Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2009, 19:46   #186
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
- Tutaj... nie spodziewamy się Mesjasza - mruknął gorzko szames, ale sięgnął między fałdy chałata, dobywając pęk kluczy.
- Zostań - warknął ostro do swojego psa, który próbował się wcisnąć przez drzwi.

Mareczek szarpnął się w stalowym uścisku kultystki i wydarł się wniebogłosy, kiedy dziabnęła go pilnikiem. Pies szamesa wstał i zjeżył sierść. Rozwarł paszczę i... Grześ miał obawy, że zwierzę zaraz przemówi, pełnymi zdaniami i gramatycznie, piękną polszczyzną, albo - nie daj Boże - trzynastozgłoskowcem, ale nie. Pies najzwyczajniej, po psiemu, zawarczał na kultystkę, obnażając wielkie, śnieżnobiałe kły.

Kiedy Jola puściła jęczącego "no co wy, no co wy?" młodocianego eterytę, pies uspokoił się momentalnie. Położył się, układając kosmaty łeb na przednich łapach i zdawał się spać.

Zadowolona z siebie Jola poprawiała makijaż. Dagmara obklejała palec urażonego eteryty plasterkiem dobytym z głębin torby. A Grzesiu, błogosławiąc tę chwilę ciszy, jaką dała mu nieobecność hermetyka i jego trajkoczącego, przemądrzałego sierściucha, rozłożył laptop w celu obejrzenia sobie krótkiego seansu filmowego.

Ze śladów już zdążył wydedukować, że odwiedzający świątynię jest mężczyzną. Toteż zdziwił się niepomiernie, gdy film rozpoczął się od zbliżenia na twarz ciemnowłosego chłopca.

A potem, w planie amerykańskim, Grzesiu zapoznał z modą dziecięcą sprzed dziesięcioleci - nader kretyńskim marynarskim ubrankiem chłopca, a także z tym, na co dziecko patrzyło.


- Frederik! Paniczu Stiller! - rozległ się kobiecy głos z silnym francuskim akcentem. Chłopiec odwrócił głowę i scena się skończyła.

Kolejna przedstawiała brukowaną ulicę, blady świt pełznął między budynkami. Na kamieniach bruku i latarniach lśnił mróz. Szames owinięty w kożuch, z czapą nasadzoną głęboko na uszy, szedł ulicą i trząsł drewnianą kołatką. Przy niektórych domach przystawał i pukał w zamknięte okiennice. Mróz puszczał. Za plecami szamesa drzewa wypuszczały pąki i liście, budziły się gwałtownie, by po chwili pokryć się brązem i czerwienią jesieni, znów zrzucić szaty i znów zasnąć pod śniegiem.

Gdziekolwiek przebywał obecnie Frederik, potomek Jaśnie Oświeconej hermetyckiej rodziny Stillerów, to miejsce nie znajdowało się w szeroko pojętym tu i teraz. Próby poszukiwań obecnego miejsca pobytu kończyły się fiaskiem... Nie, wróć. Kończyły się na małym, okrągłym placu niedaleko synagogi. Jakby wchodząc tam, przestawał istnieć dla tego świata.

***

Szames zamknął za Adrianem drzwi na klucz. Przystanął obok wejścia na galeryjkę.



- Idźcie, poszukam świec, ciemno tu - mruknął przepraszająco.
- Poszukam z tobą - zaoferował Lucjan z podejrzanym entuzjazmem.

Ich kroki i rozmowa cichły w coraz dalszych pomieszczeniach. Raz na jakiś czas Adriana dobiegało skrzypnięcie drzwi.

Adrian został sam w cichej synagodze i szukał słów. Te umykały mu jak na złość, a hermetyka męczyło przeczucie, że zapomniał o czymś ważnym, nieodzownym. A potem myśli, pchające się mu na wyprzódki na czoło jego toku myślenia, zwolniły i stanęły.

- Mamy dobrego Boga - rozbrzmiało w ciszy świątyni i Adrian zdał sobie sprawę, że te przepojone pewnością słowa opuściły jego własne usta.

Z korytarzyka prowadzącego do chederu padł chybotliwy snop światła.

- A dlaczego zamykasz drzwi? - cichy głos Lucjana.
- Niektórzy nie mogą tu wejść. Zgrzeszyli i ten grzech obciążył ich zbyt mocno. Ale mamy dobrego Boga i istnieje droga powrotu. Zawsze tu na niego czekam, i czekam chwili, kiedy będę mógł otworzyć mu drzwi świątyni. To będzie radosny dzień. Miłość porusza tryby wszechświata. Miłość jest początkiem i końcem wszelkiej rzeczy. Miłość otwiera wszystkie drzwi, panie Lucjanie.
- Ale ty swoje trzymasz zamknięte - wskazał Lucjan uprzejmie.
- To nie są moje drzwi. A czasami sama miłość nie wystarczy.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 21-09-2009 o 20:26.
Asenat jest offline