Wątek: Serce Nocy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2009, 18:57   #306
Midnight
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Nie wiedziala co sie dzieje. Elfy szalaly. Ziemia.. Ziemia trzesla sie jakby miala zaraz peknac na tysiace drobnych kawaleczkow. Cos ich atakowalo. Cos potwornego co spadalo z nieba i zionelo ogniem. Nie chciala na to patrzec. Chciala uciec, wrocic do Alvaiena. Czy nic mu nie jest? Dlaczego Bezimienni nie reaguja. Moze jednak reaguja tylko ona tego nie widzi ani nie czuje. Ktos ja popchnal. I znowu. Gdzies podzial sie bladyn, z ktorym byla. Znow pchniecie. Widmo. Krew. Czula, ze powoli ogarnia ja obled. Przeciez tu bylo tak spokojnie, niemal nudno. Bylo tak jeszcze dzisiejszego dnia. Jeszcze chwile temu. Przeciez dopiero co spacerowala i przekomarzala sie ze swoim adoratorem. Dopiero co rozmawiala z Alvaienem. Dopiero co... Tu przybyla. Czy to naprawde bylo tak niedawno? Taka chwile temu? Ledwie dzien? Ten atak... Czy to.. Czy to mialo cos wspolnego z tym co planowal druid? Nie, nie wierzyla w to. Moze to ma cos wspolnego z tym co wedlug druida miali zamiar zrobic elfy? Nie, w to tez nie mogla uwierzyc... Nie, ona nie chciala w to wierzyc. Nie mogla... Nie.
Nagle wszystko ustalo. Zjawa, krzyki, elfy... Wszystko zamarlo niczym uciete ostrym nozem. Zupelnie jakby zostala wykrojona z czasu w ktorym sie to wszystko dzialo. Pojawienie sie Falka i Niralli przyjela dziwnie obojetnie. Nie ucieszyla sie nawet. Poprostu przyjela do wiadomosci koleja zmiane tego dnia. Bylo ich za duzo zeby zrobic na niej wrazenie.
Zajela swoje miejsce i nieco pustym wzrokiem spogladala na boginie glaszczaca kota.

- Nie. Tak. Sama juz nie wiem. Jest tyle pytan w mojej glowie. Tyle niejasnosci. Tyle watpliwosci. Co ja tu robie? Dlaczego sie tu znalazlam? Czym jest ta bron? Czy ten czas jest wlasciwy? Kto klamie, a kto mowi prawde? Czy On bedzie mnie pamietal jezeli to jest przyszlosc? Czy ja bede pamietac cokolwiek gdy wroce do rzeczywistoci. Czy to jest rzeczywistosc? Kim sa te istoty tam, na gorze? Jak je powstrzymac? Kiedy zgine? Jak do tego dojdzie? Czy swiat przetrwa? Co istnieje tam, po drugiej stronie? Kim teraz jestem? Co sie stalo z moimi towarzyszami? Co bedzie? Pytania... Mam ich tak wiele i tak niewiele z tego rozumiem. Wlasciwie nie wiem czy chce rozumiec cokolwiek. Czy chce wiedziec cokolwiek. Niewiedza jest taka prosta.. Taka latwa...


Mowila wpatrujac sie w dlon wykonujaca miarowe ruchy na futrze Falkieriego. Nawet nie czula sie zazdrosna. Co sie z nia stalo? Byla w szoku? Pewnie tak. Nie znala siebie takiej... powaznej. Zawsze byla radosna, szalona. Teraz... Byla inna, obca.

-Rzeczywiście. Sporo pytań. Postaram się odpowiedzieć po kolei.
Wszyscy zostaliście tu przeniesieni, byście mogli obejrzeć przyszłość. Tak będzie wyglądała, jeśli nie wykonacie zadania powierzonego przez Druida.
Tak jak mówiłam, jest to przyszłość, dość niedaleka, lecz kiedy wrócisz do właściwego czasu, twój opiekun nie będzie cię pamiętał, ale ty będziesz pamiętała.
One? To są Theviry, istoty starsze niż wasz świat i miejsce, w którym się znajduje. To przodkowie Smoków, nieśmiertelni pod względem starości i jedne z istot, na które działa szczególne prawo ewolucji.

To są tylko trzej przedstawiciele, a jest ich więcej. Cały Smoczy Wymiar przybędzie tutaj za sprawą Druida-zawiesiła głos, przygryzając wargę, zaś oczy jej zaśmieciły radośnie.
-Powstrzymać je można tylko zmieniając bieg czasu-podjęła po chwili.
-Nie mniej jednak to, kiedy zginiesz, zależy tylko od ciebie. Podobnie sprawa ma się sposobu odejścia.
Po drugiej stronie?-zasępiła się wyraźnie.
-Wymiar Wiecznego Spokoju...-mruknęła, po czym szybko zmieniła temat.
-Twoi towarzysze rozmawiają teraz z inną delegacją. Przykładowo Valara odwiedziła Syllina.
Na pytanie co będzie nikt ci nie będzie potrafił odpowiedzieć. Każdy z nas będzie mógł jedynie przedstawić co stanie się, jeżeli zaistnieją ściśle określone rzeczy, a to jest tak bardzo płynne...-
powiedziała, przyglądając się Thevirom.

- Czyli to wszystko mozna zmienic. No tak, rzeka. Zatem jezeli dobrze cie zrozumialam to co mialo tu miejsce nigdy nie nastapilo i jezeli sie postaramy to nie nastapi? On nigdy mnie nie spotka, nigdy nie zloze przysiegi, nigdy nie...

Duzo bylo tych nigdy i nieco za duzo dla niej.

- Zatem teraz powrocimy do..? Druida? Czy on bedzie wiedzial co sie z nami dzialo czy poprostu zostalismy wycieci z terazniejszosci i wcisnieci w przyszlosc tak, aby terazniejszosc o tym nie wiedziala?

-Jeżeli zmienicie, nigdy. Chyba, że i to zmienicie.
-Teraz... powrócicie do swoich czasów, ale najpierw wybierzecie.
Najpierw jednak was oprowadzimy. Po przyszłości i zobaczycie wszystko. Dopiero potem wrócicie.


- Zatem jestem gotowa.

To bylo klamstwo, ale i dalsze czekanie nie mialo sensu. Silya wiedziala, ze poki co tych informacji bylo za duzo. Potrzebowala czasu, spokoju, a tego nie miala. Czekalo na nia zadanie znacznie wieksze iw azniejsze niz to, ktore zlecil jej druid. Musi zrobic wszystko zeby ten scenariusz nigdy sie nie urzeczywistnil. Musi porzucic to miejsce i walczyc .. Niejako walczyc przeciwko swojemu panu, ktory panem juz nie bedzie. Walczyc przeciwko Alvaieniwi, ktory nawet jej nie bedzie pamietal. Byc moze nawet bedzie musiala stanac do walki z tym jasnowlosym elfem. To bylo okrutne i niesprawiedliwe, ale taki wlasnie byl swiat. Pozniej.. Pozniej .. Kto wie, moze nie bedzie tak zle.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline