Wątek: Cena Życia
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2009, 21:20   #15
Widz
 
Widz's Avatar
 
Reputacja: 1 Widz ma wyłączoną reputację
Był pewien, że ten dzień będzie chujowy.
Spodziewał się, że zakończy się późno i z potężnym bólem głowy, na który lek będzie tylko jeden - whiskey i sen.
Ale tego to przewidzieć się nie dało.

Stał przez chwilę oniemiały, na łaskawie wydzielonym mu przez organizatorów miejscu i tak samo idiotycznie jak te setki zebranych tu ludzi - gapił się z rozdziawioną japą na widowisko.

Powinien zareagować od razu. Wyciągnąć broń, wymachiwać odznaką, wzywać pomoc i biec ku nie do końca znanemu zagrożeniu. W końcu był tym pierdolonym gliniarzem, do cholery!
Ale nie, detektyw David Thomson na początku stał jak kołek, a potem było za późno na cokolwiek. Owszem, wyjął spluwę i poprawił odznakę, ale jego przepity i niski głos natychmiast zagłuszyła jakaś wrzeszcząca baba tuż obok.
-Po kolei! Bez paniki!
Ta, jasne. Równie dobrze mógł sobie krzyczeć, by się rozebrali i robili jakieś pieprzone pajacyki. Posłuch byłby identyczny.

Zrobił kilka kroków razem z tłumem, w pędzie ku najbliższemu wyjściu z matni. Szybko zajarzył, że nie tędy droga i kilka następnych chwil poświęcił na rozglądanie się. Wiele widać nie było, ale sporo ludzi złaziło po barierkach i rusztowaniu, w tym również ten cholerny reporter, który najpierw oczywiście sięgnął po aparat a potem gdzieś zniknął. A on był za tego idiotę odpowiedzialny! Mógł nie opanować burdelu, nikt nie będzie go winił, ale jak zgubi świadka w czymś, co wcale niekoniecznie mogło być planowanym samobójstwem, to awans ma zapewniony. W dół! Wolał nudną robotę za biurkiem niż przemianowanie na sekretarkę lub frajera machającego lizakiem na skrzyżowaniu.

Nie widząc innych rozwiązań, ruszył za blondynkiem, który zaczął pstrykać jak tylko zlazł na sam dół. I ten debil pobiegł w kierunku całkiem przeciwnym od tego, w który biec się powinno! Thomson sapał, nieprzyzwyczajony do ćwiczeń fizycznych, a już przy samym zejściu pewne trudności się pojawiły. White na szczęście zatrzymywał się co chwilę, by zrobić zdjęcie, toteż w końcu go dopadł. I całe szczęście, bo to coś, co wyglądało wypisz wymaluj jak żywy trup, było już tuż obok!
Wycelował i pociągnął za cyngiel. Raz, drugi. Huk wystrzałów ze służbowego rewolweru zagłuszył nawet wrzask czyniony przez ciżbę. Pierwsza kula poleciała panu Bogu w okno, druga trafiła w pierś. A ten skurwiel nawet nie zwolnił! Thomson poprawił, tym razem pocisk wbił się w mózg, rozchlapując wszędzie kawałki ścierwa. A cielsko znalazło się na płycie lotniska. Tylko co z tego, jak szło tego znacznie więcej?!

Chwycił reportera za fraki, mocno pociągając w tył. Dobrze, że z dawnych lat pozostało mu jeszcze trochę siły.
-Rusz się kurwa, bo nie będę się potem tłumaczył, dlaczego te ksurwysyny cię zjadły!
Miał ochotę rozjebać mu ten aparat, ale nie było na to czasu. Na poły ciągnąc, na poły popychając, dołączyli wreszcie do tłumu. Jacyś nieliczni gliniarze strzelali, ale efekt był marny. Wezwano już pomoc, więc David postanowił ratować siebie. Zupełnie niezawodowo. Może jeszcze przy okazji nieszczęsnego reportera.

Gdy doskoczyli do samochodu, czerwony Hummer, prowadzony przez tę zajebiście ładną blondi, ruszał właśnie, prawie taranując kilka innych samochodów. Kobitka miała łeb, bo nie pchała się do głównego wyjścia, a po prostu nie dbając o brykę, miała zamiar wyjechać stąd taranem! Było to niezłe rozwiązanie, toteż Thomson odpalił silnik i ruszył z piskiem opon, kierując się prosto w przetorowaną przez wielkiego terenowca uliczkę. A gdy już dojeżdżali, wystawił na dach koguta. Zawyła syrena, która powinna pomóc przy przedzieraniu się przez miasto. Chrzanić nieuzasadnione użycie.
-Nie wiem gdzie ona jedzie, ale równie dobrze, możemy pojechać za nią. W komisariacie mają na pewno burdel, a ja nie mam zamiaru służyć jako drużyna do zwalczania chodzących trupów!
Bohaterem to on nie był, oj nie.
 
Widz jest offline