Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2009, 23:37   #403
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
sob. 13.X.2007, centrum handlowe, Brooklyn, zaplecze 12 : 00


Gdy z obu stron emanuje gniew, otwarty lub utajony sytuacja zawsze kończy się konfrontacją. Tym razem konfrontacja rozpoczęła się ostrą kanonadą. Kula za kulą wylatywały z pistoletu Amy trafiając w obłoczek ciemności. Trudno było powiedzieć, czy kule cokolwiek stworowi robiły. Obłoczki ciemnej mgły nie krwawią. Ten jednak wirował szybko, przemieszczał się unikając źródeł światła. Aż w końcu Amy przestała strzelać. Amunicja w magazynkach się skończyła. A wtedy ciemność zstąpiła z sufitu, tworząc z ciemnej mgły. Ów słup przemówił.- Z bronią palną jest taki problem, że prędzej czy później...- z mgiełki wyłoniła się twarz rozwścieczonego bossa nosferatu.-

...kończy się w niej amunicja. I co wtedy zrobisz bezczelna przekąsko?
Po chwili wyłonił się on cały i nie było na nim widać efektu ostrzału.
Lecz Amy nie zdążyła odpowiedzieć, bo właśnie w ich kierunku biegł pomniejszy nosfer z uzi, a za nim Yue, z wielką dubeltówką. Co robiłoby dość komiczne wrażenie, gdyby nie żądza mordu w oczach Chinki. Parę chwil wcześniej, mały nosfer (z wyglądu 15 letni dzieciak) zaczaił się na nią pod sufitem i zeskoczył, by ją wyssać. Jednak przeliczył swe siły. Oberwał kolbą w szczękę i gdyby nie nadzwyczajny refleks oberwałby śrutem w brzuch. Teraz zwiewał przed goniącą go Yue, która starała się zmniejszyć dystans, aby sprawdzić, czy duża ilość śrutu jest równie skuteczna co kołek w serce.
Mei wyruszyła polować na inne włóczące się po centrum wampiry. Była doświadczoną policjantką i członkinią jednego z najpotężniejszego z magicznych klanów Chinatown. Pomniejsze wampiry nie stanowiły dla niej zagrożenia. Zaś sklepikarz i ochrona sklepowa byli pod opieką Dantego. Łowca może był i wyczerpany, ale pewnie znał niejeden trick.
Tak więc, szef wampirów i jego mały pomagier znaleźli się w ciasnym korytarzu pomiędzy wściekłą Amy, a równie wściekłą Yue. Zapowiadała się ostra konfrontacja.

sob. 13.X.2007, gdzieś w Appalachach 12: 06


-To ojca chatka?- dopytał się Dawkins gdy weszli w głąb lasu, próbując pozbyć się dotychczasowych niepokojów.
- Mojego znajomego pułkownika...z czasów mej pracy jako kapelana. Pozwala mi z niej korzystać.- rzekł kapłan.
-Często tutaj przyjeżdżasz?- na to pytanie O’Doom rzekł wesoło.- To zależy od okresu. Zwykle jak skończy się okres ochronny na pstrągi. Wtedy wpadam co drugi weekend. Łowienie jest dobrym relaksem. Choć trzeba być w tym dobrym. Ja nie jestem.
Młody ksiądz ruszył za eks-kapelanem leśnym szlakiem. Widać było, że O’Doom znał okolicę, bowiem ani razu się nie rozglądał idąc szybko i pewnie. A widoki były ładne, choć było chłodno, zwłaszcza w wyższych partiach gór. Gdzie już spadł pierwszy śnieg.

Droga była jednak ciężka, szlak irlandzkiego księdza, był dla wytrawnych traperów. Nie dla niedzielnych spacerowiczów. A więc to było szlifowanie formy według O’Dooma. Nie...jak się miało okazać, po przerwie na posiłek z wojskowych racji. Były one pożywne, ale niespecjalnie smaczne. Wkrótce O’Doom i Dawkins ruszyli dalej by mało używanym traktem dotrzeć do ogrodzenia i tabliczki.

O’Doom jednak nie przejął się tym faktem i przez dziurę w ogrodzeniu wlazł na teren należący do armii Stanów Zjednoczonych. Spojrzał na swego podopiecznego i ponaglił go słowami.- No ruszże się. Nigdy nie przełaziłeś przez ogrodzenia?
Po sforsowaniu ogrodzenia (i ewidentnym złamaniu prawa), naczelny egzorcysta Nowego Yorku i młody ksiądz skierowali się do stróżówki.
Siedzący tam rekrut zdębiał na ich widok. Zaś O’Doom rzekł podając dowód osobisty żołnierzowi.- Powinniście lepiej pilnować terenu i dbać o siatkę. Wlazłem tu bez problemu, nie potrzebowałem nawet narzędzi. Ojciec Cornelius O'Doom jestem, miał tu na mnie czekać sprzęt i zezwolenia od pułkownika Munroe.
-I sprzęt jest gotów. Poligon jest do waszej dyspozycji. – rzekł rekrut i dodał.- Chodźcie za mną.
W niedużym magazynie były dwie torby, jedna przeznaczona dla Chrisa, druga dla O’Dooma. Każdy z nich wziął swoją torbę i udał się do oddzielnej chaty, by się w niego zaopatrzyć.
Chris ze swojej wyjął sprzęt do paintballa. Dwa rodzaje karabinków do wyboru.

To było do przewidzenia. Tak z początku sądził Chris. Bo jak wyszedł ubrany i uzbrojony na zewnątrz. To przekonał się że O’Doom...

...nie dbał o równe szanse. Ojciec Cornelius był uzbrojony w dwa dwulufowe monstra, przy których broń Christophera wydawała się zabawką na wodę.
- Gotowy? Czas na trening survivalowy .- ryknął O’Doom zza maski.

sob. 13.X.2007, przedmieścia NY, dom Rooka, ogród 12 : 10


Na wspomnienie o dzieciach, Rook się tylko uśmiechnął. Sam żadnych nie miał, ale też niedawno wszedł w związek małżeński. Esme nie miała pojęcia jakiż to wypadek spowodował, że Charles musiał korzystać z laski przy chodzeniu. Ale była pewna, że go to wkurzało. Rook był gliną w każdym calu, prawdziwym psem gończym o nadludzkim niemal zmyśle detektywistycznym. Tylko naprawdę ciężki wypadek mógł zmusić Blackrooka do przeniesienia się na posadkę za biurkiem. A gdy Esme zaczęła pytać o ludzi w 13-sce. Przerzucił tylko grillowane mięso na drugi bok i zaczął mówić. –Wyciągania teczek bym nie mógł zrobić. Większość z nich jest utajniona. Co do ludzi. Moim zastępcą jest Daria Logan. Kompetentna dziewczyna i przede wszystkim obeznana z tym całym papierkowym bajzlem lepiej ode mnie. To ona praktycznie tam rządzi jak, ja tylko stawiam podpisy. Do tego mamy Elwirę Bjorgulf, która jest psychologiem i opiekunem wydziału. Bezkonfliktowa dziewczyna, z nią raczej zatargu mieć nie będziesz. I jest jeszcze doktor Laura Pavlicek, szefowa kostnicy. Dość...ekscentryczna osóbka, ale zna się na swej robocie. Z nią i z Logan będziesz miała do czynienia najwięcej. Co do reszty, wydział jest w trakcie reorganizacji. Wczoraj dostałem pismo, że część policjantów zostanie przeniesiona do wydziału w Miami, w trybie pilnym. Ale ci biurokraci z centrali, nie mają pojęcia, że coś się kroi w Nowym Yorku. I na wszystko mają tylko jedną odpowiedź. Przycięcie budżetu. Może jak Hillary zostanie prezydentem...może wtedy nie będą takimi sknerami. A zresztą, po co się oszukiwać? Nie ma znaczenia kto będzie prezydentem. I tak budżetu nie zwiększą.
Rook spojrzał na kawałek grillowanego mięsa i upewniwszy się że się równo dopala, sięgnął po piwo. Łyknąwszy nieco, rzekł.- Co do twej partnerki, to ma na imię Amanda Walter. Przedtem pracowała w ESU.-
- Bombiarze.- wtrąciła Esme, przypominając sobie ksywkę ESU. Policjantów z 13 zaś nazywano łowcami czarownic.
- Właśnie.- potwierdził Rook.- Została przeniesiona z oddziału zajmującego się rozbrajaniem bomb. I traktuje pracę w trzynastce jako degradację. Ale ma potencjał do bycia dobrym detektywem. Brak jej tylko zaangażowania i zapału.
Rook przestał przez chwilę mówić...zamyślił się. Wreszcie udzielił kilku porad.- Sprawy trzynastki mają swoją specyfikę. Warto więc korzystać z pomocy specjalistów. Jednych zna Bjorgulf , innych Pavlicek. Poza tym jest też paru znawców w samej trzynastce. A że sprawy często dotyczą historii, w mniejszym lub większym stopniu, to pomoc bywa przydatna. No i...jeśli coś co na ciebie biegnie, a nie wygląda na człowieka. Nie wahaj się wpakować w to całego magazynku.
Zanim jednak Esme zdążyła się więcejdopytać, pojawiła się żona Rooka, Sara Winthorp-Rook. Ponoć szycha w Bank of America

Jednak poza pracą okazywała się miłą i pogodną kobietą. I całkiem niezłą kucharką i cukiernikiem.
- Może komuś szarlotki?- spytała z uśmiechem, stawiając ciasto na drewnianym stoliku, stojącym w bezpiecznej odległości od grilla. Po czym rzekła.- Miło że wpadłaś Esme, Charles tak rzadko sprowadza znajomych, pomijając oczywiście tego irlandzkiego księdza, jak mu było? O’Doom.
- To twoja wina Saro. Ojciec Cornelius zasmakował w twoich wypiekach.- zażartował Rook, po czym rzekł.- Ojciec O’Doom to katolicki ksiądz i ciekawostka sama w sobie. Ciężko spotkać osobnika, który byłby i egzorcystą i byłym kapelanem wojskowym.
-I to jak gadatliwym osobnikiem...sypie opowiastkami jak z rękawa.-
wtrąciła Sara z uśmiechem. – Nie to co Charlie. On niewiele mówi o pracy.
- Bo co to jest do mówienia. Podpisanie papierków, rozmowy z szefem policji, rozmowy z burmistrzem.
- westchnął Rook.- Wierz mi Esme, czasami awans to przekleństwo.

sob. 13.X.2007, komitet wyborczy Hillary Clinton 12:30


- Wiesz, tak się zastanawiałam… - zaczęła Vivianne szeptem, gdy usiedli w jednym z przednich rzędów. – Wiem już po co ty tutaj przyszedłeś. Sądzę, że niebieskie oczka tej twojej Emily są wystarczająco dobrym powodem, by udawać porządnego obywatela. Nie rozumiem tylko, po jakiego grzyba mnie w to wciągnąłeś? Mam ci za przyzwoitkę robić, czy jak?
- Emily jest...ojciec Emily jest politykiem, doradcą któregoś z senatorów. Sama Emily dorastała w atmosferze patriotyzmu i politycznego zaangażowania. Wiesz...Nie pytaj co kraj może zrobić dla ciebie, tylko co ty możesz zrobić dla kraju.I te sprawy.-
zaczął cicho tłumaczyć brat, gdy Hillary Clinton zaczęła przemawiać.- Uważa że obywatele powinni się angażować w politykę na każdym szczeblu. Nie chciałem wyjść na...-westchnął szukając odpowiednich słów.-...kogoś, kto pójście na wybory prezydenckie uważa za szczyt patriotyzmu.
Westchnął i dodał.- Więc przypadkowo wspomniałem Emily, że przekonam kilku chętnych do głosowania na Hillary Clinton i sprowadzę ich na spotkanie. Jednak w pracy się nie udało. Wszyscy mieli wymówki. Jedni byli republikanami, inni chcieli głosować na Obamę, inni mieli zaplanowane wyjazdy... Ty byłaś moją ostatnią nadzieją. Ostatnią szansą, bym mógł się wyjść z tej sytuacji z twarzą.
Uśmiechnął się i rzekł.- Chciałbym z Emily na takim etapie, żebym potrzebował przyzwoitki. Na razie jednak na to za wcześnie. Słuchaj...wysłuchasz przemówienia, a potem możesz się dyskretnie ulotnić z przyjęcia. Chociaż, kto wie... To jedna z okazji by zrobić sobie fotkę z Hillary Clinton, porozmawiać z wpływowymi ludźmi.
Cóż...Vi pozostało wysłuchać przemówienia, w którym Clinton przedstawiała swój program i wymieniała w czym różni się on od programu Baracka Obamy. Rzecz ciekawa dla polityka i dziennikarza. Nie dla detektyw NYPD.
Clinton mówiła przez pół godziny, a potem zaczęło się przyjęcie. Braciszek oczywiście ruszył do Emily zostawiając Vi samą. Nie mogła go o to winić. W końcu naprawdę dużo robił by zdobyć serce córki doradcy senatora. Przystawki na przyjęciu wyglądały dość apetycznie, i całkiem drogo.

A w sumie zbliżała się pora obiadu. I gdy przekąszała jedną z nich, usłyszała glos.
- Nie widziałem cię tu wcześniej. Jesteś nową wolontariuszką, dziennikarką ...może?- odwróciła się w kierunku głosu i przez dłuższą chwilę przyglądała mężczyźnie, który do niej zagadał.

Nie dlatego, że był dość przystojny i elegancko ubrany... Była pewna, że go gdzieś wcześniej widziała. I wtedy ją olśniło. Fotka na biurku porucznik Logan, zdjęcie doczepione do akt policyjnej sprawy, zauważone przypadkiem. Jego zdjęcie.
- Ubrudziłem się czymś ?- spytał mężczyzna patrząc po garniturze. Zdumiony nieco tym milczeniem i spoglądaniem na niego.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 02-02-2010 o 13:19.
abishai jest offline