Artur klęczał w rozpadlinie, trzymając w ramionach zakrwawioną
Shizukę.
Wrzuta.pl - 12. Christina Aguilera - Fighter
Ona była nieprzytomna, on sam był w niewiele lepszym stanie, nad ich głowami słychać było wybuchy.
Nie, dłużej już tak nie mógł! Zerwał się na nogi i biegał w szale po dnie jamy, próbując zorientować się, co dzieje się nad jego głową. Gdy chciał wdrapać się na górę, kamienie rozsypywały się pod jego palcami i rozbijały w proch na ziemi.
Starał się ocucić dziewczynę, klepiąc ją delikatnie po policzkach i wołając jej imię. Nic nie działało. Zastanawiał się, czy na wampiry działa pierwsza pomoc. W policji kilka razy przechodził obowiązkowy kurs. Nawet jednak nie próbował - po co, skoro zaraz skały mogą się przesunąć i ich zmiażdżyć, a
Karol i Mercedes nawet by tego nie zauważyli.
Portman próbował wykorzystać całą, niewielką szerokość rozpadliny, by rozpędzić się i wskoczyć na górę. Bez skutku, tylko obił się jeszcze bardziej. Czuł narastający gniew.
Gdy pojawili się Smaafolk,
Artur Portmanzastygł i patrzył na nich. Nie rozumiał co się dzieje, więc nie wiedział, co ma zrobić. Dopóki nie zobaczył napisu na mieczu.
Artur uśmiechnął się gorzko, położył delikatnie
Shizukę na ziemi i ruszył pędem do Excalibura i chwycił go za rękojeść.
Złapał go mocno obiema rękami. W tej konkretnej chwili był całkiem spokojny. Obie jego świadomości na powrót zlały się w jedno, wreszcie był pewien gdzie jest i co robi.
Pociągnął.
Miecz wyszedł bez trudu, zupełnie, jakby właśnie na niego czekał. Zupełnie, jakby sam wskoczył mu w ręce. Zupełnie, jakby nie mógł się doczekać, aż zostanie wykorzystany w dobrej sprawie.
Artur Portman wyciągnął miecz przed siebie i spojrzał wzdłuż ostrza. A było to Ostrze przez wielkie „O”.
- Noo, to jest coś! Teraz wchodzimy spokojnie na górę i kopiemy tyłki!- powiedział zachwycony.
Tymczasem jakaś inna część jego mózgu, ta, która jeszcze trzymała kontakt z rzeczywistością, próbowała zrozumieć, co tu się właściwie stało.
"Miecz? Spod ziemi? Jakieś duszki? Przecież ja nigdy nie miałem w ręku ostrza dłuższego niż nóż do chleba!”- jakby specjalnie na złość, ciało
Portmana zakręciło młynka mieczem, który jakby sam układał się idealnie po jego wolę-
„Nie- moż – li -we!”
W końcu wzrok
Malkavianina padł na nieprzytomną
Shizukę. A potem na Excalibura. Zdecydowanym krokiem podszedł do wampirzycy, naciął sobie delikatnie nadgarstek mieczem i upuścił kilka kropel do jej ust.
Gdy tylko otworzyła oczy, uśmiechnął się szeroko i zakręcił mieczem nad głową.
-
Popatrz, popatrz: znalazłem nowego Excalibura. Shizu oblizała wargi, dotknęła ich opuszkami palców spoglądając do góry na
Portmana. Usiadła, choć jej ciało zdawało się "głuche". Uśmiechnęła się, a jej kły pojawiły się ponownie.
- Król Artur. Prawdziwy król Artur. - wodziła wzrokiem po ostrzu. -
Skąd go wziąłeś?
- Dobre pytanie - zrobił lekko zakłopotaną minę -
Pojawiły się małe duszki z dużymi uśmiechami, które odprawiły jakiś rytuał. A miecz zaczął nagle wyłaniać się z ziemi, o tam. - wskazał ręką miejsce, z którego przed chwilą wyszarpnął miecz. Ze zdziwieniem zauważył, że szczelina, w której tkwił, zniknęła. Matka Ziemia zasklepiła swoją ranę
- Jak już skończyły, podszedłem i wyciągnąłem. Ot tak. - pstryknął palcami -
To wszystko coraz bardziej przypomina jakąś bajkę. Może oprócz naszych ran. I pamiętaj, nie mówi się "nie wierzę" facetowi, który stoi nad tobą z mieczem. I ma w rodzinie kilku Jezusów.- po tych słowach wyciągną do niej rękę, by pomóc jej wstać.
Azjatka otarła usta resztką rękawa. Stanęła chybotliwie na nogach z pomocą
Portmana.
-
Umarłam dwa razy, a ponad naszymi głowami rozgrywa się walka żywiołów. Uwierzę we wszystko, tym bardziej w legendy, królu Arturze. - przymknęła oczy
- A nie mieli czegoś dla mnie? Złotego łuku, albo miedzianej tarczy?
- Przykro mi, nie widziałem nic więcej.- Wzniesionym kciukiem wskazał na powierzchnię
- Ale głowa do góry, tam są dwa magiczne kamienie, które tylko czekają, by złapał je ktoś bardziej odpowiedzialny. A walka jakby ucicha, nie sądzisz? To jak, wolisz ogień, czy wiatr? Shizu uśmiechnęła się paskudnie. Zaśmiała się cicho.
- Zdecydowanie ogień. Po co się rozmieniać na drobne?
- No dobrze, w takim razie... - zamyślił się na chwilę
- Dasz radę wejść na górę? Na razie musimy to zrobić cichutko i rozpoznać sytuację. Potem zobaczymy, gdzie ich najbardziej zaboli. - jakby na podkreślenie tych słów wbił miecz w ścianę rozpadliny. Po czym wyciągnął go, podniósł z ziemi swój pasek od spodni, którego trzymał się kurczowo przez ostatnie kilka minut, po czym przypasał broń.
Arakawa zrobiła kilka kroków, zakręciło jej się lekko w głowie. Spojrzała do góry.
- Jestem głodna. - skuliła się kucając.
Ponownie spojrzała do góry, gdzieś powyżej, gdzie walczyli pozostali. Zagryzła dolną wargę. Czuła, że coś się w niej wije. Wstała.
- Idziemy. - zimny stanowczy głos.
Wspinaczka była łatwiejsza niż
Portman się obawiał. Przynajmniej dla niego, bo
Shizuce nie szło aż tak dobrze. Jednak i ona po chwili wystawiła głowę nad powierzchnię i ogarnęła wzrokiem pobojowisko.
Najpierw rzuciła im się w oczy
Marry, lewitująca, wściekła, zrozpaczona. Dopiero później spostrzegli pozostałe osoby dramatu -
Karol i Mercedes, wykończeni, ale nadal stojący, najwyraźniej osiągnęli przewagę. Przewagę, której najwyraźniej nie byli w stanie wykorzystać.
Na końcu oboje spostrzegli konającego
Vykosa. Leżał naprawdę blisko nich, a jego kamień żarzył się jak dogasający węgielek. Węgielek, w który wystarczy dmuchnąć, by objawił całą swoją siłę.
- Dobra, mam taki plan. - szepnął konspiracyjnie
Artur, patrząc to na
Vykosa, to na
Marry-
Podkradam się do obojnaka, dobijam, przekazuję Ci kamień. Ty mnie osłaniasz, ja ruszam na ich siły powietrzne. Z trzema kamieniami po mojej stronie nic mi nie zrobi. Co powiesz?