Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-09-2009, 14:06   #231
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Wirujący wokół kurz był wszędzie. Wciskał się do nosa, ust i w inne otwory w ciele. Nicolas, będąc oszołomionym eksplozją ładunku i granatu wpatrywał się tępo w korytarz przed sobą.
Po jakimś czasie przytłumione dotąd dźwięki syren alarmowych rozwyły się głośniej. A może wcześniej przytkało mu uszy?

Wraz z powracającym słuchem pojawił się ból. Chciał sięgnąć do lewego policzka, po którym ciekła mu jakaś ciepła ciecz, ale lewa ręka nie słuchała go. Sięgnął więc prawą. Nie czuł dotyku. Policzek był jakby obcym ciałem. Odjął dłoń i przesunął ją przed oczy. Na niemal białych od pyłu ze zburzonych murów palcach ujrzał czerwone plamy. Krew. Jego krew.
Obrócił głowę, by zobaczyć co z jego lewą ręką. Rozerwany w wielu miejscach rękaw kurtki był przesiąknięty krwią, a każde poruszenie ramieniem powodowało ból. Nie obezwładniające cierpienie, lecz ból. Jak ból skręconej kostki - dotkliwy, lecz do zniesienia. W zwykłych okolicznościach Nowy zastanawiałby się, dlaczego nie mógł prawie poruszyć ręką, jednak to nie były zwykłe okoliczności. Z dziwnym spokojem zauważył za to, że pewnie jest w szoku.
- Kurwa mać... - skomentował szeptem.

Chciał sprawdzić, co z cybrogiem. Oberżniętą dubeltówkę schował do kabury, zauważył i wydobył szarpnięciem granatnik spod małej kupki gruzu, omal się przy tym nie wywracając. Rosyjska konstrukcja była wytrzymała, on jednak nawet nie sprawdził stanu broni. Pasek został zerwany, więc chwycił RG-6 za rękojeść i przerzucił lufę przez ramię.

Wrócił w miejsce, gdzie eksplozja wyrwała dziurę w podłodze. Na dole musiał być uruchomiony portal. Brak ciała Kowala w korytarzu oznaczał jedno - skurwysyn żył i nawiał gdzieś na drugą stronę. Wokół nie było już nikogo, tylko z daleka dobiegały odgłosy strzelaniny.
Neumann spróbował zejść, jednak potknął się i sturlał po spękanej podłodze trzymającej się tylko na zbrojeniu. Wylądował na gruzie poziom niżej, bogatszy o kilka kolejnych siniaków. Ramię i policzek były dalej bezwładne, jednak Nicolas czuł je coraz wyraźniej. Zaczynało coraz bardziej boleć.
Zanim wszedł w przestrzeń portalu, z podręcznej apteczki wygrzebał strzykawkę z igłą i fiolkę morfiny oznaczonej dodatkowo znaczkiem "PLUS". Nie miał pojęcia co to oznacza, ale nie próbował walczyć z bólem tylko przy pomocy zaciskania zębów. Wbił igłę w jedno z niewielu niepokiereszowanych miejsc na lewym ramieniu i docisnął tłoczek do końca.
Zabierając resztę swoich rzeczy wszedł w portal. Ułamek sekundy przed zanurzeniem się tunelu pomyślał, że wcale nie chciałby się znaleźć z powrotem na Externusie. A tak na dobrą sprawę nie miał pojęcia, gdzie to gówno prowadziło...

* * *

Znalazł się po drugiej stronie. Wymioty. Zawroty głowy. I poza znanymi już osobami kolejne paskudztwo.
- Zajebiście... - wystękał. Chwilowo jednak poprzestał na przyglądaniu się poczynaniom ludzi i demona.

Stwór był chwilowo zajęty ludźmi znajdujacymi się najbliżej niego. Neumann nie był w jego pobliżu, więc chwilowo był bezpieczny, co mu bardzo odpowiadało. Sytuacja mogła się jednak szybko zmienić, a straszydłu wydawało się wszystko jedno, kogo przemieli.

Może to stosunkowo bezpieczna odległość, a może fakt, że poraniony Nicolas odbierał rzeczywistość nieco odmiennie, niż zazwyczaj, jednak skierowanie lufy granatnika w stronę Biskupa było jakby łatwiejsze, niż w przypadku Matki. Albo po prostu się przyzwyczajał.

- Geh zum Teufel! - zawołał całkiem przyzwoitą niemczyzną. RG-6 jednak zawył przeciążonym silnikiem elektrycznym. Nowy spojrzał na granatnik, pomiędzy którego bębnem z pociskami a obudową zaklinowany był ułomek gruzu.
- Du Arschloch! - przemytnik zawołał znowu, nie wiadomo, czy pod adresem zaciętego granatnika, czy Biskupa. Uderzył kolbą broni o konstrukcję platformy. Gruz wypadł, magazynek obrócił się zatrzymując we właściwym miejscu, jednak z lufy wystrzelił granat, omal nie trafiając w głowę Nowego.
- Kurwa mać! - ten wrócił do języka ojczystego. Podążył wzrokiem za pociskiem, który szczęśliwie eksplodował kilka metrów za platformą.

Obrócił się w stronę właściwego celu i posłał pozostałe cztery granaty w jego stronę. Trafił tylko jeden, jednak dwa inne wybuchły blisko ściany silosu, odłupując jej duży kawał. Wycie reaktora stało się bardziej słyszalne.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 15-09-2009, 19:29   #232
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Póts ecąisyt ądjezrp hcapurt hcyzsan op a
Katja drgnęła, gdy usłyszała eksplozje dochodzące od strony silosu. Wzięła głęboki wdech, na jej czole wykwitła niebieska żyła. Na jej tanjopodobną głowę spadł kawał pyłu.
- Wiesz, kto tutaj jest, Lumiere? Przyszła twoja kochana siostrzyczka. Kolejna z naszej krwi.
Kurwa, pomyślała Katja, naprawdę sądziłam, że po tym, kiedy ten przeklęty silos z ponad tysiącem moich klonów – naszych klonów – spłonął, razem z trupami, które się znajdowały wewnątrz, straciłam już wszelką nadzieję, nie, straciłam już wszelki strach, że kiedykolwiek będę musiała spoglądać w swoją własną twarz jak w lustro, za wyjątkiem tej tam... Tanji Hahn. Bóg jeden wie, jak wiele klonów się pojawiło i co się z nimi przydarzyło. Pewna jestem, że kiedyś jeszcze usłyszymy o klonach Heintza. Albo i jeszcze czymś gorszym.
Jednak to – myśli dalej Katja – to, co wydostało się z silosu i przeszło przez nie wiadomo co, tak, pewnie to tylko jeszcze jeden cholerny żart Boga, o ile ten istnieje.
Augusta Marie Louise Lumiere, jak określił się jeszcze jeden klon Tanji Hahn, była niewątpliwie żartem Boga, choć gdyby przypadłby mi w udziale wybór, który byłby to Bóg, to bez wahania powiedziałabym, że był to sam pierdolony Chrystus Pantokrator w koronie z drutu kolczastego. Chyba tylko jego mogłabym posądzić o tak pokręcone gusta. Bóg – lub ktoś jeszcze gorszy – postanowił w swojej nieskończonej mądrości pozwolić, by, zanim silos z tysięcznymi zwłokami Tanji Hahn spłonął, uciekł z niego jeszcze jeden klon(choć, oczywiście, któż to wie, ile ich tam naprawdę uciekło), i który, prawdopodobnie, dostał się w wyjątkowo silne działanie pola Thamma, choć wnioskując po tym, co z niej zostało, musiała wejść do samej paszczy, by stać się czymś, co teraz jest.
Lumiere to dziewczynka, która nie może umrzeć.
Podobno niektóre z Neue Wunderkinder zostały nazwane przez żołnierzy Korporacji Apostołami; pamiętam dokładnie – myśli dalej krążą w pokiereszowanym umyśle Katji – jak gdzieś po drodze z tą ich bandą była jakaś dziewczynka. Jakby nie było, dzieci z wszczepionymi genami Naszych Dobroczyńców, wystawione na koszmar wojny, okazały się być wcale nie lepszym tworem od Triarii. Przebudzone do Eksternusa bachory, bez żadnych ograniczeń i litości, którą czasem spotyka się u mniej doskonałych dorosłych, nierzadko z wszczepionymi dopalaczami, okazały się być kolejnym eksperymentem Korporacji, obok Triarii, Wunderkinder, Neue Wunderkinder i różnymi odmianami pluskiew. Wypisz wymaluj, Apostołowie-dzieci wyszły z otchłani Muru, jak prawdziwe dzieci, z tym, że dzieci, które wyhodowało łono Korporacji potrafiły spontanicznie otwierać bramy do Eksternusa i topić rzeczywistość myślą. A żeby was kurwa mać, dzieciuchy jebane!
Lumiere, jak każdy klon, nie rozwijała się, ale powstała już z zestawem osobowości, który sfajczyło promieniowanie, w taki, czy inny sposób. Nuklearne dzieci, z tym, że to było wydaniem Tanji Hahn w wieku jedenastu lat. Bóg? Jasssne. Nie wierzę w Boga, od czasu, kiedy wybuchła Trzecia Wojna. Bóg nie tworzy potworów w ciałach małych dzieci. Bóg nie tworzy dzieci o konsystencji żelków śmiejków. W bardzo dosłownym znaczeniu tego słowa.
Znudzona jedenastolatka dyndała nogami obutymi w białe pantofelki, gapiąc się bezmyślnie w zastygłą w wyrazie niemego przerażenia, urwaną głowę. Średnie pomieszczenie obok silosu z portalem było wypełnione trupami, a krew zdążyła zrudzieć. Katja, gdy zobaczyła samą siebie w wieku jedenastu lat, zwyczajnie wyciągnęła pistolet i opróżniła osiem bębenków magnum, mając najszczerszą nadzieję nie zobaczyć niczego takiego już nigdy. Jednak okazało się, że zwyczajne skasowanie dzieciaka było ponad siły legendarnej broni, skoro tylko naboje przeciekły przez małe ciało dziecka, rozrywając jednak jej białą bluzeczkę. Katja nie chciała sobie przypomnieć, że zaledwie pół godziny temu, zanim w końcu zdecydowała się porozmawiać z Lumiere – jak się później przedstawiła – wyciągnęła tasak i odcięła małej głowę, tylko po to, by stwierdzić, że natychmiast jej ciało stało się bezforemną masą czarnego i śmierdzącego mięsa, które w jakiś sposób znalazło odciętą głowę, a później, jak w jakimś dziwnym, przyspieszonym procesie ewolucyjnym od ameby do homo sapiens infantilis, stanęła ponownie przed Katją.
- Nie mogłaś iść sama do aborcji? - zapytała Katja, ostrząc nóż.
- Z mojej krwi? - zapytała się Lumiere. - Co to znaczy: Z mojej krwi?
- To znaczy, że pochodzi z takiego samego miejsca jak ty.
- Achaa –
mała przeciągnęła się, a rzucony nóż w jej stronę z cichym sykiem utkwił w jej czole. - Jesteś głupia, mamo. Ile razy mam ci mówić, że nie możesz mnie zabić?
- Nie jestem twoją mamą. I nie okłamiesz mnie, że nie pamiętasz nic sprzed tego, jak wyszłaś z portalu. Ktoś cię tu nasłał. To pewnie oni.
- Oni?
- Dobroczyńcy. Potem ci opowiem.

Z cichym westchnięciem wyciągnęła nóż wrzynający się w jej mózg.
- Nudzi mi się. Nie możemy stąd pójść, mamo?
- Nie jestem twoją mamą, nieznośna smarkulo. Jeszcze nie czas.
- Na co czekamy?
- Aż ktoś aktywuje... Już aktywował... Ten portal w tamtym silosie.
- A czemu to?
- Tłumaczyłam ci już. Spowoduje to przeciążenie energetyczne dla pobliskiego reaktora. Jeśli tak się stanie, będziemy mogli wreszcie aktywować windy bezpieczeństwa i wydostać się z Muru. Reszta przejść zdechła, a ja nie jestem taka dobra, by przeprogramować system, żeby drzwi się otwarły.
- Tak naprawdę to jesteś zazdrosna o to, że moje ciało regeneruje się szybciej od twojego, mamo –
powiedziała nagle i kopnęła czaszkę, która potoczyła się w kąt.
- Poza tym, jesteś pyskata. Jak się zwracasz do swojej mamy?
- Więc jednak jesteś moją mamą? -
rozpromieniła się.
- Oczywiście, że nie – ucięła Katja. - A teraz rusz się. Zaraz zabawimy się. Aktywowali portal, więc syreny zaczną zaraz wyć z powodu przegrzania rdzenia reaktora. A potem sfajczymy to miejsce. Kiedy reaktory zaczną wybuchać, wszystko obróci się w pył.
- Dlaczego chcesz wszystkich zabić, mamo?
- Ponieważ wszyscy chcą zniszczyć Mur. Mam po dziury w dupie to, co wychodzi z Muru i to, co przyniosła ta wojna. To jest więcej chaosu i dziwnych stworów. I sieci kłamstw. I wykorzystywania ludzi.
- Ale skoro sama jesteś potworem, mamuniu, to oni nie będą chcieli cię potem wziąć do siebie.
- Być może –
przyznała Katja. - Ale przynajmniej tamtych łatwiej będzie zabić, jeśli będą mieli jakiś problem.
- Każdy czegoś chce, mamo.
- Nie jestem twoją mamą. Ach, tak? To może powiesz mi, czego ty chcesz?
- Chcę umrzeć, mamo.

Toś sobie wybrała, kurwa, pomyślała ze złością Katja, rzucając nóż.

* * *

# Tanja Hahn – Axel Heintz – Nicolas Neumann – Siegfried Klauge

Z granatów nowego tylko dwa otarły się o cel. Niewątpliwie był zabójczy, jeśli chodziło o żołdaków z Ziemi, jednak był o wiele gorszy w zwalczaniu czegoś, co wychodziło z Eksternusa. Mimo to, granat eksplodował, hamując na chwilę groteskową pokrakę, co dało czas reszcie, by wpakować w niego więcej kul. Czarna krew zabulgotała, gdy rozbryzły się na niej kolejne kule energii.
- Czcisz w ojca i matkę swoją? - zaśmiał się upiornie głosem Sainta Biskup, który znowu natarł.
Axel umknął jego szponom o parę metrów, którymi wymachiwał, niczym kosami. Jego łupem padł jeden z najemników, którzy zabrali się do portalu z Sarą Connor. Wrzeszczał, kiedy dwie łapy jak bochny rozdarły go na dwoje, jednak Biskup nie miał czasu pożreć swojej ofiary, więc wypuścił okaleczone zwłoki, by spadły w czeluść. Rdzeń pulsowy wybuchł na jego plecach, rozrywając jeszcze więcej materii Eksternusa. Potwór wrzasnął, zaintonowawszy:
- Pobłogosławiona zostałaś obrzydliwością...
Ładunek energetyczny wybił go z rytmu, ale wreszcie przestał tarasować platformę, po której można było wyjść z silosu.
- Ruszcie się! - zawołała Sara Connor, która pokazała rewolwerem otwarte przejście.
W międzyczasie reaktor zawył coraz bardziej, czy to przez postępujące zmęczenie materiału, czy to przez granaty, które wyżłobiły już i tak nadwerężoną strukturę silosu. Pole Thamma promieniowało coraz bardziej, sprawiając, że wokół tworzyły się spontaniczne manifestacje: Klauge widział Tojtownją spadającą z góry, mimo że oczywiście nie mogło jej tu być. Narastające halucynacje udzieliły się wszystkim. Platforma z portalem zachwiała się, gdy gwałtowna eksplozja wstrząsnęła całym silosem. Yseult krzyczała coś, ale skoro wszyscy krzyczeli, to nikt nie zwrócił na nią uwagi. Za to Tanji udało się o wiele lepiej.
Wypływająca nieustannie materia Eksternusa sprawiła, że jej umiejętności psychiczne mogły zostać wreszcie zastosowane. Pole Thamma wprawiło ją w stan nieco podobny do transu, tak, że gdy Biskup zawrócił, szklana tarcza, którą narysowała, naprawdę powstała z czarnej energii wibrującej dookoła wszystkich. Pozostali skierowali się do wyjścia, które otworzyła Connor, jednak Tanja – na tę parę cennych chwil – mogła ochronić pozostałych tym, co właściwie w niej pozostało, to jest wiarą.
W samą porę została zawołana przez Yseult, gdy Connor zamierzała zamknąć przejście. Zdołała dobiec, gdy Biskup, oślepiony przez światło. Zdążyli zamknąć spore wrota. Mimo to, słyszeli za nimi monotonny śpiew Biskupa, który nawet teraz nie zrezygnował z zabicia ich wszystkich.
Nagle poczuli kolejny wstrząs, który zmiótł ich wszystkich z nóg. Reaktor czarnej materii, który znajdował się zaledwie parędziesiąt metrów od nich, zabulgotał niczym czynny wulkan, a łuk nad przejściem załamał się i zasypał zwałami żelazobetonu i stali przejście. I niektórych, którzy nie mieli szczęścia odejść dostatecznie daleko. Najpierw usłyszeli trzask i huk, a potem na chwilę pociemniało przed oczami.
Connor zdołała uskoczyć, jednak Tanja, Yseult i dwóch żołnierzy nie zdążyło. Najemnicy zajęli się sobą; Yseult twarz poraniły odpryski kamienia, a z ust pociekła krew, gdy żelazna sztaba wybiła jej dwa zęby i stłukła głowę, tak, że przez parę minut gapiła się bezmyślnie w przestrzeń.
Okazało się, że gdyby nie kombinezon, to Tanja dostałaby o wiele ciężej, jednak pole magnetyczne zahamowało większość uderzenia, które zdruzgotałoby jej lewą rękę do szczętu. Większość.
Połamane palce lewej dłoni Tanji powyginały się w dziwacznych kątach.
- Heintz! - wrzasnęła Katja, wypuszczając z ręki nóż, który z chlupotem zatopił się w pluskwie skaczącej na niego. - Wiedziałam, chłoptasiu, że jesteś pojebany, ale nie sądziłam, że kiedykolwiek zawitacie do Muru jeszcze raz. Dalej, później porozmawiamy – machnęła ręką na wycelowane w nią karabiny. - Pomóżcie mi ją wyciągnąć, do cholery! Kto umie robić coś z palcami? Kurwa! Kurwa!

*

Chwilowa cisza była przerywana zagłuszonym waleniem Biskupa o wejście, a także psalmami, które wyśpiewywał. Słyszeli także bulgotanie pożaru, który szalał w reaktorze, a wszystko lekko drżało. A także słyszeli pracę generatorów prądu, które zasilały komory kriogeniczne. Bo byli w chłodni. W chłodni pełnej Triarii.
Niektóre komory były rozbite, a z zerwanych kabli powoli upływał ciekły azot. To dlatego było tutaj tak koszmarnie zimno. Rozbite słoje ujawniały to, co trzymały w swoim wnętrzu: Płody Triarii, zamrożone w różnych stadiach rozwoju, prawdopodobnie trzymane jako rezerwuary genów i dla obserwacji. Niektóre, zmasakrowane i rozmrożone, leżały martwe, wydobyte z kriogenicznych słojów. Słoje poglądowe stały, niczym rząd posągów, wokół mroźnego korytarza, jednak nieskończenie więcej było próbówek w otworach i komorach wbudowanych w stalową podłogę. W każdym z tych słojów był jeden olbrzym – zamrożone Triarii. Rzecz przerażała tym bardziej, że kolejne projekty wyglądały mieć wbudowane w ciało zbroje czy nawet broń.
- Synku? - wyszeptała Yseult podenerwowanym szeptem.
Podeszła do organicznego komputera, z zamiarem sprawdzenia wykazu embrionów składowanych w tym miejscu. Podczas gdy reszta była chwilowo zajęta oglądaniem planów sektora, obserwowało ją tylko dziecko, które nie mogło umrzeć.
Zimne ekrany GOS-u pokryły się śniegiem i szronem, zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz, choć nie wszystkie. Nadal emitowały białe światło jako wygaszacz, a gdy Yseult stuknęła spację na klawiaturze, ukazał się dokument.

Witaj, Arnoldzie
Jeżeli sądzisz, że rozsyłanie tej krótkiej wiadomości do wszystkich bloków jest aktem mojej prywatnej zemsty, mylisz się. Nie chcę mścić się na tobie jako takim: Jedynym, co mi pozostało, jest zemsta na Schicksalrat i Korporacji, a skoro ty nadal nie zmieniłeś swojego zdania, to jesteś zaledwie na mojej drodze. Przykro mi.
Choć może to ja sam łudzę się, że ktokolwiek w Murze będzie zdolny odczytać tę informację. Znaleźć monitor na tyle sprawny, by odczytać to, co Wy wszyscy zrobiliście. Może nawet nie będę żyć, kiedy znajdzie to ktoś odpowiedni, by podjąć jakieś działania... Choć nie wiem, co to za działania mogłyby być. Mimo to, chcę podjąć odpowiedź dla wszystkich, którzy kiedykolwiek jej poszukiwali – mianowicie dlaczego zaistniał Dzień Zero. Dlaczego wybuchła kolejna wojna o Mur.
Co gorsza, nie istnieje i nigdy nie istniała jasna i klarowna odpowiedź, dlaczego powstała Korporacja, lub jej poprzednik – Uniwersalna Unia.
Nie wiem wiele, pomimo tego, że byłem, jestem członkiem Schicksalrat, a jedynym, który wydaje się mieć jakąś styczność z prawdą, wydaje się być Arnold Gieger.
Nie mam zbyt wiele czasu wyjaśnić, jakie naprawdę machinacje kryją się za Korporacją. Potrzeba by było na to nie fiszek, a całych tomów. Mimo to, jestem całkowicie przekonany, że Ziemia stała się polem działań bytów znanych dla Korporacji jako Nasi Dobroczyńcy. Wygląda na to, że także Kombinat nie jest wolny od ich wpływów, skoro przyjął ich łacińską nazwę – Benefactoris Nostrum. Z chwilą, kiedy dzięki młodemu Hahnowi zrobiliśmy taki postęp w tunelowaniu rzeczywistości, byliśmy pewni, że niedługo nastąpi coś dużego. Coś na tyle dużego, by wstrząsnąć całym światem. Szkoda tylko, że nie wykalkulowaliśmy, że tak naprawdę była to ostatnia rzecz, którą chcieliśmy, aby się wydarzyła.
To, co teraz powiem, nie jest pełną prawdą, ponieważ nie znam jej. Znam te urywki tylko z notatek, które ukradłem tobie, Arnoldzie, a także z rzeczy, które czasami mówiłeś. Ta rzeczywistość, która wydobywała się z twoich słów – ta prawda, zniekształcona i rozpuszczona w moich domysłach, wydaje się mieć jakieś pozory spójności. Nawet, jeśli to, co ułożyłem, jest fałszywe, to być może każe komuś poszukiwać, tak jak mi kazało. Dla mnie już jest za późno.
Po pierwszych próbach testowych, które poczyniliśmy, odkryliśmy coś, co nazwaliśmy jako świat Externus. Nasi fizycy stwierdzili, że jest to pewnego rodzaju platforma, która prowadzi do innych światów. Do światów, w których istnieją kompletnie inne prawa fizyczne niż w naszym świecie, a co za tym idzie, istnieją tam inne istoty. Samo manipulowanie tunelami, które prowadziły na zewnątrz naszej rzeczywistości, ściągnęło uwagę na nas. Tam są byty, które są zaangażowane we własne wojny i sprawy.
Wkrótce stało się dla nas jasne, że tworząc tunele przestrzenne, możemy równie dobrze manipulować czasem. Ten młody Hahn – ten geniusz – on tak naprawdę odkrył potencjał, który znajduje się w polu Thamma.
W jednym ze swoich eksperymentów Hahn przeniósł szczura laboratoryjnego do czegoś, co normalni ludzie nazywają przeszłością, co zaowocowało zakrzywieniem przestrzeni i pojawieniem się szczura w drugiej klatce. Dosłownie otrzymał dwa szczury: Jeden był z teraźniejszości, drugi był z przeszłości. Dokładnie na tej zasadzie działa PAKT korpuskularny. Teleportacja tego typu PAKT-em nie klonuje komórek, ale duplikuje rzeczywistość. W międzyczasie dokonało się coś, czego nie podejrzewał żaden z nas: Nagle przypomnieliśmy sobie, że szczur był w tamtej klatce przed pięcioma minutami, mimo oczywistości, że otworzyliśmy portal.
Ten krótki eksperyment pokazuje, w jaki sposób można kontrolować przestrzeń i czas, które są w gruncie rzeczy tym samym. Nie mogę więcej powiedzieć i nie mogę wyprowadzić wzorów, w jaki sposób działają. Manipulowanie rzeczywistością to manipulowanie świadomością, także.
Unia postanowiła pójść dalej: Wysunęła wniosek, że gdyby czterdzieści lat temu mielibyśmy takiego geniusza, jak Hahn, zaszlibyśmy o wiele dalej, niż jesteśmy teraz. Cofanie się w czasie było ciężkim przeżyciem, dla każdego, kto kiedykolwiek wkroczył w portal. Kiedy posyłaliśmy naszych ludzi coraz dalej w przeszłość, rzeczywistość zmieniała się wokół nas. Pojawiały się wspomnienia, że ci ludzie nagle pojawiali się w naszym życiu. Że mówili o rzeczach, o których podejrzewaliśmy. My z przeszłości nie mogliśmy rozumieć nas z przyszłości, dlatego niektórzy z tych wysłanych w przeszłość zostali po prostu zabici... Przez nas. Dopóki w naszych głowach nie zaczęły pojawiać się wspomnienia o pomyślnym poznaniu tamtych ludzi – kiedy ludzie z przyszłości wchodzili do życia nas z przeszłości, to my w teraźniejszości doświadczaliśmy zmian. Nie tylko w pamięci. Tajemnie zmieniały się losy świata.
Tak, posłaliśmy Hahna czterdzieści lat wcześniej. Jego siostra o tym nie wiedziała. Cofnął się do lat, kiedy dopiero eksplorowano pole Thamma. Badano jego właściwości. Jego siostra nigdy nic nie zauważyła, nie mogła, ponieważ Hahn narodził się ponownie. Wysyłając kogoś w przeszłość następuje pętla czasowa: Hahn mógłby znowu wkroczyć w portal za naszym podszeptem, gdyby Hahn z przeszłości nie powstrzymał go. I tak się stało, Arnoldzie. Powstrzymałeś swojego sobowtóra. Jestem ciekaw, jak bardzo interesującym musi być, widząc swoje ponowne narodziny.
Gieger-Hahn działał w przeszłości, a my widzieliśmy efekty w teraźniejszości. Pewnego dnia obudziliśmy się i przypomnieliśmy sobie, że kiedyś zbudowaliśmy Mur. Pewnego dnia przypomnieliśmy sobie, że Gieger-Hahn opowiedział nam, że przeniósł się do roku 2009, przed Trzecią Wojną, aby zapoczątkować budowę Muru w Europie. Pewnego dnia obudziliśmy się i ujrzeliśmy nowe budynki w Berlinie – który nagle zaczął nazywać się Neoberlinem. Pewnego dnia przypomnieliśmy sobie, że w przeszłości przyszedł Hahn i zatrudnił nas do projektu. Powiedział, że na razie nie umie wybiegać w przyszłość, że o wiele łatwiej cofać się w przeszłość.
Nasze nowe wspomnienia zastępowały stare wspomnienia. Klastry rzeczywistości były nadpisywane.
Pewnego dnia przypomnieliśmy sobie, że Uniwersalna Unia istniała już w 2009 roku i dzięki ponad setce zawieszonych w zmasakrowanej rzeczywistości Konradów Hahnów udało się stworzyć Mur. Nie było to łatwe, ponieważ był tylko jednym człowiekiem, a jego oryginalna osobowość starzała się. Może nawet nie żyje. Nawet, jeśli uciekł prawom czasu, to nie mógł uciec prawom skutku i przyczyny.
Najważniejsze jest jednak to, że 2U natknęła się na coś, co zostało później przypomniane sobie jako Nasi Dobroczyńcy lub Benefactoris Nostrum. Z tego, co wiem, jest to pewna forma bytów mogących manipulować czasem i przestrzenią. Rzadko pokazują się w tej rzeczywistości, o wiele łatwiej jest dla nich przebywać w Eksternusie.
Jak powiedział mi Hahn, ich prawdziwa forma nie odpowiada temu, co nazywamy formą. Tak właściwie to nigdy jej nie poznał. Mówił, że zmysły człowieka to niedoskonałe filtry dla rzeczywistości, w której się znajdują.
Wydaje się, że byty są pogrążone w czymś w rodzaju czegoś, co my nazywamy wojną, choć Hahn mówił, że gdy stwierdził to samo, to wyśmiali go. Te byty na potrzeby działania w ludzkim świecie przyjmują zazwyczaj formy czarnowłosych i czarnookich kobiet, jednak Hahn mówił, że czasem widywał je jako jako zbieraniny gnijącego mięsa i gnoju. Mówił także, że mamy szczęście, że są nami zainteresowane, ponieważ ludzki genotyp posiada dla nich pewne elementy, które chcą wykorzystać. Powiedziały mu, że chętnie nauczą go, jak manipulować czasem i przestrzenią, jeśli dostarczy go im.
To tyle, co wiem. Te stwory są zainteresowane nami z powodu naszego DNA. Jeśli Korporacja i Kombinat kiedyś były jedną organizacją, to niewątpliwie nasuwa mi się coś o wiele potworniejszego na myśl: Że wojna nie jest nawet aktem rabunkowym, jest po prostu eksperymentem kogoś na nas... Eksperymentem o wiele straszliwszym, niż moglibyśmy kiedykolwiek podejrzewać...

Yseult, przeczytawszy, kliknęła na listę zamrożonych, żywych i martwych embrionów Triarii. Wysunęła się lista, a jej drżące palce wystukały nazwisko płodu: Stein.

GENOTYP WZIĘTY Z: YSEULT STEIN
KLASYFIKACJA TAJNOŚCI: A
PO ŚMIERCI DZIECKA POBRANO GENOTYP JAKO NADAJĄCY SIĘ DO PRZESZCZEPIENIA DO PROJEKTU XNWOLFKE129632 – TRIARII.

Była dołączona także notka:

Proszę zwrócić się do kierownika wydziału do badań genetycznych, żeby zatuszował, że dziecko Yseult kiedykolwiek było żywe po wypadku. Ostatecznie przekonaliśmy się, że jego geny jako Wunderkinder były na tyle dobre, że postanowiliśmy zabić cały okaz i przeszczepić genotyp do nowego szczepu Triarii. Jej dziecko było za dobre, żeby zostawić je żywe. Proszę się skontaktować ze mną po dokonaniu operacji.

- Nie! - wykrzyknęła Yseult, która sięgnęła do kieszeni po pistolet. - Nie! Nie! Nie! Boże, nie! Nie! Kurwa, kurwa, kurwaaarghhh...
Jej rozpacz zamieniła się w bezsensowne bredzenie. Upadła na kolana, a jej ręce osunęły się po klawiaturze. Jak gdyby nagle jej ciało przestało ją słuchać, łzy wypłynęły z jej oczu, zmieszawszy się ze śliną. Yseult załamała się. Znowu. Krótkim ruchem wyciągnęła z kabury rewolwer, którego lufę włożyła sobie w usta. Objęła ją miłośnie, a potem nacisnęła cyngiel. Nagły podmuch gorącego powietrza wydął jej policzki, a mózg rozprysnął się wokół. Ostatnie skurcze mięśni na jej twarzy wydęły się w uśmiech, kiedy zamarła w dziwnej półpozycji: Klęcząc, opuściła swobodnie dłonie, w których nagle przestała płynąć krew, a szara treść mózgu zaplamiła jej bojówki. Wyglądało to, jakby zastygła w jakiejś groteskowej pozycji medytacji.
Dziecko, które nie mogło umrzeć, dostało kulą rykoszetem.
Lumiere westchnęła smutno, wyjmując kulę ze swojego czoła.
- Ciekawe, czy zrobiłabym to samo, skoro jestem bez swojej mamy. Ale nie mogę... - pochyliła wzrok do podłogi. - Dlaczego nie chcesz być moją mamą? - zapytała Katję.
Katja zacisnęła usta.


*

W tym samym momencie, gdzieś na obrzeżach Frankfurta, latający pies poczuł w swoim sercu nieuzasadnione ukłucie bólu.
- Dość – powiedziała Connor. - Sprzątnijcie ją gdzieś... Kurwa, ten mózg jest wszędzie... Całe szczęście, że zablokowaliśmy przejście, mój syn, kiedy po mnie przyjdzie, będzie musiał najpierw zmierzyć się z Biskupem i parumetrową warstwą gruzu... Gdzie jest ta mapa?
Axel bez problemu dostał się do mapy sektora przez GOS. Jak zwykle, nie miał większych trudności z dostaniem się do kamer, tak, że wkrótce znali całą okolicę i jej przyległości.

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/dalekispiewptaka.jpg[/MEDIA]

- Świetnie... - Connor przeładowywała broń.
Wyglądało na to, że windy były w pomieszczeniu głównym. Znajdowali się w pomieszczeniu oznaczonym jako komory kriogeniczne. Silos na północ od nich był zniszczony i szalał w nim pożar, a rdzeń czarnej materii rozszerzał się coraz bardziej, tak, że z czasem mógł zniszczyć cały sektor. Jednak gdyby udało im się zniszczyć pozostałe dwa rdzenie czarnej materii, awaryjne windy w pomieszczeniu głównym zadziałałyby.
Zasilanie do dwóch działających reaktorów było w komorach eugenicznych – sporym pokoju, które stanowiło wylęgarnię dla Triarii, zasadniczo nie różniącym się wiele od komór kriogenicznych: Różnica polegała na tym, że Triarii nie były zamrożone, ale zaledwie uśpione w tubach wypełnionych płynami ustrojowymi. Co gorsza, komory eugeniczne były chronione dwoma oddziałami GSA-Elitär, uzbrojonymi w broń portalową. Wśród nich był, któżby inny, Kowal. Przez kamery Neumann mógł zobaczyć, że jego jelita wróciły na właściwe miejsce – medycy polowi GSA zszyli jego spory kałdun.
- Mamy jakiś sprzęt? - rozbrzmiało pytanie.
Okazało się, że mają: Najemnicy mieli jeszcze sporo amunicji pulsowej, o rdzeniach pulsowych nie wspominając. Wspólnie mieli pięć granatów rozpryskowych, dwa zapalające i trzy świece dymne. Ktoś miał także bazookę. Neumannowi zostało do granatnika jeszcze pięć granatów. Mieli także całkiem nieźle wyposażone pistolety pulsowe.
Katja przedstawiła Lumiere reszcie, a Tanja rozpoznała w niej siebie samą w wieku jedenastu lat.
- No dobra... - Connor zatarła ze złowieszczym chichotem. - A teraz, gdzie jest infodysk?
Ale nie było ani infodysku, ani, jak się wkrótce okazało, Siegfrieda Klaugego.

*

Neumann spotkał Natalię, która także weszła w portal.
- Nicolas? - rozszerzyła w zdumieniu oczy. - Co... Co ty tu robisz?
Wkrótce potem Neumann nie potrzebował zbyt wiele czasu, by dowiedzieć się, co ona robi w Murze. Okazało się, że Natalia, jako przemytniczka, podróżowała z Kowalem, który, oprócz tego, jak się później dowiedziała, chronił dane dla Korporacji, co nie przeszkadzało mu handlować z różnymi innymi sektami, warbandami czy gildiami kupieckimi. Natalia natomiast przyznała się, że od pewnego czasu szukała możliwości ucieczki, nie tylko z Muru czy z Neoberlina, ale w ogóle z Polski. Okazało się, że pracowała także przez pewien czas dla Jeremiaha Barka, znajomego nieżyjącej już Yseult, co także doprowadziło do tego, że znała i innych w obozie partyzanckim. Z jej opowieści wynikało, że sam Bark w pewnej akcji ratunkowej poniósł śmierć, wkrótce po nim także zginęli Erica Kant i Klaus Biedermeier, jedni z dowódców partyzantów. Wieść niosła, że Biedermeier zginął od poważnych ran głowy, natomiast Bark i Kant padli ofiarą pluskiew.
- Głupio mi, że spotkaliśmy się w takich okolicznościach... - powiedziała do Nowego.


* * *

# Siegfried Klauge
Lauch biegł ciemnym korytarzem, od czasu do czasu zabijając pluskwy, które skakały, by przyssać się do jego twarzy. W migoczącym świetle widział spalone zwłoki, które pojawiały się w regularnych interwałach. Uciekał. Zastanawiał się, ile czasu minie, zanim po runięciu gruzu reszta zrozumie, że go nie ma i nie ma infodysku, który ukradł. Umiejętności agenta Bractwa pozwoliły mu zabrać to, co potrzebował, i wymknąć się cichcem, kiedy nikt nie podejrzewał.
Posiadając swoje radio, zdołał skontaktować się z siłami Bractwa przebywającymi w Murze.
- Siegfried? To ty? Zdobyłeś, o co cię prosiłem? Tu Miller. Jestem w bloku D z Doktorem Nożem. Spotkaliśmy Tojtowną. Dobra robota, ale sam wiesz, że wkopałeś się w poważne gówno. Ten Heintz... I wszyscy ci, którzy zostali zamieszani w Wunderkinder, nie pozwolą ci opuścić Muru z infodyskiem.
Usłyszał trzaski.
- Siegfried? Sieg? - usłyszał rozdygotany głos Tojtownej. - Myślałam, że nie żyjesz. Boże, tak dobrze, że żyjesz, tak dobrze... Posłuchaj mnie dobrze, kiedy się to wszystko skończy, musimy... Musimy koniecznie się spotkać. Mam ci naprawdę dużo do opowiedzenia... Gieger... Nie możesz teraz umrzeć, rozumiesz? Jesteś zbyt...
Znowu trzaski.
- ...zostaw, Kathrina. To, że do niego tęsknisz, nie pomoże Siegfriedowi. Posłuchaj mnie bardzo dobrze, Lauch. Znamy się od dawna, a to, że należę do Bractwa, tylko pogłębia naszą... Przyjaźń. A teraz ci powiem, jak się wydostać z bloku E. Skoro masz infodysk, to musisz się do nas dostać, a my go zabezpieczymy i odeskortujemy do Warszawy, do siedziby naszego Bractwa. Teraz musisz się dostać do nas, do bloku D. Stąd wyruszymy na szczyt Muru. Musimy znaleźć i zneutralizować... Zabić Arnolda Giegera. Masz jeszcze te narzędzia do ekstrakcji mózgu? Świetnie. Co, Kowala nie złapałeś? Szkoda, kurwa. Jest strażnikiem i posiada klucze do informacji. Jeśli ktoś zabezpieczył infodysk, nasi technicy będą w stanie wydostać każdy bit z tego dysku. Najważniejsze, że go zdobyłeś. Szkoda tylko, że zrobiłeś to kosztem zaufania Wunderkinder.
Czekaj, opisz mi, gdzie się znajdujesz... Acha. Wyszedłeś z komór kriogenicznych? Dobra. Więc możesz być tylko w jednym korytarzu. Nie idź do pomieszczenia głównego i do wind. I tak nie działają, to są tylko awaryjne. W składowisku odpadów radioaktywnych, na samym szczycie jest korytarz. To bardziej otwór wentylacyjny, ale zmieścisz się w nim. Jeżeli będziesz szedł cały czas w górę, odnajdziesz w końcu wejście do niższych sektorów bloku D. Uważaj na pluskwy, Lauch, bo jest ich jak psów. Nie, nie tych latających. My przygotujemy się na odebranie ciebie i ewentualne przygotowanie broni przeciwko Giegerowi. On musi zginąć. Bez odbioru.
Lauch pobiegł dalej, korytarzem, aż natknął się na zbrojone wrota do pomieszczenia, gdzie składowano odpady.
Było to wielkie, prostokątne pomieszczenie, którego sufit Siegfried ledwo widział. Daleko, paręset metrów w dole, parowały odpady radioaktywne, które emitowały w słabym świetle lamp zielonkawą poświatę. Daleko na górze Siegfried zauważył mały portal, który samoczynnie musiał powstać z powodu oddziaływania pola Thamma. Na sklepieniu znajdowały się kryształy Eksternusa, jednak nie były żółte: Były niebieskie i emanowały z siebie zimno. Wydawało się, że nie ma nic prostszego, ponieważ na samą górę wiodła jedna drabina. Pęknięta runa odprowadzająca wodę destylowaną do odpadów zraszała drabinę, tak, że była mokra. Sam Klauge stał na małej platformie.
Klauge usłyszał za swoimi plecami dźwięk zamykanych drzwi. Być może pomyślał, że za chwilę stanie się coś złego i nie mylił się.
- Nie powinien pan tu być, panie Klauge.
Na platformie powyżej, do której nie miał dojścia, stanęła czarnowłosa kobieta ubrana w biurowy strój, jakkolwiek bluzkę miała rozpiętą nieco frywolnie, a długie, czarne włosy opadały na jej piersi. Siegfried zauważył, że trzymała w swych dłoniach pluskwę, którą głaskała jak kota.
- Widzi pan, panie Klauge... - robiła dziwne pauzy. - Co prawda nie kontaktowałam się wcześniej z panem, ale wydawało mi się jasne, że skoro jest pan razem z panią doktor i panem Heintzem, a także panem Neumannem, to będzie pan działał na nasz interes.
Nacisnęła parę przycisków na konsolecie na platformie.
- Nie możemy sobie pozwolić na takich szkodników takich jak pan, panie Klauge, a my obiecaliśmy pani Hahn, że będziemy chronić ich interesy... Nawet ceną pańskiego życia, panie Klauge. Obawiam się, że musimy zastosować trochę bardziej bezpośrednie środki, aby przywrócić panu rozum, panie Klauge.
Przez pewien moment nie działo się nic, ale Lauch usłyszał szum, a gdy spojrzał w dół, stwierdził, że poziom odpadów zaczął wzrastać – kobieta nacisnęła przycisk zwalniający nagromadzone w reaktorach odpady.
- Proszę się nie martwić, panie Klauge. Próba zabicia pana byłaby o wiele trudniejsza, gdyby miał na sobie pan kombinezon OHU.
Wyrzuciła ze swoich rąk pluskwę, która z niby wrzaskiem spadła w czeluść. Wyciągnęła broń, a gdy Siegfried spróbował strzelić do niej, stwierdził, że kule stają przed nią jak w zwolnionej klatce i... Padają. Pistolet przypominał Mausera.
Odskoczył, ale wcale nie celowała w niego. Rozległy się dwa strzały, a drabina odskoczyła, tak, żeby nie mógł się wdrapać na górę. Woda pociekła z odstrzelonych kikutów drabiny. Obnażyła w złośliwym uśmiechu wargi.
- Mam nadzieję, panie Klauge, że śmierć będzie dla pana wystarczającą lekcją, żeby nie mieszać się w nasze interesy. Mimo to, szczypta współczucia względem pana każe mi udzielić panu radę: Jeżeli umieści pan lufę swojej broni w ustach i naciśnie cyngiel, istnieje spora szansa, że amunicja wystrzelona z pana pistoletu uszkodzi ośrodki wolitywne w pańskim ciele, najlepiej zaś, gdy trafi pan w rdzeń przedłużony. Skróci to pańskie cierpienie, ponieważ kwas radioaktywny rozpuszcza ludzkie ciało o wiele za długo, by była to bezbolesna forma śmierci.
Życzę panu miłego dnia, panie Klauge –
oznajmiła zimnym tonem, po czym poprawiła krawat i wyszła, zamknąwszy za sobą właz.
Kwas wzbierał coraz wyżej.

* * *


# Opowieści z Fabryki Szerszeni, część kolejna
- Nazywam się Augusta Marie Louise Lumiere i jestem dziewczynką z przeszłości. Nie mogę umrzeć i miałam mamę, dopóki po jej żebrach nie przejechały gąsienice czołgu. Krótko ją miałam. Nie każda mama chce być moją mamą.
Nazywam się Augusta Marie Louise Lumiere i spotkałam handlarza narkotykowego, który szukał w przeszłości mojego taty, który często spotykał się s panem Satorem Heimannem, człowiekiem zagadką. Od czasu, kiedy ciało mojego ojca zostało znalezione w uliczce, przysypane warstwą gliny o parunastu centymetrach, moja nowa mama przytuliła mnie i mówiła, że to nie może być prawda. Uwierzyłam mamie, bo ona zawsze dużo wie, ale chyba się jednak pomyliła, skoro przynieśli nam jego ciało, żebyśmy się mogli przyjrzeć.
Od tego czasu pan Heimann przestał do nas przychodzić, a mój ojciec nie był już zamieszany w przemysł narkotykowy. Wyglądało na to, że zamieszał się i nie mógł się odmieszać z o wiele większego i poważniejszego interesu, którym był tak zajęty, że z wysiłku zaczął sinieć, a my musieliśmy go zakopać, bo brzydko pachniał. Mnie zapach nie przeszkadzał, ale podobało mi się, że od teraz tata będzie miał dużo spokoju na swoje interesy w drewnianej skrzyni, w której go umieściliśmy, zanim rzuciliśmy grudę na jego grób. Rób interesy w spokoju, tato.
Pamiętam za to czasy, kiedy byłeś bardziej ruchliwy i chodziłeś do fabryki przemysłu zbrojeniowego, gdzie gwintowałeś broń, a później sam po pracy pociągałeś z gwinta. Zielony alkohol, wzbogacany halucynogenem, przepływał w twoich zmęczonych żyłach i szeptał ci do ucha najlepsze bajki. Te same bajki powtarzałeś mi, tato.
Przypominam sobie pana Heimanna, kiedy czasem przychodził do domu i dawał ci prochy, które zapijałeś piwem. Były to te ciche dni, wypełnione zbawczą monotonią, kiedy spędzałeś parę godzin w fabryce i nie było cię, ale nie byłam sama, bo był pan Heimann.
Riki-tiki-narkotyki, panie Heimann, zawsze pojawiałeś się w naszym domu paląc wielkiego, czarnego, z pulsującymi żyłami i czerwonego na końcu skręta, na kapeluszu miałeś wianek z bieluniu, w łapkach dwa muchomory, kieszenie wypełnione kolorowymi znaczkami pocztowymi, na szyi miałeś zawieszone tabsy, a z butów wyłaziła ci nie słoma, tylko zasuszony lulek czarny.
Czasem machałeś na powitanie, jak się pojawiał czarny pies na niebie.
A wtedy przyszedł ten handlarz narkotyków i nagle zniknąłeś. Przyszli esdecy, ale trudno wytropić kogoś, kto handluje narkotykami. Zresztą okolica nie pomagała im, a tym bardziej ten drugi.
Nazywam się Augusta Marie Louise Lumiere i byłam wtedy, kiedy postanowiłeś działać. Zabawne, znaleźliśmy cię, panie handlarzu narkotyków, w pewnym pokoju niedaleko placu zabaw, gdzie pan Heimann sprzedawał dzieciom – dzieciom takim jak ja – miłe, miłe znaczki pocztowe, dzięki którym odbyliśmy niejedną podróż do ciepłych krajów albo do bajkowych krain. Nie pamiętam dokładnie, ile naliczyliśmy cię dokładnie, panie handlarzu, ale było cię wtedy bardzo dużo, bardzo, bardzo dużo. Nagle postanowiłeś jednocześnie wejść na parapet, na sufit, na zgrzybiały od wilgoci żyrandol, nawet za szpary podłóg. I wiesz, co? Nawet ci się to udało, panie handlarzu. Liczyłam, ale nie mogłam się ciebie doliczyć. Było cię tak dużo, a pan Heimann śmiał się ze mnie, że próbowałam policzyć części ciebie.
Chyba wtedy byłeś trochę rozdarty, panie handlarzu narkotyków.
Za to pan Heimann nie wahał się wcale. Kiedy doliczyłam do dziewięćdziesiątego trzeciego kawałka, wyciągnął Saturday Midnight Special i wycelował mi w głowę.
Chciałam mu powiedzieć, że to strasznie głupio z jego strony, bo już dostałam kiedyś kulę w łeb, ale nie zdążyłam, kiedy aż dwie rozorały mi czoło i krtań. Chciałam również podnieść się z ziemi, ale tylko na krótko. Pan Heimann byłby niepocieszony, gdyby moje ciało nagle wstało i przemówiło, pomimo dwóch kawałków ołowiu zagrzebanych miękko i wygodnie w moich arteriach, tym bardziej, że pan Heimann postanowił zedrzeć ze mnie sukienkę w kropeczki i dobrać się do moich małych piersi, a jego niecierpliwa męskość drżała w jego skórzanych spodniach. Spodniach pachnących amfetaminą.
Wiem, wiem. Jestem pewna, że pan handlarz narkotyków chciałby usłyszeć ode mnie coś na kształt skargi, gdyby wiedział, że byłam wtedy żywa, kiedy zawiązała się żwawa współpraca pomiędzy moim nieśmiertelnym łonem, tak różnym od owłosionego łona pana Heimanna. Pan handlarz chciałby pewnie, żebym mówiła o bólu przedwczesnego rozdziewiczania, rozdarciu moralnym, gwałcie prawdziwej rzeczywistości na mojej zakłamanej dziecięcej iluzji. Ale pan handlarz poszedł załatwiać swoje interesy z moim tatusiem. Którymś tam z kolei.
Nie, nie było nic takiego. Po prostu zgwałcił, myślał, moje zwłoki, a potem zapakował wszystkie prochy do czarnej torby, a potem po prostu mnie zostawił, żebym zgniła.
Kiedy pierwszy karaluch uszczypnął mnie w ucho, rozgniotłam go dłonią, żeby jego przyjaciele poszli na pogrzeb. A potem wyciągnęłam ze swojej krtani i z mojego mózgu dwie kule, które włożyłam do kieszeni na pamiątkę. Powstałam i ubrałam się, chociaż zanim wciągnęłam moją pomiętą sukienkę na uwalone jego spermą biodra, elegancko i profesjonalnie usunęłam prawdopodobną ciążę wieszakiem.
Tatuś zawsze mi mówił, że nie powinna byłam zadawać się z nieznajomymi, bo może się to źle skończyć, ale tak naprawdę to wszyscy oni źle kończyli, kiedy próbowali mnie odesłać do biura mojego tatusia. Nie, żebym im życzyła źle, po prostu zobaczywszy kogoś, kogo teoretycznie miało się posłać do piekła, powoduje, że zazwyczaj się załamują. Jestem luką w rzeczywistości. Zwłoki nie powstają z grobu. Uduszone poduszką dzieci nie zaczynają oddychać po raz kolejny. Krew to znak końca, a obcięta głowa jest aż nazbyt sugestywna. Nie słucham tatusia, bo to tatuś poszedł pierwszy robić interesy, a mama... Mama poszła robić interesy, tylko w swojej głowie, czasem tylko przestaje, by zjeść coś. No, a poza tym się nie rusza, jak tata parę metrów gliny poniżej.
Zawsze jest tak samo. Fałszywy uśmiech, fałszywe przerażenie, fałszywa próba ucieczki – ale za późno, za późno, za późno! Półkrok przemienia się w półstrach, półprzerażenie i wreszcie półuśmiech, pół mózgu w ćwierć mózgu i już nie ma pana Heimanna, choć jeszcze stoi i patrzy na mnie i nie dowierza, bo zgwałcone i zabite twory robią interesy z zapracowanymi ojcami, bo małe dziewczynki to nie nieśmiertelne potwory. Jeszcze nie dowierza, ale dziura, w którą tak ładnie wszedł, robi mu dziurę w mózgu – maleńką, małą, średnią, większą, wielką, ogromną. Poroniona sytuacja zamienia się w poroniony umysł.
I pytam, przelewając czarę goryczy.
- Tęskniłeś? Tęskniłeś?


 
Irrlicht jest offline  
Stary 17-09-2009, 12:37   #233
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Fakt, że tarcza powstała naprawdę, powitała ze spokojem. Bez euforii, którą być może powinna czuć po takim dowodzie potęgi swej woli, tylko z ulgą. Prochy przestawały działać i nie chciała już się czuć szalona. Za to pragnęła być użyteczna. Wpłynęła na czystą plazmę, ale nie rezygnowała z pomysłu zmienienia tej, która przybrała świadomość. Biskup atakował nadal. Zza wyczarowanej tarczy Tanja kontynuowała misję zbawiania świętego.
Saint odpuść, to nie nasza wina, gdybym mogła zamieniłabym się z tobą, nie dlatego, że chcę, ale dlatego, że tak się powinno, poświęcenie jest wyznacznikiem człowieczeństwa, żywy, nieżywy jesteś jednym z nas.
Ale kiepski z niej był orator, nieprzewidujący taktyk i za długo tkwiła czekając na niemożliwe, wycofała się w ostatniej chwili pod wpływem przenikliwego krzyku Yseult.

Zatrzasnęli olbrzymie wrota. Tanja zarejestrowała, że Axel jest cały i zdrowy. Lekarka robiła jakiś zastrzyk fatalnie wyglądającemu Nowemu. I wtedy nastąpił wybuch.

Jeszcze niesłysząca, porażona hukiem wyciągała prawą rękę do hakera, jakby najbardziej przerażało ją, że znowu może znaleźć się gdzieś bez niego. Wszystko działo się naraz, Tanja nagle zauważyła Katję, i dziewczynkę, której w tej chwili nie chciała kojarzyć ze sobą, Ys w w błyszczącej kolbie pistoletu oglądała poranioną twarz, Sara zabiła pluskwę, która pojawiła się znikąd i wtedy zaczęła wrzeszczeć o Tanji ręce.

Jeszcze trochę i wszyscy ogłuchną.

Wraz z tym krzykiem fizyczka poczuła ból w dłoni. Opóźnienie było zapewne zbawiennym skutkiem działania prochów.
- Bo wiesz – ból nie od razu był intensywny, a wylewna, romantyczna Tanja cały dzień czuła potrzebę mówienia – Najważniejsze, że jesteś obok.- Nie wiadomo dlaczego, a może wiadomo, mała spychana na krawędź postrzegania, torowała sobie drogę innymi środkami, przypomniało się jej jak mówił, że nie mogą mieć dzieci. Czemu mówił to na głos?
-Axel…
Paraliżujący ból przerwał jej zwierzenia.

Nie mogła oderwać wzroku od mięsa, które kiedyś było jej ręką. Kto potrafi naprawić rozgruchotaną dłoń? Kochanek, który zrobiłby dla ciebie wszystko, lekarka, która szuka dziecka wyrwanego ze swego łona, nieprawdziwa siostra, druga ty, doskonalsza i straszniejsza, najemnicy bez imion grający epizody w niekończącej się walce?
- Wszystko będzie dobrze – Axel szeptał obietnice, kolejne prochy, jakiś zastrzyk, znowu jej nie bolało, dłoń prawie w kawałkach obandażowana dokładnie, palec za palcem, wyglądała prawdziwiej.
-Wszystko jest dobrze – powtórzyła.
Co to było?, to uczucie zabierające ją gdzie indziej, wymuszające niechciane łzy.


Przytomniała przed ekranem GOSu. Czytała wiadomości o Arnoldzie Griegu, notkę, która czekała na nią od kilku tygodni.
Nie ma przypadku. Nie ma rzeczy niemożliwych. Choć o nich powinno się raczej mówić, że są. Ale myślała, że póki żyje Axel, póki przyjaźnią się z Ys, póki ma brata, stawi im czoła. I wtedy Tanja pobladła, skoncentrowana, z wargami zaciśniętymi w wąską kreskę, gapiąc się w ekran, który mówił, że to jej brat odpowiada za apokalipsę, nieświadomie ściskająca rękę Axela w prośbie o niewykonalny ratunek, Tanja obdarzona mocą, dziewczyna, która nagle zaczęła żałować, że istnieje, że kiedyś istnieli jej rodzice, znowu ogłuchła od wystrzału. Zobaczyła klęczącą Ys.
Zawyła.
Czuła na twarzy krew lekarki. Nie mogła podnieść rąk by się wytrzeć. Zlizała krople z warg. Dygotała. Axel coś chyba krzyczał. Jak mogła, zapomniała, że Ys szuka, stało się.
-Kurwa!
-Kurwa!
-Kurwa!

Słowo egzorcyzm, słowo zakończenie, kto go nie wypowie ten odpada.
To się nie stało, nie stało, nie stało.
Twarz Axela tuż obok twarzy Tanji i jej prośba.
- Nie umrzesz?
Przerażony wzrok ani na moment niezbaczający na boki. Musiał powiedzieć.
- Nie umrę.
Przepraszam Ys, przepraszam, że w chwili, gdy strzelasz sobie w łeb, ja myślę o tym, żeby on, żebym ja, żebyśmy to przetrwali.
Ułożyli Ys w kącie. Znalazł się koc, którym mogli ją okryć.

A może to było za dużo jak na jeden raz? Fizyczny ból zmasakrowanej dłoni. Śmiertelna rozpacz Yseult Stein. Względność wszystkiego, wspomnień, historii.
Co jest potrzebne żeby utrzymać się na powierzchni rzeczywistości?

Kula wyłuskiwała się z rany małej Lumiere. Tanja podniosła ją bezmyślnie i schowała do kieszeni OHU. Regeneracja dziewczynki zdziwiła jedynie najemników Sary.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
Stary 20-09-2009, 16:01   #234
 
Gantolandon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
Klauge zerknął w dół i zaklął. Jego plan nie uwzględniał takiej... hmmmm... bezpośredniej interwencji. Bractwo też nigdy mu nie powiedziało, że takie rzeczy się zdarzają, chociaż byłby to z ich strony cholernie dobry pomysł. Kim mogła być ta kobieta? Strażnikiem, który pilnował, by tylko wartościowi mogli dostąpić próby? Czy może przeszkodą, mającą stać na drodze takim, jak on? Czy jej obecność oznaczała, że idzie dobrym tropem, czy też była faktycznie ostrzeżeniem, żeby zawrócić z obranej drogi?

Jedno było pewne: jeśli szybko czegoś nie wymyśli, nigdy nie zdoła się o tym przekonać.

Poziom cieczy rósł w stabilnym tempie i, zdaniem Laucha, o wiele za szybko. Szybkie zerknięcie na drabinę przekonało go, że nie da rady do niej doskoczyć.

Szarpnął za drzwi. Były dobrze zamknięte i walenie w nie raczej nie przyniosłoby efektu. Mógł się zresztą tego spodziewać. Ktoś, kto był w stanie precyzyjnie, z dużej odległości, rozwalić drabinę i bezbłędnie ustawić reaktor tak, żeby zaczął zwalniać odpady, nie pominąłby tak ważnego szczegółu. Zresztą, pewnie i tak blokowały się automatycznie.

Wyciągnął pistolet maszynowy, który stanowił część jego standardowego wyposażenia. W tym momencie bez wahania zamieniłby go na, dajmy na to, chociażby linę z hakiem. Niestety, to było wszystko, co miał.

Idea była prosta: to pieprzone miejsce musiało mieć jakieś mechanizmy zabezpieczające i blokady. Coś, co wyłączałoby cały proces w momencie, dajmy na to, uszkodzenia krytycznego elementu maszynerii. Oczywiście mógł się mylić, a budowniczy Bloku E mogli mieć w dupie wszelkie zalecenia bezpieczeństwa. Z pewnością byli w stanie skłonni poświęcić człowieka, który nieopatrznie wlazł do zbiornika. Pytanie brzmiało: czy byli również w stanie dopuścić do rozwalenia czegoś. Biorąc pod uwagę rodzaj prac prowadzonych w Murze, odpowiedzią było zdecydowane "nie".

Lauch wycelował karabinek w konsolę i wystrzelił, starając się celować w najbardziej newralgiczne punkty. Kilka pocisków odbiło się od obudowy, ale reszta przebiła ją i wleciała do środka. Dał się słyszeć charakterystyczny trzask i poleciało kilka iskier.

Poziom cieczy wciąż się podnosił.

- Kurwa mać.

Lauch spojrzał wysoko w górę. Trzy kryształy wyraźnie emanowały zimnem. Odpady radioaktywne były w dużej części wodą z domieszką obcych substancji. Nie wiadomo było, jak bardzo zimne są niebieskawe narośle umieszczone na suficie, ale można się było przekonać. Zresztą - sama ich obecność mogła uruchomić alarmy chemiczne.

Wycelował broń w górę, spojrzał w lunetę i wystrzelił.
 
Gantolandon jest offline  
Stary 20-09-2009, 20:14   #235
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Zamazana plama - tym stała się jego przeszłość i jego przyszłość, już od chwili pojawienia się we Frankfurcie. Ba, może już od Neoberlina, gdy zaczął spotykać się z tą całą... Marią, czy jak jej było, i wprowadzać swój własny plan uszkodzenia Korporacji. Nigdy nie przypuszczał, że wszystko zajdzie aż tak daleko, ale w sumie czemu by nie? Stracił gdzieś po drodze funkcję mózgu odpowiedzialną za dziwienie się czemukolwiek. Podobnie było i tu. Nakładające się na siebie, coraz bardziej przerażające obrazy, które natrafiały na jego stoicyzm, barierę, która nie dopuszczała dziejących się wydarzeń w pobliże serca. Inaczej ten pulsujący kawał mięcha już dawno by wybuchł. Biskup, który był Saintem, reaktor, który postanowił wybuchnąć, dziecko, które nie umierało, Klauge, któremu w duchu przyrzekł bolesną śmierć i w końcu Ys, która nie wytrzymała presji, a jej myślenie już dawno przestało wychodzić w przyszłość i opierać się na nadziei prowadzenia jeszcze kiedyś normalnego życia.

Pozostały emocje. Czyny, gesty i słowa. Te dobre, gdy trzymał Tanję za rękę i te złe, gdy zastanawiał się nad kolejnymi morderstwami. W końcu tym właśnie się zajmowali, łudząc się, że to już końcówka. Jeszcze tylko kilku i dotrą do upragnionego celu.
Niestety ten jak zwykle był mocno obstawiony. Czemu wszystkich tych, którzy stawali na ich drodze, tak ciężko było ubić?!

Włamanie do komputera jak zwykle było pierwszą z czynności. Mózg musiał działać, inaczej zapora przed sercem mogłaby przestać funkcjonować. Mięśnie musiały mieć zajęcie, by nie mógł myśleć o tym, o czym nie powinien. Może kiedyś nadejdzie jeszcze chwila refleksji, teraz musieli żyć jak najdłużej. To była jak swoista gra komputerowa, taka niekończąca się, w której z każdą chwilą z boku planszy wychodziło coraz więcej coraz mocniejszych przeciwników. "Game Over" pojawiało się tylko raz i tylko w jednym wypadku - gdy stworki bohatera zjadły. Teraz oni byli tymi bohaterami, a tam dalej czekały stworki.
Rozpalać rektory, by winda zechciała zjechać? To nie było w jego stylu, przynajmniej nie póki nie sprawdził innych opcji. Wszystko musiało być kontrolowane zdalnie w takim molochu, trzeba było tylko wiedzieć, gdzie uderzyć. Również sterowanie windami. Poświęcił temu chwilę, przy okazji dobierając się do kamer i głośników, przeczesując nimi cały kompleks. Znalezienie Klaugego było kwestią czasu. Wyglądało na to, że ma swoje problemy, ale Axel nie wierzył już w śmierć, jeśli sam jej nie zadał.
-Klauge. Jeśli to przeżyjesz, to obiecuję ci niezapomniane spotkanie. Neoberlin jest malutki.
Było to może głupie. Ale wyładował w ten sposób część pustej wściekłości, przelewając te słowa do jednego z głośników alarmowych.

Cholerna winda! Najwyraźniej nie chciała się otworzyć w prosty sposób, chociaż próbował. I co? Znów strzelanina? Nie znał się na tym i znać nie chciał, za to jeśli wróg miał nowoczesną broń, to czemu by nie użyć naszej?
-Neumann. Użyj na tych z portalem, a może potem i na Kowala, tej swojej zabawki... właśnie, portalowej. Strzel im pod nogi, a potem w sufit, czy jak tam chcesz. Niech uczą się fruwać. Reszta zapewnia wsparcie, pozostając w ruchu i waląc z najcięższej artylerii. Nie wiem jak dokładnie ta ich broń portalowa działa, ale możemy z Tanją dawać im jakiś metalowy szajs do zjedzenia. Może się zapcha? - idiotyczne stwierdzenie, jedno z wielu - A jak nie to pomożemy w bombardowaniu. Nie jestem żołnierzem, ale czy powinniśmy przy tym rozbijać komory z tymi mutantami?
Wzruszył ramionami. Co za różnica co lub kto go zabije? Ta chwila zbliżała się i tak zbyt szybko. Nagle zwrócił się do dziecka.
-Dziewczynko, jesteś nieśmiertelna, prawda? Może pobiegałabyś sobie przed nimi, damy ci nawet jakąś broń. Powinnaś zająć ich na tyle, by Neumann nauczył panów fruwać.
Uśmiechnął się grzecznie. To było tak chore, że prawie miał ochotę tak samo jak Ys palnąć sobie w łeb.
 
Sekal jest offline  
Stary 21-09-2009, 09:59   #236
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Strzelanie do... tego czegoś. Czegoś przypominającego w swojej grotesce demony z Externusa. Zdziwiony był, że przyszło mu to bez większych problemów.
Morfina.
"Taaak. To musi być morfina." - potwierdził w myślach.
Poruszył poszatkowanym ramieniem. Bolało tylko trochę, za to kończyna była jakby obca i miała własne zdanie co do tego, czy się poruszyć, kiedy Nicolas tego chciał, czy nie.
"Trudno..." - podsumował dziwnie beztrosko. To pewnie też działanie narkotyku.

Komora z mrożonkami wywołała w nim obrzydzenie. Miał ochotę spalić te wszystkie paskudztwa i jak najszybciej utopić pamięć o nich w morzu akoholu. Tak, alkohol był tym, czego teraz potrzebował.
Ignorując nerwową krzątaninę ledwo co uratowanych przed demonem z innego wymiaru ludzi, z zewnętrznej kieszeni kurtki wytargał paczkę papierosów, wzbogacając jej pomięty kształt o kilka krwawych śladów palców. Ustami wyciągnął papierosa i po kolejnej chwili, kiedy szukał zapalniczki, zdołał odpalić i zaciągnąć się dymem. Wypuścił dym z płuc i westchnął z lubością.
Przyszła pora na kolejną potrzebę ciała. Ducha również. Z plecaka, nie bacząc na wywołujący łzawienie oczu dym z trzymanego w kąciku ust papierosa, wytargał ze środka piersiówkę z bimbrem. Potrząsnął manierką, krzywiąc się na chlupot tej resztki alkoholu, jak w niej została. Zdjął nakrętkę i przystawił naczynie do ust, przełykając palący gardło płyn. Pusto. Potrząsnął raz jeszcze, chcąc zebrać wilgoć ze ścian butelki i zlizał ostatnie krople.
Zrezygnowany odrzucił manierkę gdzieś w kąt i wrócił do zatruwania organizmu chemicznymi związkami imitującymi nikotynę. Przed oczami tańczyły jakieś krwawe mroczki. Zmęczenie? Odniesione obrażenia? A może halucynacje po morfinie?
Wzruszył ramionami. Czas się zbierać.

Pojawiła się Natalia. W innych okolicznościach, nie będąc rannym i nawalonym narkotykiem, nie będąc nabuzowanym adrenaliną wywołaną żądzą zabicia Kowala może i byłby bardzo zdziwiony. Ostatnio jednak coraz mniej rzeczy go dziwiło.
Jeśli nawet coś w jego obliczu drgnęło, to miał nadzieję, że Natalia weźmie to za skurcz bólu wywołany pokiereszowanym ramieniem.
Spojrzał na nią zmęczonymi oczami, a na twarzy wywołał coś na kształt przyjaznego uśmiechu. Tego samego, którego ci, co go nie znali brali za grymas niechęci.
Natalia go znała. Dlatego zaczęła mówić. Szybko i nieco nieskładnie, jakby ktoś lub coś za chwilę mogło im przerwać. Jakby już nigdy nie mieli mieć ku temu okazji. Nicolas słuchał, nie mówiąc samemu zbyt wiele. Czuł jednak, że jego kamienny mur wokół tych cieplejszych miejsc w duszy rysuje się i zaczyna chwiać. Wróciły wspomnienia. Wspomnienia przyjemnych chwil, uczucia, że każdy dzień może przynieść coś dobrego. O wiele łatwiej było wyrzucić z siebie nadzieję i po prostu walczyć o przeżycie. Zanim jego maska zostałą zupełnie zdarta, przerwał jej, kładąc palec na jej ustach i rzucając cicho:
- Nie teraz... później... - i odchodząc w stronę pozostałych.

* * *

Przeglądając resztę sprzętu, jaki miał przy sobie, przysłuchiwał się propozycjom, właściwie nie zauważając samobójczej śmierci Yseult. Nie znał jej. Nie obchodziła go. On żył... jeszcze... i zamierzał ten stan utrzymać.

Pomysł Heintza był... niekoniecznie dobry, zważywszy na fakt, że bojówki chroniące kompleks również były wyposażone w broń portalową - i to innego typu, niż miał Nicolas, ale na razie nie mieli nic innego. Zaciekawił go również udział dziewczynki w roli harcownika. Ale skoro nie mogła umrzeć, to dlaczego nie.

- Myślę, że mógłbym otworzyć tunel przed i za nami. Atak ze strony strażników w światło tunelu odniósłby efekt po jego drugiej stronie. My moglibyśmy obrzucić ich granatami ponad, albo nawet strzelać z przestrzeni pomiędzy wlotami tunelu... Nie mam pewnosci, czy to tak działa, ale skoro wejście i wyjście z tunelu są ze sobą połączone bezpośrednio, to kiedy będziemy pomiędzy wlotem przed, a wylotem za całą grupą, to nasz ogień powinien bez przeszkód trafiać przeciwnika, ale ich pociski, wlatując w światło tunelu, zgodnie z jego kierunkiem, powinny tak naprawdę pojawić się za nami... - przerwał. - Tak się tylko zastanawiam... - dodał po chwili.
- Wie ktoś, co się stanie, gdy w tunel stworzony P.A.K.T.em trafi ich broń portalowa? - zapytał, rozgladając się po obecnych - Duże BUM? - zaproponował.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 26-09-2009, 19:51   #237
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
# Yseult Stein
Obudziło ją wycie wichru.
Przez pewien czas nie zdawała sobie sprawy, gdzie się znajduje. Czuła drętwotę, jakby spała długo, długo, o wiele za długo, by zapamiętać, ile to było czasu. Marazm senny nie opuszczał ją przez jakiś czas, sprawiając, że myśli nadpływały spokojnie, a senna sceneria wydawała się naprawdę snem.
Dlatego purpurowe niebo zawieszone w pustej przestrzeni nie było nienormalne, tak samo jak były normalne kawałki ziemi dryfujące w powietrzu, ruiny na tych wysepkach, bezkształtne, szponiaste byty dryfujące z cichym buczeniem przez tą przestrzeń i brak słońca.
Z wolna odzyskiwała poczucie nienormalności, kiedy spojrzała na witraż przedstawiający jakieś przedstawienie Chrystusa, mniej lub bardziej związane z oficjalnym kultem Pantokratora. Znajdował się on w jednym z wysokich, gotyckich okien. Biorąc pod uwagę to, że na ten fruwający kawałek gruntu regularnie spadały mniejsze kawałki gliny i kamieni, było cudem, że ocalał. Pozostałe były częściowo lub całkowicie wybite.
Witraż przedstawiał jakiś wycinek z Nowej Ewangelii, prawdopodobnie według przekazu Sanktuarium Cierni, sądząc po obfitych motywach ostrokrzewu. Osobliwe dzieło sztuki przedstawiało nikogo innego, jak Chrystusa, jednak kompletnie innego od tego, na którym się wychowała. Czarne słońce o połamanych promieniach świeciło na spaloną ziemię, zaś pośrodku tego było parę scen z Ewangelii.
Na pierwszej scenie Chrystus wyraźnie uśmiechał się, a był to złośliwy uśmiech mordercy. Szeroko uniesione wargi odkrywały spiłowane zęby i pokaleczone dziąsła. Jego prosta, rybacka szata była zakrwawiona z powodu posoki spływającej z jego noża, którym odcinał głowę jednego z szeregu wiernych. U jego stóp była głowa, której wyraz twarzy trwał nadal w religijnym uniesieniu. Pozłacany napis pod sceną mówił: „JEGO NAUKA PORYWA WIELU...”
Nieco dalej ta sama postać trzymała w prawej ręce odciętą głowę, kopulując z kapłanką, której twarz była wykrzywiona w ekstazie. Wokół nich tańczył krąg trzynastu postaci, najwyraźniej intonujących mantrę. Wszystkie postacie były ubrane w czarne togi tau, w lewej ręce trzymając sierp, w drugiej pęk ostrokrzewu. Pozłacany napis pod sceną mówił: „...I SIEJE W SWYCH DZIECIACH NASIENIE...”
Trzecia scena przedstawiała Chrystusa, w którego prawej dłoni leżał obsydianowy sztylet, zaś lewa ręka wznosiła w stronę słońca wydarte z piersi kapłanki serce. Kapłanka leżała na ołtarzu z węgla, pod którym tliły się lekkie płomienie, co nie przeszkodziło strugom krwi spływać na spopieloną ziemię. U stóp ołtarza znajdowały się kawałki ludzkich ciał, głowy, korpusy, ręce i wnętrzności, lśniące wątroby, pożółkłe jelita, wypukłe żołądki i nadęte płuca. Pozłacany napis pod sceną brzmiał: „...KTÓRE WEŹMIE KORZEŃ W KURWIE I WYDA NA ŚWIAT OBRZYDLIWOŚĆ...”
Yseult zamrugała. Jej pamięć o innym obrazie Jezusa przywołała jej świadomość, zarówno to, że straciła dziecko. W krótkim momencie przez jej umysł z szybkością błyskawicy przepłynęły oczywiste sceny – wiadomość o śmierci jej dziecka, Mur, rewolwer, kula z rewolweru, huk, uczucie obcości, a potem ciemność i ciemność. Co dziwne, wcale nie czuła żalu po stracie swojego synka, choć wiedziała, że gdy miała w ustach lufę pistoletu, żal wydawał się rozrywać jej serce i zniekształcać rzeczywistość. W pewien sposób zobojętniało jej to. Może on był martwy od poczęcia, pomyślała Yseult z apatią.
- Umarłam? - zapytała przelatujące monstrum, które odburknęło jej niecierpliwie. - A skoro już raz umarłam, to dlaczego żyję? Co to za miejsce? Externus? Nie ma raju? Nie ma sądu? Nie ma Kryszny? Do diabła, nie ma nawet Nirwany?
Jakby w odpowiedzi na jej pytanie, gdzieś – na bardzo małą chwilę – na horyzoncie przepłynął kolejny kształt, tym razem przypominający jedną z małych figurek Buddy, które Yseult czasem widywała w tandeciarni, z tym, że tamte nie miały płonących oczu i wściekłej twarzy.
Czuła pustkę, choć jej nowoobudzone poczucie normalności kazało jej wrzeszczeć i uciekać jak najdalej. Nienaturalny spokój, który udzielił się jej, kazał pójść pod portal zniszczonego fragmentu katedry, gdzie – normalnie, nienormalnie – przy stoliku siedziały dwie czarnowłose postacie, najwyraźniej sączące herbatę.
Stolik był żelazny, dość wysoki, choć i stołki były spore. Wyrzeźbione żelazo, osobliwie na nogach, nierzadko przyjmowało formy gargulców i złośliwie roześmianych pysków, a Yseult, po jej własnej śmierci, nie zdziwiłaby się, gdyby żelazne maszkarony przemówiły. Tak się jednak nie stało. Trzecie krzesło było niezajęte, a podwójny głos zaprosił Yseult. Wkrótce znalazły się ręce, które nalały lekarce do filiżanki herbatę, która pachniała jak Earl Grey. I smakowała jak Earl Grey. Niewątpliwie Earl Grey, pomyślała Yseult, oblizując wargi.
Czarna herbata była czarna jak oczy czarnowłosych kobiet siedzących przed nią. Pomyślała, że skądś je zna, i była to prawda: Czasem widziała jedną z nich, przechodząc przez portale. Były identycznymi bliźniaczkami, tak, że nie różniły się niczym, nawet ubiorem, bowiem każda miała na sobie taki sam strój: Białą bluzkę, czarny żakiet, czarny krawat i czarne spodnie, a także czarną gumkę spinającą w połowie sięgające do pasa włosy.
- Ach, pani doktor! - powiedziała ta po lewej. - Cieszymy się, że w końcu pani do nas dołączyła. Naturalnie, śmierć nie jest zabawna, jednak, wnioskując o pani, przebyła ją pani naprawdę dzielnie!
- Co to za miejsce?
- To miejsce
– podjęła druga – Jest pewnego rodzaju symulacją oparów pani umysłu, które wyzwoliła pani w momencie agonii. Wszyscy ludzie robią coś podobnego, kiedy umierają. Zazwyczaj nic nie zmienia się w tym, co napotykają...
- ...rozumie pani, rodzina, dom, praca. Wielu zmarłych nie zauważa nawet, że umarło. Kontynuują swoją egzystencję poza światem, dom, rodzina, praca. Uważają, że fakt ich śmierci to był bardzo żywy sen. Bardzo sprytne, biorąc pod uwagę to, że śmierć to naprawdę niezły szok! Szczególnie pani, prawda? Trochę się nam pani...
- ...rozerwała. Ale wszyscy odkrywają, prędzej czy później. Nagle widzą, że na telewizji jest tylko jeden kanał z tylko jednym programem. Albo że piekarz uśmiechnął się dokładnie tak samo, jak wczoraj. Albo że po raz setny widzą człowieka rozjeżdżanego przez ten sam samochód. Coś nie tak...
- ...coś nie tak...
- Zaraz, zaraz –
przerwała. - Więc jakim cudem moja rzeczywistość wygląda jak kubistyczne piekło? Dlaczego widzę Eksternusa?
- Externus, tak. Umarła pani obok silnego źródła pola T. To rozpuszcza iluzje umysłu. Pokazuje prawdziwą naturę rzeczywistości.
- Prawdziwa natura rzeczywistości wygląda... Właśnie tak?
- Och, naturalnie, nie! O wiele gorzej! Gdyby tak było, już by z nami pani nie rozmawiała! Chodzi mi o to...
- ...że znajdowała się pani w iluzjach nawet podczas pani ziemskiego pobytu...
- Jak to?
- ...ponieważ ludzki umysł jest niedoskonały... Jak pani sądzi, co by zrobili ludzie, gdyby nagle zobaczyli, że święci, do których się modlą, to drapieżniki, które żerują na ich wierzeniach? Że ulubioną przystawką Pantokratora jest mózg zmęczony modlitwą? Albo że codziennie napotykają bezforemne potwory, które ich umysły po prostu ignorują? Uczestniczyła pani w zbiorowej halucynacji ludzkości podczas życia... Naprawdę...
- ...gdyby ludzkość zobaczyła prawdę, to oszalałaby w nie mniej niż pięć minut...
- ...a formy, które teraz pani widzi... To tylko odbicia pani własnego umysłu. Odbicia, które interpretuje komputer umysłu według symboli... Tak naprawdę wściekły Budda to nic innego, jak...
- ...zawirowanie energii... Choć i to nie jest do końca prawda...
- ...ale proszę się nie martwić, pani Stein... Umarła pani, a jelita pani dotychczasowego ciała rozsadzają trupie gazy...
- ...wyjaśnimy pani tylko trochę, żeby pani mogła pójść dalej... Taka jest nasza rola, proszę nam nie dziękować...
- ...proszę się napić herbatki...
- ...acham...
- ...acham...?
- ...a-cha-a-cham...!
- ...w międzyczasie zaprosimy panią na świetny podwieczorek...
- ...delicje takie jak...
- ...smoszny krym...
- ...dźbąglowy burgiel...
- ...szypki pioch...
- ...szpaśny kragiel...
- ...glurkny mufkch...
- ...acham...?
- ...acham, acham...


* * *

[MEDIA]http://lmetacube.googlepages.com/oakenfold-dreadrock.mp3[/MEDIA]

# Siegfried Klauge | 1
Lauch usłyszał w głośnikach serwisowych głos Heintza:
- Klauge. Jeśli to przeżyjesz, to obiecuję ci niezapomniane spotkanie. Neoberlin jest malutki.
Poziom odpadów podnosił się. Siegfried wycelował, a parę strzałów strąciło niebieskie kryształy w dół. Nie wymierzył dokładnie, i parę spadło koło jego drabiny, jednak zadziałało to na jego korzyść: Siatka mocnego lodu, który wytworzył się, pozwoliła później mu wspiąć się i sięgnąć drabiny. Jednak gros kryształów spadł na dół. Trzeba było przyznać, że Klauge miał wyczucie: Poziom zlodowaciałych płynów zaczął zwalniać dopiero parę metrów pod jego platformą, w końcu jednak stanął tak, że pod Klaugem znajdowało się zamarzłe jezioro. Siegfried nie miał wątpliwości, że gdyby chciał, mógłby po nim stąpać i dojść do platformy, w której zniknęła czarnowłosa.
Spojrzał na błyszczącą pajęczynę, która oddzielała go od drabiny. Zajęło mu nieco czasu, dwa razy spadł, ale jednak udało mu się sięgnąć drabiny. Potem było już prosto. W miarę prosto.
Poczuł drżenie, kiedy usłyszał, gdy system oznajmił:
- Uwaga. Awaria w komorze odpadów. Niebezpieczeństwo przegrzania reaktorów... Jeden... Dwa... Uprasza się personel naprawczy do zbadania przyczyny w spływie odpadów. Dalsza awaria może prowadzić do poważnego uszkodzenia rdzeni.
Krótki szum zakończył transmisję, a Klauge zdał sobie sprawę, że jest obserwowany.

* * *

# Tanja Hahn – Axel Heintz – Nicolas Neumann
Heintz, pomimo tego, że było mało czasu, zdołał podpiąć się do kamer i wewnętrznych map Muru, co ostatecznie nie zajęło mu zbyt wiele czasu. W każdym razie widział miejsce, które mieli zaatakować, a także udało mu się zlokalizować Klaugego w komorze, gdzie składowano odpady radioaktywne: Bez problemu zdołał zobaczyć całą scenę z tą samą kobietą, która prześladowała go w jego snach, a także ujrzał Klaugego, który mimo wszystko poradził sobie z całą sytuacją i zaczął wspinać się po sporej drabinie na górę. Było coś jeszcze: Heintz uchwycił fragment transmisji odbywającej się w górnych partiach Muru, to jest dokładnie miejsca, gdzie znajdował się gabinet Giegera. Bez problemu rozpoznali niego samego, jednak w transmisji pojawiły się głosy, których nie spodziewali się w ogóle tutaj usłyszeć: To jest Agathy Heintz i Konrada Hahna.
- ...mówiłem ci, Konradzie... Mogę tak do ciebie mówić, prawda? Ostatecznie – tu Gieger zachichotał – czułbym się niepomiernie głupio, gdybym miał mówić do ciebie jako do siebie. W każdym razie, twój opór przeciwko mnie jest doprawdy śmieszny. Nie możesz zmienić tego świata, Hahn. Nie możesz zmienić czasu.
- Może –
parsknął Konrad. - Wiesz, sam nie mogę uwierzyć, że mogłem na przestrzeni czasu stać się czymś takim, jak ty.
Gieger-Hahn odpowiedział mu milczeniem.
- Obojętnie, czy jesteś mną i czy zabicie ciebie zabije mnie. Nie obchodzi mnie to. Chyba wolę umrzeć, niż żyć ze świadomością, że inny ja jest taki... Taki jak ty, sukinsynu...
Gieger zarechotał.
- Panie Konradzie Hahn, czyżbyśmy zamierzali popełnić samobójstwo? Obojętnie, jakbyś cwaniacko nie brzmiał, zabicie mnie równa się zabiciu ciebie, ponieważ jesteśmy połączeni przez kontinuum czasoprzestrzenne... Nie boisz się śmierci? Wiem, że kochasz tą sukę, która jest przy tobie i wiem, że chciałbyś ocalić swoją siostrę...
- Konrad, ja... -
zaczęła Agatha.
- A więc myślisz, że moje szczęście jest dla mnie najważniejsze? Myślisz, że...
- ...posłuchaj, chłopczyku
– przerwał tamten zniecierpliwiony. - Nie próbuj mi tutaj grać jakiegoś pierdolonego błędnego rycerza. Wiem, co tak naprawdę chodzi ci po głowie, ponieważ mam twoje wspomnienia i żyłem jako ty. Z Agathą. Kiedy ja przybyłem, byłeś tylko zmazą na szkle laboratoryjnym...
- Co? Przecież... Przecież urodziłem się...
- Nie urodziłeś się naturalnie, idioto. Jak myślisz, ile trudu sobie zadałem, kiedy przybyłem z przyszłości, żeby zbadać, co tak naprawdę kierowało moimi narodzinami? Zarówno ty, jak i twoja siostra... A także ten Heintz... Przysięgam, kiedy z tobą skończę, pozbędę się również ich... Wbito wam te memy w waszą korę mózgową, ponieważ oprócz tego, że wymyśliłem narzędzia do ekstrakcji wspomnień z mózgu, to naturalną koleją rzeczy było to, że wymyśliłem, jak implementować wam wspomnienia do waszych czaszek.
- A moje urodziny?
- Jeszcze tego nie pojąłeś? Nie do wiary, że jesteś mną, kurwa! Kiedy tylko przybyłem do Neoberlina przed twoimi narodzinami, zabrałem twój płód od prawdziwej matki i zabrałem go do laboratorium, po to tylko, żeby wszczepić w twoje bezwartościowe komórki geny Naszych Dobroczyńców, a przy okazji wzmocnić samego siebie. Jako że krótko po twoim narodzeniu urodziła się Tanja, ją również zabraliśmy, żeby przetestować na niej promieniowanie pola Thamma... No i te geny... Teraz mnie to bawi, jak podniecaliśmy się, gdy wyobrażaliśmy sobie, co z niej wyjdzie. Wiesz, co pływa w jej DNA?
- Co...
- Ta kobieta potrafi kontrolować Eksternusa, chłopczyku. Jej umiejętności psychiczne... Oczywiście w pełni obudzone... Tak, gdyby wiedziała, jak je obudzić, to potrafiłaby wysadzić w powietrze cały Mur, nie, Neoberlin! W każdym razie gdziekolwiek, gdzie pojawi się duże pole Thamma, może nawet budować przedmioty z powietrza. To był nasz eksperyment, ty skurwysynu.
- Urodziłeś się z kurwy?
- A żebyś wiedział. Brakujący materiał dla naszych eksperymentów pobieraliśmy z genów jakiegoś dziecka z ulicy... Rosjanki, która później miała wyróść na dziwkę.
- Jesteś szalony, do cholery! Zabiję cię, słyszysz!? Skasuję cię, zapierdolę, nawet, jeśli miałbym umrzeć!
- A Axel Heintz?
- zapytała Agatha drżącym głosem. - Co z nim? Dlaczego on został wpisany na listę Wunderkinder?
Gieger skończył się śmiać.
- To był nasz kolejny eksperyment. Nie mam pojęcia, dlaczego nagle znalazł jego siostrę. Istnieje teoria, że Cudowne Dzieci znajdują się same...
- A inne eksperymenty? Inne Cudowne Dzieci?
- Czego ode mnie chcesz, głupia? Było wiele eksperymentów. Wunderkinder to nie setki, a tysiące. Korporacja założyła specjalny wydział, w którym prowadziła całą kartotekę i życie poszczególnych Dzieci... Tak naprawdę mało kto uchronił się od Wunderkinder. Nawet ty możesz mieć w swoim DNA kawałek Dobroczyńców.
- Nasi Dobroczyńcy...
- odezwał się Hahn. - Czym są?
- Ha! Myślisz, że ci powiem? Co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie... To i tak nic ci nie pomoże, Konradzie. Kiedy tylko tutaj przyjdziesz, zamknę cię tak, żebyś nie sprawiał już żadnych kłopotów. Panią Heintz się zabije, żebyś nie próbował wierzgać, a ty... Ty staniesz się wreszcie tym, czym zawsze dla mnie byłeś: Zestawem genów, Konrad. Taka jest twoja rola. Poddaj się, to potraktuję cię lepiej. Albo ucieknij i zaszyj się gdzieś, żebyś się nie mieszał... Co jest?

Axel ujrzał parę wybuchów z sektora drugiego w bloku B. Do wind na górę ładowała się trzyosobowa grupa, w której była także...
- Panie Gieger? W imieniu Rebelii Wolnej Polski, jest pan aresztowany za zbrodnie przeciwko ludzkości.
- Ty zdziro! Wiedziałem, że mnie kiedyś zdradzisz! Wiedziałem, że nie mogłem ci ufać! Czy wiesz, co tak naprawdę zrobiłaś? Czy ty masz pojęcie, na co się porywasz? Nie próbuj ze mną grać, Kleiner... Jeśli spróbujesz mnie zabić...
- Nie zamierzamy pana zabić, panie Gieger, tylko aresztować. Posiada pan wiele informacji o bytach znanych jako Nasi Dobroczyńcy. Te informacje są zbyt cenne, by pozostały w pana korze mózgowej.
- Ja...

Transmisja urwała się, a Heintz na monitorze zobaczył, jak Maria wchodzi do jednej z wind z bardzo dużą bronią – była to jedna ze snajperek balistycznych, które widywał na wyposażeniu elitarnych snajperów Korporacji. Pozostali też mieli taką broń.
- Możecie się pospieszyć? - wrzasnął jeden najemnik do stojących przy monitorze. - To coś jest coraz bliżej!
Miał na myśli Biskupa, który z wolna przedzierał się przez stalowe poszycie, co było niewiarygodne. Kończył im się czas.
Lumiere z uśmiechem przystała na rolę harcownika. Wyglądało na to, że fakt, że kule i portale nie mogły jej zagrozić, sprawiał, że potraktowała to wszystko jako miłą odskocznię od zwykłej nudy nieśmiertelności. Czymkolwiek by ta nieśmiertelność nie była.

*

- Pytasz się, czy przeżyłem Mur? To jest, czy przeżyłem Drugie Uderzenie, jak później to nazwali? Jasne, że przeżyłem. Nie, nie pytaj się o moje imię. Przecież wiesz, że jestem w Straży Pajęczarzy. My nie mamy imion. Mamy numery. A ja jestem numerem KY-1147. Ale to nieważne, wtedy jeszcze miałem imię i nazywałem się Maciej Pluch, Polak, urodzony w mieście zbójeckim Danzig, znaczy się, Gdańsk.
Ta mała wymiatała.
Kiedy tylko zebraliśmy się z komór kriogenicznych, Connor kazała zamknąć właz, bo Biskup prawie przebił się przez poszycie. W międzyczasie z głośników serwisowych system ryknął, że reaktory się przegrzewają, a Heintz wyjaśnił nam, że to ten agent, który ukradł dane popierdolił coś w ściekach radioaktywnych i rdzenie zaczęły się przegrzewać. Heintz powiedział nam też, że jak go zobaczymy, to mamy strzelać. Strzelać, żeby zabić.
Co prawda na razie nie było okazji. Wiedzieliśmy, jaka jest sytuacja. Pierwsza wyszła Lumiere. Byłem wtedy na Leidengeiście, więc kompletnie nie obchodziło mnie, czy wysyłamy na wojnę dzieci czy kobiety. Odwalałem robotę dla Connor. Daliśmy jej pistolet pulsowy, bo karabinu unieść nie mogła.
Wybiegła, a wejście było jedno, a Hahn zrobiła tunel PAKT-em. Ci z GSA-E na początku kompletnie się nie przejmowali dzieckiem, dopiero kiedy zaczęła strzelać do generatora reaktorów, wypuścili w jej stronę parę kul. Pomyśleli, że się minęli, więc wypuścili jeszcze i jeszcze. Dopiero po pewnym czasie zorientowali się, że mogliby strzelać, ile wlezie. A ona i tak by nie umarła. A generator był delikatny. A ona go uszkodziła. Więc rzucili granat pulsowy, błysnęło, a ona chwilowo przestała żyć. Wtedy my się włączyliśmy do akcji.
Nie musieliśmy przebiegać przez całe pomieszczenie, bo po prostu weszliśmy w portal. Rzuciliśmy pozostałe granaty do pomieszczenia, poza tym było tam nasze ostatnie C4. Jak pierdolnęło, to wtedy naprawdę się zaczęło. Mówię ci, nigdy potem nie uczestniczyłem w takiej akcji. No i fakt, że przeżyłem. To było coś. To było naprawdę coś.

*

- Prędzej, kurwa, prędzej! Windy zjeżdżają na dół!
- Alarm, alarm –
powiedział beznamiętnie głos. - Odcięto zasilanie do reaktorów... Jeden... Dwa... Niezwłocznie wzywa się ekipę naprawczą do zneutralizowania rdzeni czarnej materii. Nienaprawienie spowoduje stopienie. Przewidywany czas eksplozji nastąpi za dwadzieścia dziewięć minut i czterdzieści jeden sekund. Przewidywana sfera rażenia w razie wybuchu jąder czarnej materii: Około dziesięciu kilometrów. Alarm, alarm... - głos wyliczał czas.
Tymczasem GSA-E, oszołomieni, jednak w pełnej gotowości bojowej zaczęli wysyłać portale. Tanja rozpoznała typ broni: Było to to samo XWP, które swojego czasu miała Tojtowna.
Pole elektromagnetyczne OHU Axela zatrzeszczało, gdy zatrzymało przed sobą serię, którą dostał, rzucając w GSA-E. Wszędzie było sporo złomu i strąconych prętów z poszycia, dlatego nie musieli szukać, by mieć czym rzucać w żołnierzy Korporacji.
Kątem oka Neumann zobaczył, jak pęka jeden z pojemników eugenicznych w komorze, z której strzelają GSA-E. Jeden... Nie, dwa z Triarii hodowanych w pojemnikach budziło się.
W międzyczasie Tanja mogła zobaczyć, jak zakrwawione zwłoki Lumiere pełzną do siebie, a wypuszczając macki łączą się w jeden, foremny twór, pozostawiając odłamki granatu.
- Wróciłam! - zawołała Lumiere, sięgając po broń.
- Śpicie tam, kurwa, czy co? - wrzasnęła Connor. - Windy prawie tutaj są! Ewakuować się! Ewakuować!
Na domiar nieszczęścia, usłyszeli znajome śpiewy i modlitwy, dochodzące z zupełnie innej strony. Saint zdołał znaleźć przejście, jednak było coś jeszcze gorszego, co biegło za Saintem: Był to syn Sary Connor. Ona sama, kiedy tylko zdała sobie sprawę, co biegnie w jej stronę, pobladła ze strachu, ale nie na długo. Wrzeszczała, kiedy trafił ją portal i... Zniknęła.
Wbiegli na platformę, a Neumann nacisnął klawisz. Okazało się, że po krótkim wypadzie ich siły znacząco się uszczupliły: Ze sporej grupy najemników, spora część została zmasakrowana albo została trafiona portalem. Na platformie byli Malak, Heintz, Hahn, Neumann, Lumiere, Natalia i jeden najemnik. Reszta leżała w plamie krwi lub w ogóle jej nie było. Winda jechała równo, jednak dość wolno.
Na samym dole rozgrywało się piekło: Pożar z reaktorów objął korytarze, którymi możliwa była ucieczka, żołnierze GSA-E byli masakrowani przez przebudzone Triarii. Jedynie Biskup unosił się nad polem bitwy i – zobaczył windę z ocalałymi. Zarechotał złośliwie, po czym zaczął sunąć w powietrzu, cicho się modląc.
Portale miotane przez GSA-E sięgnęły platformy. Jeden zdezintegrował fragment podstawy, tak, że winda zachybotała się, ale sunęła dalej w górę. Za to ludzie na platformie zostali zwaleni z nóg: Tanji ledwo udało się utrzymać równowagę, najemnik prawie spadł, Lumiere byłaby spadła, gdyby nie podtrzymał ją Malak, za to Axel...
Axel spadł.
Wrzeszczał, czując pęd powietrza napierający na jego plecy, a odległość pomiędzy nim a stalową podłogą drastycznie się zmniejszała. Widział dokładnie, do czego zmierza: Był to ostry, zakrzywiony pręt wystający ze zdewastowanej podstawy, a przy nim był... Portal. Wpadł w portal. Tanja mogła tylko obserwować zamiast jego nabitych na żelazo zwłok, jak Heintz wpada w tunel. Portal natychmiast eksplodował, niszcząc kompletnie dolną część podstawy windy. Zostało ich pięciu, a winda nadal jechała w górę.
Saint na chwilę odleciał, przyciągnięty wyładowaniami portalowymi; Tanja stwierdziła, że stwór taki jak Biskup żywił się tego rodzaju energią. Dało im to nieco czasu, choć było jasne, że gdy wzmocni się, wróci. Winda zdołała wjechać do pewnego rodzaju komory, a OHU w kombinezonie Tanji zanotowało wyraźny wzrost pola Thamma. Po chwili tajemnica wyjaśniła się: Był tutaj kolejny portal, pulsował i lekko buczał. Był zbyt wysoko, by mogli go dosięgnąć, tak samo jak platforma. Wyglądało na to, że były tutaj kiedyś stalowe drabiny, jednak to, co z nich zostało, było poważnie zdruzgotane i zbyt chybotliwe, by uznać to za dobry środek, by dostać się na górę. Po chwili Tanja stwierdziła: Nie mieli ze sobą PAKT-u.
Ledwo zdołali zejść z platformy windy, ta spadła, już i tak wcześniej odpowiednio nadniszczona przez portale i ogień. Spojrzeli w dół: Płomienie wydawały się dosięgać komory eugenicznej, choć tu i ówdzie słyszeli jeszcze strzały. Oni sami znajdowali się w pomieszczeniu składującym złom. Było go tutaj pełno: Zdeformowane części robotów serwisowych, części elektroniki, komputerów, stalowe rury tworzyły prostokątne pomieszczenie, które niewątpliwie służyło za składnicę złomu. Na szczęście, pomyślała Natalia, nie było tutaj niczego takiego, jak hydraulicznej zgniatarki. Byłoby to ponad siły wszystkich. Mimo to, znajdował się tutaj gabarytów czołgu buldożer razem ze świdrem ziemnym.
Neumann zastanowił się, co może robić Kowal. Kowal zaś znalazł Neumanna.
Zanim pożałowali tego, że stracili PAKT, ujrzeli promień dolatujący z dołu, który otworzył portal. Usłyszeli znajomy dźwięk miecza łańcuchowego, a z lustrzanego portalu wylazł, uśmiechając się złowieszczo, Kowal. Neumann zauważył, że partacko zszył sobie brzuch, tak, by nie wypływały jelita. Pomimo tego, lewa strona jego głowy przestała być twarzą: Wybuch całkowicie mu ją usmażył. Z dołu usłyszeli nadchodzące dźwięki Biskupa.
- Doprawdy – uśmiechnął się Kowal – gdybym pomyślał, że jesteś taki cwany, Neumann, to pierdolnąłbym cię czymś większym. Ile jeszcze granatów ci zostało w twojej pukawce? Nic? Och, tak mi przykro – zarechotał. - Wiesz, jeśli nie zabiję cię ja, to zrobi to coś, co właśnie tutaj idzie. Wiem, wiem... Podobno niektórzy chcą mój mózg, ale mylicie się, że tak prędko go dostaniecie. Najpierw przejdę po waszych trupach.
- Potworze! -
krzyknęła Natalia, strzelając do cyborga ze swojego Blitzgewehra – Zostaw nas w spokoju!
Kowal w spokoju przyjął parę kolejnych strzałów, które wtopiły się w jego podziurawiony i tak korpus.
- Teraz jesteście bez wyjścia. I jest was jakby mniej... Co? Zabiję was, dziewczynki!
Neumann zrobił unik, kiedy cyborg z furią natarł na niego, miażdżąc kawał śmiecia. Natalia miała ze sobą dwa granaty: Trafiła jednym, a gdy zdezorientowany Kowal zamierzył się mieczem na nią, został trafiony kontenerem na śmieci, który rzuciła Tanja działem grawitacyjnym. Biorąc spory rozmach, prawie w nią trafił: Trafił w coś, co wydostało się z dziury. Biskup zawył, po czym ostrym szponem rzucił Kowala tak, że zarył plecami w poszycie. Z sykiem zaczął zbliżać się do cyborga, który zaryczał, kompletnie straciwszy głowę we wściekłości.

* * *

# Axel Heintz
Gdy tylko spadł w portal, ujrzał błysk, a do jego uszu dotarł trzask łamanej kości
Nagle znalazł się dokładnie przed lufą Marii Kleiner, która wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Usłyszał błysk i trzask. Znalazł się w silosie wypełnionym płonącymi trupami Tanji Hahn. Usłyszał błysk i trzask. Gdy podróżował przez rzeczywistość, przepłynął obok Klaugego biegnącego w korytarzu, ten jednak kompletnie go nie zauważył. I znowu błysk i znowu trzask. Był przez chwilę w Eksternusie, ujrzał z daleka Yseult Stein rozmawiającą z jakimiś czarnowłosymi kobietami, podobnymi, nie, takimi samymi, które widywał w swoich snach. Trzask i błysk. Znalazł się pośrodku płonącego reaktora, spoglądając dokładnie w coraz większy rdzeń materii pulsowej. Trzask i błysk. Znalazł się gdzieś na obrzeżach Neoberlina: Widział Jeremiaha Barka, czy raczej to, co z niego zostało z pluskwą na twarzy. Trzask i błysk. Zobaczył umierającego Josefa Humra, otoczonego przez mackowate zombie. Trzask i błysk. Był w komorze dekompresyjnej w bloku B. Poczuł, jak jego broń grawitacyjna wyrywa się z rąk przez urządzenia dezintegrujące. Musiał zasłonić ręce, by osłonić oczy przed wybuchem, ale nie, to nie wybuchło działo: Mógł widzieć dokładnie, jak promienie dezintegrujące spływają do działa, które syczy, trzaska już nie żółtą, ale fioletową i niebieską energią, widział dokładnie, jak wszystko, co ma poza tym, zamienia się w kupę roztrzęsionych iskier. Zdołał zabrać działo, gdy usłyszał trzask i błysk. A potem ciemność. Ciemność, ciemność.

*

Z letargu obudził go dźwięk bębniącego o blachę deszczu. Zajęło mu trochę czasu, zanim zorientował się, co się naprawdę stało i gdzie się znajduje: Wyglądało na to, że miał dużo szczęścia, nie zostawszy przeniesiony do Paszczy w Sferach Zewnętrznych. Jeden rzut oka potwierdził, że znajdował się w jakimś starym składzie komputerowym. Było tutaj parę zwłok, wśród nich zobaczył kogoś bardzo znajomego, mimo brakującej tylnej części głowy: Na obudowie z jednego komputerów leżał przewieszony Fixxxer, haker, którego najlepiej pamiętał z bunkra. Obok niego leżało działo grawitacyjne, nadal lśniące dziwną energią. Heintz stwierdził, że cokolwiek miał, znikło to w burzy portalowej, do której się dostał, łącznie z całą bronią, jakkolwiek radio zostało.
Pomieszczenie miało tylko jedno wyjście, co potwierdziło domysły Axela, że była to stacja pomocnicza. Teraz, po Dniu Zero, naturalnie nie przedstawiała nic innego nad obraz nędzy i rozpaczy. Z dziury w dachu po bombie lały się strumienie kwaśnego deszczu, wokół śmierdziało stęchlizną, komputery były zamokłe. Przez pleksiglasową szybę stwierdził, że znajduje się po zachodniej stronie Muru, na jego szczycie. Nieopodal – bardzo niedaleko – widział wieżyczkę, prywatny gabinet Giegera i superportal, w którym gromadziła się energia i który powodował te burzowe chmury, z których nieustannie padał deszcz. Na niebie gromadziła się czarna materia.
Jedyne wyjście, jak ujrzał, prowadziło do długiego jardu, na którego końcu ujrzał czerwony laser snajpera. W istocie, z daleka słyszał ciągłe strzały i wybuchy: Musiała tam trwać walka, przypuszczalnie Konrada Hahna z oddziałami Giegera, które mu pozostały. Obok był nawet kontener ze śmieciami. Snajper, nie mając nic lepszego do roboty, bawił się pojedynczymi strzałami w blok żelaza, zdradzając swoją pozycję. Około pięćdziesiąt metrów dzieliło Heintza od wyjścia z jardu.

* * *

# Siegfried Klauge | 2
Klauge wspinał się przez pewien czas drabiną, gdy z głośników serwisowych ponownie rozbrzmiał komunikat, tym razem informujący, że zostały dwadzieścia trzy minuty do eksplozji reaktorów.
- Klauge? Odbiór, tutaj Miller – zatrzeszczało radio. - Mamy problemy, i to poważne. Matthaus dostał w brzuch i jęczy, mimo NMP. Pierdolić to, zaczęli do nas strzelać jacyś snajperzy z bronią balistyczną. A właściwie to jeden, było ich trzech, dwóch facetów i jakaś babka. Tamci zostawili go, żeby zabezpieczał tyły, jesteśmy przyszpileni. Tojtowna próbowała coś porobić, ale potrzebuje czystej linii strzału, a tamten jest ubrany w egzoszkielet. Nie wiem, co to za jedni, ale sprzęt musieli dostać od GSA-E. Kiedy już będziesz, daj znać, powiemy ci, co masz robić.
Klauge biegł dalej. Poczuł drżenie, gdy wbiegał do włazu na górze: Miał wrażenie, że docierał do niego kolejny wybuch jeszcze jednej warstwy. Znalazł się w tunelach łączących bloki E i D. Żelazobetonowy korytarz wznosił się lekko w górę, a Klauge zdejmował pojedynczymi strzałami kolejne pluskwy lub zombie, które znalazły się na jego drodze.
Wybił kratkę wentylacyjną, dotarłszy do miejsca. Poczuł lekki ton gazu w powietrzu, gdy wkroczył do składziku pełnego propanu. Widocznie było nieszczelne. Na nieszczęście, wokół wszędzie znajdowały się dziurawe kable dostarczające prądu do sektora. Wyszedł. Sygnał radia Millera był coraz wyraźniejszy, ba, mógł dokładnie powiedzieć skąd się dobywał.
Zasadził się przy wnęce korytarza. Nie widział snajpera, wyjrzenie zza rogu byłoby samobójstwem, jednak mógł dokładnie widzieć, gdzie jest Miller. Dał mu znaki, gdy go spostrzegł, a w radiu zabrzmiała wiadomość:
- Wreszcie. Widzisz, gdzie jest? Gdyby Matthaus nie miał tej kamizelki, już byłby trupem. Mamy ze sobą broń portalową, ale użyjemy jej tylko, jeśli nie będziemy mieli innego wyboru. Mamy jeszcze jeden spory ładunek C4, ale gnój jest za daleko, żeby mu to podrzucić. On nie wie, że tam jesteś, Klauge. Testowaliśmy broń pulsową na niego, ale ma za silny egzoszkielet. Jakieś pomysły, Lauch?
Ostatnią rzeczą, jaką Klauge zauważył, że było tutaj wręcz nieznośnie wilgotno i mokro, a strużka wody docierała do snajpera po drugiej stronie korytarza. Strzał wyprowadził go ze stanu rozmyślania.

* * *

# Wolfenschanze
Na wilczym szańcu Arnolda Giegera rozbrzmiał monotonny głos systemu.
- Alarm, alarm. Odcięto zasilanie do reaktorów... Jeden... Dwa... Niezwłocznie wzywa się ekipę naprawczą do zneutralizowania rdzeni czarnej materii. Nienaprawienie spowoduje stopienie.. Przewidywany czas eksplozji nastąpi za dwadzieścia minut i dwadzieścia osiem sekund. Przewidywana sfera rażenia w razie wybuchu jąder czarnej materii: Około dziesięciu kilometrów. Alarm, alarm...
Mimo to, nikt nie przejmował się takimi błahostkami, jak to, że jednoczesny trzech wybuch reaktorów z bloku E spowoduje uderzenie porównywalne z bombą atomową Little Boy spuszczoną przed Trzecią Wojną na Hiroszimę. Porównywalny, bo eksplozja reaktorów czarnej materii nie jest do końca eksplozją, a w każdym razie jest nią przez zaledwie pierwsze parę sekund. Czarna materia, tak naprawdę odkryta i zaadaptowana do celów ludzkości tylko po odkryciu pola Thamma, nie wybuchała, a implodowała. Radius był zatem porównywalny tylko w skali zniszczeń, wszystko pozostałe było kompletnie inne, ponieważ materia nie była rozpraszana, a zasysana. Konrad Hahn wiedział o tym i zastanawiał się, co jeszcze robi w Neoberlinie, ponieważ ewentualna implozja połączona z polem T, a także już otwartym portalem... Nie, było to zbyt dużo dla niego. Bynajmniej nie dlatego, że się bał: Strach opuścił brata Tanji już jakiś czas temu, jeszcze we Frankfurcie. Zwyczajnie nie wiedział, jak to sobie wyobrazić. Głupia myśl nawiedziła go: Gdyby był jeszcze kierownikiem projektu Externus w takim Mauer, jaki znał do tej pory, chętnie wziąłby kredę i wyprowadził ewentualny rezultat starcia się czynników takich jak grawitacja, pole Thamma, promieniowanie i implozja. Obliczyłby siły, które mogłyby się zamanifestować podczas takiego wypadku. Ale nawet wtedy uśmiechnąłby się zawstydzony, gdyby go zapytano, jak taka symfonia z piekła rodem mogłaby wyglądać.
Teraz zaś superportal asymilował pokaźne ilości energii. Na wieży, gdzie był gabinet Giegera, na samym szczycie była wielka maszyna, przewyższająca swoimi gabarytami wszelkie obiekty laboratoryjne, jakie w życiu widział – choć, oczywiście, jego inne ja, potwór zmieniony przez kolejne podróże w czasie, Gieger, zapewne miał dostęp do o wiele bardziej szalonych wytworów zaadoptowanych za podszeptem Naszych Dobroczyńców(drgnął, gdy ta nazwa rozbrzmiała w jego głowie). Sam mechanizm przypominał sporej wielkości pająka wywróconego odnóżami do góry, same zaś odnóża dotykały powiększającej się kuli niebieskiej energii. Tu i ówdzie z rozprutych przewodów ulatywały w powietrze rdzenie pulsowe. Robiło się coraz zimniej, z burzowych chmur padał nie tylko deszcz, ale z wolna także i śnieg. Sam szczyt wieży był pokryty całkowicie szronem. Portal zaś był o wiele za duży, by mogła przez niego przejść ludzka istota – a Hahn zastanawiał się, co planował Gieger, mając na celu otwarcie czegoś tak wielkiego. Wyładowania Maszyna buczała i furczała od nagromadzonej energii, ale w żadnym razie nie mogło to być końcowe stadium czegoś – jakiegoś pokręconego rytuału, który wymyślił Gieger. Gieger i geny, które wszczepił w siebie. Wszczepił w jego samego.
- ...das heißt, wenn wir zwei Operationgruppen an den Generatoren stellen, können wir vielleicht mehr von der Sitiation kontrollieren. Ich meine, diese Generatoren sind die Hauptenergiequelle, die bringt den Strom durch den Superportal. Ist es möglich es abnehmen, dann ist es unsere letzte Chance um Gieger halten. Ich weiß es, daß kann sein, daß wir nicht's durchstehen können und dieses Platz verlassen wir nicht. Darüber möchte ich noch besprechen, aber...
Palący namiętnie cygaro i gestykulujący żywo Krieger śmiało nakreślał plan ataku na wieżę, którą Hahn zdążył w swoich myślach ochrzcić Wieżą z Kości Słoniowej. Dotychczas czekali na ewentualne wsparcie ze strony Marii Kleiner, która była w drodze. Zatrzymywali siły GSA-E, które chciały zmiażdżyć siły Hahna, jednak przyczółek, który wzięli po drugiej stronie, spełniał swoje obronne zadanie, a w każdym razie zmniejszył liczbę rannych i śmiertelnie rannych do absolutnego minimum. Zniszczenie zasobów energii, których używał Gieger – cóż bowiem innego mogło im przyjść do głowy, jak po prostu odciąć źródło zasilania do superportalu – było w tej sytuacji jedynym możliwym planem. Ewentualne wysadzenie podstawy wieży także wchodziło w grę, ale tylko wtedy, gdy zdejmie się opór, który przystępu do niej bronił.
Gieger był naturalnie szalony. Ostatnie dwadzieścia minut przed eksplozją reaktorów i z portalu nadal nic nie wychodziło, choć być może Arnold zachował sobie swoją eksternusową ewokację na sam koniec, jako wisienkę w torcie albo kodę w sonacie. W obu przypadkach, cokolwiek miało wyjść z olbrzymiej kuli energii, nie mogło w żadnym wypadku rokować niczego dobrego. Oprócz tego, że Gieger był szalony, wszyscy, którzy byli w tej części Muru, musieli do szczętu oszaleć. Było zbierać manatki, kiedy tylko usłyszeliśmy o uszkodzeniu reaktorów, to może byśmy mieli szansę jeszcze stąd uciec. O ile Gieger i tak nie miał dokąd pójść, chyba że do Hoffnunghausu, to wybuch o sile piętnastu kiloton, połączony z polem Thamma, czarną materią i superportalem mówił tylko jedno: Za dwadzieścia minut wszyscy zginą, obojętnie, czy uda im się powstrzymać Giegera. Konrad Hahn, a także, jak on sam podejrzewał, Agatha Heintz i Krieger, byli być może kolejnymi z ludzi, którzy specjalnie zostali w Murze po to, aby umrzeć. Ostatecznie, brat Tanji niespecjalnie wyobrażał sobie życie poza Murem. Albo odbudowania i wrócenia do starego życia po wojnie. Zginęło zbyt wielu przyjaciół, umarło zbyt wiele jego iluzji i pragnień. W istocie, wojna przyszła niespodziewanie i nagle, choć Hahn nie wątpił, że był jej katalizatorem, skoro był tym, który bezpośrednio przyłożył rękę do powstania Dnia Zero. To znaczy katastrofy w bloku D.
Teraz zaś wszystko miało się skończyć. Hahn wiedział, że Gieger nie ma racji: Bynajmniej nie grał żadnego błędnego rycerza, o nie, walka o jakąś wyższą sprawiedliwość była o wiele ponad jego siły. Walczył dlatego, że inaczej nie umiał. Likwidując kolejnych szpiegów Korporacji, rozbijając kolejne korpusy SD, czy nawet zbierając informacje o Uniwersalnej Unii wkroczył na ścieżkę, z której już nie mógł wrócić. I nawet nie chodziło tutaj o wojnę. Życie, które ostatnio żył, życie w cieniu Korporacji doprowadziło do tego, że był nawet w pewien sposób wdzięczny losowi za to, że wojna wybuchła. Znowu. Stwierdził, że wojna była przedłużeniem, zaledwie konsekwencją jego życia, które żył wcześniej: Szybko, szybciej, więcej eksperymentów, żeby zapchać pustkę jego życia, z wolna zapominał po co, a wiedział coraz więcej jak.
Spojrzał przez okno jeszcze raz na wieżę.
Jego ostatni szaniec był upstrzony zasiekami i workami z piaskiem. Trwała wymiana ognia, jednak bez większych skutków, dobrze, bo na razie o skutki nie zabiegali, a ciężka artyleria nie została wyciągnięta. Śnieg i deszcz utrudniał widoczność, jednak nie na tyle, by po lewej stronie zobaczyć płonący i niemal całkowicie opuszczony Neoberlin, którego płomienie były widoczne nawet stąd. Po prawej była linia demarkacyjna ciągnąca się na paręnaście kilometrów, dlatego w świetle zmierzchu nie była niczym nad pasmo mętnej szarości, w której ginęły płatki śniegu. Była mgła. Na zachodzie słońce rzucało krwawe i fioletowe łuny, tak, że mógłby to być naprawdę piękny, jesienny dzień. Mógłby.
Superportal stale powiększał się. Z kuli energii z rzadka miotały błyskawice, które wczepiały się w niebo, choć tu i ówdzie chmura rozstępowała się i pokazywała wieczorne niebo, na którym pokazywały się pierwsze gwiazdy. Na stalowej podstawie portalu znajdowało się parę warstw grubego lodu, tak, że lśnił on w ciemności niczym latarnia. Koło portalu gromadziły się chmury, ale nie łączyły się one z bramą, zaledwie wirując leniwie wokół wibrującej masy, tworząc oko cyklonu, a masa zmieniała odcienie niebieskiego, raz wytrącając głęboki, bliski czerni odcień, to znowu zajaśnieć jak poranne niebo. Poniżej świeciły się liczne światła platform, w tym i gabinetu Giegera, zaś poniżej znajdowały się tylko spore, zbrojone sztaby, które podtrzymywały portal.
Hahn na chwilę oderwał się od okna, wiedziony impulsem, westchnął i ujął twarz Agathy w dłoń. Uśmiechnął się, czując jej ciepło.

 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 27-09-2009 o 13:28.
Irrlicht jest offline  
Stary 28-09-2009, 14:01   #238
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Usiadł ciężko, opierając się o zimny, metalowy blat jakiegoś przewróconego stołu. Niewidzącymi oczami patrzył przed siebie, poprzez martwego Fixxxera. Zdołał tylko przymknąć mu powieki, rozszerzone w niemej grotesce przerażenia. Czy przechodzili przez to wszystko właśnie po to? By oglądać trupy swoich najbliższych przyjaciół?

Wydarzenia w Mauer nie pozwoliły mu się zastanowić nad niczym. Teraz, w tej chwili zwątpienia, mógł bardziej się zastanowić nad tym, co się wydarzyło. Konrad Hahn i jego siostra, której nigdy nie potrafił zrozumieć i namówić na zmianę stron? Czemu nie, w tym świecie wszystko wydawało się już możliwe. I Kleiner, jedyna żywa twarz, która mignęła mu w tej szaleńczej pogoni przez portale.
Nie, Chemik nigdy już nie będzie Chemikiem. Nie był już nawet Axelem Heintzem, nazwisko zostało wyrwane z korzeniami przy tworzeniu jego naiwnej osoby. Został stworzony, jak jakiś pierdolony eksperyment. Mutant z probówki? Czy Agatha faktycznie była jego siostrą? Czuł, że nawet jeśli nie jest, to nie może tego tak zostawić. No i była jeszcze Tanja, najmocniejszy łącznik ze światem.

Rozejrzał się dookoła, przyciągając do siebie świecące dziwną energią działo grawitacyjne. Nacisnął spust, sprawdzając czy to dziadostwo jeszcze działa. Zaskoczyła go siła, z jaką broń wyrwała komputer spod trupa Fixxxera. Najwyraźniej portal w jakiś sposób podładował tę zabawkę! Wystrzelił niedziałającą już kupkę złomu, a ta rozbiła się o ścianę, sypiąc odłamkami we wszystkie strony. Ile to mieli czasu? Niewiele, zbyt niewiele. Zatrzymać wybuch, powstrzymać rozszerzający się superportal, który jaśniał na horyzoncie? Nie, Heintz stracił już nadzieję na cuda. Ale chciał dostąpić chociaż jeszcze jednego, pocałować kobietę, tę jedną, jedyną. Wypowiedzieć słowa, które i tak nie miały znaczenia w zbliżającym się końcu. Byleby był szybki, jak ten, który wybrała dla siebie Ys. Lub ten, który dosięgnął leżącego obok hakera.
-Widzisz, Fixxxer. Tyle nam zostało z naszej konspiracji. Oni po prostu mieli mechanizmy, których nawet twój łeb nie rozgryzł. Niedługo do ciebie dołączę, stary. Stworzymy sobie nową wirtualną rzeczywistość.

Wstałeś w końcu, nie zdając sobie do końca, ile cennych chwil życia straciłeś na bezcelowe rozmyślania. Kim jesteś Axel? Marzycielem? Chyba tak, chyba po tym wszystkim tylko nim można zostać. Albo świrem. Ale ty nigdy nie chciałeś być świrem, nawet teraz, mając przebiec pięćdziesiąt metrów odkrytego terenu.

Haker przyjrzał się temu co miał. OHU. I działo. Gdyby się go kiedyś spytać, czy chciałby być bogiem, bez wahania odpowiedziałby, że tak. Móc kierować, nie być kierowanym. Nie liczyć na los, szczęście i nie zastanawiać się co przyniesie przyszłość.

Ale z drugiej strony.

Każdy z ludzi był bogiem, swoim własnym bogiem. Musiał tylko w to uwierzyć.

A Heintz wierzył, bo nic innego mu nie zostało. Uniósł działo i przyciągnął jakiś zezłomowany komputer. Cisnął nim do przodu, widząc jak odbija się od ziemi, roztrzaskując na kawałki. Czerwona nić celownika podążyła za nim. Axel zaś wyskoczył z budyneczku i sprintem dobiegł do kontenera ze śmieciami. Z pewnym powątpiewaniem nakierował na niego broń grawitacyjną i nacisnął spust. Kontener z lekkimi oporami, ale zawisł w powietrzu. Wystarczyło go teraz przekręcić, tak, że cały syf wyleciał ze środka, a przed hakerem stała ściana stali. Ruszył do przodu. Na jego ustach pojawił się kwaśny uśmiech.
-Zadzierasz z bogiem człowieczku! Lepiej uciekaj, uciekaj!
Głos odbił się od ścian. A Heintz szedł, ochraniany przez stal. Ciekawy był, kiedy skończy się ta dodatkowa moc i snajper zdejmie go czystym strzałem w głowę.
Tak, szybka śmierć. To na co liczyli.

Jestem Bogiem
Uświadom to sobie
Ty też jesteś Bogiem
Tylko wyobraź to sobie
 

Ostatnio edytowane przez Sekal : 28-09-2009 o 14:10.
Sekal jest offline  
Stary 28-09-2009, 21:57   #239
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Grzmi. Biegną trzymając się za ręce, omijają drzewa, bo boi się piorunów, promienni, szczęśliwi, drżą z zimna. Wielkie krople spadają na ziemię coraz szybciej i szybciej. Już widzą tę knajpkę, pełną ludzi przemoczonych jak i oni, nagłym deszczem w środku lata. Zatrzymuje się nagle, poprawia ześlizgujący się z mokrej stopy klapek. Odchyla głowę do tyłu, zamyka usta tuż przed zachłyśnięciem. Śmieje się, w oczach szczęście, przestań, co ty robisz, pochorujesz mi się, jesteś cała mokra. Przyciąga ją do siebie. Mokre ubrania oblepiają ich dokładnie. Długie spojrzenia rozpinają guziki. Pięknie wyglądasz, taka naga, w tej sukience. Nieskoszona trawa, zbyt wysoka, łaskocze łydki. Wytrząsa deszcz z włosów. Spada drobnymi koralami. Oglądają się przez ramię, na tłum.
Biegną w drugą stronę. Już nie straszne drzewo, mokra trawa niczym dywan, gęste krople – kołdra.

Życie jest takie piękne.

***

Czuła, że okrzepła. Sformułowanie takie sugeruje przemianę pozytywną, nabycie pewności, której zapewne towarzyszy mądrość, jest dużo lepsze od na ten przykład - zamarzła - w jednej niezmiennej postaci, niezdolnej do najmniejszej zmiany, drgnienia w duszy, emocji.

Więc okrzepła. Kiedy Axel spadł w lustro portalu stała się Tanją dzielną i odważną, której nic nie mogło już wystraszyć i nic nie mogło zawrócić.
Bo śmierć, zjawisko zahaczone w czasie, chwilowo była mizerną przeszkodą.

Nie wiedziała, kiedy puściła rękę hakera, dlaczego nie spadła z nim. Ba, podejrzewała, że nie puściła i spadła, ale w innym czasie zmieniły się wydarzenia i teraz musiała je uporządkować.

- To się uda kochanie – powiedziała do Lumiere, coraz bardziej dziewczynki – trzeba tylko zrobić duże porządki. Każdy ma prawo umrzeć i nie odbierze ci go DNA obcych, nieprawdziwa materia, zbudowana z nieistniejących możliwości. To co jest zawsze wygrywa z tym, czego nie ma. Tylko musimy nauczyć się ignorować nieistniejące – mówiła dalej wycierając mokre deszczem czoło- ewentualnie jeden bóg, w to można się bawić, ale to już filozofia, moralny porządek w instytucji, zabawa dla dorosłych. Jesteś człowiekiem, zapewniam cię. Tylko człowiek może chcieć śmierci, prawda?

Axel spadł a Tanja mówiła do dziewczynki jakby nie spadł, jakby nie musiała płakać, bo nie musiała. Bo wiedziała, że czas jest po ich stronie, ignorowany wymiar, który wkrótce odzyska głos, prawo fizyki w chwilowej defensywie, ale zwycięskie z definicji prawa. W porządku, który wyłoni się z chaosu albo spadli oboje, albo obydwoje wjechali teraz windą i stali z zadartymi głowami gapiąc się na buzujący energią portal.

***

Transmisja wychwycona przez Axela zwróciła Tanji brata. Cicha radość grzała niczym piec, uczucie błogości rozchodziło się po całym ciele zapachem konwalii. Tyle lat żyła pewna swych siostrzanych uczuć i niepewna jego. Przeżywała tę chwilę pojednania, choć Konrad jej nie słyszał, i nuciła marsz weselny, bo brat kochał nieznaną Agathę. Nie bała się, że umrze. Radowała się, że żył.
I miała już jasność - Arnold Gieger to zupełnie obcy człowiek.
Ys powinnaś poczekać, czasem cuda się zdarzają.

***

Kowal był przeszkodą w drodze na górę. Portal emanował pole Tamma, które, dałaby głowę, wyczuwała nie gorzej niż jej mądry kombinezon. Skoro portal był jedyną drogą wyjścia tam zmierzała, przekonana zresztą, że to droga właściwa.
Cisnęła kontener w cyborga odruchowo. Nie dawał jej się skupić na tworzeniu z możliwości drabiny do celu. Nawet wiedziała, że to prostackie, czemu nie winda, platforma jakaś, szklana tarcza wznosząca ich do góry. Ale możliwa drabina pokonała wyrafinowane pomysły stalowymi szczątkami drabiny prawdziwej.
To co jest zawsze wygrywa z tym czego nie ma.

Walki dwóch tytanów nie obserwowała, za to obecność Biskupa czuła. Dla Tanji, która w ciągu ostatnich godzin zaczęła wierzyć w potęgę swego świata, biskup był narzędziem Sainta, człowieka, który umierał wieczność, prowadził go do niej, aby mogła ukoić zrozpaczoną duszę. Dopóki nie ma boga, ktoś za niego musi odpuszczać grzechy.

Tworząc drabinę, ponownie udzielała Świętemu rozgrzeszenia.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
Stary 29-09-2009, 16:22   #240
 
Gantolandon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
Bardzo dobrze, udało się. Klauge pogratulował sobie w duchu, wspinając się po drabinie. Teraz wypadało wydostać się z kompleksu, nie wpadając przy tym w łapy Wunderkinder. Miły, kobiecy głos poinformował go, że ma na to jakieś... pół godziny? Wybornie. Poradził sobie z kilkuminutowym limitem czasowym, więc pół godziny to dla niego niemal cała wieczność. O ile, rzecz jasna, pani spoza rzeczywistości nie postanowi zamieszać znowu.

Kiedy jednak w końcu wydostał się z kanałów wentylacyjnych, odezwały się siły Bractwa. Cóż, test nie może się okazać zbyt prosty... Godzina ostatecznej próby zbliżała się coraz bardziej, o ile już nie nadeszła. Czy Siegfried Klauge okaże się godny nagrody? Nie mógł się już doczekać odpowiedzi.

Pomieszczenie śmierdziało propanem. Lauch zmarszczył nos, spoglądając na odsłonięte w kilku różnych miejscach kable. Jedna przypadkowa iskra i nieszczęście gotowe. Oczywiście za dwadzieścia kilka minut i tak nie będzie miało to znaczenia, ale lepiej nie było siedzieć w tym miejscu.

Na nieszczęście w końcu korytarza, wewnątrz strużki wody, sterczał snajper w egzoszkielecie. Nie do zdjęcia bez snajperki przeciwsprzętowej, albo czegoś mocnego. Strzelanie do niego z karabinku będzie mniej owocne, niż wyprucie całego magazynka w ścianę. Kolejna przeszkoda do pokonania na drodze do oświecenia.

Klauge uśmiechnął się i wrócił do pomieszczenia śmierdzącego gazem. Chwycił najgrubszy z zerwanych kabli w izolowane miejsce, i pociągnął mocno. Gdyby zaiskrzył teraz, najprawdopodobniej skończyłoby się to bolesną śmiercią w płomieniach. Na szczęście jednak nic takiego się nie stało. Siegfried szarpnął po raz kolejny, mocniej, rozciągając kabel. Szedł tak, aż zapach gazu nie zaniknął. Szczęśliwie wentylacja w kompleksie wciąż działała, chociaż w każdej chwilo mogło się to zmienić.

Tym, czego egzoszkieletom brakowało zazwyczaj, była izolacja. Nawet, jeżeli użytkownik był chroniony, zwarcie potrafiło usmażyć całą elektronikę i naruszyć serwomotory, co czyniło pancerz czymś w rodzaju bardzo bezpiecznego więzienia. Przynajmniej w przypadku napięcia, które musiało płynąć wewnątrz tego kabla.

Podniósł kabel i umieścił go nad widoczną strużką wody. Napiął mięśnie. W momencie, kiedy to cholerstwo upadnie, będzie musiał znaleźć się jak najdalej.

Upuścił.

Pomknął.
 
Gantolandon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172