- Jak długo spałam?- Spytała Vanya matki. Glos jej był jednak zachrypiały –
I jak się tu znalazłam… Byłam daleko poza domem…
Z twarzy Illis zniknął wnet uśmiech, który ustąpił zatroskaniu, który Vanya tak dobrze znała, gdy matka
- Oj tak dalekoś znów była... Dlaczego nam to robisz? Wiesz jak się o ciebie z ojcem martwimy, gdy znikasz na całe dnie? A teraz o mało coś nam nie zamarzła tuż pod wierzbą wczoraj... Szczęście zrządziło, iż przechodził tamtędy Martil, chłopak spod Korzeni, przechodził tamtędy i ujrzał cię w śniegu nieprzytomną. Cuż by się stało gdyby cię nikt przez całą noc nie zauważył? Zamarznąć mogłaś, nim świt nastanie. A wyczerpana mocno byłaś dziecko, bo już do trzeciej kwarty słońce dochodzi, gdy już wszyscy powstali.
Zamieszała jeszcze Illis w kociołku, nalała trochę wywaru do kubka, po czym wstała i podszedłszy do łóżka, podała córce gorący wywar, o wyraźnym ziołowym smaku.
-Masz, napij się, to ci pomoże.- powiedziała a po chwili dodała-
A gdzieś tym razem poleciała Vanya? ***
- Wstrząsające, prawda?- spytał się Mysi Wąs, jak gdyby nic się nie stało, a spod zasłaniającego usta materiału, Ragvain dostrzegł jak jego rysy układają sie w szeroki uśmiech
- I pomyśleć, ze to jaki człek wyniuchał ten proszek. kiedyś mi go pokazywał jeden elf co tam siedział w tych ich księgach co w Norce był. Tak wtedy hukło, że stół na pół złamało, zewsząd seelie się zebrały, a dymu to sie nie pozbyło nawet przez tydzień. Później to mu szef zakazał tych jego zabaw z- tu starzec użył jakiegoś obcego słowa
-alechemiją, w samej Norce. W każdym bądź razie więcej to tak naprawdę huku i dymu robi, niż szkód, ale na te poczwary to idealna broń, bo owe maszkary, płochliwe wielce, a teraz pewno na długi czas odechce się z fearie zadzierać. A i dobrze, żeś go tam przytrzymał
I Garlik ruszył dalej nie przejmując się chyba w ogóle nadal wszechobecnym dymem