Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2009, 22:04   #34
Mizuichi
 
Mizuichi's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znany
Pokład Aurory 1 godzina 22:35

Admirał stał niewzruszony na swoim stanowisku z wolna popijając kawę, był wyraźnie z czegoś zadowolony, na jego twarzy malował się spokojny błogi uśmiech
- Więc jeszcze ktoś przeżył - zwrócił się do pułkownika, będącego jego zastępcą - To naprawdę wspaniałą wiadomość czyż nie?
- Tak Sir, to naprawdę niespodziewana ale i zarazem radosna chwila...
Konwersację przerwał głośny, nieprzyjemny dźwięk wydobywający się z głośników.
- Co do ciężkiej cholery? - warkną dowódca
- Sir... - zająkną się oficer dyżurny - z nad przestrzeni wyszedł właśnie obcy stek
- Natychmiast przełączyć mnie do kajut pilotów
- Tak Sir

W chwilę później w pomieszczeniach przeznaczonych dla pilotów Astro Queen rozległ się komunikat:
"Wszyscy natychmiast zgłosić się do hangarów, czekać na dalsze rozkazy"
- Sir, mamy kontakt wzrokowy, czy mam przerzucić obraz na ekrany?
- Tak natychmiast, musimy wiedzieć z czym mamy do czynienia.

Oczom wszystkich ukazał się dobrze znany obraz, nie było wątpliwości, to właśnie statek baza Sylionów, znaleźli ich, tak szybko.

pokład Aurory 2 godzina 22:48

- Pułkowniku, Aurora 1 nas wywołuje
- połączyć

Z głośników wydobył się głos Admirała:
- mamy problem, jeden statek Sylionów wyszedł z nad przestrzeni, iloma dysponujecie myśliwcami?.
Na mostku zapadło milczenie, strach zawładną umysłami wszystkich, Sylioni ich znaleźli. po dłuższej chwili pułkownik odpowiedział posępnie
- udało nam się naprawić dwadzieścia pięć spośród dwustu uszkodzonych maszyn z czego jedna to transportowiec, wciąż nie sprawdziliśmy wszystkich, daje nam łącznie dwadzieścia cztery myśliwce gotowe do akcji Sir.
- Proszę natychmiast przygotować pilotów do startu. Musimy być gotowi do ewentualnej ucieczki, zrozumiano?
- Sir... - zaprotestował pułkownik - Przecież na rosyjskim okręcie wciąż są nasi ludzie.
- Wiem o tym -
transmisja została przerwana


Robert Gale

Szedł spokojnie do sektora garnizonu. Jak podejrzewał miał tam na niego czekać sierżant z nowymi wytycznymi i wskazówkami. Spacer zajął trochę czasu, gdy Robert zbliżał się już do celu swojej podróży z głośników wydobył się chrypliwy głos.
„Pułkownik Robert Gale, proszony o natychmiastowe stawienie się mostku” – Chwiali ciszy – „powtarzam pułkownik Robert Gale, proszony o natychmiastowe stawienie się mostku”
Jeśli cokolwiek można było wywnioskować w głosie mężczyzny który przemawiał, pewne było to że jest to coś pilnego. Robert natychmiast ruszył na mostek. Gdy tam dotarł, Wśród ludzi się tam znajdujących panowała wręcz grobowa atmosfera. Wszyscy milczeli i wpatrywali się w coś na ekranie. Dopiero po chwili Robert również na niego spojrzał. Był to wielki statek, z pewnością należał do floty Sylionów. Pocieszający był fakt że jest tylko jeden. Świeżo upieczony pułkownik podszedł do mężczyzny który siedział na fotelu głównodowodzącego.
- Co się dzieje?
- Sylioni -
odpowiedział stłumionym głosem - znaleźli nas - wciąż wpatrywał się na ekran, dopiero po chwili jego wzrok skupił się na Robercie - Wiec to pan jest nowym szefem ochrony, cóż komandora Kovalskiego aktualnie nie ma na statku co czyni pana drugim najwyższym rangą żołnierzem na Aurorze. Jest nam pan teraz tu potrzebny. Sylioni nie atakują co sugeruje że chcą przejąć nasz okręt, nie możemy na to pozwolić. W razie wydania rozkazu autodestrukcji jest potrzebna zgoda dwóch najwyższych stopniem oficerów na statku. Oczywiście nie poddamy się tak łatwo. W razie wtargnięcia na na Aurorę Sylionów pan będzie dowodził naszymi odziałam właśnie z tego pomieszczenia. Jednak jeśli będziemy pewni że nic się nie da już zrobić, wysadzimy ten statek. mam nadzieję że się rozumiemy pułkowniku. W tej chwili wszystkie sekcje cywilne są odcinane. mamy nadzieję że wróg ich nie zaatakuje. Jednak jeśli się tak stanie rozkażemy cywilom ewakuację. Teraz proszę powiadomić personel i pasażerów statku o zagrożeniu, to również należy do pańskich obowiązków.

Kyle Edh "Scruffy"

Sierżant wziął głęboki oddech. Podrapał się po głowie mierzwiąc przy tym kruczoczarne włosy. Uśmiechną się przy tym nieznacznie po czym zwrócił się do strażników stojących przy drzwiach.
- Wynosić się stąd panowie i wyłączyć kamery - powiedział głośno
- Sir, przecież to niedozwo...
- Uznaj to za bezpośredni rozkaz a teraz jazda mi stąd.

po chwili w pomieszczeniu został tylko Kyle i żołnierz. Sierżant wstał prezentując w pełni swoje muskularne ciało. Był sporo wyższy od Scruffyego, i zdecydowanie nie wyglądał na słabszego. Sam wziął jednego papierosa i odpalił go.
- lubimy sobie czasem chlapnąć co - powiedział łagodnym głosem.
Przez chwilę chodził w kółko, raz po raz zaciągając się i wypuszczając z płuc siwy dym. W końcu staną w miejscu i zaśmiał się radośnie.
- Nic w tym złego, człowiek ma czasem swoje potrzeby, czyż nie - spytał nie oczekując odpowiedzi.
Po chwili sięgną do tylnej kieszeni spodni, wyciągając piersiówkę;

- Niebieski Johnny Walker - powiedział patrząc na naczynie - piersiówkę dostałem od mojego ojca na osiemnaste urodziny, to jedyna rzecz jaka mi po nim pozostała. Zginą w jednym a ataków Sylionów, te sukinsyny mi za to zapłacą... - przerwał na chwilę - cholera, o czym ja gadam, masz napij się.
Wręczył piersiówkę Kyleowi.
- Mam jeszcze u siebie trzy flaszki, jeśli powiesz mi jak się tutaj dostałeś to jedna jest twoja - uśmiechną się szczerze - ach jeszcze jedno, to masz mi zwrócić - wskazał na piersiówkę.

Pokład Rosyjskiego okrętu godzina 22:56

Z głośników na całym statku został ogłoszony komunikat
"W pobliżu został dostrzeżony okręt Sylionów, przystępujemy do ucieczki. Proszę o zachowanie spokoju"


Bill Hugans

Kobieta wyciągnęła rękę by wziąć od Billa kryształ, jednak nim go dotknęła z głośników doszedł ich komunikat:
"W pobliżu został dostrzeżony okręt Sylionów, przystępujemy do ucieczki. Proszę o zachowanie spokoju"
- proszę się nie martwić, z pewnością uda nam się jakąś uciec przed tym statkiem - powiedziała starając się uspokoić bardziej siebie niż Billa - Teraz proszę mi to dać, zaraz to sprawdzę.
Wzięła kawałek kryształu i podeszła do mikroskopu. Wyraźnie było widać że czuje się znacznie lepiej kiedy ma jakieś zajęcie. Co chwilę coś szeptała po rosyjsku. Po pewnym czasie odwróciła się do swojego gościa i powiedziała:
- To niebywałe, pomimo swojego wyglądu, to niesamowite, skąd to pan ma?
- Spokojnie, co jest takie niebywałe?
- Głównym składnikiem tego... tego czegoś jest kwarc, jednak nie to jest dziwne. Zdaję się że ten kryształ jest żywy, to jakaś forma organizmu, dość prymitywnego, nie jestem w stanie powiedzieć więcej bez dalszych badań, jednak jak przypuszczam, w większych ilościach może być stosowane jako źródło energij, to naprawdę niebywałe, niesamowite, to może być wiekopomne odkrycie
- kontynuowała z blaskiem w oczach - skąd to pan ma, gdzie pan znalazł coś tak niesamowitego?
W tym samym momencie gdy skończyła mówić, kryształ zaświecił na jasnoniebieski, po czym zgasł. Wszyscy zgromadzeni w laboratorium wpatrywali się na mikroskop, który jeszcze przed chwilą był źródłem niezwykłego i pięknego światła.

Joshua Beckett

Jego żart istotnie spowodował że zespół poczuł się znacznie lepiej. Wszyscy wesoło uśmiechnęli się na żart o atomówkach i sklepie. Ruszyli więc za Joskuą, rozglądając się uważnie po okręcie. Starali się przy tym jak najdokładniej zapamiętać rozkład pomieszczeń. Wszyscy rozluźnili się na tyle że zaczęli nawet między sobą wymieniać jakieś uwagi i spostrzeżenia. Jednak wszystko to zostało przerwane komunikatem:
"W pobliżu został dostrzeżony okręt Sylionów, przystępujemy do ucieczki. Proszę o zachowanie spokoju"
Wszyscy członkowie zespołu wpatrywali się w mikrofon który był najbliżej. Jeden z nich w końcu nie wytrzymał i krzykną:
- Nie mogą kurwa, odlecieć z nami, musimy wrócić na Aurorę
- Spokój
- rzucił Joshua, rzucając jednocześnie groźne spojrzenie mężczyźnie który mówił przed nim - Jeśli gdzieś tam jest statek Sylionów to próba powrotu na Aurorę, nie jest najlepszym pomysłem, więc zamknąć jadaczki. Teraz może jakieś pomysły, poza samobójcza próbą powrotu na nasz okręt?

Albert "Al" Giordinio

Al ruszył z pomocą przy gaszeniu pożaru, syreny wyły niemiłosiernie zakłócając wszystkie inne dźwięki. Płomienie buchały tu i tam. W między czasie ktoś ogłosił jakiś komunikat, jednak nikt z tego nic nie zrozumiał, hałas spowodowany syrenami był zbyt duży. Albert zobaczył jak dwóch Rosjan podtrzymując innego za ramiona wynoszą go z samego centrum pożaru. Wyglądało to okropnie. Chłopak był poparzony, niemalże całe ubranie jakie miał spłonęło doszczętnie przylepiając mu się do skóry. Nawet człowiek bez znajomości medycyny mógłby stwierdzić spokojnie że ma on niskie szanse na przeżycie. Al walczył z pożarem, jednak pianka gaśnicza szybko skończyła się a płomienia wciąż szalały. Albert bez namysłu ruszył do najbliższego komputera. Znał doskonale ten model silników. Miały przecież zabezpieczenia. przez chwilę uważnie przyglądał się programowi jaki sporządzili Rosjanie po czym głośno przeklął w myślach. Można się było tego spodziewać, wyłączyli je. Coś im nie pasowało więc zwyczajnie wyłączyli zabezpieczenia. Al wklepał kilka formuł do komputera, włączając tym samym stosowne zabezpieczenia. po chwili ogień zaczął przygasać. Jednak silnik wciąż pracował co uniemożliwiało całkowite ugaszenie pożaru przez mechanikę. Musieli to zrobić ludzie. Chociaż teraz powinno to być znacznie łatwiejsze. Albert ruszył więc w stronę pożaru. Wszystko zbliżało się już do końca. Rosjanin z którym wcześniej rozmawiał spojrzał na niego i powiedział:
- nie wiem co pan zrobił ale ocalił nam pan tyłki.
- Drobiazg robię to na co dzień - odpowiedział Al wyraźnie zadowolony - Wspominaliście coś że te silniki są w idealnym stanie co?
Rosjanin wyraźnie się zakłopotał. Pożar został ugaszony, wszystko ponownie działało jak należy, przynajmniej na standardy tego statku.

Wilbur Ulysses Taylor

prezydent Groischiew już miał odpowiedzieć Ulyssesowi gdy z głośników dobiegł ich komunikat:
"W pobliżu został dostrzeżony okręt Sylionów, przystępujemy do ucieczki. Proszę o zachowanie spokoju"
Laura popatrzyła najpierw na Wilburdga potem na prezydenta. Przez chwilę zapanowała nieprzyjemna cisza po czym Rosjanin powiał, dość spokojnym głosem, zważając na sytuację:
- Opuszczenie tego statku nie jest chyba najlepszym pomysłem, przynajmniej na razie. Muszę się teraz udać na mostek, zaraz przyśle kogoś, kto odprowadzi was do kwatery gościnnej
Prezydent ruszył do wyjścia, po chwili jednak odwrócił się w stronę Wilbura
- Chłopcze, z ziemi wystartowało pięć innych okrętów poza waszymi dwoma i moim, znajdują się one teraz w bezpiecznym miejscu. Kiedy to wszystko się skończy porozmawiamy o tym na spokojnie.
Rosjanin znikną za drzwiami. Jednak zaraz potem zjawił się inny który odprowadził ich do niewielkiego, ładnie urządzonego pokoiku. Laura usiadła na jednym z foteli, zanurzając przy tym dłoń w swoich długich rudych włosach.
- Pięć innych okrętów - powiedziała cicho - Co za wspaniała wiadomość - uśmiechnęła się - Co o tym myślisz?

Jareth Baker

Położył się wygodnie na łóżku. Wreszcie mógł się przespać. Wreszcie miał chwilę prywatności, odpoczynku. Powieki same mu się zamknęły. Po chwili wkroczył do krainy sennych marzeń. Był znów na ziemi, jednak nie takiej jaką opuścił, lecz tej sprzed lat. Znajdował się na łące, lekki wiaterek przyjemnie smagał go po twarzy. Ktoś wołał go z oddali. Był to jego przyjaciel, jeszcze z czasów szkoły. powolnym krokiem zbliżał się do Jaretha. Był tam ktoś jeszcze, dziecko trzymające mężczyznę za rękę. Dopiero po chwili Baker przypomniał sobie że przecież Hank, zaraz po studiach ożenił się, to musiał być jego syn o którym tyle opowiadał. Cała sceneria zmieniła się w ułamku sekundy. Coś z nieba zbliżało się z dużą prędkością. Był to myśliwiec Sylionów. Zrzucił rakiety wprost na Hanka i jego dziecko. W jednej chwili Jareth miast na łące znalazł się na polo walki. Przed sobą miał twarz jednego z członków udziału w którym służył. Starał się zatamować krwawienie.
- Jareth - ledwie wykrztusił mężczyzna - powiedz mojej żonie że ją kocham
- Sam jej to powiesz Ben, wszystko będzie dobrze, trzymaj się staruszku.
W chwilę później było już po wszystkim. Ben odszedł. Baker ponownie znalazł się w innym miejscu. Stał przed domem przyjaciela z udziału. Nacisną przycisk dzwonka, nikt jednak nie podszedł by otworzyć. Jareth odetchną z ulgą. Odwrócił się by odejść, gdy ją zobaczył. Żona Bena stała na podjeździe wpatrując się pustym wzrokiem w Bakera. Po chwili upadła na kolana, płakała, wiedziała o co chodzi...


Liao Jun


Chwilę później grupka rozochoconych botaników zjawiła się w innych pojazdach. było ich w sumie dwudziestu trzech. Wszyscy po kolei podchodzili do mnicha i przedstawiali się. Każdy dodawał też coś od siebie:
To wielki zaszczyt, cieszę się że będziemy pracować wraz z panem, Kto by pomyślał że będziemy pracować u boku takiej osoby.
Tylko jedna osoba stała z dala od grupki. Wydawała się czymś zadumana. Był to mężczyzna, miał około czterdziestu pięciu lat i bez wątpienia był chińczykiem. Liao podszedł do niego. Dopiero z bliska rozpoznał tą twarz. Był to botanik Kintao Manuko, w przeszłości często odwiedzał tereny które zamieszkiwał Jun. Często też ze sobą rozmawiali. Teraz jednak zdawał się nie zwracać uwago na mnicha. Jego umysł powędrował w zupełnie inne miejsce. Liao doszedł do wniosku że nie będzie mu przeszkadzał. Catrin podeszła do Juna.
- Może teraz wyjaśnię panu jaką rolę ma to pomieszczenie. Zgromadziliśmy tutaj sporą część znanych na ziemi roślin. mają nam posłużyć do produkcji leków, substancji chemicznych, jak i zarówno do pozyskania z nich niezbędnego jedzenia. naszym zadaniem jest zająć się tym miejscem. Poza naszą grupą pracuje tutaj jeszcze przeszło dwanaście innych. Sporą część pracy wykonują maszyny, jednak musimy doglądać prawidłowego rozwoju roślin. Oczywiście nie będziemy tu siedzieć cały czas. Mamy też wszechstronne laboratorium w którym będzie pan mógł pracować nad ziołami i ich zastosowaniem. Czy ma pan jeszcze jakieś pytania?

Jessie McMachan

Sekcja była interesująca ale i zarazem przerażająca. Ilość podobieństw do człowieka była znacznie większa niż różnic. To było naprawdę dziwne. po skończeniu swojej roboty Jessie podeszła do drzwi, gdy przyłożyła swoją kartę do czytnika nic się jednak nie stało. Z głośnika wydobył się męski głos
- Doktor McMachan, przepraszamy, jednak nim panią wypuścimy musi się pani udać do drzwi po drugiej stronie pomieszczenia, znajduje się tam drugie wyjście, wcześniej zostanie pani jednak poddana odkażeniu. musi pani zrozumieć, nie możemy ryzykować.
Jessie udała się więc we wskazane miejsce. Gdy dotarła do drzwi te same się otworzyły. Jej oczom ukazało się małe, jasne pomieszczenie. Gdy tylko do niego weszła drzwi zamknęły się. Zaczęło ją otaczać coś co przypominało mgłę, zapewne środek odkażający. Dopiero teraz uświadomiła sobie że powinni jej dostarczyć specjalny kombinezon ochronny. Gdy cała procedura dobiegła końca. Otworzył się właz prowadzący do wyjścia.
- Chyba nie muszę pani przypominać że wszystko co pani widziała i słyszała jest ściśle tajne? - powiedział major Shepart
- Tak, tak to dla mnie jasne, czy jest jakaś szansa że będę informowana?
- przepraszam, zapomniałem pani powiedzieć, jeśli wyrazi pani zgodę, zostanie pani przydzielona do badań nad tymi istotami, Pani zadaniem będzie wtedy będzie wtedy dowiedzieć się o nich wszystkiego, dosłownie wszystkiego. Jeśli będzie pani potrzebowała próbek, znajdą się, jeśli będzie pani potrzebowała krwi do analizy, zostanie pani dostarczona. Wszystkim się zajmiemy. Wystarczy że pani powie czego potrzebuje a będzie to pani miała w przeciągu godziny. Nie będę ukrywał że interesuje nas jak najprościej można to zabić, znalezienie ich słabego punktu, piety Achillesowej jeśli pani woli. Może jakieś substancje chemiczne na które są szczególnie wrażliwe. Musimy wiedzieć jak z tym walczyć.
 
__________________
It matters little how we die, so long as we die better men than we imagined we could be - and no worse than we feared.

11-02-2013 - 18 -02.2013 - Nie ma mnie.

Ostatnio edytowane przez Mizuichi : 22-09-2009 o 22:20.
Mizuichi jest offline