Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-09-2009, 04:01   #12
Mizuichi
 
Mizuichi's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znany
Kastrar udał się do komnat rady, Zastanawiał się jaka zostanie mu przydzielona misja. Był pewny tylko jednego z pewnością nie będzie to coś z czym kiedykolwiek miał do czynienia. Gdy dotarł na miejsce było już tam kilka osób. Drzwi do pomieszczenia gdzie znajdowała się rada otworzyły się. Wyszły stamtąd dwie osoby, Rycerz i jego padawan, który widoczna miał pretensję do swego mentora. Mistrz Yoda objaśnił im wszystkie szczegóły misji . Wszyscy opuścili komnatę. Kastar udał się do windy. Wraz z nim wsiadła tam pewna Jedi, z początku nie zwracał na nią specjalnej uwagi, dopóki ta sama nie rozpoczęła konwersacji:

Opuszczając komnatę rady Era milcząc wpatrywała się przez okno panoramie miasta oraz widocznym za oknami krążownikiem. Nie spieszyło się jej do turbowindy i tak sądząc po liczbie zebranych w jednej turze wszyscy się nie zabiorą. Przez chwilę stała jeszcze przy oknie czekając aż maszyna wróci na górę po wysadzeniu pasażerów. Na bladej twarzy odbijało się łagodne światło dnia nadając jej znacznie mniej zaciętego wyrazu niż zwykle.
Gdy w końcu zjawiła się winda okazało się, ze nie tylko ona utknęła na górze. Jeden z rycerzy przydzielonych do tego samego zadania znalazł się w kabinie razem z nią.
- Mówi się, że wojna jest jak Hutt. Niby wszyscy wiedzą, że śmierdzi, składa się głównie z ekskrementów i nikomu jeszcze nic dobrego nie przyszło z jego obecności. Jednak prawdziwa wagę problemu pojmuje się dopiero gdy się po tobie przetoczy – westchnęła luźno komentując zarówno nowe zadanie jak i całą sytuacje ostatnich dni po czym wyciągnęła rękę w stronę mężczyzny. - [ Era

- Witaj jestem Kastar – powiedział wyraźnie zakłopotany, wciąż nie przywykł do tego że jest już rycerzem – Z twoich słów płynie wielka mądrość, chociaż nie wiem czy Hut nie miałby nic przeciwko temu porównaniu – zamyślił się na chwilę - Szczerze powiedziawszy mam wiele wątpliwości związanych z tą całą sprawą. Co myślisz o Hrabim Dooku?
Uniosła lekko brew.
- Mądrością bym tego nie nazwała, przynajmniej nie na trzeźwo – stwierdziła po czym zaraz dodała kryjąc gniew za suchym tonem. - A Dooku trzeba zamknąć jak najszybciej zanim na dobre się rozkręci. Nie ważne kim kiedyś był, wyraźnie widać, że pozbył się sentymenty do przeszłości, my też powinniśmy.
Spojrzał znacząco na kobietę.
- Dooku, zdawać by się mogło że miał wspaniałe pobudki do swych czynów, jednak w świetle obecnych wydarzeń, zmuszony jestem zmienić o nim moje zdanie. Niepokoi mnie jednak sprawa Sith który ponoć może mieć duży wpływ na republikę. Czy rada by go nie wykryła? Pozwoliłaby sobie na tak wielkie ryzyko, czy może jednak jest to jedynie próba złamania w nas wiary?
Jego wzrok powędrował na sufit.
- Czy może faktycznie istnieje ten Sith i zagraża nam przez cały ten czas
- Istnieje czy nie istnieje nie widzę jak obecne poczynania Dooku mogłyby mu zaszkodzić. Wręcz przeciwnie im więcej paniki będzie siał, im bardziej osłabi Zakon tym więcej zyska ten domniemany drugi sith w senacie. Jeśli Hrabia potrzebował wymówki powinien był poszukać lepiej. – odparła wzruszywszy ramionami. - Z resztą co można zrobić poza zdaniem się na Radę? Aresztować wszystkich senatorów? Czym się wtedy będziemy różnili od Dooku?
- Aresztować nie, jednak przydałoby się stosowne śledztwo., jeśli sith zasiada w radzie, powinnością Jedi jest go zdemaskować. Chociaż z drugiej strony rada mogła już podjąć stosowne ku temu kroki – Odetchną głęboko – Wielu poległo w bitwie, jeśli separatyści mają pod swoją kontrolą aż tak wiele droidów, czy możemy z nimi wygrać. Na misję poleciało dwustu Jedi, powrócili nieliczni, Wygląda na to że siły Sith są naprawdę potężne, nie wiem czy im podołamy
- A od kiedy to podejmując się jakiegokolwiek zadania wiedzieliśmy czy mu podołamy? Rożne rzeczy dzieją się w galaktyce, pewności nie ma nigdy – westchnęła. - Możemy dać z siebie wszystko i liczyć, że to wystarczy. Chyba nigdy nie można zrobić więcej.
Skupił wzrok na dziewczynie
- Twoje słowa są mądre i chodź wydaje mi się że jestem starszy, nie sposób podważyć, twej mądrości Zakon musi być naprawdę ciężkiej sytuacji skoro wysyła ludzi takich jak ja na misję o takim znaczeniu. Dopiero co zostałem mianowany na rycerza. Mam nadzieję że podołam wyzwaniu.

- Cóż staruszek z ciebie taki jak ze mnie dziecko. – odparła unosząc zawadiacko brew. - I to też moja pierwsza misja bez Mistrzyni, inna sprawa że bardziej martwię się o nią niż o siebie. – spoważniałą na chwilę. - Chciałabym znać już choć trochę więcej szczegółów i mieć jakąś praktykę. Wciąż nie mogę się odnaleźć w tej całej wojskowej otoczce, choć moja Mistrzyni twierdzi, że mam ją we krwi. Moja matka była generałem.

- ja jak do tej pory byłem na jednej samodzielnej misji – uśmiecha się- jednak rozkaz powrotu mi ją przerwał, więc nie udało mi się do końca rozwikłać sprawy. Wspomniałaś o swej matce, dziw bierze że ją znałaś, chociaż w tajemnicy muszę przyznać że spotkałem się parę razy z moim ojcem, gdy jeszcze byłem padawanem. Biedak stracił wzrok, chociaż nie wiem do końca dlaczego, chciałem go namówić by udał się do specjalisty, jednak on uparł się że jest dobrze tak jak jest – westchną ciężki – jednak skoro twoja mistrzyni twierdzi że masz to we krwi, widocznie tak faktycznie jest

- Nie znałam, moja mistrzyni znała. – odparła krótko krzywiąc się nieznacznie zła na siebie, że w ogóle pozwoliła by ten temat wypłynął. Wszystko wina Caprice i jej natrętnego gadania o ucieczce przed dziedzictwem krwi. - Takie rzeczy nie powinny mieć znaczenia, wyrzekamy się ich stając się częścią tych murów. Jestem uzdrowicielką nie żołnierzem. Rada zazwyczaj o tym pamiętała, oby i tym razem nie zapomnieli. – stwierdziła po czym dodała. - Dziwie się, ze miałeś odwagę spotkać się ze swoim ojcem, pewnie nie łatwo było ci go opuścić.
Skoro mieli razem służyć dobrze było coś o sobie wiedzieć. Ponadto w obliczu niedawnej tragedii znajomość z każdym kolejnym rycerzem nabierała nowego znaczenia. Tak niewielu ich było. Powinni trzymać się razem

Zaklął szpetnie, sam na siebie że wyjawił swój sekret z taką łatwością
- Istotnie nie było mi łatwo opuścić ojca – powiedział z oporami – jednak taka jest powinność Jedi, nie wolno nam odczuwać emocji, chociaż wobec tej zasady mam wiele zastrzeżeń, nie chcę jednak postępować wbrew kodeksowi – starał się przekonać sam siebie że nic nie czuje do ojca – kierowała mną zwyczajna ciekawość, nic więcej
Kastar doskonale wiedział że gdyby tak było, wystarczyłaby jedno spotkanie z ojcem, on natomiast sam stwierdził że miało ich miejsce kilka/
- mój mistrz nie była tym zachwycony, jednak jakąś to tolerował... – zrobił krótką przerwę –Zgadzam się z tobą że ważnym jest, by poznać istoty z którymi przyjdzie nam walczyć, ramię w ramię. Jesteś uzdrowicielką, może uda ci się uniknąć bitwy, jednak nigdy nic nie wiadomo. Nigdy nikogo nie zabiłem i zastanawiam się czy byłbym w stanie, czy nie targają tobą podobne niepokoje?

Spoważniała. Był szczery i na szczerość zasłużył. Trzeba mu było przyznać miał talent do poruszania trudnych tematów.
- Zdarzyło mi się... moja Mistrzyni zwykła pakować nas obie w sytuacje które... co cóż od pokojowych były dalekie. Nie chciałam ale tak wyszło... w strzelaninie nie zawsze można nad wszystkim panować. Trzeba pamiętać, że każdy kto podnosi rękę na inną istotę z zamiarem odebrania jej życia musi się liczyć z tym, że straci swoje. Nie wiem za to co by było gdyby kiedyś ucierpiał ktoś postronny. – starała się zachować twardą minę jak zawsze. - I tego się najbardziej w związku z wojną obawiam.

Wpatrywał się przez chwilę na kobietę z wyraźnym wyrazem szacunku
- nie raz zapewne przyjdzie nam dokonać ciężkiego wyboru, nie ram będziemy musieli wybrać czyje życie jest ważniejsze, cóż wydaje mi się że ocenić nasze przyszłe czyny będzie mogła jedynie historia – Zawahał się przez chwilę – Przyznam że już wcześniej myślałem o opuszczeniu zakonu, jednak teraz powróciło to do mnie ze zdwojoną mocą. W tej chwili jestem Jedi, osobom która w pewien sposób jest odpowiedzialna za pokój w galaktyce, nie wiem jednak czy jestem gotów by unieść takie brzemię – zamkną oczy – Czyż życie każdego nie jest bezcenne – Winda zatrzymała się na jednym z pięter – To moje, jedziesz dalej?

-Nie – odparła krótko wychodząc razem z towarzyszem na przestronny korytarz. Zaskoczył ją, nie bardzo wiedziała co powiedzieć. - Nie ma wstydu w odejściu z Zakonu, Jedi nie mają monopolu na bycie dobrymi ludźmi. I wątpliwości to zdrowa rzecz, tylko fanatycy ich nie mają. – czuła się niezręcznie. W ciągu ostatnich dni próby bycia mądrą wydawały się nadzwyczaj bolesne. - Inna sprawa, ze czasem trudno być rycerzem i pozostać sobą. Jako Jedi tracimy znaczną część indywidualnej tożsamości na rzecz kodeksu i innych niepisanych reguł. Z drugiej strony nie można być dobrym Jedi nie będąc wiernym sobie. To sztuka zachować w tym równowagę. Może właśnie dlatego nazywamy tych którzy siedzą w radzie Mistrzami. – westchnęła ciężko. Zwierzać się człowiekowi ledwie poznanemu w windzie, może Caprice miała racje, robiła się zbyt miękka.
- Ja zbyt mocno wrosłam w Zakon, w tą świątynie. Zbyt trudno mi wyobrazić sobie inne życie. Porzucić teraz tyle lat ciężkiej pracy, to wymagałoby wielkiej odwagi.

- Ja również przywykłem do Zakonu, nawet do jego reguł. Opuszczenie go wymagałoby wielkiej odwagi, możliwe, jednak w obliczu wojny również i tchórzostwa, jest to jedna z niewielu rzeczy jaka mnie tu jeszcze trzyma. Moja obecność w świątyni jest przypadkiem, chociaż powinno się rzec że jest wolą mocy – Wziął głęboki oddech – Jesteśmy Jedi, nie pozostało nam nic innego jak tylko poświęcić się całym naszym jestestwem w tym co robimy. Przecież taka jest wola mocy czyż nie?

Nie lubiła tego nowego świata i nowych pełnych niepokoju dyskusji. Nagle sama zapragnęła być daleko, najlepiej w jakiejś kantynie na końcu świata słuchać kiczowatego zespołu ze szklaneczka podejrzanie wyglądającego płynu o dźwięcznej nazwie oddech banthy który po kilku łykach posyłał cię wprost w objęcia niepamięci. Ostatecznie czerwony sektor Nar Shaadda wcale nie był taki najgorszy.
- Nie wiem jaka jest jej wola, wątpię by Rada wiedziała – westchnęła omiatając spojrzeniem innych smętnych przechodniów, każdy zdawał się być z narażony na przynajmniej dwukrotnie zwiększoną grawitację. - [i]Chyba pójdę pograć w piłkę z młodzikami, dusi mnie powoli to całe chodzące mauzoleum, jakbyśmy się sami nakręcali w naszym nieszczęściu

Spojrzał na grupkę przechodzących Padawanów, widać było że są smętni i pogrążeniu we własnych myślach, prawdopodobnie związanych z nadciągającą wojną. Kastar zasmucił się, młodzi nie powinni przeżywać tego wszystkiego, wszakże całe życie przed nimi, nie powinni być obarczeni tak wielkim ciężarem jakim jest wojna
- jeśli rada nic nie wie, po co ona właściwie jest, by nami dowodzić? – Zamkną oczy – nie najlepiej jej to wychodzi, skoro tylu poległo.
Przez chwilę pogrążył się we własnych myślach, martwił się o ojca, jaki wojna wywrze na niego wpływ a jeśli nie przyjdzie mu się już więcej z nim spotkać
- piłka z młodzikami, to jest myśl, wreszcie człowiek będzie mógł nieco odpocząć, Przed naszym zadaniem, przyda się chwila wytchnienia- uśmiechną się – Może i ja się przyłączę

- Cóż, sama wychodzę z założenia, że lepiej nie krytykować nikogo nie wiedząc, że zrobiłoby się coś lepiej. A nie sadze by ktokolwiek z nas byłby w stanie sobie poradzić z sytuacją lepiej niż Rada. – stwierdziła po czymś uśmiechnięta się. - Mamy w końcu sześć godzin, przydałoby się je jakoś przyjemnie wykorzystać. Czemu nie z dzieciakami? Jeśli ktos tu się jeszcze śmieje to chyba tylko one, nawet mistrz Yoda nie umie tej malej plagi uspokoić na dłużej niż godzinę. Pomartwić się jeszcze zdążymy. – uśmiech kontrastował z wymową słów.

- Przyznam że z twych słów płynie wielka mądrość, Twoja mistrzyni dobrze ci wyszkoliła, Rad jestem że przyszło mi cię poznać. Dałaś mi dałaś mi wiele do myślenia – uśmiechną się – mam szczerą nadzieję że nie jest to nasze ostatnie spotkanie. Teraz choćby, może przynajmniej uda nam się nieco uprzyjemnić czas dzieciom przed naszą misją – przerwał na chwilę – mam dowodzić eskadrą myśliwców, cóż na za wyróżnienie. Dzięki tobie wiem już na pewno że dam z siebie wszystko

Zaskoczył ją. Czyżby zakaz zawierania bliższych więzi zmieniał ich aż tak bardzo, że jedna rozmowa z kimś niemal obcym mogła tak wiele znaczyć. Inna sprawa że sam nie zawsze lubiła status samotnej wyspy. A inny Jedi miał choć podstawy by zrozumieć istotę problemu.
- Może, chociaż wypadłoby to wiarygodniej gdyby jeszcze sama chciała mnie słuchać. – stwierdziła aż za dobrze świadoma, że życie jeszcze nie raz zweryfikuje tą ich holocronową mądrość.- Dziurkuje zawsze służę radą i skalpelem... zwłaszcza skalpelem. – uśmiechnęła się szelmowsko.
Im bliżej docierali do części zamieszkanej przez młodzików tym lżejsze robiło się powietrze. W końcu pojawił się i śmiech. Czysty dziecięcy, pozbawiony ciężaru odpowiedzialności i tragedii.
Na boisku jak zawsze uganiała się zgraja małych istot różnych ras, nie4zalerznie gdzie i przez kogo urodzone dziecko było dzieckiem. Najpotężniejszym z symboli życia. Życie. Tego właśnie teraz potrzebowała.
Przyspieszyła by schwycić piłkę gdy ta energiczniej uderzona wypadła z boiska.
- No kwiecie przyszłego rycerstwa. Razem z Mistrzem Kastarem mamy dla was propozycję. Mecz Jediballa dziewczynki kontra chłopcy o dzisiejszy deser. Kto się zgadza?
Radosny pisk wystarczył jej za odpowiedź.

Kastar wysłuchał z uwagą słów młodej jedi w drodze na boisko, w duszy musiał stwierdzić że jeszcze przed nikim nie otworzył się aż tak bardzo. Z całą pewnością była wyjątkowa, Cieszył się że ją spotkał, ta rozmowa przyniosła mu wiele ukopania.
- Wbrew pozorom twoja mistrzyni z pewnością cię słucha, nawet bardziej niż sobie z tego zdajesz sprawę – uśmiechną się - no już jesteśmy prawie na miejscu
- No proszę, jacy wszyscy szczęśliwi – powiedział widząc reakcję dzieci. – Musicie jednak wiedzieć że jestem świetnym piłkarzem – zaśmiał się głośnio – czy dziewczynku gotowe są oddać swój deser chłopom

-Patrzcie jak się napuszyli. Zobaczymy kto tu jeszcze będzie się cieszył deserem – odparła lekko podrzucając piłkę chwile przeczekała głośne deklaracje poparcia. - Moc bez ograniczeń ale grzecznie żeby nikt nie płakał, w razie czego pomoc medyczna na miejscu. – rzuciła Kastarowi piłkę. - No panowie, tacy jesteście mocni w gębie to pokarzcie co potraficie.

Jedi kilka razy podbił piłkę do góry po czym ustawił ją na środku boiska,
- W takim razie zaczynajmy – powiedział po woli, kopiąc piłkę do jednego z młodzików. Sam ustawił się pod bramką - Pamiętajcie tylko że piłka jest sportem dla mężczyzny
Zaraz po pierwsze straconej bramce krzykną:
- Kurcze – bacząc na obecność dzieci

Dziewczyna również ustawiła się obok bramki, nie chodziło w końcu o zabranie malcom piłki ale o zabawę razem z nimi. Rzadko kiedy miała czas pamiętać jak wiele przyjemnie było być dzieckiem.
- Nasi panowie chyba mają dzisiaj zły dzień! – zakrzyknęła Era po tym jak piłka po raz drugi trafiła do bramki Kastara . Sama z przyjemnością. Po drodze zdarzyła się jeszcze przerwa na opatrzenie otartego kolana, na szczęście obyło się bez łez, młody devarionianin był twardy jak na młodego chłopca przystało. Druga połowa przeszła już bez większych emocji, choć panowie strzelili honorową bramkę na wyrównać już im się nie udało.
Gdy schodzili z boiska w ogólnej atmosferze przekomarzanek i próśb o umówienie się na rewanż przywitała Kastara szerokim uśmiechem. Uznała, ze nic więcej nie potrzeba. W końcu leżącego się nie kpie.

Kastar po meczu przeczesał swoje czarne włosy po czym powiedział
- Piękna gra, nie ma co – Po chwili zwrócił się do chłopców – Widzicie co się dzieje jak nie docenia się dziewcząt, potrafią nam nieźle przyłożyć, lepiej się z nimi liczy – spojrzał na swoją drużynę – mam nadzieję że grzecznie oddacie swoje desery tak jak ja to zrobię – wyszczerzył zęby – No teraz zbieramy się, czas na trochę treningu
Wyszedł z sali wraz z młodą Jedi
- Wspaniały mecz – powiedział cicho – Gdyby nie ten młody Padawan nie strzelilibyśmy ani jednego gola, jestem pod wrażeniem. Zdaję się że wygrałaś mój deser – zaśmiał się - Chyba czas żebyśmy się rozstali i przygotowali się do misji, jednak mam nadzieję na rewanż w przyszłości

- Jak tylko wrócimy i dzieciaki będą chciały – stwierdziła nie przestając się uśmiechać. Natrętne Jeśli wrócimy odegnała z myśli. Czuła się odprężona i chciała taka jeszcze pozostać. - Do zobaczenia na stołówce.

Kastar zaśmiał się
- kiedy już wrócimy – mocniej zaakcentował te słowa – Rozegramy rewanż, nie ma żadnego ale, nie waż mi się wcześniej umierać bo uznam to za walkower – Wiedział że żarty w takich czasach są najbardziej potrzebne
Udał się w kierunku swojej komnaty, Chciał zebrać myśli i przygotować się do wyprawy

Dwoje Rycerzy rozstało się i każde ruszyło w swoim kierunku. Kastar udał się od razu do swojej kwatery. Mecz sprawił mu wiele przyjemności i dał nieco wytchnienia od zmartwień codzienności, jednak teraz musiał wrócić na ziemię. Chciał jak najlepiej się przygotować. Gdy tylko otworzył drzwi do swojego lokum, ujrzał swojego mistrza. Siedział na jednym z krzeseł.
- Jesteś, słyszałem że dostałeś jakieś zadanie, spodziewałem się ciebie trochę wcześniej, co cię zatrzymało?
- Byłem u młodzików, graliśmy tam w piłkę
- To coś nowego, wydawało mi się że nigdy nie przepadałeś za takimi rzeczami
- Namówiła mnie do tego Jedi imieniem Era, wspólnie byliśmy na odprawie

Asmen zamyślił się na chwilę.
- jak się czujesz, niedługo wyruszasz – Spytał z powagą w glosie
- Dobrze, zważając na okoliczności, na razie wiem jedynie że będziemy odbijali planetę, nie wiem jeszcze jaka mi w tym przypadnie rola

- Poradzisz sobie, gdybyś nie był gotów, wciąż byś był moim padawanem
- Nie wiem czy tak nie byłoby lepiej mistrzu – odpowiedział cicho – Wciąż mam wrażenie że zbyt mało wyniosłem z misji u twego boku
Jedi wstał ze swego miejsca u podszedł do byłego ucznia, kładąc mu rękę na ramieniu.

- Jesteś gotowy, już niebawem się o tym przekonasz – po tych słowach skierował się do drzwi.
Kastar został sam, mając nieco czasu pogrążył się w medytacji, wszakże jest to najlepszy sposób to odpowiedniego przygotowania się do misji.

Parę godzin później Znajdował się już na pokładzie okrętu klasy Venator. Tam też został T'ra Saa objaśnił wszystkim szczegóły planu. Kastar został dowódcą jednego ze szwadronów myśliwców. Nie czuł się najlepiej z tą myślą. Pod jego komendą mieli znaleźć się ludzie, był za nich odpowiedzialny, czy podoła tak wielkiemu zadaniu, nie wiedział. Gdy narada się skończyła, udał się do hangarów by tam spotkać się osobami z swoimi podkomendnymi. Gdy wszyscy się już zebrali, Jedi szybko zlustrował wszystkich wzrokiem po czym powiedział:
- Mógłbym wam teraz mówić że walczymy o szczytny cel, nie zrobię tego jednak, jest wojna a my jesteśmy żołnierzami, naszym zadaniem jest bronić innych. Dostaliśmy zadanie i musimy je wykonać Jeśli przyjdzie nam przy tym zginąć, zróbmy to z honorem, walczmy do ostatniego tchu... – przerwał na chwilę by zaczerpnąć tchu – Niech moc będzie z wami. Możecie się rozejść
Nie wiedział czy jego małe przemówienie odniesie efekt jakiego się spodziewał, chciał dodać otuchy tym wszystkim z którymi przyjdzie mu służyć. Miał jednak wrażenie że nie poszło mu najlepiej, nigdy nie był wielkim mówcą.
Gdy Flota wyszła z Nadprzestrzeni Kastar siedział już w swoim myśliwcu, czekał na otwarcie się hangaru. Trochę to trwało, jednak wreszcie wrota rozsunęły się. Gdy tylko w słuchawce usłyszał rozkaz do startu, ruszył, zaraz za nim zrobił to samo cały siódmy szwadron. Z początku Kastar nie miał zbyt wiele do roboty. Większość ataków separatystów wymierzona była w myśliwce. Jednak po przybyciu reszty wrogiej floty sytuacja diametralnie się zmieniła. W chwilę potem dwa myśliwce pod jego komendą eksplodowały.
- Szwadron niebieski, zmieniamy szyk na V, przystępujemy do ostrzału wroga, musimy ochronić niszczyciele – rozkazał – Lećcie za mną. Niebieski dwa lewe skrzydło niebieski trzy prawe
Taktyka była prosta trzeba było stworzyć jak najskuteczniejszy mór dzielący niszczyciele od nacierających wrogich myśliwców. Gdy tylko podlecieli bliżej nieprzyjaciela, wciąż posyłając w jego kierunku salwy ognia, robili nawrót po czym ponawiali działanie. Nie było to ławie biorąc pod uwagę że w trakcie nawrotu nie mogli odpowiadać ogniem, jednak dzięki takiej strategii, można było lepiej zorientować się w sytuacji i nie wlecieć w sam środek wrogich oddziałów. Wrogich myśliwców wciąż przybywało, sytuacja wyglądała beznadziejnie. Mogło by się zdać że szyki obronne zostaną zaraz przełamane i cały atak skupi się na niszczycielach.
 
__________________
It matters little how we die, so long as we die better men than we imagined we could be - and no worse than we feared.

11-02-2013 - 18 -02.2013 - Nie ma mnie.

Ostatnio edytowane przez Mizuichi : 16-09-2009 o 04:04.
Mizuichi jest offline