Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-09-2009, 20:07   #31
 
aalleekk's Avatar
 
Reputacja: 1 aalleekk nie jest za bardzo znanyaalleekk nie jest za bardzo znany
-To ostatni pacjent dzisiaj! – powiedział Jareth do pielęgniarki. Wziął, lub raczej wyrwał jej kubek z kawą z ręki i zaczął czytać kartę przypadku. –Aha- Powiedział Jareth odwracając się do pielęgniarki – Jeżeli nie będzie zagrożenia życia to mnie nie wzywajcie. Pamiętaj, zmęczony lekarz, to zły lekarz a z pewnością nikomu nie pomogę nie mogąc nawet przeczytać karty tego idioty. Na bogów, jestem lekażem wojskowym. Naprawdę na tym statku nie ma żadnych lekarzy specjalistów?! Jareth odłożył kubek na stół i poszedł zdezynfekować ręce przed operacją.
-Witamy panie doktorze. Pacjent został już znieczulony i teraz śpi w narkozie. Zatamowaliśmy krwawienie i opatrzyliśmy kilka drobnych ran, lecz długopis musi wyciągnąć pan.
-Mamy go- powiedział uradowany lekaż asystujący przy operacji. Jareth położył długopis na tacce i czym prędzej wyszedł z sali. Poszedł jeszcze się obmyć i wypełnić wszystkie papiery –Cholerni biurokraci, wszystko chcą mieć na papierze, a potem i tak nikt nie czyta tych pieprzonych raportów… Po skończeniu pracy Jareth po raz kolejny już dzisiaj udał się do swojej kwatery, i położył się spać.
 
aalleekk jest offline  
Stary 20-09-2009, 20:02   #32
 
Dragunov's Avatar
 
Reputacja: 1 Dragunov nie jest za bardzo znany
Liao spokojnie medytował w pozycji półlotosu... Nie wiedział czy robi to już kilka godzin czy może minut. Już nie odczuwał upływu czasu. Nie czuł zimna ani ciepła, nie czuł podłogi na której siedział.
Jednak nie było to uczucie unoszenia się w pustce. Podświadomość nadal odbierała informacje i bodźce ale było to jakby na drugim planie.
To co w tym stanie odczuwał najlepiej to swoje myśli. Pozwalał im spokojnie przepływać przez swój umysł. Myślami, które ignorował lub odrzucał były złe myśli, pełne negatywnych odczuć. Było ich ostatnimi czasy wiele. Wszystkie te informacje o zniszczonych częściach ziemi i cywilizacji, wyobrażenia katastrof spowodowanych inwazją obcych, wspomnienia zniszczonego domu i wiele innych, dawało o sobie znać. Mimo strasznych czasów jakie nastały, mnich miał także pozytywne, radosne myśli.

Przez jego umysł przeszło wspomnienie pierwszych prób głębokiej medytacji. Wszyscy podziwiali jego umiejętności, ale on nie medytował. Spał. Obudził się dużo później gdy przechylił się z pozycji pół lotosu na plecy.
Roześmiał się na to wspomnienie.
Potem przeszło jeszcze parę pozytywnych wspomnień, po nich zaś, nagle przypomniał sobie o swoich obowiązkach. Miał iść do ogrodów pomóc botanikom w pracy.

Wstał powoli z podłogi i wyszedł nieśpiesznie ze swojego ubogo urządzonego lokum w kierunku ogrodów. Z dużego zegara wskazówkowego zawieszonego na skrzyżowaniu korytarzy odczytał że ma jeszcze dużo czasu. Liao nie korzystał z zegarków. Na Ziemii godzinę określał w przybliżeniu, po pozycji słońca lub gwiazd. Mnichom nigdzie się nie śpieszyło, nie miało dla nich różnicy czy gong na kolację zadzwoni godzinę wcześniej czy może godzinę później niż ostatnio. Teraz też żyłby podobnie używając, nie słońca lecz swojego wypracowanego wyczucia czasu, ale ludzie z którymi leciał na statku nie potrafili tak żyć. Wszędzie się ciągle spieszyli. Gonili czas. Kiedyś, w przyszłości zwolnią. Muszą. Nadejdzie czas że obejrzą się za siebie żeby poszczycić się szybko umykającą drogą, a wtedy zobaczą że ta gonitwa jest bezsensowna. Tylko kiedy to nadejdzie...

Ocknął się z zamyślenia i poszedł dalej. Monotonne korytarze sprawiły że zaczął mechanicznie iść przed siebie rozmyślając nad czekającym go zadaniem.
Zapewne ci botanicy wiedzieli wiele skoro powierzono im zaszczytne zadanie opieki nad ziemską roślinnością. Jeśli oni zawiodą możemy nie zobaczyć niektórych gatunków nigdy więcej. Rośliny są początkiem drabiny życia. Jeśli nie będzie roślin, nie będzie zwierząt, nie będzie ludzi. To wyjątkowo duża odpowiedzialność, zwłaszcza biorąc pod uwagę że możemy szybko nie spotkać planety nadającej się do zamieszkania przez ludzi.
Minęło jeszcze sporo myśli, zanim Liao zorientował się że odrobinę zboczył z kierunku. Znalazł się w pobliżu szpitala. Pomyślał że po pracy na pokładzie botanicznym przydałoby się tu zajrzeć i zaproponować swoją pomoc, ale na razie powinien udać się tam gdzie zamierzał. Zastanowił się chwilę, nad kierunkiem jaki powinien obrać żeby nie wylądować w magazynach ruszył w kierunku wind.

Dotarł tam bez problemu. Wsiadając do windy minął jakąś zakochaną parą (zupełnie ignorując ich miłosne obściskiwanie i czerwone, zawstydzone twarze na widok buddyjskiego mnicha) oraz kilku strażników. Wysiadł z windy i po zamianie paru słów z recepcjonistką i już stał przed dużymi, metalowymi drzwiami.

Gdy drzwi rozsunęły się przed nim oniemiał z wrażenia. Było to pomieszczenie tak ogromne że nie potrafił dostrzec drugiego końca, mimo że oczy miał całkowicie zdrowe.
"Jakim cudem, mnie zwykłego mnicha, ma spotkać zaszczyt udziału w dbaniu o tą oazę?" - rozbrzmiała jego pierwsza myśl na temat tego co zobaczył.
Jeszcze nie skończył zachwycać się widokiem, kiedy podeszła do niego młoda kobieta w ogrodniczkach.
- Pan zapewne jest Liao Jun, proszę się rozgościć, zaraz panu wskażę miejsce gdzie znajdują się rośliny które występowały w teranach które pan zamieszkiwał, słyszałam że posiada Pan na ich temat niesamowitą wiedzę. Może będę mogła się od pana czegoś nauczyć.
Kobieta przerwała by zaczerpnąć oddech.
- Tak, dobrze pani odgadła kim jestem - powiedział łagodnym, spokojnym tonem, kontrastującym z szybką wypowiedzią kobiety.
- Proszę i wybaczyć, nie przedstawiłam się, Jestem Catrin Longbown, czym pan się wcześniej zajmował?
- Wcześniej... - chwila milczenia. - Wcześniej żyłem w spokojnym świecie pospolitych trosk i radości. Zanim się to wszystko zaczęło... Zajmowałem się tym co umiałem najlepiej, medytowałem, szerzyłem nauki Buddy, pomagałem ludziom w potrzebie, pielęgnowałem zioła, uprawiałem ryż. No i oczywiście uczyłem się, tak jak każdy z nas w każdej chwili.
- Rozumiem. - odpowiedziała odrobinę zmieszana i niepewna reakcji mnicha na następne pytanie. - Jakimi ziołami się pan zajmował?
- Tymi, występującymi w moim rodzinnym kraju, w Chinach. Głównie były to rośliny górskie.
- Chce pan od razu przejść do rzeczy czy najpierw się rozejrzeć?
- Przejdźmy do rzeczy, jeśli chodzi o rozglądanie się, to wystarczy mi to co zobaczę po drodze.
- W takim razie proszę za mną.

Catrin odeszła kawałek na bok do wiaty, gdzie stały zaparkowane cztery trzyosobowe pojazdy, służące do przemieszczania się po ogromnym pokładzie botanicznym. Liao szedł zaraz za nią. Usiedli na dwa przednie siedzenia, Catrin na miejscu kierowcy, Liao na miejscu pasażera.

Liao jadąc oglądał mijane drzewa, krzewy, rośliny zielne i co tylko się dało. Bardzo zaciekawiła go olbrzymia lampa zamontowana na suficie urządzenia. Zapewne miała za zadanie wysyłać promienie świetlne na podobieństwo promieni słonecznych. Jechali jakieś dziesięć minut, ale idąc na pieszo zajęło by to pewnie około cztery razy tyle.
Nie zadawał zbyt wiele pytań, nie chciał przerywać mówiącej ciągle Catrin. Właśnie nastała chwila milczenia i miał zadać pytanie, kiedy Catrin powiedziała:
- No, jesteśmy na miejscu.
Liao wysiadł i rozejrzał się po okolicy.
Od razu poznał niektóre gatunki roślin występujących w jego rodzinnych okolicach. Odetchnął znajomym, rzadkim powietrzem.
Powietrze to, było rzadsze niż w innych rejonach pokładu botanicznego (ciekawe jak to zostało zrobione, pewnie to sprawka fizyków).
- Czy ktoś będzie nam pomagał?
- Tak zaraz powinni tu być. Mieli przyjść się przywitać.
 
Dragunov jest offline  
Stary 22-09-2009, 16:47   #33
 
Crys's Avatar
 
Reputacja: 1 Crys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwuCrys jest godny podziwu
Było ciężko. Kolejny dzień, z rzędu podobnych do siebie, zlewających się niemal w jeden. Oddany w zupełności pracy i podstawowym potrzebom, takim jak spanie i jedzenie. Jessie nie miała czasu nawet odwiedzić swojego ojca, czy szwagierki z dziećmi – resztki rodziny, jaka została jej po tym całym „kosmicznym” zamieszaniu. Organizowanie sobie pracy w lekkim chaosie, który jeszcze panował na statku, nie sprzyjało pogłębianiu więzi rodzinnych, ani nawiązywaniu nowych kontaktów z pacjentami, czy współpracownikami.
Życia nie ułatwiał również stres oraz ciągłe napięcie, wynikające ze strachu, który towarzyszył chyba wszystkim pasażerom tego statku. Strachu nie tylko przed nieznanym, ale także tym związanym z ciągłym zagrożniem przed Sylionami. Dlatego dzisiejszy incydent z obcą jednostką mile zaskoczył Jessie. Pocieszającym było, że nie tylko na Aurorze zgromadziły się niedobitkie ludzkości.

Kobieta wreszcie postanowiła zostawić innym zamartwianie się nad organizacją i pacjentami oraz pławienie w ogólnym chaosie i tuż po dyżurze wyłączyła swój pager i szybko ułożyła sobie w głowie krótką listę zadań. Bardzo krótką. Prysznic, kawa i łóżko. Dlatego tym bardziej zdziwiło ją głośne pukanie do drzwi jej kwatery...
Rozmowa z młodym majorem, obowiązek zachowania milczenia, odkrycie nieznanej, tajemniczniej i bardzo technicznie zaawansowanej części statku, wszystko to wprowadziło Jessie w dość poważną konfuzję. Ale nie tak wielką, jak zwłoki Syliona, przed którymi właśnie stała. Gwałtowne uczucie obrzydzenia szybko wymieszało się z ciekawością. Teraz sama już nie widziała, czy bardziej ma ochotę wrzasnąć, uciec i schować się pod kołdrę, jak mała dziewczynka, czy złapać skalpel i oddać się pasji odkrywania nieznanego, w świetnie sobie znany i uwielbiany sposób.
Kiedy odwróciła się, żeby zagadać do majora Sheparda , zobaczyła tylko zasuwające się za nim drzwi. Nie, chyba mu się nie dziwiła. Na palcach jednej ręki mogłaby wymienić osoby, które chętnie zostałaby w jednym pomieszczeniu z ciałem martwego Syliona (ba, znała kiedyś nawet dwie osoby, które chętnie spotkałyby żywego) i wiedziała, że młody major, na pewno się do nich nie zaliczał.
- Proszę się nie obawiać, cały czas ktoś panią obserwuje, gdyby miało... coś się stać, ruszymy z pomocą – usłyszała dobiegający gdzieś z góry pomieszczenia męski głos i podniósłszy wzrok, zauważyła czarne oko kamery, skierowane tuż na stół i na nią samą.
Kiwnęła głową, uśmiechając się nieznacznie. No jasne, to było do przewidzenia. Ciągła obserwacja i to na pewno nie tylko ze względu na jakieś potencjalne niebezpieczeństwo. Teraz ona sama mogła okazać się niebezpieczeństwem dla tych ludzi. Z drugiej strony, rzeczywiście, nie można było przewidzieć, czy taka istota, jak Sylion, nie ma żadnych „zabezpieczeń”, które mają uniemożliwić innym zbadanie go. Tak, to była ryzykowna sprawa. Ale Jessie wiedziała już, że coś się święci, w momencie podpisywania dokumentów, podsuniętych jej przez majora. Jeśli ma coś odkryć, odkryje. Może Sylioni nie wykształcili żadnych mechanizów obronnych, w końcu ludzie też nie, może po prostu nie spodziewali się, że taka słaba istota, jak człowiek, będzie umiała zabić Syliona. Swoją drogą zastanawiające było, skąd wojsko wzięło te zwłoki. A raczej jakim sposobem znalazły się one na Aurorze.

Między kolejnymi teoriami, które wymyślała, analizowała, obracała i porzucała, Jessie szybko zorientowała się w układzie laboratorium i naszykowała sobie niezbędny do sekcji sprzęt oraz mały dyktafon, na którym zgodnie z procedurami, miała zamiar nagrywać jej przebieg. W końcu, nie mogąc odwlekać dłużej nieuniknionego, założyła fartuch, maseczkę na nos i usta, plastikowe, nieprzyciemniane okulary na oczy oraz lateksowe rękawiczki, które z głośnym kląśnięciem, spotęgowanym jeszcze ciszą pomieszczenia, spoczęły na jej rękach. Na pewno wyglądała dziwnie, zabezpieczona w dodatkową maseczkę i okulary, ale mimo tego, że lubiła hazard i ryzyko, nie zamierzała pozwolić opryskać się jakąś mazią, która mogła znajdować się w ciele Syliona.
Wcisnęła REC na małym dyktafoniku i zaczęła mówić.
- Jessie McMachan, dwunasty listopada 2044 roku, 21:32, zaczynam sekcję zwłok – zawahała się przez ułamek sekudny – Syliona. Płeć nieznana, data i godzina śmierci nieznane, należy wziąć pod uwagę, iż istnieje prawdopodobieństwo, że sekcja nie będzie przeprowadzona po przepisowych dwunastu godzinach po zgonie. Jednocześnie jednak należy pamiętać, że jest to pierwsza, lub jedna z pierwszych sekcji przeprowadzana na obcym i nie można być pewnym, czy ludzkie standardy mogą być również standardami dla – znowu się zawahała – dla nich. Wszelkie komentarze i spostrzeżenia będę odnosić w porównaniu narządów Syliona, do naszych, ludzkich.

Wiedziała jak wiele zależy od dobrze przeprowadzonej sekcji. Zaczęła, powoli, z rozmysłem, ostrożnie. Nacięcie w kształcie litery V, małe działanie piłą do autopsji, wyjęcie żeber, ważenie, sprawdzanie, mierzenie, pobieranie. Szczęki autopsyjne, które nie do końca pasowały, biopsje, notowanie, nagrywanie komentowanie. Mistrzowska precyzja, maksymalne skupienie, próby ignorowania nieprzyjemnego, niemal duszącego zapachu. Wytężona, ciężka praca. Kiedy wcisnęła 'STOP', była psychicznie i fizycznie wykończona, prawie do granic swojej wytrzymałości.
- Skończyłam - rzuciła do kamery – jeśli mam wam teraz powiedzieć co mnie najbardziej dziwi, to krew, która wygląda jak nasza, atrofia czegoś, co na dziewięćdziesiąt procent jest odpowiednikiem naszej nerki oraz podobieństwo. Uderzające podobieństwo. Pomijam oczywiście przyczynę zgonu. Wiem, i wiem, że wy też wiecie, więc pominęłam. Zleciłam w notatkach pełną toksykologię krwi oraz zbadanie wszystkich tkanek pobranych przez biopsję. Nie jestem specjalistą w tej dziedzinie. - mówiła powoli zdemując z siebie maskę, rękawiczki, okulary i fartuch. - Jeśli mam coś dodawać i jeszcze z kimś rozmawiać, to z przyjemnością, o ile dacie mi się wyspać i coś zjeść.
Zmęczenie, strach oraz zwątpienie mieszały się ze sobą. To co widziała, to co zrobiła..., wciąż nie mogło to do niej dość, wciąż wydawało się nierzeczywiste, jak koszmarny sen. Wiedziała, że już chciałaby o tym zapomnieć, a na pewno nie zapomni do końca swojego życia.
Jessie podeszła do automatycznie przesuwanych drzwi i przesunęła swoją kartą po czytniku, który w ogóle nie zareagował. Z wyrzutem spojrzała w czarne oko kamery i odwróciwszy się, oparła czoło o chłodny metal drzwi.
 
__________________
Ich will - ich will eure Phantasie
Ich will - ich will eure Energie

Ostatnio edytowane przez Crys : 22-09-2009 o 16:54.
Crys jest offline  
Stary 22-09-2009, 22:04   #34
 
Mizuichi's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znanyMizuichi wkrótce będzie znany
Pokład Aurory 1 godzina 22:35

Admirał stał niewzruszony na swoim stanowisku z wolna popijając kawę, był wyraźnie z czegoś zadowolony, na jego twarzy malował się spokojny błogi uśmiech
- Więc jeszcze ktoś przeżył - zwrócił się do pułkownika, będącego jego zastępcą - To naprawdę wspaniałą wiadomość czyż nie?
- Tak Sir, to naprawdę niespodziewana ale i zarazem radosna chwila...
Konwersację przerwał głośny, nieprzyjemny dźwięk wydobywający się z głośników.
- Co do ciężkiej cholery? - warkną dowódca
- Sir... - zająkną się oficer dyżurny - z nad przestrzeni wyszedł właśnie obcy stek
- Natychmiast przełączyć mnie do kajut pilotów
- Tak Sir

W chwilę później w pomieszczeniach przeznaczonych dla pilotów Astro Queen rozległ się komunikat:
"Wszyscy natychmiast zgłosić się do hangarów, czekać na dalsze rozkazy"
- Sir, mamy kontakt wzrokowy, czy mam przerzucić obraz na ekrany?
- Tak natychmiast, musimy wiedzieć z czym mamy do czynienia.

Oczom wszystkich ukazał się dobrze znany obraz, nie było wątpliwości, to właśnie statek baza Sylionów, znaleźli ich, tak szybko.

pokład Aurory 2 godzina 22:48

- Pułkowniku, Aurora 1 nas wywołuje
- połączyć

Z głośników wydobył się głos Admirała:
- mamy problem, jeden statek Sylionów wyszedł z nad przestrzeni, iloma dysponujecie myśliwcami?.
Na mostku zapadło milczenie, strach zawładną umysłami wszystkich, Sylioni ich znaleźli. po dłuższej chwili pułkownik odpowiedział posępnie
- udało nam się naprawić dwadzieścia pięć spośród dwustu uszkodzonych maszyn z czego jedna to transportowiec, wciąż nie sprawdziliśmy wszystkich, daje nam łącznie dwadzieścia cztery myśliwce gotowe do akcji Sir.
- Proszę natychmiast przygotować pilotów do startu. Musimy być gotowi do ewentualnej ucieczki, zrozumiano?
- Sir... - zaprotestował pułkownik - Przecież na rosyjskim okręcie wciąż są nasi ludzie.
- Wiem o tym -
transmisja została przerwana


Robert Gale

Szedł spokojnie do sektora garnizonu. Jak podejrzewał miał tam na niego czekać sierżant z nowymi wytycznymi i wskazówkami. Spacer zajął trochę czasu, gdy Robert zbliżał się już do celu swojej podróży z głośników wydobył się chrypliwy głos.
„Pułkownik Robert Gale, proszony o natychmiastowe stawienie się mostku” – Chwiali ciszy – „powtarzam pułkownik Robert Gale, proszony o natychmiastowe stawienie się mostku”
Jeśli cokolwiek można było wywnioskować w głosie mężczyzny który przemawiał, pewne było to że jest to coś pilnego. Robert natychmiast ruszył na mostek. Gdy tam dotarł, Wśród ludzi się tam znajdujących panowała wręcz grobowa atmosfera. Wszyscy milczeli i wpatrywali się w coś na ekranie. Dopiero po chwili Robert również na niego spojrzał. Był to wielki statek, z pewnością należał do floty Sylionów. Pocieszający był fakt że jest tylko jeden. Świeżo upieczony pułkownik podszedł do mężczyzny który siedział na fotelu głównodowodzącego.
- Co się dzieje?
- Sylioni -
odpowiedział stłumionym głosem - znaleźli nas - wciąż wpatrywał się na ekran, dopiero po chwili jego wzrok skupił się na Robercie - Wiec to pan jest nowym szefem ochrony, cóż komandora Kovalskiego aktualnie nie ma na statku co czyni pana drugim najwyższym rangą żołnierzem na Aurorze. Jest nam pan teraz tu potrzebny. Sylioni nie atakują co sugeruje że chcą przejąć nasz okręt, nie możemy na to pozwolić. W razie wydania rozkazu autodestrukcji jest potrzebna zgoda dwóch najwyższych stopniem oficerów na statku. Oczywiście nie poddamy się tak łatwo. W razie wtargnięcia na na Aurorę Sylionów pan będzie dowodził naszymi odziałam właśnie z tego pomieszczenia. Jednak jeśli będziemy pewni że nic się nie da już zrobić, wysadzimy ten statek. mam nadzieję że się rozumiemy pułkowniku. W tej chwili wszystkie sekcje cywilne są odcinane. mamy nadzieję że wróg ich nie zaatakuje. Jednak jeśli się tak stanie rozkażemy cywilom ewakuację. Teraz proszę powiadomić personel i pasażerów statku o zagrożeniu, to również należy do pańskich obowiązków.

Kyle Edh "Scruffy"

Sierżant wziął głęboki oddech. Podrapał się po głowie mierzwiąc przy tym kruczoczarne włosy. Uśmiechną się przy tym nieznacznie po czym zwrócił się do strażników stojących przy drzwiach.
- Wynosić się stąd panowie i wyłączyć kamery - powiedział głośno
- Sir, przecież to niedozwo...
- Uznaj to za bezpośredni rozkaz a teraz jazda mi stąd.

po chwili w pomieszczeniu został tylko Kyle i żołnierz. Sierżant wstał prezentując w pełni swoje muskularne ciało. Był sporo wyższy od Scruffyego, i zdecydowanie nie wyglądał na słabszego. Sam wziął jednego papierosa i odpalił go.
- lubimy sobie czasem chlapnąć co - powiedział łagodnym głosem.
Przez chwilę chodził w kółko, raz po raz zaciągając się i wypuszczając z płuc siwy dym. W końcu staną w miejscu i zaśmiał się radośnie.
- Nic w tym złego, człowiek ma czasem swoje potrzeby, czyż nie - spytał nie oczekując odpowiedzi.
Po chwili sięgną do tylnej kieszeni spodni, wyciągając piersiówkę;

- Niebieski Johnny Walker - powiedział patrząc na naczynie - piersiówkę dostałem od mojego ojca na osiemnaste urodziny, to jedyna rzecz jaka mi po nim pozostała. Zginą w jednym a ataków Sylionów, te sukinsyny mi za to zapłacą... - przerwał na chwilę - cholera, o czym ja gadam, masz napij się.
Wręczył piersiówkę Kyleowi.
- Mam jeszcze u siebie trzy flaszki, jeśli powiesz mi jak się tutaj dostałeś to jedna jest twoja - uśmiechną się szczerze - ach jeszcze jedno, to masz mi zwrócić - wskazał na piersiówkę.

Pokład Rosyjskiego okrętu godzina 22:56

Z głośników na całym statku został ogłoszony komunikat
"W pobliżu został dostrzeżony okręt Sylionów, przystępujemy do ucieczki. Proszę o zachowanie spokoju"


Bill Hugans

Kobieta wyciągnęła rękę by wziąć od Billa kryształ, jednak nim go dotknęła z głośników doszedł ich komunikat:
"W pobliżu został dostrzeżony okręt Sylionów, przystępujemy do ucieczki. Proszę o zachowanie spokoju"
- proszę się nie martwić, z pewnością uda nam się jakąś uciec przed tym statkiem - powiedziała starając się uspokoić bardziej siebie niż Billa - Teraz proszę mi to dać, zaraz to sprawdzę.
Wzięła kawałek kryształu i podeszła do mikroskopu. Wyraźnie było widać że czuje się znacznie lepiej kiedy ma jakieś zajęcie. Co chwilę coś szeptała po rosyjsku. Po pewnym czasie odwróciła się do swojego gościa i powiedziała:
- To niebywałe, pomimo swojego wyglądu, to niesamowite, skąd to pan ma?
- Spokojnie, co jest takie niebywałe?
- Głównym składnikiem tego... tego czegoś jest kwarc, jednak nie to jest dziwne. Zdaję się że ten kryształ jest żywy, to jakaś forma organizmu, dość prymitywnego, nie jestem w stanie powiedzieć więcej bez dalszych badań, jednak jak przypuszczam, w większych ilościach może być stosowane jako źródło energij, to naprawdę niebywałe, niesamowite, to może być wiekopomne odkrycie
- kontynuowała z blaskiem w oczach - skąd to pan ma, gdzie pan znalazł coś tak niesamowitego?
W tym samym momencie gdy skończyła mówić, kryształ zaświecił na jasnoniebieski, po czym zgasł. Wszyscy zgromadzeni w laboratorium wpatrywali się na mikroskop, który jeszcze przed chwilą był źródłem niezwykłego i pięknego światła.

Joshua Beckett

Jego żart istotnie spowodował że zespół poczuł się znacznie lepiej. Wszyscy wesoło uśmiechnęli się na żart o atomówkach i sklepie. Ruszyli więc za Joskuą, rozglądając się uważnie po okręcie. Starali się przy tym jak najdokładniej zapamiętać rozkład pomieszczeń. Wszyscy rozluźnili się na tyle że zaczęli nawet między sobą wymieniać jakieś uwagi i spostrzeżenia. Jednak wszystko to zostało przerwane komunikatem:
"W pobliżu został dostrzeżony okręt Sylionów, przystępujemy do ucieczki. Proszę o zachowanie spokoju"
Wszyscy członkowie zespołu wpatrywali się w mikrofon który był najbliżej. Jeden z nich w końcu nie wytrzymał i krzykną:
- Nie mogą kurwa, odlecieć z nami, musimy wrócić na Aurorę
- Spokój
- rzucił Joshua, rzucając jednocześnie groźne spojrzenie mężczyźnie który mówił przed nim - Jeśli gdzieś tam jest statek Sylionów to próba powrotu na Aurorę, nie jest najlepszym pomysłem, więc zamknąć jadaczki. Teraz może jakieś pomysły, poza samobójcza próbą powrotu na nasz okręt?

Albert "Al" Giordinio

Al ruszył z pomocą przy gaszeniu pożaru, syreny wyły niemiłosiernie zakłócając wszystkie inne dźwięki. Płomienie buchały tu i tam. W między czasie ktoś ogłosił jakiś komunikat, jednak nikt z tego nic nie zrozumiał, hałas spowodowany syrenami był zbyt duży. Albert zobaczył jak dwóch Rosjan podtrzymując innego za ramiona wynoszą go z samego centrum pożaru. Wyglądało to okropnie. Chłopak był poparzony, niemalże całe ubranie jakie miał spłonęło doszczętnie przylepiając mu się do skóry. Nawet człowiek bez znajomości medycyny mógłby stwierdzić spokojnie że ma on niskie szanse na przeżycie. Al walczył z pożarem, jednak pianka gaśnicza szybko skończyła się a płomienia wciąż szalały. Albert bez namysłu ruszył do najbliższego komputera. Znał doskonale ten model silników. Miały przecież zabezpieczenia. przez chwilę uważnie przyglądał się programowi jaki sporządzili Rosjanie po czym głośno przeklął w myślach. Można się było tego spodziewać, wyłączyli je. Coś im nie pasowało więc zwyczajnie wyłączyli zabezpieczenia. Al wklepał kilka formuł do komputera, włączając tym samym stosowne zabezpieczenia. po chwili ogień zaczął przygasać. Jednak silnik wciąż pracował co uniemożliwiało całkowite ugaszenie pożaru przez mechanikę. Musieli to zrobić ludzie. Chociaż teraz powinno to być znacznie łatwiejsze. Albert ruszył więc w stronę pożaru. Wszystko zbliżało się już do końca. Rosjanin z którym wcześniej rozmawiał spojrzał na niego i powiedział:
- nie wiem co pan zrobił ale ocalił nam pan tyłki.
- Drobiazg robię to na co dzień - odpowiedział Al wyraźnie zadowolony - Wspominaliście coś że te silniki są w idealnym stanie co?
Rosjanin wyraźnie się zakłopotał. Pożar został ugaszony, wszystko ponownie działało jak należy, przynajmniej na standardy tego statku.

Wilbur Ulysses Taylor

prezydent Groischiew już miał odpowiedzieć Ulyssesowi gdy z głośników dobiegł ich komunikat:
"W pobliżu został dostrzeżony okręt Sylionów, przystępujemy do ucieczki. Proszę o zachowanie spokoju"
Laura popatrzyła najpierw na Wilburdga potem na prezydenta. Przez chwilę zapanowała nieprzyjemna cisza po czym Rosjanin powiał, dość spokojnym głosem, zważając na sytuację:
- Opuszczenie tego statku nie jest chyba najlepszym pomysłem, przynajmniej na razie. Muszę się teraz udać na mostek, zaraz przyśle kogoś, kto odprowadzi was do kwatery gościnnej
Prezydent ruszył do wyjścia, po chwili jednak odwrócił się w stronę Wilbura
- Chłopcze, z ziemi wystartowało pięć innych okrętów poza waszymi dwoma i moim, znajdują się one teraz w bezpiecznym miejscu. Kiedy to wszystko się skończy porozmawiamy o tym na spokojnie.
Rosjanin znikną za drzwiami. Jednak zaraz potem zjawił się inny który odprowadził ich do niewielkiego, ładnie urządzonego pokoiku. Laura usiadła na jednym z foteli, zanurzając przy tym dłoń w swoich długich rudych włosach.
- Pięć innych okrętów - powiedziała cicho - Co za wspaniała wiadomość - uśmiechnęła się - Co o tym myślisz?

Jareth Baker

Położył się wygodnie na łóżku. Wreszcie mógł się przespać. Wreszcie miał chwilę prywatności, odpoczynku. Powieki same mu się zamknęły. Po chwili wkroczył do krainy sennych marzeń. Był znów na ziemi, jednak nie takiej jaką opuścił, lecz tej sprzed lat. Znajdował się na łące, lekki wiaterek przyjemnie smagał go po twarzy. Ktoś wołał go z oddali. Był to jego przyjaciel, jeszcze z czasów szkoły. powolnym krokiem zbliżał się do Jaretha. Był tam ktoś jeszcze, dziecko trzymające mężczyznę za rękę. Dopiero po chwili Baker przypomniał sobie że przecież Hank, zaraz po studiach ożenił się, to musiał być jego syn o którym tyle opowiadał. Cała sceneria zmieniła się w ułamku sekundy. Coś z nieba zbliżało się z dużą prędkością. Był to myśliwiec Sylionów. Zrzucił rakiety wprost na Hanka i jego dziecko. W jednej chwili Jareth miast na łące znalazł się na polo walki. Przed sobą miał twarz jednego z członków udziału w którym służył. Starał się zatamować krwawienie.
- Jareth - ledwie wykrztusił mężczyzna - powiedz mojej żonie że ją kocham
- Sam jej to powiesz Ben, wszystko będzie dobrze, trzymaj się staruszku.
W chwilę później było już po wszystkim. Ben odszedł. Baker ponownie znalazł się w innym miejscu. Stał przed domem przyjaciela z udziału. Nacisną przycisk dzwonka, nikt jednak nie podszedł by otworzyć. Jareth odetchną z ulgą. Odwrócił się by odejść, gdy ją zobaczył. Żona Bena stała na podjeździe wpatrując się pustym wzrokiem w Bakera. Po chwili upadła na kolana, płakała, wiedziała o co chodzi...


Liao Jun


Chwilę później grupka rozochoconych botaników zjawiła się w innych pojazdach. było ich w sumie dwudziestu trzech. Wszyscy po kolei podchodzili do mnicha i przedstawiali się. Każdy dodawał też coś od siebie:
To wielki zaszczyt, cieszę się że będziemy pracować wraz z panem, Kto by pomyślał że będziemy pracować u boku takiej osoby.
Tylko jedna osoba stała z dala od grupki. Wydawała się czymś zadumana. Był to mężczyzna, miał około czterdziestu pięciu lat i bez wątpienia był chińczykiem. Liao podszedł do niego. Dopiero z bliska rozpoznał tą twarz. Był to botanik Kintao Manuko, w przeszłości często odwiedzał tereny które zamieszkiwał Jun. Często też ze sobą rozmawiali. Teraz jednak zdawał się nie zwracać uwago na mnicha. Jego umysł powędrował w zupełnie inne miejsce. Liao doszedł do wniosku że nie będzie mu przeszkadzał. Catrin podeszła do Juna.
- Może teraz wyjaśnię panu jaką rolę ma to pomieszczenie. Zgromadziliśmy tutaj sporą część znanych na ziemi roślin. mają nam posłużyć do produkcji leków, substancji chemicznych, jak i zarówno do pozyskania z nich niezbędnego jedzenia. naszym zadaniem jest zająć się tym miejscem. Poza naszą grupą pracuje tutaj jeszcze przeszło dwanaście innych. Sporą część pracy wykonują maszyny, jednak musimy doglądać prawidłowego rozwoju roślin. Oczywiście nie będziemy tu siedzieć cały czas. Mamy też wszechstronne laboratorium w którym będzie pan mógł pracować nad ziołami i ich zastosowaniem. Czy ma pan jeszcze jakieś pytania?

Jessie McMachan

Sekcja była interesująca ale i zarazem przerażająca. Ilość podobieństw do człowieka była znacznie większa niż różnic. To było naprawdę dziwne. po skończeniu swojej roboty Jessie podeszła do drzwi, gdy przyłożyła swoją kartę do czytnika nic się jednak nie stało. Z głośnika wydobył się męski głos
- Doktor McMachan, przepraszamy, jednak nim panią wypuścimy musi się pani udać do drzwi po drugiej stronie pomieszczenia, znajduje się tam drugie wyjście, wcześniej zostanie pani jednak poddana odkażeniu. musi pani zrozumieć, nie możemy ryzykować.
Jessie udała się więc we wskazane miejsce. Gdy dotarła do drzwi te same się otworzyły. Jej oczom ukazało się małe, jasne pomieszczenie. Gdy tylko do niego weszła drzwi zamknęły się. Zaczęło ją otaczać coś co przypominało mgłę, zapewne środek odkażający. Dopiero teraz uświadomiła sobie że powinni jej dostarczyć specjalny kombinezon ochronny. Gdy cała procedura dobiegła końca. Otworzył się właz prowadzący do wyjścia.
- Chyba nie muszę pani przypominać że wszystko co pani widziała i słyszała jest ściśle tajne? - powiedział major Shepart
- Tak, tak to dla mnie jasne, czy jest jakaś szansa że będę informowana?
- przepraszam, zapomniałem pani powiedzieć, jeśli wyrazi pani zgodę, zostanie pani przydzielona do badań nad tymi istotami, Pani zadaniem będzie wtedy będzie wtedy dowiedzieć się o nich wszystkiego, dosłownie wszystkiego. Jeśli będzie pani potrzebowała próbek, znajdą się, jeśli będzie pani potrzebowała krwi do analizy, zostanie pani dostarczona. Wszystkim się zajmiemy. Wystarczy że pani powie czego potrzebuje a będzie to pani miała w przeciągu godziny. Nie będę ukrywał że interesuje nas jak najprościej można to zabić, znalezienie ich słabego punktu, piety Achillesowej jeśli pani woli. Może jakieś substancje chemiczne na które są szczególnie wrażliwe. Musimy wiedzieć jak z tym walczyć.
 
__________________
It matters little how we die, so long as we die better men than we imagined we could be - and no worse than we feared.

11-02-2013 - 18 -02.2013 - Nie ma mnie.

Ostatnio edytowane przez Mizuichi : 22-09-2009 o 22:20.
Mizuichi jest offline  
Stary 22-09-2009, 23:41   #35
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
"Po prostu wspaniale..." - pomyślał Robert, mieląc serię przekleństw w ustach. Naprawdę liczył na to, że będzie miał choć troszkę szczęścia w dominującym ostatnio nieszczęściu. Miał nadzieję, że los da mu przynajmniej z tydzień czasu na zadomowienie się w nowej roli i poznanie części podkomendnych. Przyzwyczaił się już nawet do myśli o dowodzeniu... ale to? To była przesada. Nie dość, że miał siedzieć na mostku, zamiast walczyć u boku żołnierzy, to jeszcze oczekiwano od niego przemów ku pokrzepieniu serc! Od niego - który sam najchętniej rzuciłby wszystko w cholerę i zaszył się w barze!

Odetchnął głęboko, uspokajając się. Miał nadzieję, że jego rozterki nie rzuciły się zbytnio w oczy pułkownikowi. Spojrzał na przełożonego, starając się zinterpretować jego wyraz twarzy. W oczywisty sposób nie istniało dyplomatyczne wyjście z tej sytuacji. Odmówienie przełożonemu w czasie ataku wroga, byłoby najwyższą formą niesubordynacji, a zdecydowanie nie miał ochoty na spędzenie reszty podróży w celi, u boku tego wyświrowanego pijaczka, którego ostatnio złapali. Jeszcze raz spojrzał na wyświetlacz, ukazujący zbliżający się statek wroga i odparł krótko i karnie.
- Sir, tak jest, sir! Jeśli mam się przydać, proszę przydzielić mi tylko kogoś, kto pokaże mi jak to wszystko działa - bezradnym ruchem ręki wskazał rzędy błyskających kontrolek komputerów i stanowisk oficerskich. Nigdy nie był zbyt obeznany w tej całej hiper-nowoczesnej technologii...

Po paru minutach wysłuchiwania zawiłych instrukcji młodego, chudego oficera, zasiadł wreszcie na pomniejszym stanowisku dowodzenia i uaktywnił interfejs komunikacyjny. Zielone lampki zabłysły na wyświetlanym planie statku, wskazując sektory, do których dotrze jego przekaz. Chrząknął krótko, oczyszczając gardło i uaktywnił bezprzewodową słuchawkę, wiszącą mu na uchu.

- Mówi podpułkownik Robert Gale, szef ochrony Aurory 2. Trzy minuty temu z nadprzestrzeni wyszedł syloński statek-matka, obierając kurs na nas i naszych rosyjskich sprzymierzeńców. Staramy się uniknąć walki, jednak nie możemy wykluczyć możliwości wrogiego ostrzału. Niniejszym ogłaszam stan żółty. Cywilni pasażerowie proszeni są o powrót do swoich kwater i zapięcie pasów awaryjnych. Przeszkolony personel wzywany jest na stanowiska bojowe według scenariusza Delta-1. Proszę zachować spokój i czekać na dalsze instrukcje, udzielane w razie potrzeby przez dyżurnych żołnierzy i personel medyczny.

Komunikat zakończył, wyłączając słuchawkę i oddychając z ulgą. Miał nadzieję, że zimny, rzeczowy ton przynajmniej po części pozwoli uniknąć paniki i chaosu wśród cywili. Kto wie? Może kiedyś w przyszłości nauczy się nie tylko przekazywać informacje ale i dodawać otuchy? Aktualnie miał jednak inne problemy na głowie... Przyznany mu interfejs pozwalał na dokładną kontrolę wszystkich ruchów personelu na pokładzie. Z ciekawością przyglądał się żołnierzom, którzy na ekranie wyglądali jak mrówki, błądzące nieporadnie po wielkim, wielopiętrowym labiryncie. Postanowił coś z tym zrobić. Z pewną dozą satysfakcji, wynikającej z otrzymanej władzy, zagłębił się w wirtualnych danych członków garnizonu.

Po paru chwilach poszukiwań, ponownie włączył słuchawkę, wybierając z podmenu garnizonu dowódce konkretnego oddziału.
- Omega-1? Mówi pułkownik Gale. Proszę zebrać swoich ludzi i udać się do sekcji hangarów. Jeśli mamy na statku sabotażystę, to zapewne właśnie teraz będzie chciał uderzyć ponownie, uniemożliwiając nam obronę. Bądźcie czujni. Bez odbioru.
Po chwili wybrał numer następnego oddziału. Zaczynało mu się to podobać...
- Beta-1? Mówi pułkownik Gale. Proszę udać się z oddziałem do sekcji maszynowni silników. Z tego co wiem, posiadacie w swoim składzie dwóch polowych inżynierów. Niech zabiorą ze sobą swój sprzęt. Waszym zadaniem będzie kontrola silników i ochrona przed sabotażem. Nie możemy sobie teraz pozwolić na ich stratę, a część ekipy technicznej jest chwilowo poza Aurorą. Liczymy na was. Bez odbioru.

Resztę oddziałów rozmieścił w strategicznych miejscach, by ci, w razie ataku i abordażu, mogli szybko nawiązać walkę z wrogiem. Przerażała go ta myśl... ale naprawdę zaczynało mu się to podobać...
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 23-09-2009 o 03:22.
Tadeus jest offline  
Stary 23-09-2009, 16:27   #36
 
DeBe666's Avatar
 
Reputacja: 1 DeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodze
Kyle wytarł usta rękawem. Opróżniona piersiówka z brzękiem opadła na stół.
Ten gość jest równy. Jak babkę kocham. Nie spotkałem takiego facia od paru miesięcy. To chyba był czerwiec jak jakiś szaleniec wrzucił mi sto dolców do kubka, ale pies go gryzł. Ten tu naprawdę wie jak zdobywać kumpli.
Nie był pewien czy to zamroczenie alkoholem prowadziło go nagłego przypływu sympatii wobec strażnika, ale zaryzykował.
- Dobra ziomuś, nastaw ucha - zbliżył się do czarnowłosego- wjebałem się tu. Ja, Kyle Edh, jeden z najprzebieglejszych szczurów Reversu, spierdoliłem z ulic i w nocy wślizgnąłem się z moim ziomkiem, który dobrze znał te wasze bunkry, na pokład!
Kyle roześmiał się, jednak widząc, że strażnikowi nie jest wesoło, zciszył ton głosu.
- Niestety, musiałem to przepłacić śmiercią przyjaciela. Możesz nazywać mnie nieczułym sukinsynem, ale nigdy nie opłakiwałem zmarłych.
Tak więc od tego czasu kręcę się tu. Widzisz z jakim skutkiem.
Odpalił szluga. W pokoju roznosił się miły zapach dymu. Było duszno.
No dobra wielkoludzie. Albo jesteś porządny i nagrodzisz mnie, albo jesteś sukinsynem jak cała reszta i dostanę wpierdol od ciebie i twoich przydupasów po czym zgniję w klitce wykonując jakieś żałosne prace społeczne.
 
DeBe666 jest offline  
Stary 23-09-2009, 20:36   #37
 
Deviler's Avatar
 
Reputacja: 1 Deviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputację
Słowa to jedno, myśli to co innego. Wiedział doskonale, że Rosjanie nie są tytanami organizacji, a już w szczególności w czasach zagrożenia. Teraz właściwie mógł spokojnie cyknąć fotkę z informacją o uzbrojeniu po czym wrócić do oficjalnej części zwiedzania rosyjskiego "cudu" myśli technologicznej. Ruszył więc jakby zastanawiał się głęboko nad problemem powrotu w kierunku tamtego niestrzeżonego terminalu, a reszta ekipy zdawała się oczekiwać jakiegoś mądrego pomyślunku właśnie od niego. Niestety Joshua zdawał sobie sprawę z właściwie z góry zdeterminowanym losie. Tak idąc w dość niebezpiecznej pozycji jaką jest pochylona głowa, Beckett wpadł na dość solidną przeszkodę w postaci postawnego mężczyzny odzianego w mundur. Szybko reflektując uniósł głowę spoglądając w twarz mundurowego. Początkowy wyraz irytacji jaki się wymalował na jego twarzy zmienił się w szczere zdziwienie.
- Dimitrij? Stary, rosyjski psie! Ty tutaj?! - Zwrócił się po francusku do rosjanina, który widać chcąc, nie chcąc uśmiechnął się "prikraśnie", po czym szybkim "niedźwiadkiem" powitał Joshue. Szczęśliwie bez obcałowania.
- Beckett! Irlandzka mordo, cieszę się, że uratowałeś się z Ziemi. - Uwolnił uścisk po którym Joshua ostentacyjnie odetchnął głęboko.
- Teraz nie jest dobry moment na spotkanie po latach. Pozwól, że odstawie Ciebie i Twoich przyjaciół do oficyny gościnnej. Mamy mocny bałagan teraz na pokładzie. - Uśmiechnął się szeroko do ekipy Becketta ukazując rząd białych zębów, pośród których znajdowały się trzy lśniące i złote. Irlandczyk ledwo zauważalnie westchnął. Wszak miał nadzieje skorzystać z tego chaosu, a nie starać się go zmniejszyć. Choć z drugiej strony w ten sposób może zwiększyć swoje szanse przeżycia... No właściwie w tej sytuacji właściwie nie można mieć wszystkiego. Kiwnął tylko głowie rosjaninowi, a ten omijając grupkę udał się w kierunku gościnnych siedzib.
Joshua podążył za nim zachęcając innych, by zrobili to samo. Dimitrij kierował ich obskurnym korytarzem prosto do jednej z słynnych oficyn. Słynnych w związku za spartańskie warunki jakie w nich panowały. Złoty błysk zębisk przy otwartych drzwiach zapraszał ich do środka pomieszczenia. Trudno było się oprzeć urokowi osobistemu mężczyzny o posturze niedźwiedzia, który w taki sposób coś usiłował osiągnąć, toteż ekipa władowała się właściwie bez szemrania. Ostatni wszedł Beckett zwracając się do "niedźwiedzia".
- Jak już będzie bezpiecznie, to wpadnij i poopowiadaj co z Tobą się właściwie działo stary draniu. - Poklepał go po ramieniu po czym wszedł do pomieszczenia zamykając drzwi. Zanim ktoś z ekipy zdążył coś powiedzieć odezwał się do nich z dużo lepszym humorem niż poprzednio.
- To był Dimitrij Chołodow. - Przypuszczenia kilku członków ekipy zostały potwierdzone. "Polarny Niedźwiedź". Tak nazywano tego człowieka, który wprowadził energie atomu na nowy tor.
 
Deviler jest offline  
Stary 27-09-2009, 21:16   #38
 
Dragunov's Avatar
 
Reputacja: 1 Dragunov nie jest za bardzo znany
- Może teraz wyjaśnię panu jaką rolę ma to pomieszczenie. Zgromadziliśmy tutaj sporą część znanych na ziemi roślin. Mają nam posłużyć do produkcji leków, substancji chemicznych, jak i zarówno do pozyskania z nich niezbędnego jedzenia. Naszym zadaniem jest zająć się tym miejscem. Poza naszą grupą pracuje tutaj jeszcze przeszło dwanaście innych. Sporą część pracy wykonują maszyny, jednak musimy doglądać prawidłowego rozwoju roślin. Oczywiście nie będziemy tu siedzieć cały czas. Mamy też wszechstronne laboratorium w którym będzie pan mógł pracować nad ziołami i ich zastosowaniem. Czy ma pan jeszcze jakieś pytania?
- Podejrzewam że w laboratorium nie będzie ze mnie dużego pożytku. Ale chętnie zobaczyłbym jak się przy tym wszystkim pracuje, może się nauczę jak to obsługiwać.
Pytania... Mam ich zbyt wiele żeby mogła pani na nie odpowiedzieć. Ale na razie zadam tylko jedno. Kiedy przejdziemy do pracy?
- Ostatnio doszły wieści że w dziale 12D coś nie gra.
Robert pamiętasz może co tam rosło?
- O ile dobrze kojarzę sporo tam było Borówek czarnych, a więcej nie pamiętam
- odpowiedział mężczyzna w średnim wieku stojący w pobliżu.
- Dobra, bierzemy dziewięciu ludzi i jedziemy.
- Jadę z wami.
- No to trójkę już mamy. Posłuchajcie! - powiedziała podnosząc głos. - Są jakieś problemy w 12D potrzeba jeszcze jakichś sześciu ludzi.


Chwilę potem 3 pojazdy podążały w kierunku działu 12D. W pewny momencie, kiedy jechali wąską, wijącą się wśród drzew dróżką, z głośników wbudowanych w deskę rozdzielczą rozległ się komunikat: "Mówi podpułkownik Robert Gale, szef ochrony Aurory 2. Trzy minuty temu z nadprzestrzeni wyszedł syloński statek-matka, obierając kurs na nas i naszych rosyjskich sprzymierzeńców. Staramy się uniknąć walki, jednak nie możemy wykluczyć możliwości wrogiego ostrzału. Niniejszym ogłaszam stan żółty. Cywilni pasażerowie proszeni są o powrót do swoich kwater i zapięcie pasów awaryjnych. Przeszkolony personel wzywany jest na stanowiska bojowe według scenariusza Delta-1. Proszę zachować spokój i czekać na dalsze instrukcje, udzielane w razie potrzeby przez dyżurnych żołnierzy i personel medyczny. "
Catrin pobladła. Z tyłu padło przekleństwo. Liao opuścił głowę przymykając oczy. "Jak można być tak niszczycielskim?" Nie potrafił tego pojąć.
- Catrin skręcaj! - obudził kobietę z trwogi mężczyzna o imieniu Robert jadący na tylnym siedzeniu.
Dziewczyna przyhamowała i zaczęła skręcać w boczną uliczkę. Mało brakowało a pojazd jadący za nimi uderzyłby ich w tył.

Parę minut jeszcze jechali w kierunku wind. Przy nich stał już tłum ludzi. Liao nie lubił tłumów. Inteligencja tłumu jest z reguły drastycznie niska. Im większy tłum tym mniejsza wartość inteligencji. Zawsze starał się trzymać z dala od zbiorowisk ludzkich lub przynajmniej na ich uboczu. Tym razem nie zamierzał robić wyjątków, ale, niestety, nie zawsze jest to takie proste. W jednym momencie myślisz że idziesz na uboczu, a nagle dostrzegasz że już jesteś w środku i nie potrafisz sobie przypomnieć momentu, kiedy otoczyli cię ludzie. A tłum jest groźny, w tłumie zdarza się wiele nieprzewidywalnych zdarzeń. Prawie zawsze szkodliwych w skutkach, wystarczy tylko lekko spłoszyć te stado.
 

Ostatnio edytowane przez Dragunov : 27-09-2009 o 21:24.
Dragunov jest offline  
Stary 28-09-2009, 22:48   #39
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Bill patrzył na nią nieco podejrzliwym wzrokiem. Wahał się przez chwilę. Najwyraźniej oni nie zestrzelili żadnego statku Sylionów. Dodatkowo głowę mimowolnie zaprzątała mu myśl o wrogim statku. Szybko jednak odrzucił myśl o szybkim zgonie od siebie i powiedział do lekko poddenerwowanej Rosjanki
- Kryształ ten pochodzi ze statku Scylionów, który udało się nam swego czasu zestrzelić. Ich statki na pozór zbudowane są podobnie do naszych Astro Queen, ale pod panelami zamiast obwodów, kabli i tak dalej znajdują się te kryształy. Podczas badań odkryłem, że kryształ jakby ożywa w konkretniej temperaturze, ale nim ustaliłem w jakiej, lub spróbowałem działań nad całym statkiem usłyszałem komunikat i zostałem wezwany na wasz statek.
Rosjanka patrzyła się na Billa jeszcze przez chwilę gdy skończył mówić, najwyraźniej nie dowierzając jego słowom.
- Hmm ... czy ja mogła bym ... zobaczyć myśliwiec Sylionów ? Nam niestety nie udało się zestrzelić żadnego, ale sądzę, że gdybyśmy zaczęli współpracować o wiele szybciej odkryli byśmy działanie ich technologi.
- No cóż, to niestety nie zależy ode mnie, lecz sądzę, że dostanie pani odpowiednie upoważnienia, jako mój gość. Tym czasem jednak zbadajmy może próbkę, którą aktualnie posiadamy.
Po tych słowach oboje wzięli się do pracy. Ponownie próbowali ogrzać kryształ, a gdy ten ożył, powtórzyli wszystkie testy, jakie wykonał Bill na pokładzie Aurory.
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline  
Stary 29-09-2009, 17:55   #40
 
Zielin's Avatar
 
Reputacja: 1 Zielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwu
- Musimy wyłączyć silnik. Nastąpi znaczna utrata prędkości, ale myślę że w godzinę się wyrobię - odparł Al.
- Potrzebna ci pomoc? - zapytał młody Rosjanin. Czuł chyba, że musi jakoś odwdzięczyć się Amerykaninowi za pomoc.
- Z chęcią skorzystam - odparł z dobrotliwym uśmiechem.

Zewnętrzna obudowa silnika wyglądała upiornie. No, upiornie to wyglądała już przed pożarem - wystające kable zwyczajnie podtopiły się, a kilka metalowych płyt poodpadało. Prawdziwy koszmar dla mechanika.
Część, która robiła za główny system silnika została zablokowana. Na szczęście nie było to coś, z czym sprawna para rąk i łom nie są sobie w stanie poradzić.
Płyta odskoczyła na bok, nadal jeszcze wydzielając piekielnie gorące opary. Zapach spalonej farby i okablowania unosił się wszędzie i Giordinio dziękował w duchu sobie, że zabrał małą maseczkę ochronną. jak zwykle jednak w takich sytuacjach, zapomniał o czymś. Tym razem były to gogle, więc gryzący dym wpadał wprost w oczy, powodując sine łzawienie.

Kilka razy podczas pracy był pukany przez kogoś w plecy, ale nie zwracał na to uwagi...

* * * * *

Albert wytarł usmarowane dłonie w jakąś szmatę. W piętnaście minut wyrobił się z naprawą. myślał, że zajmie mu to więcej. Skoro te silniki były w dobrym stanie, to bał się pomyśleć o tych gorszych podzespołach statku. Rozejrzał się wokoło.
Był tylko on. I Siergiej, który wyraźnie był czymś zakłopotany.
- Gdzie reszta?
- W dyżurce. Prace został przerwane na jakiś czas. W pobliżu pojawił się statek Sylionów.
- I nie mogłeś mnie o tym powiadomić ?!?
- No, kilka razy szturchałem cię ale nie raczyłeś odpowiedzieć.
- powiedział trochę oburzony Rosjanin. - Chodź, napijemy się.
- A alarm?
- Potraktuj to jak zwykłą przerwę w robocie. Fajrant. Skoro mamy zginąć, to przynajmniej uprzyjemnij sobie ostatnie chwile. A jak nie... w końcu zawsze jest okazja, nie?
- Podoba mi się twoje podejście. prowadź.

* * * * *

Siergiej prowadził Alberta wprost do jakiegoś magazynu. Za którąś z półek ukryte było kilkaset litrów różnych alkoholi, poupychanych w kartonowych pudełkach. I opatrzonych angielskim napisem "Zapasy".
- Na czarno - wyjaśnił, widząc rozbawione i jednocześnie zdziwione spojrzenie Giordinia - nie pozwalają nam na takie luksusy.

Nie wiedzieli co będzie dalej. Obaj jednak nie zastanawiali się nad tym. Cóż mogli zrobić - w końcu nigdy jeszcze do tej pory rasa ludzka nie prowadziła czegoś na kształt "Gwiezdnych Wojen"...
 
__________________
Powiało nudą w domu...Czy może powróciło natchnienie? Znalazł się stracony czas? Jakaś nagła zmiana w życiu?
A może jeszcze coś innego?

<Wielki comeback?>
Zielin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172