Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-09-2009, 00:18   #441
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Marry ją rozczarowała.
– … Albo jesteście z nami, albo przeciwko nam...

Bla, bla, bla. Żenujące. Wszyscy uciekają się do gróźb. Ten świat chyba istotnie schodzi na psy... - pomyślała zniesmaczona.

Ortega przestała przysłuchiwać się trwającej w tle rozmowie, bo i niby po co? I bez tego doskonale wiedziała w jakim kierunku to wszystko zmierza. Najpierw będą kusić, potem się wygrażać a koniec końców i tak przejdą do rękoczynów.

Mercedes w każdym razie nie zamierzała rozważać ich żałosnej propozycji. Nie negocjuje się z szaleńcami, którzy zamierzają zniszczyć świat.

Zerknęła z ukosa na Lipińskiego i jednocześnie umocniła uścisk na kamieniu spoczywającym w jej kieszeni. Pogładziła jego gładką powierzchnię niemal pieszczotliwie.

Doskonale malutki – przemawiała do niego w myślach. - Stanowczo za długo spoczywałeś w tamtej jaskini, czas wrócić do gry. Tylko spokojnie, pozwól sobą pokierować. Spójrz na nas jak na drużynę, symbiozę dwóch istnień. Pozwól mi zajrzeć w siebie a i ja otworzę się przed tobą.

Może ta cała paplanina była zbędna jednak Ortega czuła, że to ostatnia szansa aby porozumieć się z bursztynem, aby doszli ze sobą do ładu. Przedmiot o tak dużej mocy trzeba było traktować z należytym respektem. Chciała dać do mu zrozumienia, że oboje tkwią w tym solidarnie. Tak, oboje. Bo odczuwała silne przeświadczenie, że ma do czynienia z żywym organizmem. Jej miniaturowy milczący towarzysz.

Wyciągnęła z kieszeni kamień i przytknęła go do ust składając na nim oszczędny pocałunek.
Zamknęła oczy wdychając chłodne nocne powietrze. Żywioł ziemi... Kto wie, może nawet najpotężniejszy spośród wszystkich elementarnych pierwiastków.

Ziemia pod moimi stopami, drzewa szumiące nad głową, skały otaczające nas zewsząd spiżowym pierścieniem – pomyślała rozglądając się dookoła. - Jesteś tym wszystkim. Gaja... Życiodajna matka. Wydajesz plony, żywisz, a gdy przychodzi kres przyjmujesz w swoje ramiona utulając do wiecznego snu. Esencja życia i śmierci. Odwieczny cykl natury. Wszechrzecz zamknięta w jednym niewielkim klejnocie...

Wampirzyca uśmiechnęła się do siebie. A później zapragnęła wybadać na ile stać kamień i ją zarazem. Ekscytujący tandem... Skupiła się ponownie uspokajając oddech.

Niech moja skóra stanie się twarda jak skała, niech będzie niewzruszona na płomienie czy niszczący wiat. Obdarz moje kruche ciało swoją boską mocą.
Zaśmiała się niewyraźnie czując wpływ bursztynu.

- Mamy przewagę żywiołów – wtem jakby z oddali usłyszała szept Karola. Przez chwilę wątpiła co prawda w Nosferatu, ale dobrze, że jej obawy były zbędne. Z Marry łączyły go chyba jakieś bliższe relacje, widać jednak niewystarczająco bliskie.
Aż chciałoby się powiedzieć na głos: „A nie mówiłam”. Ale Mercedes nie wypowiedziała ani jednego słowa. Myślami była gdzieś bardzo daleko.

Karol ruszył w stronę Vykos dając do zrozumienia, że Marry przypadła jej w udziale. Nie było powodu by zwlekać. W tym momencie jak na zawołanie ziemia pod stopami Marry zadrżała złowieszczo a później zapadła się gwałtownie jakby wessała ją niewidzialna siła. W tej rozgrywce Ortega postawiła na moc kamienia. Zawsze będzie jeszcze czas odwołać się do wampirzych umiejętności.

Niech ziemia załamie się pod nią, niech ją pochłonie i przysypie – ta myśl dziwnie ją podekscytowała. – Straszny musiałby to być los dla wampira, zostać żywcem pogrzebanym. Zachować świadomość gdy jest się przysypanym tonami ziemi, gdy ta wchodzi do ust i zakrywa oczy. Zaiste nieludzka tortura przez wieczność.

Oby się udało.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 13-09-2009 o 00:23.
liliel jest offline  
Stary 13-09-2009, 23:12   #442
 
Wojnar's Avatar
 
Reputacja: 1 Wojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnie
Gdy tylko usłyszał znajomy głos, Portman sięgnął do kabury i dobył broni. Dopiero po chwili, gdy instynkty dopuściły do głosu rozum, zrozumiał prosty fakt: po kąpieli w górskich jaskiniach był już bezużyteczny.

Ale może nie wszyscy o tym wiedzieli.

Zdawał sobie sprawę, że w tej rozgrywce nie zagra pierwszych skrzypiec. Król Artur, ze spluwą czy bez, był bezbronny wobec duetu z magicznymi kamieniami. Był rezerwą, w najlepszym wypadku. I bał się. Bał się jak małe dziecko. Starsze wampiry zachowały kamienne twarze (nawet jeśli w wypadku Lipińskiego była to raczej twarz z pumeksu), Artur jednak czuł, że na jego twarzy widać głównie przerażenie.
Lipiński nagle zniknął, co tylko powiększyło zmieszanie Amerykanina. Ale przynajmniej Karol potwierdził, po której stronie stanie, mimo że Mary, z którą ewidentnie czuł się związany, była po drugiej.
Tak czy siak, Karol ruszył na Vykos. Portman chciał się na coś przydać i już miał ruszyć z pistoletem w dłoni w stronę Mary, by chociaż odwrócić jej uwagę. To było mniejsze ryzyko- to Vykos mogła go spalić, Mary najwyżej zdmuchnąć. Zanim jednak zdążył cokolwiek zrobić, Mercedes wkroczyła do walki. Widząc ziemię rozstępującą się pod Mary, Portman na chwilę staną jak wryty.

- „Cholera! Wyraźnie nie jestem tu potrzebny. Ci z kamieniami bawią się całkiem nieźle, a ja i tak nie jestem w stanie nic im zrobić. Znikam stąd.”
- „O nie, kolego! Przecież ta Vykos to diabeł wcielony! Ta bitwa to prawdziwy początek Apokalipsy! W takim dniu nie pozwolę Ci się wycofać!”
- „Tak, to jest przeklęty dzień Sądu Ostatecznego! I dlatego nie mam zamiaru rzucać się w walkę, w której nie mogę nawet pomóc! Przeżyjmy dzisiaj, by wrócić jutro i nakopać szatańskie tyłki, co Ty na to?”


Ten wewnętrzny dialog mógłby trwać jeszcze chwilkę, gdyby tuż obok głowy Portmana nie przeleciał właśnie ognisty pocisk wystrzelony przez Vykos. Jednak albo był przeznaczony dla kogo innego, albo Tzimisce miała po prostu pecha- Artur nadal żył i padł plackiem na ziemię. Wyrwany z rozmyślań, błyskawicznie odczołgał się za najbliższą osłonę, jaką była sterta zwykłych kamieni. Po drodze trafił na Schizukę i szepnął do niej, bo ukryła się razem z nim.
Za osłonną, gdy chwilę ochłoną, nie patrząc już na Japonkę, wykorzystał panujące ciemności i dyscyplinę Niewidoczności, by zniknąć wszystkim z oczu i wychylił się, obserwując sytuację.
- „Teraz spokojnie. Może nie są na tyle potężni i skoncentrowani, żeby przejrzeć moją maskaradę. I może akurat zdołam się do kogoś podkraść i jednym celnym ciosem pomóc w walce Mercedes czy Lipińskiemu- pomyślał, czekając na okazję do działania.
 
__________________
"Wiadomo od dawna, ze Ziemia jest wklęsła – co widać od razu, gdy spojrzy się na buty: zdarte są zawsze z tyłu i z przodu. Gdyby Ziemia była wypukła, byłyby zdarte pośrodku!"
Wojnar jest offline  
Stary 14-09-2009, 00:54   #443
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
To zabawne. Los bywa przewrotny. Instynkt jej nie zawiódł.

Kiedy zobaczyła Vykosa, najpierw skamieniała, a ptak zaczął się obijać w jej klatce piersiowej. Potem nieprzyjemny dreszcz przeszedł jej po plecach. Następnie nawiedził ją strach.

Spójrzmy obiektywnie na sytuację. Zacisnęła pięści. Była zupełnie bezbronna. Młoda, niedoświadczona, wycieńczona, bez karty przetargowej jaką w obecnej sytuacji były kamienie.

Znów to samo! Na demony! Prychnęła, opuściła lekko głowę, nawet nie zauważyła, kiedy jej zęby same się lekko wydłużyły.



Najchętniej by uciekła. Jak najdalej. Schowała się chociażby w tym zapałkowym lesie! Stała tak kilka kroków za Matką, prężąc mięśnie. Musiała walczyć ze sobą, żeby po prostu nie uciec. Jak bezdomny pies, którego ściga hycel.

Co więcej, razem z królem Arturem, są najsłabszym elementem układanki. A Matka ją może jeszcze znów chcieć chronić. Jej wargi wykrzywiły się nieprzyjemnie.

Ucieczka to zbyt łatwe, nic nie rozwiązuje. Kula ognista przefrunęła gdzieś obok, a azjatka miała wrażenie, że ją osmaliła.

Portman ściągnął ją za hałdę kamieni. Aż się w Shizu coś nieprzyjemnie przewróciło na wspomnienie ostatniego spotkania z płomieniami. A teraz znów będzie robić za kulę u nogi?

Gniew. Wewnętrzny gniew, aż dusza zawrzała. Do tego wyostrzył zmysły. Wciągnęła ostro powietrze przez nos, co zostało jej jeszcze z czasów przed pierwszą śmiercią. Rozejrzała się. Trzeba rozproszyć uwagę przeciwnika.
Jedynym logicznym pomysłem, biorąc pod uwagę jej umiejętności a właściwie ich brak, będzie rzucać.

Oszacowała odległość do lasu. Potem spojrzała po kamieniach w pobliżu.
Wydarła sprawnym ruchem gumkę trzymającą spódnicę.
- Arturze, skoro są z nas jedynie bachory, to może pobawimy się procą? Jak tam twoja celność?

Zahaczyć za coś stabilnego i strzelać. A potem może spróbować z wydzierganymi na poczekaniu kołkami? Trafić to nie mają szansy, ale z pewnością uwaga Vycos będzie musiała zostać odrobinę podzielona.

- Proca?- Artur spojrzał na Shizukę z dziwnym, acz bardzo szerokim uśmiechem- Jak sam Dawid pokonamy Goliata najprostszą z broni, albowiem Pan jest po naszej stronie!

Nie miał pod ręką żadnej gumki, ale historia zna też inne rodzaje proc. Sięgnął do swoich spodni i zaczął wyciągać pasek. Włożyć kamień, zakręcić paskiem i puścić jeden koniec- widział to w kilku filmach. Nie był pewien, czy da radę kogoś trafić taką bronią, ale odwrócić uwagę powinno się udać.

Gdy rozpinał klamrę paska, na chwile z jego twarz zniknął złowrogi uśmiech. Zastąpił go inny, trochę łobuzerski.
- No proszę, znamy się tak krótko, a już ściągam przy tobie spodnie. Choć okoliczności mogłyby być milsze- Cieszył się, że dziewczyna jest przynajmniej na tyle żywa, by się bronić.

- Gdyby moj krwobieg działał, to pewnie bym się zarumieniła - Shizu naładowała kamień. - ale w obecnej sytuacji czuję się zbyt... martwa.

Zaraz jednak znowu święty gniew wrócił na jego twarz. Załadował pierwszy kamień i zaczął kręcić procą nad głową.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein

Ostatnio edytowane przez Latilen : 14-09-2009 o 11:43. Powód: dopisek od wojnara ;]
Latilen jest offline  
Stary 17-09-2009, 14:40   #444
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Robert

Zaciemniony gabinet, przygotowany już na nadejście świtu. W głębokim fotelu siedzi stary wampir. Siedzi i wpatruje się w na wpół opróżniony kielich z krwią, który stał przed nim na rzeźbionym bukowym sekretarzyku. Zamyślony Kainita nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak podobnym był teraz do postaci na obrazie Matejki.


Podobny, lecz nie taki sam. Dopiero wszak miał się dowiedzieć, jak wielkiego głupca z niego zrobiono. Siedział w fotelu i się nie poruszał, nie czując ku temu potrzeby. Choć spowolniony jakby umysł mówił mu, że powinien jeszcze zajrzeć do Finney oraz skontaktować się z Sorrem, Aligarii nie potrafił przekonać swego ciała, by wykonało jakikolwiek ruch. To nawet zaczynało być niepokojące... I słusznie.

- I jak tam, papo? – usłyszał piękny głos swej córki, która akurat weszła do pomieszczenia. Chciał jej powiedzieć o niemocy, która zmogła ciało, lecz nawet usta go już nie słuchały. – Zasiedziało się w foteliku, prawda? Masz niebywałą i pewnie ostatnią przyjemność podziwiać efekty Exaquam. To mieszanina rtęci, cykuty, środków przeciwbólowych i czegoś jeszcze. Wymyślone specjalnie na potrzeby wampirów. Lepsze niż kołek, prawda?

Kobieta weszła do pomieszczenia i zamknęła za sobą drzwi. Chwilę mierzyła Roberta wzrokiem będącym mieszaniną fascynacji i rozbawienia. Następnie jednak odwróciła się do księcia plecami i powoli zaczęła rozsuwać zasłony wraz z firankami.

- Podobno ma być dziś nadzwyczaj słoneczny dzień. Chłodny, lecz słoneczny... choć ja myślę, że dla ciebie papo będzie on nawet upalny. Przyznam, że jestem trochę niepocieszona. Dominik nie pozwolił mi wypić twojej krwi. Podobno teraz jest skażona, a i chce ci dać czas na jakieś własne rozważania. Zbędne babranie, ale cóż... dziadka trzeba słuchać.

Finney zachichotała cicho, po czym, odsłoniwszy ostatnie okno, podeszła do Aligariego. Pochyliła się nad nim i zdecydowanym szarpnięciem wydarła mu z dłoni laskę.

- To będzie moja pamiątka po tobie, ojcze. – rzekła niemal słodko mu do ucha – Nie gniewasz się, prawda? Ja tylko zatroszczyłam się o siebie, a przecież wyżej dojdę słuchając się dziadka – biskupa niż papy – nieudacznika. – zimne wargi musnęły skórę jego policzka - Do zobaczenia w piekle.

I wyszła.


Alexander

Gdy muzyk nie ma co robić przed snem, zwykle posuwa jakąś panienkę lub brzdąka na gitarze dla uspokojenia nerwów. Ponieważ pierwsza opcja jakoś już nie pociągała Alexa, siadł a swoim posłaniu w domu księcia i cicho pobrzękiwała na rozstrojonej gitarze, pozostawionej tu zapewne przez któregoś z Dżejów. Aż trudno uwierzyć, że odeszli.

Nagle ciche pukanie rozległo się do drzwi pokoju.

- Wejść. – rzekł opieszale, pewien, że to znów jego kochany księciunio, szykuje mu jakiś grafik zadań. O dziwo, z drzwiach stała jedynie Finney. Ubrana w długą, podkreślającą zarys jej sylwetki, suknię wślizgnęła się do środka. Brujah zauważył, że coś trzyma w ręce, co teraz chowa za sobą.
- Cześć. – posłała mu uroczy uśmiech.
- Cześć. – odpowiedział machinalnie.
- Wiesz, ja... chciałam mieć więcej czasu żeby cię poznać. – zaczęła dość niezgrabnie, zupełnie jak nastolatka, która wreszcie zebrała się do tego, aby wyznać szkolnej miłości swe uczucia – Naprawdę. Bo choć nasze klany nie bardzo się lubią to... ty jeden z nowego pokolenia, naszego pokolenia wydajesz się mieć ikrę. Brzmi to pewnie strasznie banalnie, ale... nie mamy czasu. Przyszłam do ciebie, bo... nie chcę być sama. Bo lubię cię i wiem, że masz kłopoty. Może nawet większe niż myślisz... W Camarilli nikt nie odpuści diaboliście. Bez względu na powód, na ochronę samego księcia, te stare grzyby wyślą tutaj swoich zabójców po to, by żaden wyjątek od reguły nie miał miejsca, by nikt nawet nie pomyślał, że może wyssać krew ze starszego wampira. Ale możemy! Tak jak oni mamy prawo rosnąć w siłę, jeśli tylko potrafimy przechytrzyć stare pryki. Ty i ja... potrafimy. Ty i ja, Alexie. Możemy żyć dalej w Sabacie. – Ventrue wreszcie wysunęła przed siebie dłoń zza pleców i jej rozmówca od razu rozpoznał laskę RobertaMój ojciec był skończonym durniem, który nie potrafił zapamiętać czym różni się iPod od Mp3. Mój dziadek jest jednak potężnym wampirem, który pragnie mnie uczyć oraz przygarnąć. Słyszał też o tobie i powiedział, że twój hart ducha jest godny podziwu. W Sabacie nikt cię nie będzie ograniczał, nikt nie będzie cię piętnował za picie wampirzej krwi. Tam, będziesz bohaterem za to co zrobiłeś. Proszę Alexie, dołącz do mnie. Wyjedźmy z tej cholernej Islandii!


Robert

To był jego koniec? Tak trudno w to uwierzyć. Niemniej jednak ciężko było uwierzyć w zdradę Finney. Jego córka, jego skarb, istota, dla której mógł się poświęcić... stała tu i śmiała mu się w twarz. Miała rację, był tylko starym głupcem.

- Też się z tym zgodzę.

Kto to powiedział? Przecież nikogo nie wyczuwał w gabinecie? Choć nie mógł obrócić głowy, kątem oka Robert zauważył złoty błysk gdzieś z boku. Złote oczy wpatrywały się w niego z powierzchni lustra i... zaczęły go wciągać!

Tym razem znalazł się na zalanej słońcem polanie. Choć był dalej unieruchomiony, czuł, że słońce nie pali jego skóry. Miejsce z pewnością można by nazwać urokliwym, gdyby nie... morze trupów, które ją ścieliło. To nie byli ludzie, a przynajmniej nie do końca. Zresztą istoty te były tak różne, że nie mogły też należeć do jednego gatunku. Jedno tylko ich łączyło – wszyscy byli martwi.

- Powinnam cię zostawić, byś zdechł, mój sługo! – usłyszał donośny kobiecy głos, zaraz tez zobaczył jego właścicielkę. I zrozumiał – oto Lilith w pełnej krasie.


Nie była już tylko zmysłową kobietą o złotych oczach i karminowych ustach. Ona była królową! Silne poroże było niby jej korona, zaś ogon jaszczurki, był jej welonem i płaszczem zwycięstwa. Szła ku niemu naga, zbroczona krwią wrogów, z błyszczącą włócznią w ręku... zwycięska.

- Chyba zrozumiałeś nasza umowę, prawda? Masz zmieść z powierzchni ziemi tego pustelnika i ani dzień ani noc nie powinny tutaj być przeszkodą. Zdecydowałam się na ciebie, bo wiem, żeś najpotężniejszy spośród tych, których mogę uznać za swoich wasali. Zapamiętaj jednak, Lilith nie wybacza dwa razy. – kobieta była już przy nim, jej donośny głos niby burza gradowa, świdrował umysł kainity – Wiem, że i wy macie sposoby, by podróżować za dnia, a zatem załatw to. Zniszcz starca, a wtedy pomogę ci w twojej zemście. Nie wcześniej jednak... inaczej... będziesz błagał, bym pozwoliła umrzeć ci w sposób, który zaplanowała dla ciebie twa latorośl.

Lilith brutalnie złapała Roberta za głowę i odciągnęła ją do tyłu tak, by rozchylił wargi.

- Oto mój prezent dla ciebie książę, byś stał się również moim księciem, byś był prawdziwie nieśmiertelny...

Gorący pocałunek, który złożyła na jego wargach z pewnością go zaskoczył. Był jednak na tyle przyjemny, na tyle namiętny... nie! Coś wślizgnęło się do gardła Aligariego – czuł to. To nie była ślina, to coś... wydawało się żywe. Po chwili już nic nie czuł, nic poza przyjemnością pocałunku z Pierwszą Kobietą oraz swobodą!

Nagle Lilith i cała polana zniknęły. Robert znów siedział na swoim fotelu, tylko że z odchyloną do tyłu głową. Spróbował się poruszyć... tak, był wolny! I czuł się silny jak nigdy dotąd!


Artur, Shizuka, Mercedes, Karol

Co tu właściwie się działo? Artur wiedział tylko że optymizm jego i Shizuki zgasł już po pierwszych uderzeniach mocy kryształów. One... były przerażające! Ziemia pod nimi zaczęła drżeć, wypiętrzające się z nagła skały ostre niby szkło kaleczyły ich ciała. Potężna wichura zrzuciła w przepaść, gdzie zalała ich ogromna fala wody. Już mieli wydobyć się ze szczeliny, gdy ogromny wybuch ponownie zrzucił ich na dół, pokrywając kamieniami.
Shizuka, ta mała, dzielna dziewczyna, oberwała najmocniej, przez co straciła przytomność. Portman siedział teraz tuląc do siebie bezwładne ciało, jakby jego pokaleczone, drżące członki stanowiły jakąkolwiek ochroną przed chaosem żywiołów, który rozszalał się nad ich głowami.

W coś ty się wpakował Królu Arturze? Błazen z ciebie, a nie król... W coś ty się wpakował...

Wtem wszystko ucichło, znieruchomiało, jakby czas zastygł. Jedynie szum liści dźwięczał w uszach Malkaviana. Zaraz...przecież tu nie było liści!

Szybko jednak zapomniał o tym dziwnym wrażeniu, bowiem przed jego oczami poczęły się tworzyć małe, lekko prześwitujące figurki. Czyżby jakiś rodzaj duchów? A może doszczętnie już zwariował?!


Smáfolk, czyli Mały Ludek! To musiały być te istoty, o których opowiadał mu pasterz Ulv! Tylko czego chciały od wampira i to właśnie teraz, gdy lada moment miał zginąć niechybnie. A może już zginął?

Dziwne otwory w twarzyczkach duszków wyraźnie poszerzyły się. Czyżby one uśmiechały się do Artura? Jakby na komendę też duszki zaczęły podrygiwać, wydając przy tym charakterystyczne klekotanie. Zdawało się, że jest to rodzaj jakiegoś obrzędu. Nagle też między istotkami poczęła w skale tworzyć się przedziwna, świetlista szczelina z której milimetr po milimetrze wysuwał się metalowy przedmiot. To był miecz. Choć ziemia z pewnością nie była najlepszym materiałem do przechowania tego rodzaju broni, ostrze lśniło, jak gdyby dopiero co zostało wypolerowane.

Gdy już wydawało się, że miecz wypadnie, Mały Ludek skończył swą pieśń i wszystko zatrzymało się. Nim Artur zdążył zareagować, istotki zniknęły, świat znów był taki sam. Na górze dało się słyszeć jeszcze odgłosy walki. Wszystko wróciło do – powiedzmy – normy, lecz o dziwo, broń dalej tkwiła wciśnięta w kamień akurat tak, by zdobiący ją runiczny napis był widoczny.

Gdyby Artur Portman oddychał, z pewnością teraz wstrzymałby dech, bowiem nie wiedzieć jakim cudem, potrafił odczytać ową inskrypcję. Była to nazwa owego miecza, a brzmiała ona...



„EXCALIBUR”


***

Wygrywali. Trudno rzec jakim sposobem – czy raczej cudem – bo Vykos i Marry byli znacznie bardziej doświadczeni w posługiwaniu się kamieniami niż Karol i Mercedes, ale pewnym było, że zwycięstwo należy do nich. Zwycięstwo, którego jednak nie mogli dopełnić. Ponieważ oboje musieli iść na całość, Shizu i Artur szybko zniknęli z ich oczu. I nie ma się tez co dziwić, inaczej z pewnością zostałyby po nich już tylko smętne resztki. Niestety walka utknęła w dość szczególnym, niewygodnym punkcie.

Vykos, czy raczej pozostały po nim strzęp, leżał nieprzytomny, zaś pozbawiona ręki oraz mocno pokaleczona Marry zwisała w powietrzu, dzięki mocy swojego kryształu. Mercedes, która też zdrowo oberwała, bowiem potężna wichura niemal żywcem pozrywała skórę z jej oblicza oraz rąk, tylko czekała, aż przeciwniczka zetknie się z ziemią.

Pomimo wielokrotnych prób, Karol, którego skóra przywodziła na myśl przypalony kotlet z serem, nie potrafił zbliżyć się nawet do nieprzytomnego Duszołapa. Coś go odpychało i o dziwo nie był to tylko kryształ tamtego, lecz także jego własny.

- Głupcy! – zachrypiała Krwawa Marryteraz widzicie? Walka nie miała sensu. Nie dostaniecie tych kamieni bez naszej zgody, nie zabijecie nas, tak jak i my nie mogliśmy zabić was. I co teraz? Myśleliście o tym, ptasie móżdżki? CO TERAZ KURWA?! Może nawet uda wam się wydobyć z Vykosa torturami pozwolenie przejęcia jego kryształu, choć szczerze w to wątpię, ale ze mną... nie dacie rady. Ten skurwiel palił mnie żywcem, szarpał mięso, okaleczał... na próżno. Nie złamał mnie i wy tez mnie nie złamiecie, więc do kurwy nędzy, dajcie sobie spokój co?! Złączmy te cholerne kamienie, a potem... potem, jeśli moje życzenie się nie spełni, oddam wam swój. Będziecie mogli mnie zabić czy co tam chcecie. Ale... złączmy je wreszcie! – spojrzała na Karola, by ten zrozumiał jak bardzo jej zależy. Z oczy Marry ciekły łzy vitae – Błagam...
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 22-09-2009, 22:27   #445
 
Wojnar's Avatar
 
Reputacja: 1 Wojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnie
Latilen & Wojnar

Artur klęczał w rozpadlinie, trzymając w ramionach zakrwawioną Shizukę.


Wrzuta.pl - 12. Christina Aguilera - Fighter

Ona była nieprzytomna, on sam był w niewiele lepszym stanie, nad ich głowami słychać było wybuchy.
Nie, dłużej już tak nie mógł! Zerwał się na nogi i biegał w szale po dnie jamy, próbując zorientować się, co dzieje się nad jego głową. Gdy chciał wdrapać się na górę, kamienie rozsypywały się pod jego palcami i rozbijały w proch na ziemi.

Starał się ocucić dziewczynę, klepiąc ją delikatnie po policzkach i wołając jej imię. Nic nie działało. Zastanawiał się, czy na wampiry działa pierwsza pomoc. W policji kilka razy przechodził obowiązkowy kurs. Nawet jednak nie próbował - po co, skoro zaraz skały mogą się przesunąć i ich zmiażdżyć, a Karol i Mercedes nawet by tego nie zauważyli.
Portman próbował wykorzystać całą, niewielką szerokość rozpadliny, by rozpędzić się i wskoczyć na górę. Bez skutku, tylko obił się jeszcze bardziej. Czuł narastający gniew.

Gdy pojawili się Smaafolk, Artur Portmanzastygł i patrzył na nich. Nie rozumiał co się dzieje, więc nie wiedział, co ma zrobić. Dopóki nie zobaczył napisu na mieczu.

Artur uśmiechnął się gorzko, położył delikatnie Shizukę na ziemi i ruszył pędem do Excalibura i chwycił go za rękojeść.
Złapał go mocno obiema rękami. W tej konkretnej chwili był całkiem spokojny. Obie jego świadomości na powrót zlały się w jedno, wreszcie był pewien gdzie jest i co robi.

Pociągnął.

Miecz wyszedł bez trudu, zupełnie, jakby właśnie na niego czekał. Zupełnie, jakby sam wskoczył mu w ręce. Zupełnie, jakby nie mógł się doczekać, aż zostanie wykorzystany w dobrej sprawie.

Artur Portman wyciągnął miecz przed siebie i spojrzał wzdłuż ostrza. A było to Ostrze przez wielkie „O”.
- Noo, to jest coś! Teraz wchodzimy spokojnie na górę i kopiemy tyłki!- powiedział zachwycony.

Tymczasem jakaś inna część jego mózgu, ta, która jeszcze trzymała kontakt z rzeczywistością, próbowała zrozumieć, co tu się właściwie stało.
"Miecz? Spod ziemi? Jakieś duszki? Przecież ja nigdy nie miałem w ręku ostrza dłuższego niż nóż do chleba!”- jakby specjalnie na złość, ciało Portmana zakręciło młynka mieczem, który jakby sam układał się idealnie po jego wolę- „Nie- moż – li -we!”

W końcu wzrok Malkavianina padł na nieprzytomną Shizukę. A potem na Excalibura. Zdecydowanym krokiem podszedł do wampirzycy, naciął sobie delikatnie nadgarstek mieczem i upuścił kilka kropel do jej ust.

Gdy tylko otworzyła oczy, uśmiechnął się szeroko i zakręcił mieczem nad głową.
- Popatrz, popatrz: znalazłem nowego Excalibura.

Shizu oblizała wargi, dotknęła ich opuszkami palców spoglądając do góry na Portmana. Usiadła, choć jej ciało zdawało się "głuche". Uśmiechnęła się, a jej kły pojawiły się ponownie.
- Król Artur. Prawdziwy król Artur. - wodziła wzrokiem po ostrzu. - Skąd go wziąłeś?

- Dobre pytanie -
zrobił lekko zakłopotaną minę - Pojawiły się małe duszki z dużymi uśmiechami, które odprawiły jakiś rytuał. A miecz zaczął nagle wyłaniać się z ziemi, o tam. - wskazał ręką miejsce, z którego przed chwilą wyszarpnął miecz. Ze zdziwieniem zauważył, że szczelina, w której tkwił, zniknęła. Matka Ziemia zasklepiła swoją ranę- Jak już skończyły, podszedłem i wyciągnąłem. Ot tak. - pstryknął palcami - To wszystko coraz bardziej przypomina jakąś bajkę. Może oprócz naszych ran. I pamiętaj, nie mówi się "nie wierzę" facetowi, który stoi nad tobą z mieczem. I ma w rodzinie kilku Jezusów.- po tych słowach wyciągną do niej rękę, by pomóc jej wstać.

Azjatka otarła usta resztką rękawa. Stanęła chybotliwie na nogach z pomocą Portmana.
- Umarłam dwa razy, a ponad naszymi głowami rozgrywa się walka żywiołów. Uwierzę we wszystko, tym bardziej w legendy, królu Arturze. - przymknęła oczy - A nie mieli czegoś dla mnie? Złotego łuku, albo miedzianej tarczy?

- Przykro mi, nie widziałem nic więcej.
- Wzniesionym kciukiem wskazał na powierzchnię - Ale głowa do góry, tam są dwa magiczne kamienie, które tylko czekają, by złapał je ktoś bardziej odpowiedzialny. A walka jakby ucicha, nie sądzisz? To jak, wolisz ogień, czy wiatr?

Shizu uśmiechnęła się paskudnie. Zaśmiała się cicho.
- Zdecydowanie ogień. Po co się rozmieniać na drobne?

- No dobrze, w takim razie...
- zamyślił się na chwilę - Dasz radę wejść na górę? Na razie musimy to zrobić cichutko i rozpoznać sytuację. Potem zobaczymy, gdzie ich najbardziej zaboli. - jakby na podkreślenie tych słów wbił miecz w ścianę rozpadliny. Po czym wyciągnął go, podniósł z ziemi swój pasek od spodni, którego trzymał się kurczowo przez ostatnie kilka minut, po czym przypasał broń.

Arakawa zrobiła kilka kroków, zakręciło jej się lekko w głowie. Spojrzała do góry.
- Jestem głodna. - skuliła się kucając.
Ponownie spojrzała do góry, gdzieś powyżej, gdzie walczyli pozostali. Zagryzła dolną wargę. Czuła, że coś się w niej wije. Wstała.
- Idziemy. - zimny stanowczy głos.

Wspinaczka była łatwiejsza niż Portman się obawiał. Przynajmniej dla niego, bo Shizuce nie szło aż tak dobrze. Jednak i ona po chwili wystawiła głowę nad powierzchnię i ogarnęła wzrokiem pobojowisko.
Najpierw rzuciła im się w oczy Marry, lewitująca, wściekła, zrozpaczona. Dopiero później spostrzegli pozostałe osoby dramatu - Karol i Mercedes, wykończeni, ale nadal stojący, najwyraźniej osiągnęli przewagę. Przewagę, której najwyraźniej nie byli w stanie wykorzystać.
Na końcu oboje spostrzegli konającego Vykosa. Leżał naprawdę blisko nich, a jego kamień żarzył się jak dogasający węgielek. Węgielek, w który wystarczy dmuchnąć, by objawił całą swoją siłę.
- Dobra, mam taki plan. - szepnął konspiracyjnie Artur, patrząc to na Vykosa, to na Marry- Podkradam się do obojnaka, dobijam, przekazuję Ci kamień. Ty mnie osłaniasz, ja ruszam na ich siły powietrzne. Z trzema kamieniami po mojej stronie nic mi nie zrobi. Co powiesz?
 
__________________
"Wiadomo od dawna, ze Ziemia jest wklęsła – co widać od razu, gdy spojrzy się na buty: zdarte są zawsze z tyłu i z przodu. Gdyby Ziemia była wypukła, byłyby zdarte pośrodku!"

Ostatnio edytowane przez Wojnar : 22-09-2009 o 22:46.
Wojnar jest offline  
Stary 22-09-2009, 22:34   #446
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Wojnar & Latilen

Shizu odrzuciła włosy do tyłu. Spięła się. Wspinaczka była bardzo męcząca. Kilka razy prawie spadła. Ale to coś w środku, pchało ją do góry. Przelewało się z kończyny w kończynę, jak smoła, pozwalając na pełną kontrolę nad zmęczonym ciałem. Zresztą, wampiry się nie męczą przecież. Więc i Shizu nie była zmęczona. Była najwyżej głodna. Tak właśnie, głodna i nadchodził poranek.


By oreo12

- Szybko, - prychnęła - póki nie wymyślili, żeby połączyć kamieni. - uśmiechnęła się szeroko. - Mogę być i przynętą.

Wskoczyła sprawnie z rozpadliny złapała dwa kamienie i ruszyła truchtem w przeciwną stronę niż leżał Vycos. Rzuciła kamieniem w stronę unoszącej się w powietrzu Krawawej Marry, a jej wiatr zbił je bez zbędnego problemu.
- Ej, zdrajczyni! Obyś jęzor połknęła! - wrzasnęła wściekle i rzuciła drugim kamieniem, który również odbił się od bańki powietrznej wampirzycy.
- Plugawy jęzorze! Zdrajca! Wężowe latorośle! - Shizu rozkręcała się, rzucając dalej kamieniami, zwracając uwagę wszystkich obecnych. Oczywiście żaden nie trafiał celu, ale nie o to przecież chodziło.

Artur przeskoczył krawędź rozpadliny, lądując w kuckach, z mieczem przed sobą. Było ciemno, pozostałe wampiry były zajęte, a on umiał się ukrywać. Jak dziki zwierz, co zwęszył ofiarę, ale boi się, że jeśli ta go zobaczy, to nie zdąży jej dogonić, zaczął podkradać się w stronę Vykos. Krok za krokiem. Ostrze wskazywało mu drogę.
Odwrócił się jeszcze na chwilę w stronę Japonki. Pokręcił głową ze zdumieniem.
"A myślałem, że to ja jestem szalony"

- Jesteś jak piórko na wietrze. Jad tylko sączyć potrafisz. -
Stanęła z wysoko uniesioną głową (Prezencja: 3) - Jesteś słaba, a to, że jeszcze nie leżysz, zawdzięczasz jedynie kamieniowi. Winszuję uporu, klątwo usta.
Coś w niej drżało. Brzęczało, jakby głos powstawał nie w gardle a gdzieś o wiele niżej. Stała jak struna, blada, zmasakrowana, głodna. Może to głód tak dzwonił?
- Psujesz nam krwi, jak cię słuchać, skoro ciągle zmieniasz strony jak wiatr ci powieje? Wiatr mami, oszukuje. Ty jesteś Oszustka. Teraz masz ochotę złączyć kamienie, zaraz ci się odwidzi.
To było jak podjudzanie wściekłego psa i cicha modlitwa, że nie odgryzie całę ręki od razu, a jedynie ostro poharata. Wiatr się wzmagał. Shizu czuła jak jej skóra pęka. Na rękach, szyi, twarzy. Plan zadziałał, uwaga została odwrócona. A potem fala powietrza ścięła ją z nóg i wbiła w najbliższy masyw ziemi. Ciało wrzynało się głębiej i głębiej, powierzchnia pękała.

- Ta mała gąska ma zdecydowanie za długi jęzor względem grubości karku. - mówiła z wściekłością Marry do pozostałych - Jeśli chcecie ja ocalić, złóżcie przyrzeczenie, że nie zaatakujecie mnie mocą kamieni. Wtedy wypuszczę skośną i sama też przestanę korzystać z kryształu. Słucham więc!

Gdy Portman usłyszał propozycję Krwawej Marry, rzucił tylko na nią okiem, czy aby na pewno go nie zauważyła. Wyglądało na to, że plan działał. Jeszcze tylko kilka kroków i będzie przy znienawidzonym Vykosie.
Jeszcze cztery kroki, jeszcze trzy. Słyszał wzmagający wiatr, nie chciał nawet patrzeć, co się dzieje z Arakawą.
Wreszcie stanął nad ciałem Vykosa. Przed oczami stanęła mu twarz jego Ojca, całego, zdrowego i uśmiechniętego szaleńczo. Zaraz potem przypomniał sobie przemijające z wiatrem "umarł król, niech żyje król". I jeszcze Czarnego Dżeja, kiedy ostatni raz go widział. Płonący Dżejowie, on sam ledwie żyw opuszczający grotę pod wulkanem. Tyle cierpień, a wszystko dokonane rękami tego... tego czegoś. Ale nadszedł czas, żeby to zakończyć. I upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu.

Wyprostował się na całą swą wysokość, uniósł miecz do ostatecznego ciosu i uderzył. Wydawało mu się, że Vykos w ostatniej chwili otworzyła oczy. Wydawało mu się, czy nie? Jeśli tak, to nawet nie próbowała się bronić. Czyżby pogodziła się z losem? Nieważne!
Ważne było tylko, że poczuł, jak miecz przebija gardło, jak ustępują pod nim kręgi szyjne, jak z przeciętych arterii siknęła krew, oblewając mu nogi. Potem głowa Tzimisce odtoczyła się po skale i zniknęła gdzieś w mroku.
Artur stał. Jakby go wmurowało w ziemię pod nim. Coś się skończyło. Dopełnił zemsty. Krew spływała po Excaliburze. Gniew spływał po nim.
Coś się zaczęło. Kamień. Rubin, dotychczas w posiadaniu Vykos, teraz zaczął wołać do niego. Chciał, żeby go wziąć. I dobrze, bo taki był plan. Portman schylił się po kryształ i ścisnął go mocno. Poczuł rozpalające całe ciało ciepło. I gniew. Myślał, że po zabiciu Vykosa znajdzie spokój, ale dopiero teraz jego wnętrze zapłonęło. Ten kamień był zupełnie inny. Ale skoro Vykos nie żyła, to trzeba znaleźć nowy cel. Gdzie była Mary?

Calkiem blisko. Śmierć Vycosa nie zrobiła na niej żadnego wrażenia. Czekała na deklaracje, a Artur miał wrażenie, że słyszy łamane kości Shizu. Mimo że z takiej odległości byłoby to niemożliwe. Miał ochotę zareagować, zaatakować Marry mocą kamienia mając nadzieję, że uda mu się ją teraz spopielić. W końcu jest słaba.

"Płomień, płomień, ognisko. Wulkan, do cholery!"- poprzednio należało myśleć o wodzie, teraz też powinno zadziałać.
I gdy już czuł, że jego ciało, razem z Excaliburem, staje się płomieniem, kiedy przez w pamięci błysnęła mu ponownie Shizuka.


By exoticpeach

Wypełniła swoje zadanie, teraz czas, żeby i on się zrewanżował. Nieważne, jak bardzo oberwała, kamień na pewno ją uleczy.

- Przyrzekam, że cię nie tknę. - powiedział przez zęby. - Reszta też się zgadza, prawda? Jasno się już robi. Szybko, miejmy to z głowy.

Portman miał zamiar zebrać resztki japonki i przekazać jej kamień. Jak tylko Marry ją puści. Jak tylko...
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein

Ostatnio edytowane przez Latilen : 22-09-2009 o 22:42. Powód: błedy stylistyczne
Latilen jest offline  
Stary 23-09-2009, 12:40   #447
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Ortega nie mogła uwierzyć w lekkomyślne zachowanie swojej córki. W mig pojęła, że tamta miała jedynie za zadanie odciągnąć uwagę Marry. Portman wyeliminował Vykos, odciął jej łeb, a na jego miejsce, o dziwo, nie odrosły dwa kolejne jak mitologicznej hydrze. Trochę to głupie, ale przez krótką chwilę Mercedes faktycznie się tego obawiała.

Jeden z wrogów został ostatecznie wyeliminowany z gry. I to przez, niespodzianka stulecia, Artura Portmana. A jednak coś w życiu potrafiło ją jeszcze zadziwić. W dłoni Malkaviana lśnił miecz, jedno licho wie skąd w ogóle go wziął. Vykos odszedł w zapomnienie, ale jakim kosztem? Mercedes słyszała dźwięk pękających kości Shizuki i czuła narastający w niej zwierzęcy gniew.

Schowała bursztyn do kieszeni i uniosła w górę ręce na znak, że przyjmuje propozycję Marry.
- Zostaw moje dziecko. Niech będzie po twojemu, koniec zabawy żywiołami. W zamian ja też mam dla ciebie pewną propozycję. Oddaj swój kamień Shizuce. Kiedy będziemy w posiadaniu wszystkich żywiołów połączymy klejnoty, przecież tylko o to ci chodzi, prawda? Cokolwiek się wydarzy będziesz przy tym obecna ale jedynie jako postronny obserwator. Nie chcę byś zaczerpnęła choćby krztyny z tego co zaoferuje zjednoczenie żywiołów. Rozważ to szczegółowo. Vykos nie żyje, sama nie możesz stawić nam czoła. Spójrz zresztą na siebie, jesteś strzępem. Nie masz szans zgromadzić wszystkich kamieni, ani teraz, ani w przyszłości. Ale możesz być świadkiem tych niezwykłych wydarzeń. Oddaj Shizuce szafir a daruję ci życie. No i zobaczysz na własne oczy to, czego tak bardzo pragniesz...

Prawda była taka, że w Ortedze się gotowało, wściekłość całkowicie przysłaniała jej zdrowy rozsądek. Nikt nie będzie podnosił ręki na jej potomstwo. Nikt! Marry zapłaci za swój niechlubny czyn, i to zapłaci słono. Zdrajcy nie zasługują na łagodne traktowanie. Jeśli tylko wyrzeknie się kamienia będzie już dla nich bezużyteczna. A wówczas Mercedes zgniecie ją jak słomianą kukłę. Bez wahania, litości czy wyrzutów sumienia...

Była wyczerpana i łaknęła krwi. A krew Marry jawiła się obecnie w dwójnasób zachęcająco. Jej vitae doda wampirzycy sił, zaspokoi pragnienie i pozwoli zakosztować słodyczy zemsty. A kiedy zatopi w jej gardle kły będzie piła zachłannie i bez opamiętania! Do ostatniej cholernej kropli. Oto na co zasłużyła Marry.

Ortega czekała na jej deklarację. Napięcie ogarnęło wszystkie mięśnie jej ciała, fala gniewu spłynęła na nią niczym czerwony krwawy welon. Myślała tylko o krwi i o zabijaniu. Oczami wyobraźni widziała już jak rozrywa Marry na kawałki, jak chłepce jej krew i ta wreszcie napełnia ją mocą swojej właścicielki. Czuła jak wysuwają się jej kły a pragnienie podsycane tymi myślami dosłownie eksploduje w jej wnętrzu. Szykowała się do skoku.
 
liliel jest offline  
Stary 23-09-2009, 13:38   #448
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Marry uśmiechnęła się krzywo, szybko jednak grymas bólu starł ten wyraz z jej twarzy. Naprawdę wydawało się, że niewiele potrzeba, aby wampirzyca bez niczyjej pomocy wyzionęła ducha. Jednak zawsze była uparta i to upór wciąż trzymał ją w powietrzu poza zasięgiem innych kryształów. To on tez sprawiał, że przed oczami Shizuki pojawiły się czarne plamy.

- Nie rozśmieszaj mnie Mercedes. – krzyknęła Krwawa Marry - Po mojemu, to znaczy po mojemu. Bez propozycji, odwołań, apelacji i innego gówna. A twoja córka miała już kryształ, i co? Pozwoliła, by Vykos zabił na jej oczach Rolanda. Nie ruszyła się nawet po to, by go spróbować ochronić. Patrzyła jak płonie strażnik tego miasta i nie zrobiła nic! Pomyśl lepiej praktycznie Mercedes, zawsze przecież kalkulacja była twoją mocna stroną. Twoja córka jest do niczego i aż mnie świerzbią palce, by skręcić ten nikomu niepotrzebny łepek. Daruję jednak gówniarze życie, jeśli ty i przystojniak - wskazała Karola - złożycie swoją obietnicę.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 24-09-2009, 19:25   #449
 
Wojnar's Avatar
 
Reputacja: 1 Wojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnie
Artur przysłuchiwał się wymianie zdań między wampirzycami. Każde fałszywe zdanie, każda groźba budziła w nim iskierkę gniewu. Chętnie by je obie spopielił, byle tylko przestały chrzanić.
"To ten cholerny kamień. Nic dziwnego, że Vykos chodziła taka nabuzowana."
- Marry, nie wycieraj sobie gęby Rolandem. To ty walczyłaś po stronie jego zabójcy. A co do Ciebie, Mercedes, twoje dziecko jak na razie najbardziej skrzywdziłaś Ty, robiąc z niej wampira! Po jej śmierci też się będziesz targować?

Ścisnął ognisty kryształ w dłoni, w jego oczach zajarzyły się niebezpieczne płomyki. W głębi duszy chciał zniszczyć ten kamień, który zabił wszystkich Dżejów i Rolanda, ale na razie czuł, że będzie go potrzebował.

- Coś mi mówi, że obie macie jakiś ukryty interes w zdobyciu, a może i połączeniu tych kamieni. Dobrze mówię, Mercedes? Jakie życzenie, Marry? Karolu- nadal patrzył na Marry. Lipiński pewnie i tak był gdzieś tam, ukryty w cieniu- co dokładnie wspominała księga o łączeniu kamieni? Co możemy zyskać? Czego nam nie powiedziałeś? -Odetchnął głęboko- Słuchajcie, ja swojej zemsty dokonałem, teraz chcę tylko odejść stąd cały. No ale muszę mieć jakiś świat, do którego miałbym wracać. Dlatego grzecznie proszę, bez łzawych historyjek, powiedzcie, w jakie gówno chcecie wszyscy wskoczyć. I zróbmy to szybko i bez walki, co?- uśmiechnął się sympatycznie, wycierając wierzchem dłoni strużkę krwi z policzka.
 
__________________
"Wiadomo od dawna, ze Ziemia jest wklęsła – co widać od razu, gdy spojrzy się na buty: zdarte są zawsze z tyłu i z przodu. Gdyby Ziemia była wypukła, byłyby zdarte pośrodku!"
Wojnar jest offline  
Stary 24-09-2009, 20:53   #450
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Arturze, proponuję ci się zamknąć zanim pożałujesz swoich słów – Mercedes faktycznie zaczynała tracić nad sobą kontrolę. Resztką woli powstrzymywała się przed tym, aby nie zerwać się niczym wściekły pies ze smyczy i wypatroszyć tego bezczelnego szczeniaka.

Portman nie miał bladego pojęcia o czym mówił. Ona skrzywdziła Shizukę? Gdyby nie dała jej drugiego życia Arakawa już dawno gryzłaby ziemię od spodu! Ona ją OCALIŁA! Została jej mentorką, jej matką! Wlała w jej na wpół martwe ciało cząstkę samej siebie! Ba, oddała duszę by ratować jej życie! Nigdy wcześniej nie zdobyła się na takie poświęcenie wobec żadnej żywej, czy też nieżywej, istoty! A teraz on, świeżutki wampirek z problemami psychicznymi (każdy Malkavian takie posiada, to nie tajemnica), on śmie JĄ, ORTEGĘ, osądzać?! Gdyby nie te fatalne okoliczności wytłumaczyłaby mu jego błędny osąd w taki sposób, że zpaskudziłby sobie portki własnym krwawym moczem...

- Nie słuchasz co się do ciebie mówi Portman. Przed chwilą przecież dyskutowaliśmy i byłam absolutnie przeciwna połączeniu kamieni. A że powiedziałam Marry, że jest inaczej? Hej, rusz głową geniuszu! Pojęcie „blef” ci coś mówi, czy wy Malkavianie po przemianie głupiejecie bez reszty i nie potraficie w ogóle myśleć?!

Ruszyła przed siebie w stronę Shizuki. Ręce uniosła w górę aby Marry widziała, że nie trzyma bursztynu.

- Masz moje słowo Marry. Nie użyję przeciwko tobie kamienia jeśli ty nie będziesz posługiwać się mocą szafiru. Pozwól mi uratować córkę albo... przysięgam będę cię ścigać do cholernego końca świata. Odnajdę cię choćbyś się schowała w samej szczurzej norze i wypruję z ciebie flaki...

Nie czekała na jej łaskawe przyzwolenie. Pochyliła się nad Shizu i pozwoliła by krew z jej przegryzionego nadgarstka skapywała swobodnie do gardła córki. Nie za dużo, bo jej samej pozostały jedynie rezerwy. Tylko tyle by mogła stanąć ponownie na nogi.

- I co teraz Marry? Sama widzisz, że nie osiągniemy porozumienia. Dwie na cztery osoby nie chcą połączenia kamieni. Czas by Lipiński się jeszcze zadeklarował. I nie strasz mnie tym, że przybędą nowi i będą chcieli odebrać nam klejnoty. Widzisz, ten wypad w góry potwornie mnie zmęczył. Prawda jest taka, że planuję wakacje. Urlop tam, gdzie nikt mnie nie odszuka. Bardzo głęboko pod ziemią, gwoli janości. Przezimuję kilkadziesiąt, może kilkaset lat. Ten świat mnie znużył. Znużyli mnie niewdzięczni ludzie, którzy mnie otaczają. Trzeba więc podsumować naszą sytuację, skarbie. To koniec. Zatrzymaj swój cholerny kamień i uciekaj stąd póki możesz. Jak widzisz szlachetny pan rycerzyk z mieczem załatwił Vykos i obawiam się tobie też szykuje podobny los. Poradzę ci coś Marry, jak kobieta kobiecie. Odejdź, wynieś się jak najdalej stąd. Już po wszystkim.

Jej głos brzmiał melancholijnie, jakby sama już była gdzieś bardzo daleko. Może coś w niej zgasło? Może nie miała już siły ani ochoty aby decydować o losach świata? Może po prostu nadszedł czas by odpocząć.
 
liliel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172