Mimo wielu siniaków jakie miała na twarzy, była piękna. Skulona kobieta była elfką i była naprawdę przepiękna, pomijając oczywiście wyniki złego traktowania jej. Siedziała skulona i bała się spojrzeć na Nuriela. Strażnik przy drzwiach z uwagą śledził poczynania maga, który przyglądał się elfce.
***
Wcześniej…
Wanok odepchnął Krather’a brutalnie. Ze złością wypowiedział kolejne słowa: -- To kara, a tera zdejmywać zbroję i brać po kilofie - mówiąc to wskazał mały kopczyk metalowych kilofów. Wy dwaj pojdzieta ze mną - wskazał palcem na Arthana i Nuriela. Reszta zrobita to co powiedziałem. Wanok i dwóch innych gruumbarzyńców pchnęło magów z powrotem do korytarza. Po paru metrach drogi dwóch kowali znikło elfom z oczu.
Troszkę później…
Khemorin przeniósł cały ciężar swego umięśnionego ciała w przód, lekko uginając kolana. Czekał jak młot gotowy uderzyć w kowadło z całą siłą ramienia kowala kującego metal. - Wy niedomyte pachołki osranego wrzoda na zadzie. Wy zasrane gnioty, pomioty pomniejszego chochlika mieniącego nazwać się bogiem - Wyrzucił z siebie Kowal zaciskając przy tym szczękę tak mocno, że kości policzkowe przeskakiwały mu jak gdyby połamane. - Dalej zawszone gównojady. Krasnolud nie będzie niewolnikiem niedomytych obdartusów - Dorzucił Kowal.
Teraz czekał już tylko na pierwsze posunięcie wrogów. Który pierwszy wyprowadzi cios a on postara się sparować. Może była to beznadziejna sytuacja ale w Krasnoludzie obudziła się duma i upór z jakiej słynęła jego rasa. Próbować ostudzić taki krasnoludzki upór równało się z ugaszeniem pożaru domu jednym wiadrem wody. Pięciu gruumbarzyńców okrążyło Krathera i Khemorina. Reszta garnizonu wpatrywała się w nieposłusznych więźniów. Jeden z gruumbarzyńców w końcu nie wytrzymał. Wyszarpnął miecz z pochwy na plecach i zamachnął się na krasnoluda. Na ten znak 4 pozostałych brutali także wyszarpnęło miecze, a reszta obozu z platformy patrzyła z uwagą. Nawet Rgt’hack wychylił się ze przybudówki. |