Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2009, 22:22   #38
Lost
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
Zdobyta barykada.

Wolf jeszcze raz rozejrzał się po pobojowisku. Zginęli cywile. Zwykli ludzie, którzy zaufali Panu Schultzowi. Ci, którzy powierzyli mu swoje bezpieczeństwo i bezpieczeństwo ich dzieci, zrosili krwią brudny bruk.
Krew za krew.
Krew za krew.
Krew za krew, rozumiecie?
Idąc powoli w stronę palącego się transportera, usłyszał za sobą cichutki płacz. Ledwo odwrócił głowę. Stała za nim mała dziewczynka.


Sama wobec ogromu cierpienia. Wobec leżących na ulicy splątanych marionetek. Wobec żołnierzy grabiących ciała poległych. Wobec kałuż krwi, wypływających z rozszarpanych flaków. Wobec czarnego dymu wijącego się wokół całej sceny.
Wolf nawet się nie zatrzymał. Detroit ma wiele sierot w posiadaniu.
Samo jest sierotą.
Tacy ludzie, jak Ted, jak Wolf, oni nie pomagali jednostkom. Nie myśleli o nich. Nie były one nawet na tyle ważne, by na nie spojrzeć przez dłużej niż sekundę. Obserwowali zbiorowość, nie dostrzegając pojedynczych twarzy. To sekret tej pracy.
- Ej, dupki! - Z zamyślenia wyrwał go krzyk. - Mam tu interesującą przesyłkę dla pana Wolfa! Nie strzelajcie kurwy!
Nareszcie coś, co mogło go zainteresować.
W jego stronę szło trzech ludzi. Pierwszy, dzikus raczej ledwo trzymający się na nogach pospieszany kopniakami przez drugiego, ubranego w garnitur, co jakiś czas zataczał się i upadał. Za nimi skulona trzymała się drobna kobieta.
Dookoła Wolfa rozsypali się żołnierze, celując w stronę osobliwego pochodu.
- Nie strzelać. - Rzucił. - Znam tego, człowieka. Jeden od nas.
Meks, który nie pcha się do walki, zaszczycił ich swoją obecnością. Kto by pomyślał.
Żołnierze niechętnie opuścili broń.
Jeszcze?
Scorpion mocnym kopniakiem obalił dzikusa. Ten z cichym jękiem wylądował pod nogami Pana Wolfa.
Pobity, przegrany, na wpół martwy.
Starszy mężczyzna spojrzał na niego z nieukrywanym obrzydzeniem. Ukląkł, wyciągając z kabury na piersi pistolet.


Czasami nawet Detroit przesadza.
Wolf odbezpieczył spluwę, przystawiając ją tamtemu do głowy.
Miasto opanowała absolutna cisza. Nic i nikt nie mógł jej przerwać. Może strzał.
A może szloch.
Plemieniec cicho płakał. Nie mógł się pogodzić z losem. Z lufą opartą o skroń.
Mało, kto mógłby się z tym pogodzić.
- Kto wami dowodził? Ilu was jeszcze jest? Gdzie nocujecie? - Prawie wyszeptał Wolf. Nie przedłużał. Nie odwlekał. Nie miał tego w nawyku.
Plemieniec nie wykrztusił nawet słowa. Ciężkie łzy spływały tylko po lufie broni.
- Odpowiadaj - Jeszcze ciszej. Ledwo dosłyszalnie.
Bez odpowiedzi. Tylko płacz. Nieustające spazmy rozpaczy.
Witaj.
Wystrzał.
Huk.
Biały mankiet koszuli momentalnie pokrył się krwią z resztkami tego, co kiedyś było mózgiem i czaszką.
Kiedyś mówiono na to "egzekucja", dziś jest to "pobrudzony rękaw".
- Nieprzydatny, brudas. - Wycedził oprawca.
Ciało zabitego odciągali już żołnierze. Miasto musi pozostać czyste.
Wolf rozejrzał się. Jego wzrok utkwił na Antcie, szarpiącym się z kluczykami.
- Ty, chłopcze.. byłeś tutaj, przed nami. Czy Ci, którzy tutaj leżą to wszyscy? Czy ktoś jeszcze przeżył? Kto nimi dowodził?
Nastała sekunda ciszy. A pan Wolf nienawidził ciszy.
 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.
Lost jest offline