Dziewczyna przyłożyła się do swojego zwiadu, co zaowocowało dużą dozą informacji o terenie i grupach jakie się przez niego przewijały. Jeździła zarówno główną droga jak i po trawiastych pagórkach mocno od niej oddalonych. Ale cały czas w kierunku podróży.
Znalazła dużo miejsc obozowania grup podróżnych, miejsca po ogniskach, ślady koni z różnych okresów a także czasem wozów. Żadnych śladów bandytów. Pierwsza wioska, a właściwie wiocha, parę chat na krzyż z ludnością zastraszoną nawet życiem a co dopiero zbrojnymi. Podjechała do jednego mieszkańca i zapytała o przejeżdżających tędy z ostatnich tygodni, najpierw nie chciał odpowiedzieć wykręcając się, ale łowczyni wystarczyło spojrzeć gniewnie na chłopa i puścić mu wiązkę przekleństw jakiej nie powstydził by się marynarz portowy. Szaraczek szybko się złamał i powiedział wszystko co widział. Dużo tego nie było, znaczy było, ale były to tylko grupy najemników. Najwidoczniej ktoś się dozbrajał.
Tropicielka zostawiła wioskę za sobą i ruszyła znowu na sprawdzanie szlaku, okolica zmieniła się ale ślady były cały czas takie same. Ujechała jeszcze dwa kilometry i postanowiła się w końcu zatrzymać bo przecież panowie za raz ja zgania dlaczego nie poczekała na nich.
Zatrzymała się poza drogą, a dokładniej pod wypatrzoną z traktu jabłonką, z której bezczelnie zerwała siedem dojrzałych jabłek. Czekała. Poczęstowała swoją klacz jabłkiem. – Gdyby koń wiedział ile siły ma to by nikogo na grzbiecie nie niósł. – Powiedziała do siebie filozoficznie i po raz kolejny przeniosła wzrok na horyzont skąd powinni przyjechać tamci.
Ostatnio edytowane przez Obca : 21-09-2009 o 20:59.
|