ponieważ Hahn narodził się ponownie. Wysyłając kogoś w przeszłość następuje pętla czasowa: Hahn mógłby znowu wkroczyć w portal za naszym podszeptem, gdyby Hahn z przeszłości nie powstrzymał go. I tak się stało, Arnoldzie. Powstrzymałeś swojego sobowtóra. Jestem ciekaw, jak bardzo interesującym musi być, widząc swoje ponowne narodziny.
Gieger-Hahn działał w przeszłości, a my widzieliśmy efekty w teraźniejszości. Pewnego dnia obudziliśmy się i przypomnieliśmy sobie, że kiedyś zbudowaliśmy Mur. Pewnego dnia przypomnieliśmy sobie, że Gieger-Hahn opowiedział nam, że przeniósł się do roku 2009, przed Trzecią Wojną, aby zapoczątkować budowę Muru w Europie. Pewnego dnia obudziliśmy się i ujrzeliśmy nowe budynki w Berlinie – który nagle zaczął nazywać się Neoberlinem. Pewnego dnia przypomnieliśmy sobie, że w przeszłości przyszedł Hahn i zatrudnił nas do projektu. Powiedział, że na razie nie umie wybiegać w przyszłość, że o wiele łatwiej cofać się w przeszłość.
Nasze nowe wspomnienia zastępowały stare wspomnienia. Klastry rzeczywistości były nadpisywane.
Pewnego dnia przypomnieliśmy sobie, że Uniwersalna Unia istniała już w 2009 roku i dzięki ponad setce zawieszonych w zmasakrowanej rzeczywistości Konradów Hahnów udało się stworzyć Mur. Nie było to łatwe, ponieważ był tylko jednym człowiekiem, a jego oryginalna osobowość starzała się. Może nawet nie żyje. Nawet, jeśli uciekł prawom czasu, to nie mógł uciec prawom skutku i przyczyny.
Najważniejsze jest jednak to, że 2U natknęła się na coś, co zostało później przypomniane sobie jako Nasi Dobroczyńcy lub Benefactoris Nostrum. Z tego, co wiem, jest to pewna forma bytów mogących manipulować czasem i przestrzenią. Rzadko pokazują się w tej rzeczywistości, o wiele łatwiej jest dla nich przebywać w Eksternusie.
Jak powiedział mi Hahn, ich prawdziwa forma nie odpowiada temu, co nazywamy formą. Tak właściwie to nigdy jej nie poznał. Mówił, że zmysły człowieka to niedoskonałe filtry dla rzeczywistości, w której się znajdują.
Wydaje się, że byty są pogrążone w czymś w rodzaju czegoś, co my nazywamy wojną, choć Hahn mówił, że gdy stwierdził to samo, to wyśmiali go. Te byty na potrzeby działania w ludzkim świecie przyjmują zazwyczaj formy czarnowłosych i czarnookich kobiet, jednak Hahn mówił, że czasem widywał je jako jako zbieraniny gnijącego mięsa i gnoju. Mówił także, że mamy szczęście, że są nami zainteresowane, ponieważ ludzki genotyp posiada dla nich pewne elementy, które chcą wykorzystać. Powiedziały mu, że chętnie nauczą go, jak manipulować czasem i przestrzenią, jeśli dostarczy go im.
To tyle, co wiem. Te stwory są zainteresowane nami z powodu naszego DNA. Jeśli Korporacja i Kombinat kiedyś były jedną organizacją, to niewątpliwie nasuwa mi się coś o wiele potworniejszego na myśl: Że wojna nie jest nawet aktem rabunkowym, jest po prostu eksperymentem kogoś na nas... Eksperymentem o wiele straszliwszym, niż moglibyśmy kiedykolwiek podejrzewać...

Yseult, przeczytawszy, kliknęła na listę zamrożonych, żywych i martwych embrionów Triarii. Wysunęła się lista, a jej drżące palce wystukały nazwisko płodu: Stein.

GENOTYP WZIĘTY Z: YSEULT STEIN
KLASYFIKACJA TAJNOŚCI: A
PO ŚMIERCI DZIECKA POBRANO GENOTYP JAKO NADAJĄCY SIĘ DO PRZESZCZEPIENIA DO PROJEKTU XNWOLFKE129632 – TRIARII.

Była dołączona także notka:

Proszę zwrócić się do kierownika wydziału do badań genetycznych, żeby zatuszował, że dziecko Yseult kiedykolwiek było żywe po wypadku. Ostatecznie przekonaliśmy się, że jego geny jako Wunderkinder były na tyle dobre, że postanowiliśmy zabić cały okaz i przeszczepić genotyp do nowego szczepu Triarii. Jej dziecko było za dobre, żeby zostawić je żywe. Proszę się skontaktować ze mną po dokonaniu operacji.

- Nie! - wykrzyknęła Yseult, która sięgnęła do kieszeni po pistolet. - Nie! Nie! Nie! Boże, nie! Nie! Kurwa, kurwa, kurwaaarghhh...
Jej rozpacz zamieniła się w bezsensowne bredzenie. Upadła na kolana, a jej ręce osunęły się po klawiaturze. Jak gdyby nagle jej ciało przestało ją słuchać, łzy wypłynęły z jej oczu, zmieszawszy się ze śliną. Yseult załamała się. Znowu. Krótkim ruchem wyciągnęła z kabury rewolwer, którego lufę włożyła sobie w usta. Objęła ją miłośnie, a potem nacisnęła cyngiel. Nagły podmuch gorącego powietrza wydął jej policzki, a mózg rozprysnął się wokół. Ostatnie skurcze mięśni na jej twarzy wydęły się w uśmiech, kiedy zamarła w dziwnej półpozycji: Klęcząc, opuściła swobodnie dłonie, w których nagle przestała płynąć krew, a szara treść mózgu zaplamiła jej bojówki. Wyglądało to, jakby zastygła w jakiejś groteskowej pozycji medytacji.
Dziecko, które nie mogło umrzeć, dostało kulą rykoszetem.
Lumiere westchnęła smutno, wyjmując kulę ze swojego czoła.
- Ciekawe, czy zrobiłabym to samo, skoro jestem bez swojej mamy. Ale nie mogę... - pochyliła wzrok do podłogi. - Dlaczego nie chcesz być moją mamą? - zapytała Katję.
Katja zacisnęła usta.


*

W tym samym momencie, gdzieś na obrzeżach Frankfurta, latający pies poczuł w swoim sercu nieuzasadnione ukłucie bólu.
- Dość – powiedziała Connor. - Sprzątnijcie ją gdzieś... Kurwa, ten mózg jest wszędzie... Całe szczęście, że zablokowaliśmy przejście, mój syn, kiedy po mnie przyjdzie, będzie musiał najpierw zmierzyć się z Biskupem i parumetrową warstwą gruzu... Gdzie jest ta mapa?
Axel bez problemu dostał się do mapy sektora przez GOS. Jak zwykle, nie miał większych trudności z dostaniem się do kamer, tak, że wkrótce znali całą okolicę i jej przyległości.

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/dalekispiewptaka.jpg[/MEDIA]

- Świetnie... - Connor przeładowywała broń.
Wyglądało na to, że windy były w pomieszczeniu głównym. Znajdowali się w pomieszczeniu oznaczonym jako komory kriogeniczne. Silos na północ od nich był zniszczony i szalał w nim pożar, a rdzeń czarnej materii rozszerzał się coraz bardziej, tak, że z czasem mógł zniszczyć cały sektor. Jednak gdyby udało im się zniszczyć pozostałe dwa rdzenie czarnej materii, awaryjne windy w pomieszczeniu głównym zadziałałyby.
Zasilanie do dwóch działających reaktorów było w komorach eugenicznych – sporym pokoju, które stanowiło wylęgarnię dla Triarii, zasadniczo nie różniącym się wiele od komór kriogenicznych: Różnica polegała na tym, że Triarii nie były zamrożone, ale zaledwie uśpione w tubach wypełnionych płynami ustrojowymi. Co gorsza, komory eugeniczne były chronione dwoma oddziałami GSA-Elitär, uzbrojonymi w broń portalową. Wśród nich był, któżby inny, Kowal. Przez kamery Neumann mógł zobaczyć, że jego jelita wróciły na właściwe miejsce – medycy polowi GSA zszyli jego spory kałdun.
- Mamy jakiś sprzęt? - rozbrzmiało pytanie.
Okazało się, że mają: Najemnicy mieli jeszcze sporo amunicji pulsowej, o rdzeniach pulsowych nie wspominając. Wspólnie mieli pięć granatów rozpryskowych, dwa zapalające i trzy świece dymne. Ktoś miał także bazookę. Neumannowi zostało do granatnika jeszcze pięć granatów. Mieli także całkiem nieźle wyposażone pistolety pulsowe.
Katja przedstawiła Lumiere reszcie, a Tanja rozpoznała w niej siebie samą w wieku jedenastu lat.
- No dobra... - Connor zatarła ze złowieszczym chichotem. - A teraz, gdzie jest infodysk?
Ale nie było ani infodysku, ani, jak się wkrótce okazało, Siegfrieda Klaugego.

*

Neumann spotkał Natalię, która także weszła w portal.
- Nicolas? - rozszerzyła w zdumieniu oczy. - Co... Co ty tu robisz?
Wkrótce potem Neumann nie potrzebował zbyt wiele czasu, by dowiedzieć się, co ona robi w Murze. Okazało się, że Natalia, jako przemytniczka, podróżowała z Kowalem, który, oprócz tego, jak się później dowiedziała, chronił dane dla Korporacji, co nie przeszkadzało mu handlować z różnymi innymi sektami, warbandami czy gildiami kupieckimi. Natalia natomiast przyznała się, że od pewnego czasu szukała możliwości ucieczki, nie tylko z Muru czy z Neoberlina, ale w ogóle z Polski. Okazało się, że pracowała także przez pewien czas dla Jeremiaha Barka, znajomego nieżyjącej już Yseult, co także doprowadziło do tego, że znała i innych w obozie partyzanckim. Z jej opowieści wynikało, że sam Bark w pewnej akcji ratunkowej poniósł śmierć, wkrótce po nim także zginęli Erica Kant i Klaus Biedermeier, jedni z dowódców partyzantów. Wieść niosła, że Biedermeier zginął od poważnych ran głowy, natomiast Bark i Kant padli ofiarą pluskiew.
- Głupio mi, że spotkaliśmy się w takich okolicznościach... - powiedziała do Nowego.


* * *

# Siegfried Klauge
Lauch biegł ciemnym korytarzem, od czasu do czasu zabijając pluskwy, które skakały, by przyssać się do jego twarzy. W migoczącym świetle widział spalone zwłoki, które pojawiały się w regularnych interwałach. Uciekał. Zastanawiał się, ile czasu minie, zanim po runięciu gruzu reszta zrozumie, że go nie ma i nie ma infodysku, który ukradł. Umiejętności agenta Bractwa pozwoliły mu zabrać to, co potrzebował, i wymknąć się cichcem, kiedy nikt nie podejrzewał.
Posiadając swoje radio, zdołał skontaktować się z siłami Bractwa przebywającymi w Murze.
- Siegfried? To ty? Zdobyłeś, o co cię prosiłem? Tu Miller. Jestem w bloku D z Doktorem Nożem. Spotkaliśmy Tojtowną. Dobra robota, ale sam wiesz, że wkopałeś się w poważne gówno. Ten Heintz... I wszyscy ci, którzy zostali zamieszani w Wunderkinder, nie pozwolą ci opuścić Muru z infodyskiem.
Usłyszał trzaski.
- Siegfried? Sieg? - usłyszał rozdygotany głos Tojtownej. - Myślałam, że nie żyjesz. Boże, tak dobrze, że żyjesz, tak dobrze... Posłuchaj mnie dobrze, kiedy się to wszystko skończy, musimy... Musimy koniecznie się spotkać. Mam ci naprawdę dużo do opowiedzenia... Gieger... Nie możesz teraz umrzeć, rozumiesz? Jesteś zbyt...
Znowu trzaski.
- ...zostaw, Kathrina. To, że do niego tęsknisz, nie pomoże Siegfriedowi. Posłuchaj mnie bardzo dobrze, Lauch. Znamy się od dawna, a to, że należę do Bractwa, tylko pogłębia naszą... Przyjaźń. A teraz ci powiem, jak się wydostać z bloku E. Skoro masz infodysk, to musisz się do nas dostać, a my go zabezpieczymy i odeskortujemy do Warszawy, do siedziby naszego Bractwa. Teraz musisz się dostać do nas, do bloku D. Stąd wyruszymy na szczyt Muru. Musimy znaleźć i zneutralizować... Zabić Arnolda Giegera. Masz jeszcze te narzędzia do ekstrakcji mózgu? Świetnie. Co, Kowala nie złapałeś? Szkoda, kurwa. Jest strażnikiem i posiada klucze do informacji. Jeśli ktoś zabezpieczył infodysk, nasi technicy będą w stanie wydostać każdy bit z tego dysku. Najważniejsze, że go zdobyłeś. Szkoda tylko, że zrobiłeś to kosztem zaufania Wunderkinder.
Czekaj, opisz mi, gdzie się znajdujesz... Acha. Wyszedłeś z komór kriogenicznych? Dobra. Więc możesz być tylko w jednym korytarzu. Nie idź do pomieszczenia głównego i do wind. I tak nie działają, to są tylko awaryjne. W składowisku odpadów radioaktywnych, na samym szczycie jest korytarz. To bardziej otwór wentylacyjny, ale zmieścisz się w nim. Jeżeli będziesz szedł cały czas w górę, odnajdziesz w końcu wejście do niższych sektorów bloku D. Uważaj na pluskwy, Lauch, bo jest ich jak psów. Nie, nie tych latających. My przygotujemy się na odebranie ciebie i ewentualne przygotowanie broni przeciwko Giegerowi. On musi zginąć. Bez odbioru.
Lauch pobiegł dalej, korytarzem, aż natknął się na zbrojone wrota do pomieszczenia, gdzie składowano odpady.
Było to wielkie, prostokątne pomieszczenie, którego sufit Siegfried ledwo widział. Daleko, paręset metrów w dole, parowały odpady radioaktywne, które emitowały w słabym świetle lamp zielonkawą poświatę. Daleko na górze Siegfried zauważył mały portal, który samoczynnie musiał powstać z powodu oddziaływania pola Thamma. Na sklepieniu znajdowały się kryształy Eksternusa, jednak nie były żółte: Były niebieskie i emanowały z siebie zimno. Wydawało się, że nie ma nic prostszego, ponieważ na samą górę wiodła jedna drabina. Pęknięta runa odprowadzająca wodę destylowaną do odpadów zraszała drabinę, tak, że była mokra. Sam Klauge stał na małej platformie.
Klauge usłyszał za swoimi plecami dźwięk zamykanych drzwi. Być może pomyślał, że za chwilę stanie się coś złego i nie mylił się.
- Nie powinien pan tu być, panie Klauge.
Na platformie powyżej, do której nie miał dojścia, stanęła czarnowłosa kobieta ubrana w biurowy strój, jakkolwiek bluzkę miała rozpiętą nieco frywolnie, a długie, czarne włosy opadały na jej piersi. Siegfried zauważył, że trzymała w swych dłoniach pluskwę, którą głaskała jak kota.
- Widzi pan, panie Klauge... - robiła dziwne pauzy. - Co prawda nie kontaktowałam się wcześniej z panem, ale wydawało mi się jasne, że skoro jest pan razem z panią doktor i panem Heintzem, a także panem Neumannem, to będzie pan działał na nasz interes.
Nacisnęła parę przycisków na konsolecie na platformie.
- Nie możemy sobie pozwolić na takich szkodników takich jak pan, panie Klauge, a my obiecaliśmy pani Hahn, że będziemy chronić ich interesy... Nawet ceną pańskiego życia, panie Klauge. Obawiam się, że musimy zastosować trochę bardziej bezpośrednie środki, aby przywrócić panu rozum, panie Klauge.
Przez pewien moment nie działo się nic, ale Lauch usłyszał szum, a gdy spojrzał w dół, stwierdził, że poziom odpadów zaczął wzrastać – kobieta nacisnęła przycisk zwalniający nagromadzone w reaktorach odpady.
- Proszę się nie martwić, panie Klauge. Próba zabicia pana byłaby o wiele trudniejsza, gdyby miał na sobie pan kombinezon OHU.
Wyrzuciła ze swoich rąk pluskwę, która z niby wrzaskiem spadła w czeluść. Wyciągnęła broń, a gdy Siegfried spróbował strzelić do niej, stwierdził, że kule stają przed nią jak w zwolnionej klatce i... Padają. Pistolet przypominał Mausera.
Odskoczył, ale wcale nie celowała w niego. Rozległy się dwa strzały, a drabina odskoczyła, tak, żeby nie mógł się wdrapać na górę. Woda pociekła z odstrzelonych kikutów drabiny. Obnażyła w złośliwym uśmiechu wargi.
- Mam nadzieję, panie Klauge, że śmierć będzie dla pana wystarczającą lekcją, żeby nie mieszać się w nasze interesy. Mimo to, szczypta współczucia względem pana każe mi udzielić panu radę: Jeżeli umieści pan lufę swojej broni w ustach i naciśnie cyngiel, istnieje spora szansa, że amunicja wystrzelona z pana pistoletu uszkodzi ośrodki wolitywne w pańskim ciele, najlepiej zaś, gdy trafi pan w rdzeń przedłużony. Skróci to pańskie cierpienie, ponieważ kwas radioaktywny rozpuszcza ludzkie ciało o wiele za długo, by była to bezbolesna forma śmierci.
Życzę panu miłego dnia, panie Klauge –
oznajmiła zimnym tonem, po czym poprawiła krawat i wyszła, zamknąwszy za sobą właz.
Kwas wzbierał coraz wyżej.

* * *


# Opowieści z Fabryki Szerszeni, część kolejna
- Nazywam się Augusta Marie Louise Lumiere i jestem dziewczynką z przeszłości. Nie mogę umrzeć i miałam mamę, dopóki po jej żebrach nie przejechały gąsienice czołgu. Krótko ją miałam. Nie każda mama chce być moją mamą.
Nazywam się Augusta Marie Louise Lumiere i spotkałam handlarza narkotykowego, który szukał w przeszłości mojego taty, który często spotykał się s panem Satorem Heimannem, człowiekiem zagadką. Od czasu, kiedy ciało mojego ojca zostało znalezione w uliczce, przysypane warstwą gliny o parunastu centymetrach, moja nowa mama przytuliła mnie i mówiła, że to nie może być prawda. Uwierzyłam mamie, bo ona zawsze dużo wie, ale chyba się jednak pomyliła, skoro przynieśli nam jego ciało, żebyśmy się mogli przyjrzeć.
Od tego czasu pan Heimann przestał do nas przychodzić, a mój ojciec nie był już zamieszany w przemysł narkotykowy. Wyglądało na to, że zamieszał się i nie mógł się odmieszać z o wiele większego i poważniejszego interesu, którym był tak zajęty, że z wysiłku zaczął sinieć, a my musieliśmy go zakopać, bo brzydko pachniał. Mnie zapach nie przeszkadzał, ale podobało mi się, że od teraz tata będzie miał dużo spokoju na swoje interesy w drewnianej skrzyni, w której go umieściliśmy, zanim rzuciliśmy grudę na jego grób. Rób interesy w spokoju, tato.
Pamiętam za to czasy, kiedy byłeś bardziej ruchliwy i chodziłeś do fabryki przemysłu zbrojeniowego, gdzie gwintowałeś broń, a później sam po pracy pociągałeś z gwinta. Zielony alkohol, wzbogacany halucynogenem, przepływał w twoich zmęczonych żyłach i szeptał ci do ucha najlepsze bajki. Te same bajki powtarzałeś mi, tato.
Przypominam sobie pana Heimanna, kiedy czasem przychodził do domu i dawał ci prochy, które zapijałeś piwem. Były to te ciche dni, wypełnione zbawczą monotonią, kiedy spędzałeś parę godzin w fabryce i nie było cię, ale nie byłam sama, bo był pan Heimann.
Riki-tiki-narkotyki, panie Heimann, zawsze pojawiałeś się w naszym domu paląc wielkiego, czarnego, z pulsującymi żyłami i czerwonego na końcu skręta, na kapeluszu miałeś wianek z bieluniu, w łapkach dwa muchomory, kieszenie wypełnione kolorowymi znaczkami pocztowymi, na szyi miałeś zawieszone tabsy, a z butów wyłaziła ci nie słoma, tylko zasuszony lulek czarny.
Czasem machałeś na powitanie, jak się pojawiał czarny pies na niebie.
A wtedy przyszedł ten handlarz narkotyków i nagle zniknąłeś. Przyszli esdecy, ale trudno wytropić kogoś, kto handluje narkotykami. Zresztą okolica nie pomagała im, a tym bardziej ten drugi.
Nazywam się Augusta Marie Louise Lumiere i byłam wtedy, kiedy postanowiłeś działać. Zabawne, znaleźliśmy cię, panie handlarzu narkotyków, w pewnym pokoju niedaleko placu zabaw, gdzie pan Heimann sprzedawał dzieciom – dzieciom takim jak ja – miłe, miłe znaczki pocztowe, dzięki którym odbyliśmy niejedną podróż do ciepłych krajów albo do bajkowych krain. Nie pamiętam dokładnie, ile naliczyliśmy cię dokładnie, panie handlarzu, ale było cię wtedy bardzo dużo, bardzo, bardzo dużo. Nagle postanowiłeś jednocześnie wejść na parapet, na sufit, na zgrzybiały od wilgoci żyrandol, nawet za szpary podłóg. I wiesz, co? Nawet ci się to udało, panie handlarzu. Liczyłam, ale nie mogłam się ciebie doliczyć. Było cię tak dużo, a pan Heimann śmiał się ze mnie, że próbowałam policzyć części ciebie.
Chyba wtedy byłeś trochę rozdarty, panie handlarzu narkotyków.
Za to pan Heimann nie wahał się wcale. Kiedy doliczyłam do dziewięćdziesiątego trzeciego kawałka, wyciągnął Saturday Midnight Special i wycelował mi w głowę.
Chciałam mu powiedzieć, że to strasznie głupio z jego strony, bo już dostałam kiedyś kulę w łeb, ale nie zdążyłam, kiedy aż dwie rozorały mi czoło i krtań. Chciałam również podnieść się z ziemi, ale tylko na krótko. Pan Heimann byłby niepocieszony, gdyby moje ciało nagle wstało i przemówiło, pomimo dwóch kawałków ołowiu zagrzebanych miękko i wygodnie w moich arteriach, tym bardziej, że pan Heimann postanowił zedrzeć ze mnie sukienkę w kropeczki i dobrać się do moich małych piersi, a jego niecierpliwa męskość drżała w jego skórzanych spodniach. Spodniach pachnących amfetaminą.
Wiem, wiem. Jestem pewna, że pan handlarz narkotyków chciałby usłyszeć ode mnie coś na kształt skargi, gdyby wiedział, że byłam wtedy żywa, kiedy zawiązała się żwawa współpraca pomiędzy moim nieśmiertelnym łonem, tak różnym od owłosionego łona pana Heimanna. Pan handlarz chciałby pewnie, żebym mówiła o bólu przedwczesnego rozdziewiczania, rozdarciu moralnym, gwałcie prawdziwej rzeczywistości na mojej zakłamanej dziecięcej iluzji. Ale pan handlarz poszedł załatwiać swoje interesy z moim tatusiem. Którymś tam z kolei.
Nie, nie było nic takiego. Po prostu zgwałcił, myślał, moje zwłoki, a potem zapakował wszystkie prochy do czarnej torby, a potem po prostu mnie zostawił, żebym zgniła.
Kiedy pierwszy karaluch uszczypnął mnie w ucho, rozgniotłam go dłonią, żeby jego przyjaciele poszli na pogrzeb. A potem wyciągnęłam ze swojej krtani i z mojego mózgu dwie kule, które włożyłam do kieszeni na pamiątkę. Powstałam i ubrałam się, chociaż zanim wciągnęłam moją pomiętą sukienkę na uwalone jego spermą biodra, elegancko i profesjonalnie usunęłam prawdopodobną ciążę wieszakiem.
Tatuś zawsze mi mówił, że nie powinna byłam zadawać się z nieznajomymi, bo może się to źle skończyć, ale tak naprawdę to wszyscy oni źle kończyli, kiedy próbowali mnie odesłać do biura mojego tatusia. Nie, żebym im życzyła źle, po prostu zobaczywszy kogoś, kogo teoretycznie miało się posłać do piekła, powoduje, że zazwyczaj się załamują. Jestem luką w rzeczywistości. Zwłoki nie powstają z grobu. Uduszone poduszką dzieci nie zaczynają oddychać po raz kolejny. Krew to znak końca, a obcięta głowa jest aż nazbyt sugestywna. Nie słucham tatusia, bo to tatuś poszedł pierwszy robić interesy, a mama... Mama poszła robić interesy, tylko w swojej głowie, czasem tylko przestaje, by zjeść coś. No, a poza tym się nie rusza, jak tata parę metrów gliny poniżej.
Zawsze jest tak samo. Fałszywy uśmiech, fałszywe przerażenie, fałszywa próba ucieczki – ale za późno, za późno, za późno! Półkrok przemienia się w półstrach, półprzerażenie i wreszcie półuśmiech, pół mózgu w ćwierć mózgu i już nie ma pana Heimanna, choć jeszcze stoi i patrzy na mnie i nie dowierza, bo zgwałcone i zabite twory robią interesy z zapracowanymi ojcami, bo małe dziewczynki to nie nieśmiertelne potwory. Jeszcze nie dowierza, ale dziura, w którą tak ładnie wszedł, robi mu dziurę w mózgu – maleńką, małą, średnią, większą, wielką, ogromną. Poroniona sytuacja zamienia się w poroniony umysł.
I pytam, przelewając czarę goryczy.
- Tęskniłeś? Tęskniłeś?


 
Irrlicht jest offline