Nie minęło wiele czasu, gdy Wakash wrócił do stołu z szerokim uśmiechem, który nie schodził mu z facjaty przez większość wieczoru. Można by podejrzewać, że łotrzyk zdążył już zakosztować 'dobrodziejstw' jakie można z pewnością nabyć w tym mieście, i że czuje się z tym równie dobrze, co z resztą siebie.
- Haa też już mam pokój i obietnicę jakieś balii wody! - powiedział uradowany i wtem spostrzegł, iż grupka siedząca przy rzeczonym wcześniej stole skurczyła się o Lunę i Yona.
- A ci gdzie poleźli? - zapytał bardkę wskazując na puste miejsca swoich towarzyszy.
- Kobieta... Luna, tak? No, więc ona wyszła z karczmy. Yon, o ile dobrze pamiętam imię, poszedł za nią. Dziwne, dziwne... w Melvaunt lepiej nie włóczyć się o takiej porze po takich dzielnicach... - odparła kobieta.
- A niech to szlag... no i powiedz mi Vanesso po kiego czorta pchają się tam gdzie nie powinni? A miał być taki miły wieczór, nie sądzisz? - zapytał łotrzyk, na twarzy którego mieszała się radość z pozbycia się konkurenta do tyłka barki i troska wywołana głupotą towarzyszy, co nadawało jego twarzy zabawny wyraz maski, która stara się wykrzywić w obie strony na raz.
- Chyba powinno się mieć na nich oko nie sądzisz? Jak dzieci... Widząc wojownicze nastawienie co niektórych pewnie nie uszli dziesięciu kroków i już wpakowali się w kłopoty. Ktoś chce służyć pomocnym, zbrojnym ramieniem? - dodał patrząc przy końcówce znacząco na ochroniarza bardki.
__________________ Wisdom of all measure is the men's greatest treasure.
Ostatnio edytowane przez Cosm0 : 18-09-2009 o 09:58.
|