Wątek: Zakonna Krew
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2009, 23:18   #20
Radagast
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Zoi nie wydawała się zainteresowana wynikiem pojedynku, który wybuchł bądź co bądź z jej powodu... pośrednio i najzwyczajniej w świecie wyszła na zewnątrz. Maldred odprowadził ją wzrokiem i nie omieszkał przy tym rzucić okiem w stronę jej pośladków. W sumie już rozumiał o co się biją te koguty. No, po części rozumiał, bo przecież i tak wiadomo, że wszystkie kobiety lecą na kapłanów jak osy do miodu, albo jak muchy do... zostańmy przy miodzie. Przypomniawszy sobie, że w jego wieku niekoniecznie wypada oglądać się za dziewczynami spojrzał znów w stronę walczących. Rozprostował palce z głośnym trzaskiem i już zamierzał zainterweniować, gdy wyręczył go czarodziej. Niezbyt finezyjnie, ale skutecznie. Z resztą najwidoczniej i tak walka się już skończyła, bo krasnolud... udał się na spoczynek.
- Nie miałeś zamiaru spalić mojego konia, prawda? - zapytał Maldred łypiąc groźnie w stronę czarodzieja. Spojrzał w stronę Szafira, ale bułany wałach nic sobie nie robił z awantury w okolicy i głośno chrupał obrok. Niby słusznie. Kapłan podniósł swój plecak i wydobył z niego bukłak z wodą i kawałek jakiejś szmaty, albo może jakąś część swojej garderoby. Polał szmatę wodą, otarł nią twarz krasnoluda i położył mu na czole. Następnie schował bukłak, a wyjął słój z jakimiś ziołami. Odkręcił go i podstawił pod nos nieprzytomnemu. Ziółka może nie służyły do cucenia, ale śmierdziały tak, że nawet umarli wstawali z grobów, żeby oddalić się od źródła tego zapachu.
- Przegrałeś krasnoludzie, przyjmij porażkę z honorem. A teraz obaj panowie uścisną sobie prawice i pogodzą. I od tej pory będzie spokój, albo będziecie mieli ze mną do czynienia. A myślę, że Theodor mnie poprze, - stał przez chwilę łypiąc na nich groźnie i czekając aż się pogodzą, gotów w razie potrzeby im zrobić "Kuku po kapłańsku". W końcu jednak spakował swoje klamoty i wyszedł na zewnątrz. Jak z resztą zdecydowana większość grupy już dużo wcześniej. Podszedł do Zoi i powiedział na tyle głośno, żeby go wszyscy słyszeli.
- Zalotnicy już się uspokoili, więc możesz śmiało wracać... panienko - dokończył niezbyt zręcznie uświadomiwszy sobie, że ciągle nie wie, jak dziewczyna ma na imię. Po czym sam wrócił do ziemianki, upewnił się że Szafirowi i Boczkowi (jak już zaczął przezywać przydzielonego im jucznego konia) nic nie potrzeba, usiadł ze skrzyżowanymi nogami, owinął kocem i zaczął modlitwę. Modlił się przez jakieś pół godziny, czując jak moc krąży w jego ciele. Od czasu do czasu podnosił głowę patrząc na szykujących się do snu kompanów, ale do nikogo się nie odzywał. Gdy skończył modły wstał, ogrzał dłonie przy lawie i podszedł do wyjścia ziemianki.
- Czas spać. Zamykamy. - mruknął, ale na tyle głośno, żeby przynajmniej Ci, którzy byli blisko usłyszeli, po czym złożył obie ręce na piersi, pochylił głowę i zaczął mówić:
- O Wielkie Słońce. Gdy Ty zachodzisz, zapada mrok i podnoszą się mgły. Wejrzyj na błagania swych czcicieli, czekających Twego następnego wschodu. Okryj nas przed wzrokiem nieprzyjaciół i udziel nam na tę noc bezpiecznego schronienia i spokojnego snu. Niech Ci, którzy wiernie Ci służą bez niepokojów doczekają poranka i niech żadna wraża istota, żywa czy martwa, nie ośmiela się zakłócać ich odpoczynku.
Skończywszy modlitwę wyciągnął przed siebie dłoń, a powietrze zafalowało, niczym dotknięta powierzchnia wody. Zafalowało i zabłysło krwistą czerwienią, jak niebo o zachodzie słońca. Błyskawicznie jednak wszystko się uspokoiło i wróciło do normy. Przynajmniej tak się wydawało od środka, bo jeśli nic nie skopał, to od zewnątrz w tym miejscu widać było jedynie tumany mgły, skutecznie blokujące widoczność.
Uczyniwszy to uśmiechnął się do siebie i położył na swoim posłaniu.
- Dobrej nocy życzę wszystkim. - powiedział rozglądając się ostatni raz po pomieszczeniu, po czym położył się, przykrył kocem i po chwili usnął.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline