Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2009, 22:25   #336
Viviaen
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Nagle wokół zaroiło się od górali, którzy uciekali przed niewiadomym zagrożeniem właśnie w kierunku jeńców. Narfin ściskając w dłoni niewygodną dla niej broń wpatrywała się za grupkę uciekających, usiłując dostrzec w chaosie choćby cień uprzednio krzyczącego wojownika.

Nie czekała długo, choć i tak pierwsze opowiedziały jej o wybawcach pierzaste strzały, jakich tylko Strażnicy używali... Nie zdążyła jeszcze stanąć do walki z pędzącymi w strachu góralami, gdy pierwszy z nich padł martwy u jej stóp, a zaraz za nim kolejny padł na kolana ze strzałą wbitą w pierś akurat w momencie, w którym oczom jeńców ukazał się jeździec... Wystarczyło jeszcze kilka strzał, aby pozostali przy życiu wrogowie rzucili się do ucieczki.

Kiedy mężczyzna zwrócił się do Narfin po imieniu, najwyraźniej ją poznając, spojrzała bezradnie na czającego się z tyłu Szramę. Przygarbiony, na szeroko rozstawionych nogach, poruszał tylko głową, żeby w chaosie dostrzec jak najwięcej. Uchwycił jej spojrzenie, a kaprys płomienia rozjarzył na moment jego skryte pod ściągniętymi brwiami oczy. Na moment. Odwrócił się nagle, zebrał w sobie i posłał nóż w mrok za końskim zadem.

Widziała jedynie czarny cień na tle płonącego obozu, a głos... gdzieś już go słyszała. Nie wiedzieć czemu, skojarzył jej się z Elrondem. Odruchowo złapała rzucony ku sobie pas z mieczem, pozbywając się z ulgą ciężkiej, zębatej klingi.

Konie...

I znów, jak we śnie, nie zdążyła nawet ruszyć w kierunku luzaka, gdy kolejny z wybawców - jakby znajomo wyglądający, ale czy wszyscy Strażnicy nie wyglądają znajomo? - podał jej wodze. Niezbyt przytomnie spojrzała na jeźdźca

Poznaję was, ale czy na pewno...? Kim jesteście...? Dlaczego nie mogę sobie przypomnieć...
"Co teraz?"


Dopiero wyraźnie do niej skierowane pytanie wyrwało ją z zamyślenia. Potrząsnęła głową boleśnie czując w skroniach wydarzenia poprzednich dni i zdając sobie nagle sprawę z faktu, w jak opłakanym stanie się znajduje.

Wyglądam jak straszydło... O czym ja myślę?

Szrama jakimś magicznym sposobem przeniósł się niezauważony zza jej pleców aż do szczątków zrujnowanego namiotu, w których miotał się, kwicząc przeraźliwie, pozbawiony jeźdźca koń. Na równi ze splątanymi linkami, płótnem i połamanymi żerdziami, na miejscu utrzymywał go właśnie uwieszony przy uździe Szrama.

Po raz kolejny w ciągu kilku minut otrząsnęła się z odrętwienia i wdrapała się na siodło. Przez moment kręciło jej się w głowie z wyczerpania, ale udało jej się nie spaść. Rozejrzala się jeszcze za towarzyszem, który w tym czasie uporał się jakoś z oszalałym zwierzęciem i dysząc ciężko, wyprowadzał je z pułapki.

- Ruszamy stąd i to najszybciej jak się da - w jej głosie bylo więcej siły, niż można by przypuszczać, sądząc po wyglądzie - korzystajmy z faktu, że możemy. Żyjemy jeszcze, a to znaczy, że przywodców tej bandy nie ma w obozie. Musimy to wykorzystać. I musimy jak najszybciej dotrzeć do Bree... - zastanowiła się chwilę, po czym w jej oczach zamigotało rozbawienie - W końcu muszę się gdzieś wykąpać - i nie zwracając uwagi na zaskoczone miny Strażników zwróciła się w stronę Szramy, aby przesłać mu radosny uśmiech...
 
Viviaen jest offline