Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2009, 20:53   #10
enneid
 
enneid's Avatar
 
Reputacja: 1 enneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodze
-(...) Widzisz, ja ledwo się podnoszę, z umazaną twarzą w błocku, -Xalius ledwo powstrzymywał zaczerwienioną twarz przed kolejnym wybuchem śmiechu, gdy kontynuował swą opowieść- Janin nijak nie może gdyż trzyma się kurczowo tej skrzynki z bactą, by przypadkiem nie utonęła a z góry dyżurny lekarz, besalisk, drze się na nas, ze sobie kąpiele błotne urządzamy. Dziewczyna tak się na mnie wkurzyła, że kopniakiem odesłała mnie z powrotem w w bagno.
-Dziwisz się? Zawsze wpakowujesz innych w bagno -skwitował Nejl i powstrzymując śmiech, i spróbował tym razem zjeść choć kęs jedzenia. Aż zbyt dobrze wyobrażał sobie historię, z jednej z misji, jaką dwójka jego przyjaciół mieli na jakiejś misji pomocy medycznej.
-Oj mówisz tak jakbym tobie zafundował błoto.
- A nie? Pamiętasz jak mnie wyciągnąłeś na przechadzkę po szybach wentylacyjnych? Umazany byłem równo od głowy do stóp. Później nijak to było ukryć przed Nerdu. Przydział w kuchni chyba na dwa tygodnie wtedy dostaliśmy
-No nie... nie mów że ci się to nie podobało
.
Rycerz spojrzał spod łba na przyjaciele, tak srogo, jak tylko mógł, ale nie długo mu to wychodziło. Niewzruszona mina niewiniątka Xaliusa, szybko rozbroiła tą udawaną surowość i Ricon z uśmiechem pokręcił głową wracając do jedzenia. Xalius tym czasem uspokoił się w miarę i westchnął rozciągając ręce
-Ech starzejemy się, co tu dużo kryć
-Niektórzy już nie... -
odrzekł Ricon, nie podnosząc wzroku. tutaj znów nastała cisza
- Gzie cię wyślą? - Podjął znów Xalius, na co rycerz wzruszył ramionami
- Właściwie nie wiem. Znając swoje szczęście, na jakąś raczej żmudną misję dyplomatyczną
- Eno, nie narzekaj, zapewniam ce że to leprze od brodzenia w błocie.
- Każdy jest wysłany na misje do której jest stworzony-
odrzekł Nejl filozoficznie, uśmiechając się nieco wyraźniej niż zwykle. Xalius również wyszczerzył zęby i podnosząc kubek z sokiem wzniósł toast.
-Za nas byśmy się nie nudzili na misjach i jeszcze raz kiedyś znieśli ten toast.
-Jak najszybciej-
dopowiedział Ricon podnosząc swój napój, a dwa kupili zderzyły się w powietrzu.

Nejl był właściwie gotowy do przyjęcia misji. Torba podróżna, którą właściwe nie wypakował z ostatniej misji, czekała na łóżku w jego celi, pożegnał się z Xaliusem i teraz wystarczyło wysłuchać zadania. Mężczyzna odetchnął jeszcze raz w turbowindzie, by wyciszyć umysł. Jak bardzo potrzebne było mu to spotkanie z przyjacielem. Od kilku dni z nikim nie mógł tak swobodnie porozmawiać, a Xalius miał ten wyjątkowy dar zarażania innych dobrym humorem. To zawsze on rozbrajał mistrzów prowadzących wszelakie zajęcia, dowcipami, których niezatarte wspomnienie trwało nieraz do końca dnia, on potrafił się z każdym dogadać. A teraz, podobnie jak Nejl zostanie wysłany gdzieś w galaktykę by bronić Republiki.
W poczekalni już była jeden jedi, młoda kobieta, wpatrzona w krajobraz Curscant. Ricon przez chwile zastanawiał się skąd ją zna. W końcu przypomniał sobie te rysy i nieobecny wzrok tak samo zwrócony przez okno, tuz przed ceremonią pasowania na rycerza. Shalulira Qua'ire, takie imię usłyszał gdy stała w wtedy na środku sali. Czy to z nią przyjdzie mu wypełniać to pierwsze zadanie? Nim jednak zdołał zadać jakieś pytanie, jego uwaga skupiła się na innej osobie, która weszła do pomieszczenia, tym razem wychodząca z sali Wielkiej Rady. Tego z pewnością nie widział wcześniej w zakonie. Kiffar, bo z tego plemienia najprawdopodobniej należał, o czym świadczyć mógł tatuaż tuż pod oczami, nie był wcale w szatach jedi, a długie czarne i tłuste włosy nadawały mu niezbyt przyjemny wygląd, przywodzący skojarzenia rzezimieszków czy raczej zbirów z Slamsów Blackpit. I to badawcze ponure spojrzenie, które skupiło się na Riconie. Nejl musiał sie nieco wysilić by zachować spokój i wytrzymać ten wzrok. Czy on był jedi? Bo choć czuł w nim moc, każda myśl podpowiadała mu, że jest kimś innym...
-... Idziesz?- wyrwał go zamyślenia głos dziewczyny. Odwrócił głowę w jej stronę nieco szybciej niż powinien i kiwnął głowa, po czym ruszył za nią.

Podróże nadprzestrzenne miały to do siebie że były raczej nudne. 5 dni nawet na tak sporym okręcie jak Awizo, stawały się nużące. Z Lirą też niewiele rozmawiał, ona podobnie zresztą jak Nejl nie byli skorzy do jakiś zwierzeń czy po prostu pogawędek. Rycerz postawił się wiec skupić na przyszłej misji. sporo czasu spędził przed holonetem by pogłębić swoją wiedzę o Rodii, jej sytuacji polityczno-gospodarczej, oraz o samej mentalności mieszkańców. Wprawdzie te suche fakty, do pewnego stopnia będą odstawać od rzeczywistości, ale i tak było to leprze niż całkowita ignorancja. Było to jedno z tych pozytywnych przyzwyczajeń które wpoił w niego Mariel. Nie odstąpił również od medytacji i codziennych ćwiczeń, które jak zwykle wprowadzały w trakcie misji tą iluzje zwyczajności i pomagały w zachowaniu spokoju.
Gdy w końcu gdy wyskoczyli z nadprzestrzeni, Nejl podszedł do iluminatora, przez który już dostrzegał zielono-niebieską planetę. A więc tym razem to ja będę w błocku.- Przemknęło przez myśl rycerza gdy przypomniał sobie opisy lasów na Rodii. Kilka minut później już wlecieli w atmosferę i szykowali się lądowania.
Nagle uczuł impuls w mocy i podniósł czujnie wzrok. Nim jednak jakkolwiek zdołał zareagować, rozbrzmiał alarm, a tuż potym krzyk pani kapitan:
- Zbliżające się rakiety! Włączyć tylne osłony!
Wstrząs wytrącił z równowagi rycerza, który poleciał do tyłu, na pusty fotel, kolejny wstrząs, a Awizo z każdą chwila w zastraszającym tempie tracił wysokość. Kolejne alarmy, Krzyki załogi, szarpnięcie, cisza i ciemność...

Żółta i zielona klinga tańczyła w półmroku jaskini, odbijając coraz rzadsze bolty. Lada chwila, skończy się wszytko, huk, przez kilka chwile brzmieć będzie w echu, a potem cisza. Uda im się, zwyciężą... Strzały dobiegały już tylko z jednego miejsca, coraz mniej celne. Zaraz wszystko się skończy. Wiedział, że reszta piratów już nie żyje. Czuł przez to dziwny spokój. Przecież nie mieli wyjścia, musieli walczyć by ochronić resztę. Śmierć tych złoczyńców była koniecznością.
Wyłączył miecz, gdy w końcu już nastała cisza. Daria stała może 5 metrów od niego i nadal z włączonym mieczem wpatrywała się w stronę gdzie był ostatni przeciwnik. Nareszcie koniec. Padawan odwrócił się by wrócić do reszty...
Dostrzegł tylko lufę blasteru wystającą zza głazu. Nie było chwili, żadnej myśli, jedynie palec, który bezbłędnie nacisnął przycisk aktywacji klingi. Ale było za późno, czerwona wiązka energii poleciała przez jaskinie, a huk wystrzału zmieszał się z jego krzykiem.
-Nie!!...


Ostry ból głowy coraz intensywniej wpraszał się do świadomości rycerza, aż w końcu zmusił go do otwarcia oczu. Minęło jednak trochę czasu nim umysł skojarzył wnętrze wraku okrętu, którego ogon najwyraźniej znajdywał się znacznie wyżej niż dziób. Otarł ręką twarz, próbując jakoś jeszcze do układanki wpasować jaskinie, lecz w końcu uświadomił sobie, że to tylko zły sen... Tylko... Ręka wyczuła jakąś mokrą stróżkę, spojrzał na dłoń, na której były slady krwi, pewno rozciął sobie głowę w trakcie awaryjnego lądowania. Niemniej chyba nie było to nic groźnego
Nejl spróbował wstać. Nie było to wcale łatwe, gdyż niemal każda część ciała wysyłała sygnały ostrego bólu, do mózgu, który zresztą też chyba nie był w lepszym stanie. Ale raczej nic nie miał złamane. Gdy w końcu uzyskał jako taki pion na pochylonej podłodze, rozejrzał się dokładniej po kabinie. Wzrok przykuły ciała członków załogi. Z nich nikt nie przeżył. Pierwsze ofiary wojny. Ricon szybko odwrócił głowę. Im już nie pomoże, ale nadal miał do wykonania misję, choć to powitanie przy użyciu rakiet mocno go do niej zniechęciło.
Ale gdzie była jego towarzyszka? rycerz znów rozejrzał się wokół, ale jej tu nie było. Nejl otworzył się więc na moc, która nie ograniczała go jak reszta zmysłów do durastalowych ścian wraku. Gdy tylko ją wyczuł posłał jej krótką mentalną wiadomość: "Wszystko w porządku?", po czym otworzył oczy i zaczął się wspinać w stronę rufy. Miał zamiar jeszcze zajrzeć do ładowni, gdzie powinien znaleźć trochę żelaznych racji, a także, co przydatniejsze udogodnienia do przetrwania w buszu. Zatrzymał się jednak chwile później i podszedł do jednego z terminali statku. Stąd powinien móc wysłać sygnał do świątyni obecnej sytuacji... O ile oczywiście terminal zadziała po całej kraksie, a nadajnik dalekiego zasięgu nie został zbytnio uszkodzony, co oczywiście było raczej pobożnym życzeniem...
 
__________________
the answer to life the universe and everything = 42

Chcesz usłyszeć historię przedziwną? Przyjrzyj się dokładnie. Zapraszam do sesji: "Baśń"- Z chęcią przyjmę kolejnych graczy!

Ostatnio edytowane przez enneid : 15-09-2009 o 20:57.
enneid jest offline