Wątek: Zakonna Krew
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2009, 20:53   #41
Kirholm
 
Kirholm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skał
Krasnolud obudził się ostatni. Cała drużyna była już na nogach kiedy zrzucił z siebie wełniany koc i przyodział pancerz. Najwidoczniej obraził się na cały świat, polał wodą z bukłaka napuchniętą twarz i spakował ekwipunek. Złapał kuca za cugle i wyciągnął z jamki. Obrzucił Greya bardzo gniewnym spojrzeniem i zaczął nerwowo grzebać czubkiem buta w ziemi. Trzeba było rozwiązać nie cierpiącą zwłoki sprawę kontynuowania podróży. Duma nie pozwalała Thobiusowi podróżować z kompanią, jednakże wcale nie miał ochoty wędrować samemu. Wtem rozległ się donośny głos Theodore’a.
- Krasnoludzie? Nie mieliśmy wczoraj okazji się poznać w zbyt miłych okolicznościach, ale chyba rozumiesz mój wczorajszy gniew. Zjawiasz się w nocy w obozie, robicie takie harmider, że wyrwało mnie to z medytacji, zaczynacie się lać po mordach, gdyby tu w okolicy były wczoraj elfy, to nikt z nas nie stałby dziś żywy. Niemniej dobrze jest mieć krasnoludzkiego woja po swojej stronie. Nazywam się Theodor Hess, znam się na magii.
Na twarzy mężczyzny dało się zauważyć cień radości, natychmiast jednak zamaskował uczucia i nie patrząc w oczy członkom drużyny rzekł:
- Wybaczcie, jam też zawinił. Zważcie jednak iż głodny byłem niesamowicie, a perspektywa kompanii obudziła we mnie ducha. A że waszą piękną dziewkę pozabawiać chciałem, to już wina mej osobowości. Ale skoro ona taka cnotka to i łapska poskromię. Jednym słowem, rad jestem mogąc być członkiem tak zacnej kompanii. Mój topór i odwaga będą do waszej dyspozycji. Chciałbym jeno wiedzieć jaki jest cel waszej podróży?

***

Kiedy Zoi wybrała się na zwiad wciąż było chłodno. Otuliła się mocniej ubraniem i pognała wierzchowca. Młoda tropicielka jechała meandrującym gościńcem, jednak często zbaczała i poszukiwała wszelkich śladów mogących świadczyć o obecności elfów w tych stronach. Jednak z tego co udało się jej ustalić, sądząc po pozostałościach po obozowiskach, jedynymi osobami, które ostatnimi czasy bawiły w tych stronach były beztroskie bandy wojowników. Dookoła zgaszonych ognisk leżały rozbite butelki tanich trunków oraz niedokończone jadło, głównie chleb i pospolite warzywa.
Widoczność nie była niczym ograniczona, dlatego Zoi z daleka ujrzała zarysy drewnianych chałup. Pognała konia i po chwili znalazła się w ubogiej wsi. Tworzyło ją kilkanaście pokrytych strzechą chałup, kilka obór i znajdująca się w centrum studnia przy której bawiły się rozwydrzone dzieci. Grube kobiety nosiły w wiadrach wodę i mleko. Podchmieleni chłopi chwiejnym krokiem udawali się na pastwiska. Zoi ściągnęła cugle konia i podjechała do siwego mężczyzny siedzącego na beczce i dłubiącego w nosie. Ubrany był w podartą, lnianą koszulę i rozwalone chodaki.
- Hej, chłopie! – krzyknęła na tyle głośno by wybić mężczyznę z czynności, która tak bardzo go pochłonęła – Pytanie mam!
Wieśniak odwrócił się i wrzasnął:
- Spadaj, dziewko, nie widzisz, że zajętym?
Zoi szybko wyciągnęła łuk i nałożyła nań strzałę. Na twarzy starca pojawił się grymas, wykrzywił usta i skłonił się lekko. Znajdujący się dookoła ludzie przerazili się, a stara kobieta upuściła koszyk jabłek i schowała się do obory.
- Wybaczy, droga pani. Ino, ja ni wim z kim gadam…
- Nie twój interes, prostaku! Odpowiadaj chyżo. Widziałeś elfy w tych stronach? Nieważne kiedy.
Chłop parsknął głupim śmiechem, wytarł nos nadgarstkiem i splunął siarczyście. Spojrzała na niego i już wiedziała, że nic się nie dowie.
- Ja żem nikogo takiego nie widział. Ino wojacy, chlejący dużo i po rzyci bijący w materii nieposłuszeństwa. A elfa to żem na oczy nigdy nie przyuważył. Jeno, babka mi gaworzyła, że owe elfy to gnidy parszywe! Ha! Juści prawda!
Zoi z politowaniem pokręciła głową, lekko zirytowana bez słowa zawróciła konia i pognała przed siebie zostawiając w tyle ubogą wiochę i tumany kurzu.

***

Karanic próbował znaleźć jakieś ciekawe ślady, jednakże doszedł do wniosku, że elfy nie zapuściły się tak blisko Grodu. Niedaleko zgaszonego ogniska znalazł bardzo świeże ślady końskich kopyt. Niczym Silea meandrowały od gościńca po polanki i pastwiska, praktycznie pokrywały się z drogą Karanica. Mężczyzna natychmiast wypatrzył również pierwszą wieś. Na widok kompanii zbrojnych jeźdźców siwy chłop siedzący na beczce wyciągnął palec z nosa, wstał i poprawił koszulę. Odprowadził przybyszy wzrokiem i uśmiechnął się nerwowo. Ludzie nie witali was entuzjastycznie. Najwidoczniej obcy nie byli mile widziani. Nic dziwnego. Wiele słyszeliście o gwałtach i grabieżach jakich dopuszczali się wojownicy na niechronionych prawem chłopach.

***

Zoi dogoniliście niedaleko wsi. Szybko rozpogodziło się, słońce wyszło zza chmur i grzało mocno. Oprócz tego wiał przyjemny wiaterek, dzięki któremu dość wysoka temperatura nie doskwierała zbytnio tym, którzy ubrani byli w pancerze.
Przed wami rozpostarły się połacie większych niż dotychczas wzgórz, pokrytych wysoką trawą i pięknymi kwiatami mieniącymi się jaskrawymi kolorami. Po łączkach biegały młodziutkie dziewczęta zrywające dary natury i tańczące wesoło.
W pewnym momencie, Karanic usłyszał dobiegające zza znajdującego się przed wami wzgórza krzyki i odgłosy kłótni. Był to niski, ochrypły głos.
- Cholerna diablica! Żmija dziabnęła mnie w ucho!
Na to odpowiedział drugi głos.
- To oderwij jej oba!
Wtem cała drużyna usłyszała salwę gromkiego śmiechu.
 
Kirholm jest offline