Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-09-2009, 16:59   #560
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Noc była cicha. To przede wszystkim odbierały zmysły, ową ciszę, która rozerwana drastycznie jakimś odgłosem, powodowała ciarki na plecach wartowników. Cykanie świerszczy czy odgłosy nocnych zwierząt były rzadkie i jakieś niemrawe, z wyjątkiem wilczego wycia, które rozlegało się gdzieś za nimi jeszcze kilka razy w ciągu tych kilku godzin. Miszka kładł uszy po sobie, ale nie przyłączał się do tego, spoglądając co i raz na Jensa.
Małpolud nie powiedział już nic więcej, podejmując tylko kilka kolejnych prób zerwania krępujących go więzów. Oczywiście prób nieudanych, gdyż lina była za gruba nawet dla takich osobników, jakim był Drago. Alexa, która przed snem podjęła jeszcze jedną próbę sondowania okolicy, odkryła, że co prawda nikt nowy w zasięgu się nie pojawił, ale umysł złapanego stwora wciąż był zamglony i kierowany najprostszymi, mocnymi emocjami. Nie było w okolicy żadnej innej, bardziej inteligentnej istoty, ale i tak cały czas czuli, jak coś ich obserwuje. Jeniec nie spał w ogóle, Alex ze spokojem przyjmował wszystkie decyzje i polecenia, a Angela sprawiała wrażenie cały czas rozbawionej. Na słowa Elizabethy prawie się roześmiała, chociaż to w jej przypadku wydawało się niemożliwe.

***

Z dziennika Parcivala de Troyes:

"(...)i szliśmy tak, przecierając się przez gęstniejące knieje i potykając na każdym kroku z owymi dziwacznymi stworami. Pewni byliśmy, że takich, jakie były tu, nie było już nigdzie indziej w całym Faerunie! (...) paskudne zębiska, giętkie kończyny i szybkie jak wiatr (...) I wciąż czuliśmy się obserwowani, nawet w tych dziwnych ruinach, w których nas już nie atakowali. Szkoda, że Lostrius odpędził tego ducha, wydaje mi się, że on byłby po naszej stronie. (...)
Czujemy się coraz bardziej zagubieni, pomocy znikąd szukać, a morale spada z każdym poległym wojem. Ale jesteśmy blisko, wszyscy to czujemy. A czasem w nocy widzimy szczupłe sylwetki inkszych jakiś jeszcze stworów(...)"


***

10 Flamerule, Lato 1375

Tu w środku kniei, ciężko było określić dokładną godzinę wschodu słońca. Niebo rozjaśniało się powoli, ledwo widoczne zza ciężkich konarów i milionów liści. Olbrzymie drzewa tutaj jeszcze nie zasłaniały światła zupełnie, ale las przecież ciągnął się znacznie dalej i można się było domyślić, że stawał się idealnym domem dla istot nie lubiących słońca.
Nie wyspał się nikt tej nocy, niby cichej, a jednak głośnej i nieprzyjemnej. Posłania były niewygodne, bo przecież leżeli prawie na gołej ziemi. Wilgoć i wszędobylskie stworzenia ściółki leśnej, czy natrętne komary, one nie pozwalały. Chociaż to oczywiście były kłamstwa. Nie pozwalał strach. To była pierwsza samodzielna noc na łonie dzikiej, nieprzyjaznej natury, której drapieżniki czaiły się prawie w zasięgu wzroku. Prawie, bowiem późno w noc nie widać było wyciągniętej przed siebie dłoni, więc Elizabetha nie za długo powartowała na jednym z drzew. Cokolwiek, chociaż też mało, zdawała widzieć się tylko Silia, w której odzywała się jej elfia natura. Toteż dbali o ogień, który dodawał otuchy swoją wesołością i ciepłem. On jako jedyny w Cienistej Kniei.

Ale zapomnijmy o tym, to było w nocy. Teraz wstał już świt, a rosa zmoczyła posłania i większość ubrań. Szczęściem było lato, więc i wysychało szybko. Sprawnie pozbierali posłania i przekąsili pierwszy posiłek, dogadując jakieś mniej istotne szczegóły. Plan główny był prosty, wypuścić małpoluda i podążyć za nim. Angela nie wydawała się zainteresowana, podobnie jak Alex, który jednak był w stanie powiedzieć co mu w tym nie pasuje.
-To oznacza rozdzielenie się grupy, bo chyba nie myślicie, że ta małpa będzie iść wolno i na nas poczeka? I nic tu nie wytropisz jeśli nie masz węchu naszego byłego przewodnika.
Pomysłów jednak innych nie było. Jens i Bethy zaczaili się w krzakach, pozostali zaś wyprowadzili stwora i rozcięli mu więzy. Tamten nie namyślał się nawet przez chwilę - pozbawiony broni rzucił się naprzód, wbiegając pomiędzy drzewa z pełną szybkością i lawirując między nimi z nieludzką zwinnością. Chwytał się nielicznych tu jeszcze lian i przeskakiwał nad krzakami. Nie można było mieć najmniejszych nadziei na dogonienie go, a samo tropienie było może i w pewien sposób wykonalne, ale z szybkością pół kilometra na godzinę. Jens po kilku chwilach miał już dość szukania co chwilę znaków kluczącego najwyraźniej małpoluda, który połowę drogi na dobrą sprawę pokonywał w powietrzu. On był przystosowany. I wiedział jak zgubić łowców.

Chcąc nie chcąc, trzeba było podążyć w stronę wskazaną przez ducha, wgłąb Kniei. Szybko się okazało, że las, przez który podążali poprzedniego dnia, był bardzo łagodny i rzadki w porównaniu do tego 'za znakami'. Roślinność była bujniejsza, drzewa większe i starsze. Teren stawał się też podmokły, tutejszy mikroklimat był zupełnie inny od tego na przecież tak niedalekich równinach. Słońce przestawało docierać do ściółki, pojawiały się też całkiem liczne, górskie strumienie, przy których można było uzupełnić zapasy świeżej wody. Chociaż im dalej tym Jens częściej wskazywał wodę zbyt brudną, by nadawała się do picia. A sama droga, polegająca na przedzieraniu się przez chaszcze, była znacznie trudniejsza od tej z Lordem. Prawie wszyscy byli już wykończeni, gdy słońce chyliło się ku zachodowi. Pojawiły się też kolejne ruiny, nieliczne i pojedyncze, chociaż wydawało się, że zbliżacie się do jakiegoś ich centrum.
Każdy zdążył już pomyśleć o błogim odpoczynku, gdy świsnęły pierwsze pociski, z charakterystycznym odgłosem lotek przecinając powietrze. Jedna ze strzał zahaczyła o zbroję Lilli, odbijając się i lądując w ściółce. Kilka innych wbiło się w grube pnie drzew, pudła zawdzięczając zwinności Bethy, Jensa czy Angeli. Silia szybko otoczyła się ochronnym zaklęciem i kolejny pocisk przeleciał obok, nie czyniąc jej krzywdy. Ale to działało tylko na nią. Alexandra użyła mocy, natychmiast wychwytując kilkanaście obcych umysłów o różnej złożoności. Ale nie mogła się skupić, nie gdy Alex powalił ją na ziemię, chroniąc w ten sposób przed kolejną lecącą strzałą. Wreszcie ich dojrzeli, pojawiających się znikąd i chwilę potem znikających za krzakami czy w otaczającej ich wodzie.



Wyglądali jak ludzie, nie małpoludy. Ich torsy i ramiona nie były owłosione, za to muskulatura wykluczała elfy. Na twarzach mieli maski zrobione z drewna i roślinności a w dłoniach śmiercionośne łuki. Wydawało się jednak, że stracili przewagę zaskoczenia, nawet będąc na swoim terenie, nie strzelali też szczególnie celnie. Czy miało to być ostrzeżenie? Ciężko powiedzieć, bowiem kolejny pocisk otarł się o ramię Alberta, pozostawiając za sobą krwawą szramę. Jens wystrzelił swój, ale nie było widać czy trafił czającego się w krzakach napastnika. Nie mieli też czasu by wymyślić konkretny plan. Psioniczka czuła poruszenia i to ona w porę ostrzegła przed nowym zagrożeniem. Osiem dziwacznych bestii wyskoczyło ze znajdujących się dalej ruin, szybko otaczając ich półkręgiem.


Warczały i wydawały odgłosy pasujące drapieżnikom. Wyglądały jak relikt pradawnych czasów i chyba tylko tutaj, głęboko w Cienistej Kniei, mogły się w ogóle uchować. Były trochę mniejsze od ludzi, ale ich solidne umięśnienie, wielkie szczęki i ostre pazury świadczyły dobitnie o tym, że nie można było ich lekceważyć. Ruszyły powoli, obnażając kły. Kolejna strzała świsnęła w powietrzu i odbiła się od bariery zaklęcia Silii.
 
Sekal jest offline