To, co stało się przed chwilą nie mieściło się Ragvainowi w głowie. Najpierw, kiedy ścieżka dookoła była zupełnie pusta i kiedy zdążyli ujść spory kawałek drogi, wydawało się, że wszystko jest już dobrze. Nagle jednak obawy Łasicy, że stwory ciągle na nich czyhają spełniły się i obaj faerie zostali zaatakowani znienacka.
Klippe starał się jak tylko mógł uniknąć rozszarpania przez wielkie szponiaste łapy, ale w całym tym zamieszaniu stracił zupełnie orientację. Nie miał pojęcia, co stało się z Garlikiem, czy stary seelie zdołał umknąć potworom czy też padł ich ofiarą, ale pomiędzy kolejnymi uskokami i unikami nie było czasu, żeby dokładnie rozglądać się po otoczeniu. "Nie dobrze, jeśli on zaraz nie użyje tego swojego "sekretnego sposobu" to chyba nie uda nam się ujść z życiem..."
Ragvain miał już na ustach krzyk: "Garlik! Gdzie jesteś?!", ale nie zdążył otworzyć ust, kiedy słowa wepchnął mu z powrotem do gardła potworny huk i klippe został oślepiony przez nagły błysk światła.
Oszołomiony i ogłuszony, dojrzał w końcu siwobrodego elfa i zgodnie z jego radą zasłonił twarz rękawem koszuli. Chciał coś powiedzieć, ale przez dłuższą chwilę gęsty dym dusił go tak mocno, że jedynym dźwiękiem, jaki z siebie wydobywał, był urywany kaszel. Kiedy w końcu szara zasłona nieco się rozwiała, Łasica odezwał się do Mysiego Wąsa: - Co to... ekhe... na Niebo i Ziemię, było? Coś ty zrobił tym potworom, starcze, że i nas mało nie pozabijałeś? - w jego głosie słychać było zdenerwowanie, ale tak na prawdę nie był zły na elfa - w końcu, takim a nie innym sposobem, ale uratował mu on życie. |