Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-09-2009, 20:03   #301
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Jak on mogl cos takiego sugerowac. Wprawdzie nie znala zbyt dlugo Alvaiena, ale przeciez byl teraz jej panem. Zlozyl... Wlasciwie nie skladal zadnej przysiegi ale przeciez powiedzial, ze bedzie sie nia opiekowal. Teraz ona musi sie zaopiekowac nim, a wlasnie nie nim, a jego reputacja. Nie moze przeciez pozwolic by byle elf sugerowal, ze Alvaien ma wzgledem niej jakies niecne plany. Nie... To nie do pomyslenia. To niemozlie. To....
Tylko co ona tak wlasciwie wiedziala o elfach? Nic. Wiec skad ta pewnosc, ze ten akurat jest taki szczery i godny zaufania. To byla wlasnie ta luka w ktora wkradly sie podejzenia mlodzienca. Nie znala elfow. Nie znala tego jednego. Nie wiedziala czy moze mu zaufac. Nic nie wiedziala.
Nie zauwazyla nawet kiedy dotarla do fontanny. Wlasnie odwracala sie z tryumfalnym usmiechem na ustach gdy dostrzegla dziwne zachowanie towarzysza.

- Co..?

Zdazyla zapytac, lecz nie musiala wcale czekac na odpowiedz. Poczula to. Cisza. Dziwna, martwa cisza. Sily'a poczula lodowaty strumien, ktory splynal jej po plecach. W tym momencie byla gotowa uwierzyc we wszystko o ile ten zolnierz zabierze ja z tego miejsca.
Najwyrazniej on rowniez nie mial zamiaru pozostawac dluzej na placu. Czujac pewny uscisk dloni nieco sie uspokoila. Umial walczyc, byl elfem i chociazby przez wzglad na jej pana, bedzie jej bronil. Nie spodziewala sie tylko tego przed czym. Krew na schodach, zjawa spod ziemi. Przerazliwy skrzek istoty zmieszal sie z jej wlasnym krzykiem. O dziwo krzyk ten ulozyl sie w imie, ktore bynajmniej nie nalezalo do tego, ktory zawsze pomagal jej w opresji.

- Alvaienie!

Mial ja chronic! Gdzie jest?! Powinien byc tu, przy niej... Alvaienie! Potrzebuje Cie!
Lecz chwila minela. Alvaien. Nie moze przyniesc mu wstydu kryjac sie za plecami innego. Byla jego niewolnica, a nie malym dzieckiem! Byla lesna wrozka, ktora nie bala sie niczego. No i miala przeciez bron. Nie myslac wiele odepchnela elfa i sama zajela jego miejsce trzymajac w dloni swoja rytualna szable.

- Nie przyniose ci wstydu...

Wyszeptala skupiajac wzrok na zjawie.
Eteryczna postać zaskrzeczała ponownie, ciesząc się na kolejną ofiarę.
Spojrzała na ciebie, po czym spadła w dół, atakując.
Przez glowe Sily'i przemknelo cos o glupiej brawurze i idiotycznych pomyslach. Bylo tez chyba cos o bezuzytecznych opiekunach, ale nie miala czasu sie nad tym zastanawiac. Postapila krok w bok i ... machnela. Doslownie. Niczym cepem. Zamykajac przy tym oczy i modlac sie by tym razem to jej glupiej trafilo sie zlote jajko.
Zamknęłaś oczy, po czym machnęłaś, lecz w moment później zostałaś silnie popchnięta w stronę pałacu.
Usłyszałaś jedynie stęknięcie, a kiedy otworzyłaś oczy, zobaczyłaś Elfa, szybko zmierzającego w stronę wrót.
Coś jednak było nie tak. Wyraźnie utykał na lewą nogę. Dopiero gdy się zbliżył, zauważyłaś głębokie i szerokie cięcie.
Wpatrywala sie w niego z niedowierzaniem.

- Dlaczego?

Wyszeptala, a niedowierzanie zabrzmialo rowneiz w glosie.

- Dlaczego to zrobiles?

-Zaraz wyleci-powiedział, zaciskając zęby, po czym, szybko chwycił twoją dłoń, prowadząc do wejścia.
Odległość nie była duża, jednakże poruszaliście się powoli, skutkiem czego odległość zmniejszała się powoli.
Kolejny skrzek przeszył powietrze jak grot strzały.
Elf szybko pchnął cię w stronę drzwi. Sam odwrócił się, stając w pozycji.
Tym razem widziałaś wszystko wyraźnie. Frontalny atak istoty za pomocą pazurów, zaś Elf szybko zasłonił się mieczem. Broń kobiety ześlizgnęła się po ostrzu, a następnie spojrzała na niego ze zdziwieniem, ulatując wysoko w powietrze.

Silya patrzyla jak w transie. Nie byla w stanie sie poruszyc ani zrobic niczego sensownego poza przygladaniem sie starciu. Gdy jednak zjawa umknela, a przynajmniej wydawalo sie jej ze umknela, podbiegla do elfa.

- Chodz, musimy poszukac jakiegos bezpiecznego miejsca. Krwawisz...

Widok jego krwi wyraznie ja hipnotyzowal.

- Dlaczego? Dlaczego nie pozwoliles mi stawic jej czola? Mogla cie zabic.. Nadal moze.. Chodzmy juz.


Probowala myslec logicznie, jednak zdecydowanie jej to nie wychodzilo. Powinna sie zmienic. Powinna wrocic do normalnej postaci by moc walczyc. Powinna zrobic tysiace rzeczy, a potrafila myslec tylko o krwi elfa na swojej sukni i o tym, ze to wszystko jej wina.

-Ona wróci-powiedział, zmierzając w kierunku drzwi.
-Ja znam zaklęcie pozwalające ranić niematerialnych, chociaż z nią lepiej nie próbować walczyć-wysapał, a kiedy byliście już przy nich, zobaczyliście jak coś spada z nieba. Wyglądało to jak biała kometa.
Im bliżej była ziemi tym bardziej nasilał się jakiś dziwny dźwięk. Coś, co przypominało jęk lub pisk o niezwykle wysokich częstotliwościach. Było one ledwo słyszalne, a jednak rozsadzało uszy.
Elf błyskawicznie otworzył drzwi, wpuszczając cię do środka, zaś ty zdążyłaś jeszcze zobaczyć jak zjawa uderza w ziemię, natomiast wraz z dźwiękiem jaki wydawała, powodowała drżenie szyb w oknach.
Nagle wszystko ustało, a ty domyśliłaś sie, że za sprawą zamknięcia drzwi.
Elf usiadł na podłodze. Uśmiechnął się szeroko.
-Tu już nie wejdzie. Nie ma szans. Nawet jakby jej się udało, tu roi się od Bezimiennych.
Nagle zamknął oczy. Nie wiadomo w jakim celu. Może odpoczywał?
Dostrzegłaś jednak, że porusza ustami i... rana zaczęła się goić. Kiedy zaklęcie dobiegło końca, wstał z grymasem na twarzy.
-Standartowe zaklęcie leczące. Każdy je potrafi. Działa tylko z zewnątrz, ale poniekąd o to właśnie chodzi-uśmiechnął się, choć dalej utykał mocno.

Gdy tylko znalezli sie bezpiecznie za drzwiami Sily'a stanela nieco z boku i w milczeniu przygladala sie uzdrawiajacym czarom zolnierza. Zbierala chaotycznie rozsypane mysli.

- Kim ona byla?


Rzucila pierwsze pytanie... No prawie pierwsze pytanie jakie jej przyszlo do glowy.

-To widmo. Od wieków nawiedza miasto, ale tylko w nocy. To bardzo stara istota, ale mimo wszystko nie może wychodzić na światło dzienne.


Silya przez chwile zastanowila sie nad jego odpowiedzia.

- I nikt nie probowal cos z nia zrobic? Przeciez jest niebezpieczna.

-Próbowali, ale ona jest...-zawahał się, po czym podjął ponownie.
-Nikt nie potrafi jej zabić. Przepdzić owszem, zranić, oczywiście. Zabić, nie można.

- W takim razie moze nalezaloby poszukac przyczyny dla ktorej nie moze odejsc... ? Zreszta zmienmy temat. No i co? Nie liczac tej zjawy nic sie nie wydazylo. Nadal uwazasz, ze powinnam uwazac?


Spogladala uwaznie na mezczyzne nie pozwalajac mu odwrocic wzroku.

- Poza tym moze juz chodzmy. Nie wiem gdzie.. Gdziekolwiek.. Do jakiejs karczmy albo do ciebie... Czuje ze przydaloby mi sie cos mocniejszego...

-Ona nie odejdzie. Nie chce odejść-powiedział, po czym spojrzał na szablę.
-Nie wiem. nie koniecznie musi to być coś złego. Według legendy powinna mieć jakąś moc, ale czy ma... nie wiem-stwierdził, zaś na kolejne słowa pokręcił głową.
-Nie możemy wyjść. Pojawi się znowu, a tym razem będzie wiedziała czym dysponuję. Następnym razem nie przeżyjemy.

Westchnela zrezygnowana marszczac nos ze zlosci.

- To nie wiem... Zrobmy cos! Zaczynam sie tu dusic. Zjawy, krolowie, przeklete szable, przysiegi.... Jestem zmeczona. Na dodatek nikt nie chce mi powiedziec co tak wlasciwie powinnam zrobic. Snuje sie bez celu.. Nikt mnie nie chce... Wszystko jest nie tak jak mialo byc... Nawet towarzysze mnie opuscili... Teraz na dodatek nie moge nawet wyjsc...


Glos powoli nabrzmiewal jej od tlumionego placzu. Sprawiala wrazenie jakby za moment miala przestac nad soba panowac.

- Wydaje sie, ze kazdemu przeszkadzam... Nawet zjawie... Chce wrocic do domu!


Coś wisiało w powietrzu. Tylko... co? Ciżęko było stwierdzić, jednakże powietrze było ciężkie. Lampy, do tej pory świecące jasno, przygasły lekko, zaś wszystko zaczęło lekko wibrować...
Sily'a niemal natychmiast sie uspokoila.

- Co? Co sie dzieje?...

Zapytala elfa niespokojnie. Widac bylo, ze nerwy ma w strzepach gdy rozgladala sie nerwowo wokolo.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 19-09-2009, 21:46   #302
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Kiedy Ronir powalił drugiego przeciwnika, natychmiast pobiegł w kierunku następnego. Jednak wtedy magia jego boga przestała już działać i musiał zmierzyć się ze świadomym i uzbrojonym przeciwnikiem. A nawet trzema.

Lecz przez kilka chwil miał przed sobą tylko jedną osobę dzierżącą miecz w prawej ręce, którym właśnie wymierzała w niego atak z góry.
Paladyn znał się na walce. Wiedział również, że jego miecz jest cięższy, że ataki nim wyprowadzane są obiema rękami.

Wykorzystując te informacje, Ronir wyprowadził własny atak w broń przeciwnika. Rezonans ciosu spowodował chwilową utratę równowagi postaci w kapturze.
Owa chwila okazała się być więcej niż wystarczającą, by paladyn zdołał wymierzyć mu kopniaka w piszczel, pogłębiając oszołomienie ofiary.

Cięcie mieczem przez tors, które nastąpiło w następnej chwili, było już tylko formalnością. Ogień, który się pojawił na ostrzu w miejscach, gdzie przecinało ciało, utwierdziło tylko paladyna w słuszności tego co robi. Dokładnie tak, jak w przypadku poprzednich dwóch postaciach.

Po nim Ronir szybko się odwrócił, by stawić czoła dwóm pozostałym napastnikom, którzy byli już praktycznie przy nim.
Przez chwilę się zastanawiał, czemu po prostu sobie nie odpuszczą. Było ich pięciu, teraz jest ich tylko dwóch… a on wciąż nie był ranny.

Mimo wszystko to nie miało znaczenia. Gdyby próbowali uciec, goniłby ich. Sprawiedliwość nie może być ślepa, kiedy Ronir Arendir jest w pobliżu.

Z mieczem ustawionym ku dole zamachnął się w stronę pozostałych przeciwników. Cięcie przebiegło po powietrzu po ukosie: od dołu do góry, od lewej strony do prawej.

Nie liczył na to, że kogokolwiek trafi. Miał tylko nadzieję na złamanie szarży napastników i na to, że wykonają krok do tyłu.
Wtedy zastosował fintę – przygotował potężne cięcie bokiem, tak by zmusić przeciwników do odskoku w tył.
Jednak, jak na zamaskowany atak przystało, potężne cięcie okazało się lekkim.

Wykorzystując siłę odśrodkową, którą nadał mu miecz, Ronir obrócił się wokół własnej osi i ciął raz jeszcze przez ramię – tym razem mocno. Bardzo mocno.

Nie próbował nawet wyciągać ostrza, które płonęło wbite głęboko w ciało ofiary. Zamiast tego wyrwał długi miecz, który przeciwnik trzymał jeszcze w ręce i przy jego pomocy miał zamiar pokonać ostatniego napastnika.

Paladyn wyprowadził kilka prostych ataków, żeby sprawdzić przeciwnika. Następnie rozpoczął normalne starcie, wymieniając parowane i unikane ciosy z przeciwnikiem, by doprowadzić do bliskiego starcia siłowego na miecze.

W jego trakcie Ronir korzysta z informacji, że jego przeciwnik ma skórzane spodnie i kopie go między nogi z kolana.

Następujące po tym cięcie lub pchnięcie mieczem w któryś z witalnych organów przeciwnika jest tylko formalnością.
 
Gettor jest offline  
Stary 20-09-2009, 09:25   #303
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Tarvren przyciągnął do siebie magiczną latarnię. Książka nie była na tyle wciągająca żeby psuć sobie oczy przesadnym wysiłkiem. „Kain – Zbrodnia i Zdrada” okazała się rzetelnie napisaną powieścią przygodową opowiadającą o przygodach seryjnego mordercy Kaina, mającego zostać wybrańcem ratującym świat przed kultem wyznawców boga zła, Morloka. Z wyjątkiem głównego bohatera cała fabuła leciała od schematu do schematu. Napisana dość prostym językiem, nie narzucającym wertowania słowników, stanowiła lekkie i przyjemne czytadło. Ot, w sam raz do wychodka.

W trakcie swojej ponad 40-letniej kariery karczmarza nie cierpiał zbyt często na nadmiar wolnego czasu o tak późnej porze. Stan ten uległ zmianie po zakupieniu tej karczmy. Położenie w centralnym punkcie miasta zdawało się być najkorzystniejszym z możliwym, zapewniającym stały dopływ klientów. Poprzedni właściciel, Raves Doramis, nie targował się długo akceptując bardzo korzystną dla Tarvrena ofertę 300 Leanów. Z biegiem lat karczmarz doszedł do wniosku, iż stary Raves już od dawna pragnął skrycie sprzedać gospodę, a negocjacje były na pokaz. Drzewiej jako zwyczaj przyjął natłok klientów po zmroku. Zaś tutaj w nocy mało kto przychodził. Do dziś wypominał sobie, że zawczasu nie rozeznał się w okolicy. Był nowy w tym mieście, co zostało bezlitośnie wykorzystane.

Pierwsze noce były spokojne, choć dziwiła niewielka frekwencja przecząca jego wieloletnim doświadczeniom. Ni z tego, ni z owego podczas podawania kufla pewnemu stałemu bywalcowi, usłyszał mrożący krew w żyłach skrzek. Kufel roztrzaskał się o kant lady, a zawartość wylądowała na surducie klienta. Ten, będąc już lekko podchmielony, zaczął bełkotać bez sensu o marnej obsłudze, a swoje zdanie podsumował wymierzonym prosto w szczękę ciosem. Tamtej nocy Tarvren stracił dwa zęby i klienta. Wypytując usłyszał opowieść o kobiecie-widmie atakującym miejscowych Nie wziął tego na poważnie. Kilka tygodni później idąc do sklepu ujrzał biegnącą przez środek ulicy smugę krwi. Obok pewien mężczyzna krzyczał na obojętnego Bezimiennego. Z potoku mowy, uchodzącej powszechnie za nie do przyjęcia w dostojnym towarzystwie, wyłapał tylko coś o grzaniu się przy pałacowym ognisku i bezczynności wobec mordów. Czując jak żołądek podjeżdża mu do gardła, ruszył dalej i wybrał okrężną drogę powrotną. Z tego co zasłyszał podczas codziennej pracy ofiarą był jego dawny klient i tego typu zabójstwa miały już wielokrotnie miejsce. Wszystkie przypisano nadnaturalnym i niepojętym siłom w uosobieniu upiora kobiety. Nawet Bezimienni nie wiedzieli co na to poradzić albo po prostu nie chcieli ryzykować. Karczmarz początkowo planował szybki wyjazd, ale ostatecznie powziął decyzję o pozostaniu. Nie mógł pozwolić sobie na porzucenie tak dochodowego interesu. Czego nie zarabiał (zgodnie z dawniej obowiązującymi zasadami) nocą, to odrobił sobie za dnia. Mimo nocy mroźnych nie od wiatru, lecz od nadnaturalnej istoty, której skrzek rozbrzmiewał co parę dni, wszystko póki co szło dobrze.

*

Pogrążony we wspomnieniach nie zauważył wkroczenia do izby nowego gościa noszącego odzienie ciemne jak mrok i twarzą osłoniętą kapturem. Wędrowiec. Tacy rzadko składali wizytę w jego karczmie i w tym mieście. Nie narzekał na nich. Każdy z nich zawsze znał jakieś ciekawe opowieści, którymi raczył się podzielić z innymi. Nadzieja na jakąś ciekawszą rozrywkę rozwiała się jak dym wraz ze zbliżeniem się zakapturzonego do szynkwasu. Nie był on elfem, a człowiekiem. Tych nie spotykał zbyt często, acz słyszał o nich wystarczająco coby opinię sobie wyrobić. Niezbyt pochlebną.

Człowiek usiadł przed nim i przemówił szeptem:
- Witaj, mości karczmarzu. Nie masz może jakichś bandaży albo czegoś podobnego?
Obnażył ramię pokazując niedbale założony kawałek szmaty prawdopodobnie pochodzący z jego własnego ubrania. Amatorski opatrunek już niemal całkiem przesiąknął krwią.
- Może i mam – odpowiedział karczmarz dość lekceważąco. Przez moment wydawało się, że na tym tylko poprzestanie, ale wreszcie zebrał się w sobie, wstał i poszedł na zaplecze. Powróciwszy rzucił kawałek bandaża na ladę i znów wzrokiem wrócił do książki. Nie lubił widoku krwi, wolał nie patrzeć na to jak nieznajomy sycząc z bólu ściąga opatrunek i zakłada w zastępstwie świeży bandaż.
- Dzięki. Kobieta dziwką bywa, że tak pozwolę sobie skomentować swój obecny stan – powiedział człowiek dość wesołym i nieszczerym tonem - Nie widziałeś tu jakichś podejrzanych person, ludzi dla przykładu? Pomijając mnie.

Tarvren obrócił oczami, westchnął przeciągle i samym spojrzeniem dał do zrozumienia, że lepiej aby nieznajomy jak najszybciej stąd wyszedł i zostawił go w spokoju.
- Nie, tutaj tacy nie przychodzą – wysilił się wreszcie na lakoniczną odpowiedź.
- Na pewno? Nie było tu dwóch mężczyzn w towarzystwie wróżki i kota – tutaj mężczyzna zamilkł jakby pojąwszy brzmienie swoich słów, ale Tarvren nie zmarnował okazji.
- Ah tak! Byli! Przyprowadzili ze sobą fioletowego kanarka i różowego słonia!
Wędrowiec momentalnie spoważniał, w jego oczach pojawił się błysk gniewu i czegoś jeszcze. Przypomniało mu to oczy widma, ta sama mieszanina bezmyślnej wściekłości i szaleństwa .
- Dobra. Koniec pieprzenia. Na ulicy zostałem zaatakowany przez coś czego istnienie dało radę włożyć między bajki i wcale nie mam dziś humoru. Jeśli widziałeś tu kogoś takiego powiedz mi – w trakcie przemowy jego ostry ton zelżał stając się całkowicie beznamiętnym. Tym samym tropem podążyły oczy.
- Już powiedziałem. Nie było ich. Więcej razy powtarzać nie będę – warknął nie dając się zastraszyć byle łachmycie. Za dużo tu takich paradowało ażeby nie przygotować zaklęcia obronnego na każdą okazję. Jeden podejrzany ruch i agresor lądował na dachu pewnego kilkupiętrowego domu przeżywając katusze zesłane wraz z lodowatym wiatrem.
Rozmówca pokiwał głową nie okazując już żadnych emocji (dla Tarvrena było to lekko rozczarowujące) , spojrzał po wszystkich obecnych.
- Są w tym mieście jeszcze jacyś ludzie?
- Z tego, co mi wiadomo? Jeden...
- Gdzie go mogę spotkać?
- Stoi przed ladą i rozmawia ze mną.
W odpowiedzi ujrzał parodię uśmiechu, co dawało dość przerażający, ale raczej niezamierzony efekt.
- Wiesz co, kogoś mi przypominasz z charakteru. Pewną osobę, którą chciałem zabić.
- Bardzo mi miło – odwarknął w sposób ironiczny.
- Wiadomo ci coś o upiorach latających po ulicach miasta i atakujących przypadkowych lu... przechodniów?
Teraz już wiedział przez co został zaatakowany nieznajomy i wcale go to nie dziwiło. To coś upodobało sobie atakowanie nietutejszych, nie zapoznanych z prawami nocy. Fakt, że przetrwał świadczył o ogromnym szczęściu lub sprycie. Tarvren w przypadku ludzi stawiał na to pierwsze.
- Wiadomo. To widmo.
- Tego trudno się nie domyślić. Chodziło mi raczej o istotę tego widma, dlaczego tu grasuje i odkąd zaczęło atakować.
- Widmo jest starsze niż to miasto, dlatego też odpowiedź na pytanie pierwsze jest oczywista. Nikt nie wie.
- Świetnie. Sposób na jego odpędzenie też nie jest pewnie znany.
- Znany, ale działa tylko na chwilę. Potem widmo wraca i zaczyna ponownie.
- Lepsze to niż nic. Można wiedzieć jaki?
- Magiczny.
- Znaczy się?
- Znaczy się rzucasz czar i masz chwilę wytchnienia.
Wędrowiec znów pokiwał głową i po chwili milczenia wstał.
- Czyli nic dla mnie. Dzięki za bandaż.
Tym lapidarnym stwierdzeniem pożegnał Tarvrena i jego karczmę. Po wyjściu człowieka karczmarz poczuł wlewającą się do serca ulgę. Przez moment w jego oczach zobaczył coś niepokojącego, przerażającego nawet. Żywił nadzieję, że do kolejnego spotkania między nimi już nie dojdzie. Nigdy więcej.

*

Rozmowa z karczmarzem pozostawiła niesmak. Kolejny śmieć nie znający swojego miejsca w świecie. To miasto stało się mu obmierzłe, nie ze względu na wygląd. Ze względu na mieszkańców uważających siebie za bogów. Czytając powieść „Kain – Zbrodnia i Zdrada” nauczył się tego, że każdy pragnie być kimś znaczniejszym i potężniejszym od innych. Zabawa w boga zawsze ma ten sam finał identyczny jak koniec historii Morloka, głównego antagonisty w powieści. Pewnego dnia czy to w obliczu śmierci, czy choroby zdadzą sobie sprawę, iż są tylko zwykłymi przyziemnymi istotami. Pyłkami wobec prawdziwych bogów. Niezdolnymi pojąć najprostszej mądrości.
Im wyżej się wzniesiesz, tym boleśniejszy będzie upadek.

Nie będzie udawał boga. Po prostu odegra znaczącą rolę w dziejach tego świata. Aby osiągnąć zamierzony cel musi to zrobić i zakończyć całe przedstawienie z udziałem tępych marionetek. W takim przypadku Mistrzowie Marionetek muszą umrzeć. Tylko tak wreszcie odnajdzie upragniony odpoczynek od wszelkich intryg i blag. Możliwe, że jego towarzysze (jeśli jeszcze żyli) wrócili do pałacu wykonawszy swą misję. Nikła nadzieja, ale zawsze warto było sprawdzić.
 
wojto16 jest offline  
Stary 20-09-2009, 17:57   #304
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Jego atak okazał się skuteczny bardziej niż krasnolud zamierzał. Trzęsienie ziemi, które wywołał zwaliło z nóg mężczyznę, na którego impulsywnie ruszył. Siła rozpędu była tak duża, że Borin nie był w stanie wyhamować topora, który zamiast w nogi leciał teraz dokładnie w brzuch przeciwnika. Impet uderzenia, oraz magia elektryczności zmasakrowały i spaliły wnętrzności mężczyzny.
Wiedząc, że ma za sobą jeszcze trójkę przeciwników odskoczył w bok, chowając się za najbliższym głazem, po czym ściągnął z pleców swoją kuszę i naładował ją pociskiem.

Kiedy broń była już gotowa do strzału, wyjrzał zza swojej kryjówki, aby szybko rozeznać się w sytuacji, która nie wyglądała za ciekawie. Mężczyzna z mieczem i jeden ze strzelców odzyskali już równowagę i byli gotowi do ataku, natomiast trzeci z nich zaczynał ładować kusze.
Borin jako krasnolud nie miał szans na ucieczkę. Nie było nawet nadziei, że okaże się od nich szybszy, więc musiał się z nimi rozprawić tu, na miejscu. Wiedział też, że zbyt długie stanie w miejscu pogarsza tylko jego sytuacje. Wystarczyło, żeby kusznicy by go oskrzydlili i już byłby trupem.
Natłok myśli, krążących w jego głowie przeszkadzał w uformowaniu jakiegoś sensownego planu.

-Skup się!- pomyślał, wiedząc, że jego przeciwnicy prawdopodobnie ruszając już w jego kierunku- Przeżyłeś tyle bitew, nie możesz zginąć z rąk paru uzbrojonych gnojków.

W końcu wpadł na dość ryzykowny pomysł. Ustawił się plecami go głazu z kuszą przygotowaną do strzału, a następnie przekręcił się szybko w prawo, oddając strzał w najbliższy kształt, jaki tylko udało mu się odnaleźć wzrokiem. Wiedział, że jest narażony na kontratak strzelców, więc błyskawicznie odskoczył z powrotem za głaz. Adrenalina w jego żyłach nie pozwalała mu nawet pomyśleć o tym, żeby sprawdzić czy nie został trafiony. Chwyci ponownie za swój topór, odkładając kusze na ziemię. Ostrze broni ponownie zostało przykryte przez wiązki piszczącego światła.
Wziął głęboki oddech, po czym ponownie wyskoczył zza głazu waląc toporem w ziemię z całej siły, uwalniając kolejne trzęsienie ziemi. Tym razem jednak skupił się na tym, aby wiązki elektryczne na jego toporze rozprzestrzeniły się razem z trzęsieniem w kierunku nadchodzących wrogów.

Po uderzeniu natychmiast podniósł wzrok, aby obejrzeć efekty swoich działań i w razie czego błyskawicznie dobić leżących mężczyzn.
 
Zak jest offline  
Stary 21-09-2009, 00:13   #305
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Kafalin:

Sily'a:

Nagle ziemia zaczęła drżeć na tyle silnie, że oboje ledwo trzymaliście się na nogach. Widać, że zdezorientowany Elf nie wiedział co się dzieje. Był tym przerażony.

Nagle chwycił cię za rękę i wybiegł na zewnątrz wraz z tobą. To, co działo się na ulicy dalekie było od tego, co widzieliście w dzień i w nocy.

Wszystkie Elfy wybiegły nagle z domów, Wszyscy biegali, krzyczeli z przerażeniem na twarzach.
Ktoś cię potrącił nie zauważając tego. Za chwilę znowu i znowu. Za chwilę potrąceń było tak dużo, że ledwo trzymałaś się na nogach, miotana w różne strony.
Ponadto tłum coraz chętniej przebiegał między wami, coraz bardziej oddzielając was od siebie, aż w końcu całkowicie straciłaś z oczu swojego towarzysza.
Ilość biegających bez celu istot zwiększała się, zaś w połączeniu z nieustannym trzęsieniem ziemi, nie ułatwiały zachowania równowagi, a w pewnym momencie poczułaś, że twoje nogi tracą kontakt z podłożem!

Nagle znalazłaś się w luce pomiędzy osobami. Gwałtownie uderzyłaś o ziemię i już wydawało się, że inni cię zdepczą, stratują, ale... szybko rozejrzałaś się, a widok był niezwykle zaskakujący.

Ogromny, zbiorowy wrzask przeszył powietrze, zaś ludzie zaczęli uciekać z placu, na którym zostałaś sama. Wstrząsy ustały. Zobaczyłaś ponadto, że znajdujesz się przy fontannie, lecz nie sama.

Nagle coś zaskrzeczało za twoimi plecami!

Już wiedziałaś czemu wszyscy uciekli. W oczach Widma zalśniła mordercza radość. Płynęła powoli w twoim kierunku, patrząc ci prosto w oczy.
Już chciałaś uciekać, gdy... stwierdziłaś, że nie możesz się ruszyć!

Ale przed czym uciekać? To przecież tylko przystojny mężczyzna. Bardzo przystojny. Wyglądał niezwykle pociągająco, choć nie byłaś w stanie dostrzec szczegółów jego twarzy.

Nagle fala wrzasków przeszyła powietrze zaś ów chłopak... Widmo, odwróciło się, uwalniając się spod uroku!

Tłumy z trzech stron zderzyły się szturmując pałac i kompletnie ignorując Widmo.
Eteryczna kobieta wydawała się zachwycona. Szpony świszczały w powietrzu, rozrywając Elfy na strzępy. Dosłownie.

Co mogło być gorsze od Widma?


Cień:

Wyszedłeś z karczmy, wypatrując oznak przebywania w okolicy Widma, lecz niczego nie zauważyłeś, kierując się w stronę pałacu.

Nagle ziemia zaczęła drżeć tak silnie, że ledwo zdołałeś ustać na nogach.
Na ulicach rozległ się potworny wrzask, a Elfy zaczęły biegać, nie wiedząc co się dzieje.
Zapanował chaos, gdy nagle Elfy biegnące w stronę bram miasta, zmieniły kierunek!
Tłum uderzył w ciebie, pchając cię w kierunku pałacu! Gwałtownie zostałeś odrzucony na ścianę budynku, zaś wstrząsy ustały.

Czego mogły się aż tak przestraszyć Elfy?

Sily'a, Cień:

Nagle zobaczyliście coś na niebie. Jakieś ogromne trzy kształty pędzące w stronę pałacu! Nagle zderzyły się z barierą w powietrzu, która zatrzymała ich lat, lecz nie na długo.
Jeden z nich ryknął potężnie, zaś drugi zionął ogniem przy akompaniamencie cięcia pazurami i uderzeń całym ciałem, od których powietrze zdawało się wibrować.

Wysoko zaczęły się formować chmury, lecz były one jakieś dziwne. Miały niemal czarny kolor, lecz były zabarwione czerwienią.
Wydawało się, że zaraz spłynie z nich ogień...

Wielki meteor spadł z chmur i przy akompaniamencie ogromnych stworzeń, uderzył jednocześnie z nimi!

W miejscu, w którym spadły uderzenia, na barierze pojawiła się siatka pęknięć! Ogromne istoty wzniosły się jeszcze raz i wspólnie zionęły długim, gorącym jęzorem płomienia, trafiając prosto w pajęczynę popękanej bariery!

Wpadły z impetem do środka, a wy zorientowaliście się, że każdy z nich jest większy od pałacu!

Coś było jednak nie tak...

Stworzenia przypominające Smoki leciały coraz wolniej i wolniej, aż w końcu... Zatrzymały się?!
To jednak nie wszystko. Jak okiem sięgnąć, wszelki ruch ustał.

Sily'a:

Wrzeszczące Elfy przestały krzyczeć, Widmo uciekało ze strachem wymalowanym na eterycznej twarzy,lecz zostało unieruchomione, wielkie, Smokopodobne bestie zawisły w powietrzu, zadziwiając, że coś takiego wogóle mogło unieść się w powietrze.

Wyglądało na to, że jedynie ciebie przegapiono w dziele zatrzymania czasu...

Coś dużego i czarnego wybiegło z pałacu! To Falkieri!
Jednak nie byłaś sama, zaś towarzystwo kota to już było coś.

Nagle kątem oka zauważyłaś jakiś ruch, a kiedy odwróciłaś się, zobaczyłaś kolejną eteryczną postać zmierzającą w twoim kierunku!
Szybko jednak zdałaś sobie sprawę z tego, że niematerialna kobieta zyskuje na materialności, by w końcu dość do ciebie w pełni żywa.


Była to ubrana na brązowo kobieta z długimi, kręconymi, ciemnymi włosami. Jej rysy były niezwykle delikatne.
Zauważyłaś, że Falkieri od razu polubił nieznajomą, patrząc na nią z podziwem i czcią.

~To Niralla-powiedział mentalnie. Tylko skąd kot to wiedział? Może zwierzęta wyczuwały swoją boginię?

Nie mniej jednak prawda była taka, iż bogini zdawała się być uosobieniem całej natury, zarówno flory, jak i fauny, choć zebrała tylko to, co najlepsze i najpiękniejsze.
A może to właśnie z niej wszystko to wypływało, zaś reszta była skutkiem ubocznym niedoskonałego świata?

-Oprowadzę cię po świecie przyszłości, lecz najpierw porozmawiajmy-powiedziała łagodnie, aksamitnym głosem, zaś jej brązowe, ciepłe oczy spojrzały na ziemię, z której wyrosły dwie rozłożyste rośliny. Na jednej usiadła Niralla.
Chwilę później pomyślała również o kocie, który dostał swoją roślinkę, bardziej rozłożystą, choć niższą.

-Jeżeli chcesz o coś zapytać, pytaj. Ja postaram się odpowiedzieć najlepiej jak potrafię-rzekła, głaszcząc Falkieriego.

Cień:

Wszystko zamarło, jakby pogrążone w wielkiej, lodowej bryle. Jednakże ty mogłeś poruszać się w zamarzniętej wodzie. Tylko czemu?
Czyżbyś był jedyną osobą w mieście, która zachowała tą umiejętność?

Nagle zauważyłeś ruch z boku, a kiedy obróciłeś się, zobaczyłeś starszego mężczyznę w dziwnym ubraniu, przyglądającego się domom z takim zainteresowaniem, jakby były architektonicznym cudem z diamentów.


-Hoho! Interesujące budownictwo! Jak ja żem dawno takiego nie widzieli! Nie sądzicie że?-zagadnął, nie patrząc na ciebie, po czym odwrócił głowę, spoglądając na ciebie piwnymi oczami, w których czaiło się rozbawienie.


Fass:

Ronir:

Kiedy rozpłatałeś swojego przeciwnika, dwaj kolejni byli już przy tobie, lecz ich ruchy były zdecydowanie mniej pewne.
W momencie, w którym ciąłeś po skosie, tamci odskoczyli zwinnie, a ty zorientowałeś się, że oni tylko czekali na okazję, w której mogliby uniknąć twojego ataku.

Początkowo byli za blisko, żeby próbować ucieczki, lecz teraz twój rozpędzony miecz sam cię hamował, zaś tamci rzucili się do ucieczki.

Szybko rzuciłeś się w pogoń, jednakże tamci byli dożo szybsi, zwinniejsi i już chwilę później zniknęli w trawach, oddalając się.
Gonienie ich mogłoby być samobójstwem, gdyż wszędzie mogły być bajora lub wciągające bagna.

Nagle usłyszałeś przeciągły krzyk, który skończył się jak cięty nożem...


Cesenni:

Borin:

Twoja sytuacja zdecydowanie nie prezentowała się ciekawie. Trzech mężczyzn przeciwko jednemu Krasnoludowi. Rachunek nie był równy. Nagle wyszedłeś zza skały strzelając, po czym schowałeś się, gdy tylko usłyszałeś szczęknięcie kuszy.

Usłyszałeś jak bełt przelatuje ci koło ucha, jednakże zdołałeś schować się za głaz, gdzie odłożyłeś kuszę i wyskoczyłeś z toporem, wbijając go w ziemię.

Kolejne małe trzęsienie wstrząsnęło ziemią, a w kierunku przeciwników poleciały wiązki elektryczności... ale zniknęły szybko. Ziemia nie należała do doskonałych przewodników prądu elektrycznego.
Ponadto tamci już przygotowali się na perspektywę kolejnego wstrząsu, więc jedynie zadrżeli lekko, choć mimo wszystko musieli poświęcić chwilę, by utrzymać równowagę.

Wtedy właśnie skoczyłeś do przodu, dostrzegając słabość. Ponadto zauważyłeś, że powaliłeś kusznika, który miał załadowaną kuszę. Drugi właśnie kończył ładować, choć musiał na chwilę przestać z powodu wstrząsu.

Oboje zauważyli, że tym razem to Krasnolud ma przewagę, więc schowali się za głazami, a ty usłyszałeś charakterystyczne kliknięcie. Dźwięk, że korbka kuszy już dalej nie pojedzie. Broń była naładowana.

Zmusiło cię to do powrotu do poprzedniego schronienia. Dwoma susami dotarłeś do miejsca, gdzie leżała twoja broń, po czym schowałeś się za głazem. Narazie byłeś bezpieczny. Narazie...
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 21-09-2009 o 00:17.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 21-09-2009, 18:57   #306
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Nie wiedziala co sie dzieje. Elfy szalaly. Ziemia.. Ziemia trzesla sie jakby miala zaraz peknac na tysiace drobnych kawaleczkow. Cos ich atakowalo. Cos potwornego co spadalo z nieba i zionelo ogniem. Nie chciala na to patrzec. Chciala uciec, wrocic do Alvaiena. Czy nic mu nie jest? Dlaczego Bezimienni nie reaguja. Moze jednak reaguja tylko ona tego nie widzi ani nie czuje. Ktos ja popchnal. I znowu. Gdzies podzial sie bladyn, z ktorym byla. Znow pchniecie. Widmo. Krew. Czula, ze powoli ogarnia ja obled. Przeciez tu bylo tak spokojnie, niemal nudno. Bylo tak jeszcze dzisiejszego dnia. Jeszcze chwile temu. Przeciez dopiero co spacerowala i przekomarzala sie ze swoim adoratorem. Dopiero co rozmawiala z Alvaienem. Dopiero co... Tu przybyla. Czy to naprawde bylo tak niedawno? Taka chwile temu? Ledwie dzien? Ten atak... Czy to.. Czy to mialo cos wspolnego z tym co planowal druid? Nie, nie wierzyla w to. Moze to ma cos wspolnego z tym co wedlug druida miali zamiar zrobic elfy? Nie, w to tez nie mogla uwierzyc... Nie, ona nie chciala w to wierzyc. Nie mogla... Nie.
Nagle wszystko ustalo. Zjawa, krzyki, elfy... Wszystko zamarlo niczym uciete ostrym nozem. Zupelnie jakby zostala wykrojona z czasu w ktorym sie to wszystko dzialo. Pojawienie sie Falka i Niralli przyjela dziwnie obojetnie. Nie ucieszyla sie nawet. Poprostu przyjela do wiadomosci koleja zmiane tego dnia. Bylo ich za duzo zeby zrobic na niej wrazenie.
Zajela swoje miejsce i nieco pustym wzrokiem spogladala na boginie glaszczaca kota.

- Nie. Tak. Sama juz nie wiem. Jest tyle pytan w mojej glowie. Tyle niejasnosci. Tyle watpliwosci. Co ja tu robie? Dlaczego sie tu znalazlam? Czym jest ta bron? Czy ten czas jest wlasciwy? Kto klamie, a kto mowi prawde? Czy On bedzie mnie pamietal jezeli to jest przyszlosc? Czy ja bede pamietac cokolwiek gdy wroce do rzeczywistoci. Czy to jest rzeczywistosc? Kim sa te istoty tam, na gorze? Jak je powstrzymac? Kiedy zgine? Jak do tego dojdzie? Czy swiat przetrwa? Co istnieje tam, po drugiej stronie? Kim teraz jestem? Co sie stalo z moimi towarzyszami? Co bedzie? Pytania... Mam ich tak wiele i tak niewiele z tego rozumiem. Wlasciwie nie wiem czy chce rozumiec cokolwiek. Czy chce wiedziec cokolwiek. Niewiedza jest taka prosta.. Taka latwa...


Mowila wpatrujac sie w dlon wykonujaca miarowe ruchy na futrze Falkieriego. Nawet nie czula sie zazdrosna. Co sie z nia stalo? Byla w szoku? Pewnie tak. Nie znala siebie takiej... powaznej. Zawsze byla radosna, szalona. Teraz... Byla inna, obca.

-Rzeczywiście. Sporo pytań. Postaram się odpowiedzieć po kolei.
Wszyscy zostaliście tu przeniesieni, byście mogli obejrzeć przyszłość. Tak będzie wyglądała, jeśli nie wykonacie zadania powierzonego przez Druida.
Tak jak mówiłam, jest to przyszłość, dość niedaleka, lecz kiedy wrócisz do właściwego czasu, twój opiekun nie będzie cię pamiętał, ale ty będziesz pamiętała.
One? To są Theviry, istoty starsze niż wasz świat i miejsce, w którym się znajduje. To przodkowie Smoków, nieśmiertelni pod względem starości i jedne z istot, na które działa szczególne prawo ewolucji.

To są tylko trzej przedstawiciele, a jest ich więcej. Cały Smoczy Wymiar przybędzie tutaj za sprawą Druida-zawiesiła głos, przygryzając wargę, zaś oczy jej zaśmieciły radośnie.
-Powstrzymać je można tylko zmieniając bieg czasu-podjęła po chwili.
-Nie mniej jednak to, kiedy zginiesz, zależy tylko od ciebie. Podobnie sprawa ma się sposobu odejścia.
Po drugiej stronie?-zasępiła się wyraźnie.
-Wymiar Wiecznego Spokoju...-mruknęła, po czym szybko zmieniła temat.
-Twoi towarzysze rozmawiają teraz z inną delegacją. Przykładowo Valara odwiedziła Syllina.
Na pytanie co będzie nikt ci nie będzie potrafił odpowiedzieć. Każdy z nas będzie mógł jedynie przedstawić co stanie się, jeżeli zaistnieją ściśle określone rzeczy, a to jest tak bardzo płynne...-
powiedziała, przyglądając się Thevirom.

- Czyli to wszystko mozna zmienic. No tak, rzeka. Zatem jezeli dobrze cie zrozumialam to co mialo tu miejsce nigdy nie nastapilo i jezeli sie postaramy to nie nastapi? On nigdy mnie nie spotka, nigdy nie zloze przysiegi, nigdy nie...

Duzo bylo tych nigdy i nieco za duzo dla niej.

- Zatem teraz powrocimy do..? Druida? Czy on bedzie wiedzial co sie z nami dzialo czy poprostu zostalismy wycieci z terazniejszosci i wcisnieci w przyszlosc tak, aby terazniejszosc o tym nie wiedziala?

-Jeżeli zmienicie, nigdy. Chyba, że i to zmienicie.
-Teraz... powrócicie do swoich czasów, ale najpierw wybierzecie.
Najpierw jednak was oprowadzimy. Po przyszłości i zobaczycie wszystko. Dopiero potem wrócicie.


- Zatem jestem gotowa.

To bylo klamstwo, ale i dalsze czekanie nie mialo sensu. Silya wiedziala, ze poki co tych informacji bylo za duzo. Potrzebowala czasu, spokoju, a tego nie miala. Czekalo na nia zadanie znacznie wieksze iw azniejsze niz to, ktore zlecil jej druid. Musi zrobic wszystko zeby ten scenariusz nigdy sie nie urzeczywistnil. Musi porzucic to miejsce i walczyc .. Niejako walczyc przeciwko swojemu panu, ktory panem juz nie bedzie. Walczyc przeciwko Alvaieniwi, ktory nawet jej nie bedzie pamietal. Byc moze nawet bedzie musiala stanac do walki z tym jasnowlosym elfem. To bylo okrutne i niesprawiedliwe, ale taki wlasnie byl swiat. Pozniej.. Pozniej .. Kto wie, moze nie bedzie tak zle.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 25-09-2009, 23:10   #307
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Borin wpadł na pewien ryzykowny pomysł. Nie miał czasu na wymyślenie czegoś lepszego, więc musiał polegać na swoich umiejętnościach, doświadczeniu i szczęściu. Wsadził topór na plecy, chwycił i naładował kuszę, poczym wychylił się lekko zza głazu, aby sprowokować kuszników do oddania strzału. Za pierwszym razem nic się nie stało. Krasnolud postanowił spróbować ponownie. Kiedy się wychylił po raz drugi, pocisk zaświszczał mu nad głową. Nie czekając na nic więcej rzucił się do biegu w kierunku sąsiedniego głazu, trzymając w gotowości kuszę na wypadek, gdyby pojawił się drugi strzelec. Nie widząc dalszych perspektyw na oddanie strzału postanowił przenieść się za kolejny głaz. Ten pęd okazał się błędem, czekający na niego kusznik chybił tylko parę milimetrów, zostawiając na policzku krasnoluda czerwoną linię. Mężczyzna dobiegł do kolejnego głazu, znajdując się zaledwie kilka metrów od swoich oponentów. Ponownie zaczął gorączkowo myśleć nad następnym planem. Musiał wykombinować coś szybko. Wiedział, że strzelcy wyczekują go, aż wyjdzie zza głazu. W końcu wpadł na pomysł. Chwycił butle, schowaną w pokrowcu przy pasie, odkorkował ją, a następnie oderwał kawałek swojego płaszcza, wpychając go w szyjkę butelki. Chwilę później podpalił materiał, odczekał chwilę i wyskoczył zza głazu od strony, z której przybiegł, wiedząc, że strzelcy spodziewają się, że zacznie biec dalej. Gdy tylko się wyłonił zza głazu, cisnął butelką w miejsce, gdzie wydawało mu się, że są jego przeciwnicy. Następnie wrócił na swoją pozycję obserwując efekty swojego dzieła.

-„Taka dobra gorzała…”- przemknęło mu przez myśl.

Dźwięk tłuczonego szkła i krzyk człowieka. Stonearm wyjrzał delikatnie zza skały i zobaczył biegającego w amoku mężczyznę z mieczami. Oznaczało to, że kusznicy dalej żyją…
W jednej sekundzie wpadł na kolejny pomysł jak wywabić ich z kryjówki. Ściągnął swoją torbę i rzucił nią za głaz. Przyniosło to zamierzony skutek. Wrogowie pomyśleli, że to on wybiegł z kryjówki. Zanim jednak zdążył wychylić się i strzelić w jednego z odsłoniętych przeciwników, jednak zanim to zrobił, do jego uszu doszły stłumione wrzaski, a na jego twarz skapnęła krew.
W pierwszej chwili pomyślał, że to on został ranny, jednak po szybkich oględzinach upewnił się, że jest cały. Wychylił się lekko, aby zobaczyć co się stało, jednak nic nie zobaczył. Płonący mężczyzna nadal biegał i krzyczał. Krasnolud postanowił ukrócić jego męki i strzelił do niego z kuszy. Wiedział też, że musiał go zabić, aby móc bezpiecznie zbadać sytuację. Mężczyzna padł od jednego pocisku, dzięki czemu na placu zapadła grobowa cisza. Borin zaczął nasłuchiwać, starając się określić czy ktoś chowa się za skałami, jednak nic nie usłyszał.
Postanowił zbadać sprawę z bliska i ruszył powoli i cicho w kierunku kolejnego głazu z kuszą w gotowości. Nagle wiatr przemknął pomiędzy skałami, zawodząc demonicznie. Przy akompaniamencie swądu palącego się ciała oraz dziwnej jasności promieniującej z ciała, kamienie rzeczywiście nabrały wygląd kurhanów.
Jednak niczego nie zauważył... Nagle krasnolud poczuł na sobie czyjś wzrok!

- Skończmy tę dziecinadę! Pokaż się kimkolwiek jesteś! – krzyknął, rozglądając się dookoła, jednak nie usłyszał odpowiedzi.

Wojownik ostrożnie zaczął się cofać w kierunku swojej torby, aby ją zabrać. Kiedy przy niej stanął, poczuł na karku lodowaty oddech. Natychmiast skoczył do przodu i odwrócił się w tył, jednak nikogo tam nie było.

- „Uspokój się… To tylko pieprzona wyobraźnia!”

Chwycił swoją torbę i podbiegł do najbliższego głazu, stając do niego tyłem i rozglądając się po okolicy. Po sekundzie ponownie poczuł na plecach chłód. Tym razem postanowił zadziałać natychmiast- wziął zamach i uderzył kolbą kuszy w tył. Wziął tak mocny zamach, że obrócił się o 180 stopni, nie napotykając żadnego oporu.

- Pokaż się, upiorze czy jakim cholerstwem tam jesteś!- idąc powoli, co jakiś czas odwracając się, z gotową do strzału kuszą.

Po tych słowach zjawa zmaterializowała się znikąd.

- Więc... Będziesz tak za mną łazić, czy powiesz o co ci chodzi?


Eteryczna postać rozpłynęła się w powietrzu, znikając. Ruch pojawił się z boku, ale mało przypominał upiora. Podobnie z głosem.
Owa postać chichotała jak opętana, zbliżając się powoli od strony miejsca, z którego Borin wszedł na plac.
Krasnolud wiedział, że jeżeli jest to zjawa, nie ma szans na przebicie jej bełtem, odskoczył w tył, odłożył kuszę i chwycił za topór, który momentalnie rozbłysnął wiązkami elektryczności.

-Mów, czego chcesz!

Ów postać roześmiała się jeszcze bardziej, łapiąc się za brzuch. Zapewne był to mężczyzna, który nie mógł się powstrzymać od śmiechu.
Kiedy wydawało się, iż stosunkowo się uspokoił, wybuchł kolejnym, niekontrolowanym śmiechem, który nie pozwalał mu iść.
Krasnolud szybko pozbierał swoje rzeczy i ruszył ostrożnie do wyjścia, cały czas obserwując śmiejącą się zjawę. Miał nadzieję, że zjawa nie wyjdzie poza teren rzekomego cmentarzyska. Po wyjściu z placu ruszył szybszym krokiem w kierunku karczmy, co jakiś czas odwracając się za siebie. Śmiechy zjawy towarzyszyły mu jeszcze przez jakiś czas, aż w końcu ucichły.

-Co za popieprzone miejsce…- mruknął- Oby w karczmie mieli coś mocnego.
 
Zak jest offline  
Stary 29-09-2009, 16:46   #308
 
wojto16's Avatar
 
Reputacja: 1 wojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumnywojto16 ma z czego być dumny
Po mieszaninie tysięcy wrzasków ta nagła cisza niemalże drażniła uszy. Tłumy elfów z szeroko rozdziawionymi ustami przypominały aleje posągów wykonanych przez niezwykle uzdolnionego rzeźbiarza, którego dzieła były perfekcyjnym odwzorowaniem mieszkańców tego świata. Porównania do sztuki na tym się nie kończyły. Ściany domostw okalających posągi zdobiły krwawe desenie o kształtach niezwykle zróżnicowanych. W kompozycję nieruchomego obrazu włączone zostały elementy katastrofizmu i dekadentyzmu w postaci ognia z nieba, a także ciemnych „smokopodobnych” kształtów na niebie. Efekt potęgowały rozczłonkowane elfy na ulicy wbrew swej woli malujących wspomniane desenie. Po namalowaniu tego nic, jeno wkleić obok wyrazu „Apokalipsa”.

Cień nie przywiązywał znacznej wagi do sztuki jakiegokolwiek rodzaju. Ale potrafił wychwycić najdrobniejsze detale obrazu wyraźnie odcinające się od reszty. Takim niepożądanym elementem był starzec kroczący wzdłuż ulicy pochłonięty obserwacją miejscowych zabudowań (ewentualnie zdobiących je deseni). Nosił on białą kapotę, długą aż do kostek, zdobioną kilkoma zaledwie prostymi wzorami. Lekko spiczaste nakrycie głowy przysłaniało uszy pasmami białego materiału.
- Ho ho! Interesujące budownictwo! Jak ja żem dawno takiego nie widzieli! Nie sądzicie że?
Miast opinii, ze strony Cienia usłyszał tylko świst. Sztylet przeciął powietrze i znalazł się naprzeciw twarzy najemnika. Twarzy wyrażającej wściekłość. Sam fakt, że starzec chadzał sobie po ulicach, gdy wszystko dookoła zastygło, był niezbitym dowodem wskazującym na sprawcę nadzwyczajnego zjawiska.

- Kolejne słowa waż ostrożnie, bowiem męczy mnie widok manipulatorów ciskających mną po odległych zakątkach świata. Jeśli zaliczasz się do tego pieprzonego grona mogę powitać cię tylko jednym. Stalą – wycedził Cień.
- Ty smarku! Niewdzięczny, niewychowany chamie! Na człowieka starszego nóż wyciągać? Bez szacunku! Dobrze ci radzę, synku, schowaj tą twoją... "stal", zanim się rozeźlimy – wykrzyczał starzec ze złością w oczach.
- I kto to mówi. Patrzcie go, chama. Czas zatrzymuje, ludzi chuj wie gdzie wstrzymuje, a do tego tylko architekturę obserwuje nawet słówkiem nie racząc napomknąć kto zacz i czemu – nie spuścił z tonu mimo świadomości ryzyka. Skoro mężczyzna zdołał zatrzymać czas to takich zwyczajnych ludzi jak on mógł zamienić w krwawą plamę jednym gestem. Przed oczami stanęła mu scena śmierci Sualira. Bezimienni raczej nie potrafili manipulować czasem.
- Dobrze... Jeżeli chcieć informacji, łaską będącą, nie chcesz, zaś starca szargasz, żegnaj – rzekłszy to starzec skierował się w stronę jednej z uliczek.

Pomimo złości wciąż drążącej jego umysł jego uwadze nie uszło to, że starzec prawdopodobnie był jedyną osobą, która mogła mu wszystko wyjaśnić. Opanował się.
- Czekaj! Dobra, przepraszam za ostre słowa, ale naprawdę męczą już mnie te manipulacje i rzucanie w różne miejsca.
Na znak dobrej woli schował sztylet, ale wciąż prześladowały go uciążliwe myśli. Przeczucie popełniania głupiego błędu.
- Lepiej. Dużo. Jestem tutaj, by zapętlone rozpętlić. Co chcesz wiedzieć, powiedz.
- Więc kim jesteś i gdzie teraz jesteśmy?
- Moja osoba twoim patronem jest i protektorem. Miejsce, a raczej czas spotkania naszego to przyszłość.
Przyszłość. To słowo powtarzał w myślach kilkakrotnie i za każdym razem brzmiało równie niezwykle. Spotkało go ostatnio wiele dziwacznych przygód, po których obiecywał sobie już niczemu się nie dziwić. Zawsze łamał obietnice, te dane samemu sobie też.

- Chwila. Eee... kurde – mówił lekko roztrzęsionym głosem, gdzieś zanikł jego nieodłączny spokój ducha - Sam nie wiem o co zapytać. Zbyt duży wybór. No to… no to będzie takie. Jako mój protektor i patron nosisz jakieś imię oraz pełnisz jakąś inną funkcję?
- Jak każdy haelanid... to znaczy, jako każdy Bóg, za aspekt jakiś odpowiadam. Dziedziną moją zmiany są, a imię moje, po waszemu Nyaviran.
Bóg? Kompletna niedorzeczność. Ale przecież nawet będąc wszechpotężnym magiem nie posiadłby mocy manipulacji czasem. Musiał być kimś więcej niźli ordynarny człowiek.
- Czyli jesteś bogiem. Raczej nie mam w was wiele wiary, ale... Hmm. Z tym wiąże się moje drugie pytanie. W jakim celu tutaj się znalazłem? W przyszłości.
- Żeby zobaczyć - odpowiedział krótko.
- Zobaczyć... zobaczyć... Ha! Już wiem. Druid Alaron twierdził, że zawiodłem w misji odszukania Serca Nocy, choć nic mi o tym nie było wiadomo. Obserwuję teraz konsekwencje porażki w tej misji, tak?
- Zgadza się. Tak świat wyglądać będzie, jeśli przedmiotu znaleźć nie zdołacie. Cenne to dla Bogów również, więc dziwić się interwencji nie możesz. Konsekwencją my nawet istnieć przestaniemy.
Znów powrócił do odbytej jakiś czas temu rozmowy ze swą niedoszłą ofiarą. Powiązał to z informacjami wyciągniętymi od Armivira.
- Akkerah, prawda? – powiedział cicho, niemal szeptem - Jego moc jest naprawdę aż tak ogromna?
- Tak. W osobie własnej on.
- A te smokopodobne istoty. Druid mówił coś o powierzeniu wszystkiego jego "łuskowatym" przyjaciołom. To on był odpowiedzialny za ten atak?
- Sam osobiście wspomóc go wspomógł. Meteor jego był zasługą. One to Theviry – wskazał złowrogie stworzenia.
- Jakiż to cel mu przyświecał? Tego typu metody zaliczają się do ostatecznych. Niszcząc to miasto niczego by nie zmienił.
- Eliminacja to przyczyny katastrofy.
- Co to znaczy?
- One to siłę sprawczą uwolnić planują. W zamiarach niewinnych.
- Zwiększenie swojej odrębności. Dziwne to rzeczy się dzieją z powodu takich drobiazgów. To jeszcze pragnąłbym się dowiedzieć o tym całym Akkerahu. Na razie wiem tylko o jego pochodzeniu z innego świata oraz potędze.
- Bóg to wygnany jest. Za jedność i łączenie on odpowiadał. Zdolności swoich nie stracił, na nieszczęście nasze.
- Za co został wygnany?
- Nie jest to istotnym.
- Niech ci będzie. Po prostu ciekaw tego byłem. Aha. I jeszcze. Co wiesz o widmie kobiety grasującym w mieście?
- Niegroźnym ona wyzwaniem. Starsza ona od miasta tego i nieszczęśliwa biedaczka.
- Nieszczęśliwa? Biedaczka? – zabandażowane ramię znów zaczęło pulsować bólem - Dlaczego?
- Bo za winy własne przez Bogów skazana. Kobietą piękną dawniej była.
- Może pomińmy tego typu smuty o ludzkich nieszczęściach i przejdźmy do tego co naprawdę mnie interesuje. Jak z takimi upiorami się uporać?
- Zranić można jedynie, choć wtedy tylko, gdy skóry obcej dotyka. Do bólu ona nienawykła bardzo.
- Jeszcze chciałbym tylko wiedzieć co z moimi towarzyszami.
- Również z patronami swoimi rozmawiają.
- Co z orkiem Garlukiem? I niejakim Alemirem?
- Ork? Sprawa przykra. Przez duchy pokonany został. Nie te siły co trzeba obudził. Ten drugi również ze swoim patronem rozmawia.
- Garluk... nie żyje? - spuścił głowę. Śmierć była blisko orka nie dlatego, że nawiązywał kontakt z umarłymi. Po prostu była blisko. Znów powróciło wspomnienie snu podczas nocy spędzonej w Aflonie. Koniec był bliski.
- Jak ma na imię tamta wróżka z kotem? Przed chwilą ją widziałem.- to pytanie zadał w celu nakierowania się na trochę mniej pesymistyczne tory. Towarzyszka podróży, obojętność, była tylko pozorem.
- To Sily'a. Bardzo miła osoba.
- A imię tego jeszcze jednego, którego widziałem tylko przelotem?
- Chodzi o Valara?
- Pewnie tak. Mam przeczucie, a raczej wiem, iż on już długo nie pożyje. Miałem sen. Była w nim śmierć. Nachodziła ona kilka osób poznanych przeze mnie dopiero później. Z tych wszystkich osób z owego snu żyję tylko ja i ten cały Valar. Będę szczery. Wkrótce umrę i jestem tego pewien. J- słyszalnie przełknął ślinę, to pytanie przechodziło mu przez gardło z ogromnym wysiłkiem - jak będzie wyglądało po drugiej stronie?
- Mam mówić prawdę czy ładne słówka?
- Prawdę.
- Akkerah najbardziej nienawidzi Nekromantów Boga oraz Salvadora samego... Z resztą na oczy własne zobaczyć miejsce zobaczysz.
- Wykonawszy tę misję zapracuję sobie na zbawienie i odpuszczenie życiowych zbrodni?
- Zobaczysz.
„Miało być bez pięknych słówek” – pomyślał z goryczą.
- Masz dla mnie jakieś wskazówki? Gdzie powinienem się udać i zacząć szukać?
- Energia do wykrycia niemożliwa jest.
„Też mi bogowie. Sami nie wiedzą gdzie co leży w wykreowanym przez nich świecie.”
- W takim razie to wszystko. Możesz posłać mnie do mojego czasu?
- Jeszcze nie. Pokazać ci coś muszę.
 
wojto16 jest offline  
Stary 30-09-2009, 18:24   #309
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Cesenni:

Borin:

Ciemna noc otuliła niską postać tak szczelnie, iż wydawało się, że efekt był podobny do przebywania pod ziemią.
W końcu jednak ukazała się dosyć rozległa polana porośnięta trawą. Gdzieniegdzie porozrzucane były małe kamyki, lecz na tyle duże, iż dało się je zauważyć nawet w ciemnościach.

Było tu jednak coś, co zainteresowało Krasnoluda. Była to solidna, kamienna karczma, która wciśnięta została w zbocze górskie.

Do owego budynku Krasnolud musiał pokonać jedynie łagodny spadek, co nie miało prawa przysporzyć żadnego problemu, więc pomimo odległości, cel został osiągnięty bardzo szybko.

Wnętrze było jednak odległe od zimnego pomieszczenia. Wewnątrz panował niezwykły gwar, przepełniający pomieszczenie wyłożone drewnem.
Było ono nieco stare i w wielu miejscach wyszczerbione lub pęknięte, lecz mimo wszystko, wnętrze było zadbane na tyle, na ile pozwalał tłum niskich, ale barczystych ludzi.

Pod sufitem wisiał żyrandol tak ogromny, że potrzeba było przypięcia go do sufitu solidnymi, choć jednocześnie zdobionymi łańcuchami ze stali.
Tak wielkie źródło światła sprawiało, iż w dużym pomieszczeniu panowała jasność porównywalna do jasności dnia.

Były tam również stoły, zarówno obszerne jak również małe, kilkuosobowe, zaś naprzeciwko drzwi, w dużym oddaleniu, znajdowała się lada. Stał za nią człowiek bardzo przypominający Krasnoluda.
Co prawda był on od niskiej rasy, nieco wyższy oraz szczuplejszy, jednakże długa broda na surowej twarzy wręcz zmuszała do skojarzeń.


Fass:

Ronir:

Kiedy bitwa zakończyła się, Ronir postanowił odmówić kolejną modlitwę.

"Lamilidinie, panie mój. Daj mi poznać co jeszcze niepokoi to miejsce - co było powodem tego przerażającego ludzkiego krzyku? Chcę wiedzieć, chcę to zobaczyć. Chcę szerzyć sprawiedliwość wszędzie gdzie jest potrzebna, więc powiedz mi, czy powód tego krzyku również wymaga interwencji sługi twojego?"

Kiedy jednak rozejrzał się, niczego nie zobaczył. Najwyraźniej jego bóg nie mógł nic na to poradzić bądź mu się nie chciało.
Jedynie wiatr uginał trawę, poruszając nią w sposób, który przypominał falowanie oceanu, natomiast Paladyn stwierdził, że wykonał swoje zadanie.

Natychmiast ruszył w kierunku, w którym jechałeś jeszcze przed atakiem. Noc rozgościła się już na dobre, szczerząc się do ciebie rzędami gwiazd z ogromnymi przerwami pomiędzy nimi.

Nagle usłyszał stukot końskich kopyt, nadjeżdżających z naprzeciwka, tak jak poprzednio.
Chwilę później dostrzegł już zarys zwierzęcia, lecz nie miało ono nikogo na grzbiecie.
Szybko zbliżył się do Ronira, a ten zobaczył, że to ten sam, który uciekł przestraszony przez zbójów!

Zatrzymał się przy Paladynie, który dokonał oględzin, które usatysfakcjonowały go do pewnego stopnia. Nie miał on żadnych ran.
Dlatego też szybko wskoczyłeś na konia, podążając ku celowi kłusem, gdyż na nic więcej nie pozwalała widoczność.

Podczas jazdy obserwował ruch księżyców na niebie. Jeden, choć wschodził później, poruszał się szybciej i przebył już ćwierć drogi, kiedy Ronir ujrzał budynek, a w nim światło! Od razu rozpoznałeś w nim karczmę, do której podjechał, po czym przywiązał konia.

Kiedy Paladyn wszedł do środka, uderzyła go niezwykła jasność. Prawdę mówiąc był to jedynie półmrok, który wydawał się jasnością w otaczającej, do tej pory, ciemności.
Owe światło na całe pomieszczenie dawał rozległy, metalowy żyrandol o ciemnym kolorze z przebłyskami rdzy, w którym umieszczone były proste, wręcz toporne klosze z dużymi i grubymi świecami, palącymi się powoli.
W tym świetle podłoga zdawała się być ciemniejszą niż w rzeczywistości, szczególnie mając na względzie szpary pomiędzy źle dopasowanymi deskami trzeszczącymi pod każdym krokiem.

Mimo wszystko wydawały się one, o dziwo, w lepszym stanie niż deski pokrywające ściany. Były one podziurawione i nadpalone, co świadczyło o tym, iż to miejsce widziało już burdy.
Duże stoły zdawały się dopełniać obrazu oberży. One były w jeszcze gorszym stanie. Niektóre były nawet lekko popękane. Stojące przy nich krzesła były w podobnym stanie. Niektóre miały powyłamywane nogi i pozbijane gwoździami. Podobnie miały się ich oparcia. Nieliczne były całe, lecz mimo wszystko i tak sfatygowane.

Siedzący na nich ludzie w większości wydawali się takimi, którzy mogliby owe zniszczenia spowodować. Byli to rośli mężczyźni rechoczący przy nadmiarze piwa spływającego po ich zakazanych pyskach.
Sam karczmarz nie wydawał się inny.
Nie mniej jednak było kilka osób odstających od podobnego otoczenia.

Należała do nich kobieta, spoglądająca na wszystkich z jawną nienawiścią w oczach, chłopak, którego można spokojnie nazwać "gadem" lub "wężem" czy starzec pogrążony w swoich myślach oraz jego towarzyszka w białych szatach.

Ronir rozejrzał się po pomieszczeniu, a następnie podszedł do oberżysty.

-Dobry człowieku. Znajdzie się wolny pokój?

Karczmarz, niewątpliwie uczestnik burd, spojrzał na niego znad płaskiego, złamanego nosa, zaś jego krótko ostrzyżone włosy dawały idelany wgląd na blizny pokrywające jego płaską twarz.

-Za odpowiednią cenę, to nawet Wiesiek da ci dupy-powiedział, zionąc oparami alkoholowymi, od których przelatująca mucha, jedna z licznych, zdawała się upić, siadając na blacie.

Usiadła na kilka cali od ręki paladyna, nie spodziewała się że dłoń okryta płytową pięścią może się tak szybko poruszać.
Dało się słyszeć głuche uderzenie rękawicy, kiedy Ronir zabijał uporczywego owada.

-A dla paladyna, państwowego urzędnika jaka to będzie cena za nocleg?-zapytał wwiercając wzrok w karczmarza.

Oberżysta rozejrzał się, natomiast jego wzrok spoczął na jednym ze stolików, pełnym od rubasznych zbirów.

-Oferta specjalna. Dwadzieścia Florenów-smarknął gwałtownie na podłogę przed ladą, o którą się opierał.

Paladyn zrobił jednak coś, czego karczmarz się nie spodziewał. Bez słowa postawił pieniądze na ladzie.

-Klucz proszę.

Rozmówca wlepił swoje ciemne oczy w srebro leżące na ladzie, po czym zgarnął je zachłannie, rzucając zardzewiały klucz.

-Tamte drzwi-wskazał skrzydło znajdujące się po lewej stronie, poza kończącą się ladą, do których opancerzony mężczyzna podszedł.

Jednakże kiedy zmierzał w stronę wejścia, poczuł na sobie wzrok, a kiedy odwrócił się, zobaczył, że oprócz spojrzeń oprychów, patrzył na niego również starzec z długą brodą, zaś w jego oczach kryło się rozbawienie. Wyglądał jak doskonałe przeciwieństwo swojej towarzyszki.
Jego czarna szata kontrastowała z białymi włosami, natomiast czarne włosy kobiety odcinały się na tle białej szaty.
Co dziwne, owa przedstawicielka płci pięknej, rozglądała się dookoła, jakby czegoś szukała, natomiast starszy mężczyzna przyglądał się jej i tobie z rozbawieniem.

Ronir posłał jedynie ostre spojrzenie w kierunku starca, po czym kontynuował wędrówkę w kierunku pokoju.

Po otworzeniu drzwi stwierdził, iż przed sobą widzi schody prowadzące na górę, jednakże były one mocno niepewne. W tym przekonaniu utwierdził go pierwszy krok jaki zrobił.

Deska zajęczała głucho, grożąc złamaniem się, ale kiedy szedł bokiem, schody zachowywały się w miarę normalnie.
Finalnie doprowadziły go na pierwsze piętro, gdzie znajdowały się cztery ponumerowane wejścia.
Spojrzał na klucz.
Nie miał żadnego oznaczenia, więc spróbowałeś z drzwiami do pierwszego lepszego pokoju.

Kiedy włożyłeś tam kawałek metalu i przekręciłeś, zamek szczęknął. Miał szczęście.

Kiedy otworzył drzwi, zobaczył fatalnie utrzymany pokój. Górna część ścian i praktycznie cały sufit były pokryte grzybem co ledwo dało się zauważyć dzięki oknu, przez które wpadał nikły blask.

Nie mniej jednak dawało się zauważyć jedynie zarysy mebli, wśród których dostrzegł małą szafę, łóżko oraz szafeczkę, na której stała świeczka, a przynajmniej tak się domyślałeś.

Postanowił podejść do niej, lecz, potknął się o coś, lecz było zbyt ciemno byś mógł stwierdzić, jednakże podejrzewał, iż był to dywan.
Okazało się, że twoim celem był świecznik z częściową wypaloną świeczką, choć nigdzie nie było niczego, czym mógłbyś ją przypalić.

Powoli podszedł do drzwi, które zamknął na klucz, po czym przysunął zadziwiająco lekką szafę. Była na tyle ciężka, iż miał z tym lekkie problemy, lecz ze względu na to, iż była pusta, dał radę, zastawiając nią drzwi.

Po przesunięciu zdjął pancerz, umieszczając go przy ścianie pod oknem, lecz za głową łóżka, na którym zaczął medytować.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi.

-Dzień dobry mości rycerzu światła. Czy mógłbyś przez chwilę zabawić rozmową starca?-umęczony głos starego człowieka dochodził z korytarza.


Kafalin:

Sily'a/Cień:

-Spójrz-odezwali się wasi patroni, po czym zniknęli, zaś wy wznieśliście się w powietrze, oddalając się lekko od miasta.

Nagle czas ruszył z miejsca, ukazując setki lub tysiące małych punkcików biegających chaotycznie po mieście, zaś Theviry równocześnie runęły na pałac z płomieniami gotującymi się w pysku.
Wydawało się, iż lichy budynek nie przetrzyma ataku, lecz... Smoki zderzyły się z barierą!

Pole ugięło się tak mocno, że niemalże strąciło wieżyczki pałacowe, po czym powróciło do poprzedniego kształtu!

Chmury na niebie gwałtownie zawirowały, promieniście rozwiewając czerwień po niebie, by po chwili zmieniło się ono w czerwone piekło. Obłoki zdawały się płonąć, natomiast powietrzem wstrząsnęła prawdziwa wichura, bardzo szybko nabierająca kształtu małego huraganu!

Theviry ponownie przypuściły atak, lecz bariera znowu wytrzymała, choć z większym trudem.
Potężne trzęsienie ponownie zaczęło wstrząsać ziemią, niszcząc chwiejące się budynki.
Huragan zrobił się ogromny, a kiedy zetknął się z silnie drgającą ziemią, zaczął wciągać gruzy.
Płonące niebo wydało ogłuszający ryk towarzyszący pierwszym piorunom.
Smoki zaatakowały ponownie, coraz mocniej chwiejącą się barierę.
Budynki na ziemi niemalże podskakiwały.
Z nieba spłynął ognisty deszcz, sprawiając, iż miasto ogarnęła pożoga.
Pioruny, uderzające raz po raz niszczyły budynki i zabijały ludzi.
Huragan pochłonął tak dużą ilość kamienia, że przerodził się w kamienny wir.
Żywioły i Theviry zaatakowały razem.
Bariera pękła, a pałac przestał istnieć w przeciągu sekundy.


Żywioły nie przestały szaleć, lecz Theviry odleciały, przenosząc się do innego miasta.

Wy wisieliście w powietrzu zapełniającym się od oparów palonego mięsa i gruzów.
Patrzyliście z góry na miasto Elfów zniszczone w niespełna minutę. Pełne od gruzów, płonące, martwe.

Nagle powietrze poruszyło się, zaś gruzy pałacu w jednym miejscu wystrzeliły w górę, ujawniając słaniającą się na nogach postać. Była bardzo słaba, co wydać było na pierwszy rzut oka.

-Co ty tu robisz?!-syknęła ostro Niralla, zaś postać spojrzała w górę...
To była ta martwa kobieta, która przybyła do tego świata razem z drużyną! Tylko poprzednio była trochę bardziej nieżywa niż obecnie.

Wy widzieliście jak mała postać wygrzebuje miecze spod kamieni, po czym chowa je do pochw.

Czas zdawał się przyspieszyć, natomiast kataklizmy zdawały się oddalać. Zapadła noc, potem nastał dzień, noc, dzień, noc, dzień. Prawie tydzień przeminął, zaś miasto raziło pustką, a kiedy ponownie zapadła noc, stało się coś dziwnego.

Gruzy zamku zniknęły, przekształcając się w... właśnie, w co? Postać ta przypominała połączenie wszystkich istot jakie kiedykolwiek chodziły po świecie, przez co wyglądała... nijak.

Na horyzoncie pojawiły się armie, a kiedy się zbliżyły, zidentyfikowaliście mrocznego, posępnego Salvadora. Tuż za nim szła jego elitarna gwardia Kostuch.
Siły te składały się jednak głównie z Wampirów, choć były również zombi, chodzące szkielety czy duchy.

Z drugiej strony nadchodziła dziwna postać, którą można było uznać za Druida tylko dzięki zastępom zwierząt i żywiołaków, idących za nim, czy latających w przestworzach.


Za kolejną postacią, bardzo przypominającą Druida, podążały rozmaite bronie oraz dziwne machiny, lecz nim zdążyliście się przyjrzeć innym armiom, nadciągającym z różnych miejsc, krajobraz rozmył się i zniknął...
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 02-10-2009, 18:31   #310
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Gdy tylko rozpoczelo sie dzielo zniszczenia Silya zamknela oczy. Chciala pamietac to miejsce takim jakim bylo zanim zaatakowaly je Theviry. Bala sie, ze gdy spojzy w dol zobaczy osoby, ktore zdazyla poznac i polubic lub nawet pokochac.

~ Okropne...

Pokiwala glowa. Coz innego miala zrobic lub powiedziec? Czula sie taka bezsilna. Powtarzane w myslach..

to tylko pokaz, to tylko pokaz, to tylko....

.. jakos nie chcialo dzialac. Niemal czula bol tych, ktorzy gineli pod jej stopami. Zrobi wszystko by temu zapobiec. Wszystko poswieci. Jezeli bedzie to w jej mocy powstrzyma te istoty. Nie wiedziala jak.. Wiedziala tylko, ze nie ma innego wyjscia.
Dni i noce plynely jedno po drugim. Pojawily sie armie. Nie kazano jej jednak ogladac przebiegu ich bitew. Swiat zniknal, a na jego miejsce pojawil sie...


Las. Cudownie zielony. Cudownie magiczny las pelen paproci i magicznego swiatla. Dziennego swiatla. Tym jednak razem bez zalu pozegnala sie ze swoimi magicznymi rozmiarami. Za duzo wspomnien.
Z przyjemnoscia przejechala dlonia po omszalym pniu najblizszego drzewa. Glos bogini jej nie zdziwil.

- Tak wygląda życie po śmierci. Dla ciebie jest to las, dla innej osoby wygląda to zupełnie inaczej, ale... tu jest pusto.
Ile czasu byś nie spędziła, nie spotkasz żadnej osoby.
Wszystko jest efektem działań Akkeraha, boga zjednoczenia. Od dawna dusze po śmierci nie napływają do tego miejsca. Napływają one do Akkeraha, z którym się łączą, wykonując jego polecenia...


Naplywal jednoczesnie z nikad i z kazdego lesnego zakamarka.

- Zatem.. umarlam?

Zapytala niepewnie. Nie czula sie martwa. Z drugiej strony skad miala niby wiedziec jak powinna czuc sie istota, ktora stracila zycie. Nigdy tego przeciez nie probowala.

-Nie, tak wygląda to miejsce. Teraz już wiesz jak to wygląda. Zaraz zostaniesz przeniesiona do właściwych czasów, ale mnie nie będzie z tobą w tej formie, w jakiej z tobą byłam. Chcesz coś jeszcze powiedzieć? O coś zapytać?

Silya spogladala na widniejaca w oddali sciezke. Zastanawiala sie nad pytaniami.

- Tak. Nie odpowiedzialas mi na pytanie dotyczace tej szabli..

Wskazala na przedmiot przypiety do pasa.

-To broń wielopokoleniowa. Wiele razy była przekazywana. Ma dużą siłę, lecz nie potrafię jej rozpoznać. Nie leży ona w mojej dziedzinie.

- Zatem nie mam juz innych pytan.


Swiat wokol nij ponownie zawirowal, a gdy odzyskala zdolnosc normalnego widzenia zobaczyla.. lake. Nie, to nie bylo wlasciwie okreslenia. Raczej polac zieleni ciagnaca sie az po horyzont, ktory stanowila rzeka. Niebo bylo pogodne jezeli nie wliczalo sie kilku bialych klebuszkow chmur.Sielski widok po tym co miala okazje widziec w miescie Wysokich elfow sprawil jej chyba wieksza przyjemnosc niz las, ktory pokazala jej bogini. Co wazniejsze jednak, nie byla tu sama.

- Witajcie. Ladnie tu.

Usmiechnela sie do Rudej i mezczyzny, ktory towarzyszyl im na pierwszym spotkaniu z krolem.

- Ciesze sie, ze jednak zyjesz.

Zwrocila sie do kobiety.

- My sie chyba nie znamy. Jestem Sily'a.

Slowa te skierowala do mezczyzny.

- Wiecie moze gdzie jest to "tu"?
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172