sob. 13.X.2007, centrum handlowe, Brooklyn, zaplecze 12 : 00
Gdy z obu stron emanuje gniew, otwarty lub utajony sytuacja zawsze kończy się konfrontacją. Tym razem konfrontacja rozpoczęła się ostrą kanonadą. Kula za kulą wylatywały z pistoletu
Amy trafiając w obłoczek ciemności. Trudno było powiedzieć, czy kule cokolwiek stworowi robiły. Obłoczki ciemnej mgły nie krwawią. Ten jednak wirował szybko, przemieszczał się unikając źródeł światła. Aż w końcu
Amy przestała strzelać. Amunicja w magazynkach się skończyła. A wtedy ciemność zstąpiła z sufitu, tworząc z ciemnej mgły. Ów słup przemówił.-
Z bronią palną jest taki problem, że prędzej czy później...- z mgiełki wyłoniła się twarz rozwścieczonego bossa nosferatu.-
...kończy się w niej amunicja. I co wtedy zrobisz bezczelna przekąsko?
Po chwili wyłonił się on cały i nie było na nim widać efektu ostrzału.
Lecz
Amy nie zdążyła odpowiedzieć, bo właśnie w ich kierunku biegł pomniejszy nosfer z uzi, a za nim
Yue, z wielką dubeltówką. Co robiłoby dość komiczne wrażenie, gdyby nie żądza mordu w oczach Chinki. Parę chwil wcześniej, mały nosfer (z wyglądu 15 letni dzieciak) zaczaił się na nią pod sufitem i zeskoczył, by ją wyssać. Jednak przeliczył swe siły. Oberwał kolbą w szczękę i gdyby nie nadzwyczajny refleks oberwałby śrutem w brzuch. Teraz zwiewał przed goniącą go
Yue, która starała się zmniejszyć dystans, aby sprawdzić, czy duża ilość śrutu jest równie skuteczna co kołek w serce.
Mei wyruszyła polować na inne włóczące się po centrum wampiry. Była doświadczoną policjantką i członkinią jednego z najpotężniejszego z magicznych klanów Chinatown. Pomniejsze wampiry nie stanowiły dla niej zagrożenia. Zaś sklepikarz i ochrona sklepowa byli pod opieką
Dantego. Łowca może był i wyczerpany, ale pewnie znał niejeden trick.
Tak więc, szef wampirów i jego mały pomagier znaleźli się w ciasnym korytarzu pomiędzy wściekłą
Amy, a równie wściekłą
Yue. Zapowiadała się ostra konfrontacja.
sob. 13.X.2007, gdzieś w Appalachach 12: 06
-To ojca chatka?- dopytał się
Dawkins gdy weszli w głąb lasu, próbując pozbyć się dotychczasowych niepokojów.
- Mojego znajomego pułkownika...z czasów mej pracy jako kapelana. Pozwala mi z niej korzystać.- rzekł kapłan.
-Często tutaj przyjeżdżasz?- na to pytanie
O’Doom rzekł wesoło.-
To zależy od okresu. Zwykle jak skończy się okres ochronny na pstrągi. Wtedy wpadam co drugi weekend. Łowienie jest dobrym relaksem. Choć trzeba być w tym dobrym. Ja nie jestem.
Młody ksiądz ruszył za eks-kapelanem leśnym szlakiem. Widać było, że
O’Doom znał okolicę, bowiem ani razu się nie rozglądał idąc szybko i pewnie. A widoki były ładne, choć było chłodno, zwłaszcza w wyższych partiach gór. Gdzie już spadł pierwszy śnieg.
Droga była jednak ciężka, szlak irlandzkiego księdza, był dla wytrawnych traperów. Nie dla niedzielnych spacerowiczów. A więc to było szlifowanie formy według
O’Dooma. Nie...jak się miało okazać, po przerwie na posiłek z wojskowych racji. Były one pożywne, ale niespecjalnie smaczne. Wkrótce
O’Doom i
Dawkins ruszyli dalej by mało używanym traktem dotrzeć do ogrodzenia i tabliczki.
O’Doom jednak nie przejął się tym faktem i przez dziurę w ogrodzeniu wlazł na teren należący do armii Stanów Zjednoczonych. Spojrzał na swego podopiecznego i ponaglił go słowami.-
No ruszże się. Nigdy nie przełaziłeś przez ogrodzenia?
Po sforsowaniu ogrodzenia (i ewidentnym złamaniu prawa), naczelny egzorcysta Nowego Yorku i młody ksiądz skierowali się do stróżówki.
Siedzący tam rekrut zdębiał na ich widok. Zaś
O’Doom rzekł podając dowód osobisty żołnierzowi.-
Powinniście lepiej pilnować terenu i dbać o siatkę. Wlazłem tu bez problemu, nie potrzebowałem nawet narzędzi. Ojciec Cornelius O'Doom jestem, miał tu na mnie czekać sprzęt i zezwolenia od pułkownika Munroe. -I sprzęt jest gotów. Poligon jest do waszej dyspozycji. – rzekł rekrut i dodał.-
Chodźcie za mną.
W niedużym magazynie były dwie torby, jedna przeznaczona dla
Chrisa, druga dla
O’Dooma. Każdy z nich wziął swoją torbę i udał się do oddzielnej chaty, by się w niego zaopatrzyć.
Chris ze swojej wyjął sprzęt do paintballa. Dwa rodzaje karabinków do wyboru.
To było do przewidzenia. Tak z początku sądził
Chris. Bo jak wyszedł ubrany i uzbrojony na zewnątrz. To przekonał się że
O’Doom...
...nie dbał o równe szanse. Ojciec
Cornelius był uzbrojony w dwa dwulufowe monstra, przy których broń
Christophera wydawała się zabawką na wodę.
- Gotowy? Czas na trening survivalowy .- ryknął
O’Doom zza maski.
sob. 13.X.2007, przedmieścia NY, dom Rooka, ogród 12 : 10
Na wspomnienie o dzieciach,
Rook się tylko uśmiechnął. Sam żadnych nie miał, ale też niedawno wszedł w związek małżeński.
Esme nie miała pojęcia jakiż to wypadek spowodował, że
Charles musiał korzystać z laski przy chodzeniu. Ale była pewna, że go to wkurzało.
Rook był gliną w każdym calu, prawdziwym psem gończym o nadludzkim niemal zmyśle detektywistycznym. Tylko naprawdę ciężki wypadek mógł zmusić
Blackrooka do przeniesienia się na posadkę za biurkiem. A gdy
Esme zaczęła pytać o ludzi w 13-sce. Przerzucił tylko grillowane mięso na drugi bok i zaczął mówić. –
Wyciągania teczek bym nie mógł zrobić. Większość z nich jest utajniona. Co do ludzi. Moim zastępcą jest Daria Logan. Kompetentna dziewczyna i przede wszystkim obeznana z tym całym papierkowym bajzlem lepiej ode mnie. To ona praktycznie tam rządzi jak, ja tylko stawiam podpisy. Do tego mamy Elwirę Bjorgulf, która jest psychologiem i opiekunem wydziału. Bezkonfliktowa dziewczyna, z nią raczej zatargu mieć nie będziesz. I jest jeszcze doktor Laura Pavlicek, szefowa kostnicy. Dość...ekscentryczna osóbka, ale zna się na swej robocie. Z nią i z Logan będziesz miała do czynienia najwięcej. Co do reszty, wydział jest w trakcie reorganizacji. Wczoraj dostałem pismo, że część policjantów zostanie przeniesiona do wydziału w Miami, w trybie pilnym. Ale ci biurokraci z centrali, nie mają pojęcia, że coś się kroi w Nowym Yorku. I na wszystko mają tylko jedną odpowiedź. Przycięcie budżetu. Może jak Hillary zostanie prezydentem...może wtedy nie będą takimi sknerami. A zresztą, po co się oszukiwać? Nie ma znaczenia kto będzie prezydentem. I tak budżetu nie zwiększą. Rook spojrzał na kawałek grillowanego mięsa i upewniwszy się że się równo dopala, sięgnął po piwo. Łyknąwszy nieco, rzekł.-
Co do twej partnerki, to ma na imię Amanda Walter. Przedtem pracowała w ESU.- - Bombiarze.- wtrąciła
Esme, przypominając sobie ksywkę ESU. Policjantów z 13 zaś nazywano łowcami czarownic.
- Właśnie.- potwierdził
Rook.-
Została przeniesiona z oddziału zajmującego się rozbrajaniem bomb. I traktuje pracę w trzynastce jako degradację. Ale ma potencjał do bycia dobrym detektywem. Brak jej tylko zaangażowania i zapału. Rook przestał przez chwilę mówić...zamyślił się. Wreszcie udzielił kilku porad.-
Sprawy trzynastki mają swoją specyfikę. Warto więc korzystać z pomocy specjalistów. Jednych zna Bjorgulf , innych Pavlicek. Poza tym jest też paru znawców w samej trzynastce. A że sprawy często dotyczą historii, w mniejszym lub większym stopniu, to pomoc bywa przydatna. No i...jeśli coś co na ciebie biegnie, a nie wygląda na człowieka. Nie wahaj się wpakować w to całego magazynku.
Zanim jednak Esme zdążyła się więcejdopytać, pojawiła się żona
Rooka,
Sara Winthorp-Rook. Ponoć szycha w Bank of America
Jednak poza pracą okazywała się miłą i pogodną kobietą. I całkiem niezłą kucharką i cukiernikiem.
- Może komuś szarlotki?- spytała z uśmiechem, stawiając ciasto na drewnianym stoliku, stojącym w bezpiecznej odległości od grilla. Po czym rzekła.-
Miło że wpadłaś Esme, Charles tak rzadko sprowadza znajomych, pomijając oczywiście tego irlandzkiego księdza, jak mu było? O’Doom.
- To twoja wina
Saro. Ojciec
Cornelius zasmakował w twoich wypiekach.- zażartował
Rook, po czym rzekł.-
Ojciec O’Doom to katolicki ksiądz i ciekawostka sama w sobie. Ciężko spotkać osobnika, który byłby i egzorcystą i byłym kapelanem wojskowym.
-I to jak gadatliwym osobnikiem...sypie opowiastkami jak z rękawa.- wtrąciła
Sara z uśmiechem. –
Nie to co Charlie. On niewiele mówi o pracy.
- Bo co to jest do mówienia. Podpisanie papierków, rozmowy z szefem policji, rozmowy z burmistrzem.- westchnął
Rook.-
Wierz mi Esme, czasami awans to przekleństwo. sob. 13.X.2007, komitet wyborczy Hillary Clinton 12:30
- Wiesz, tak się zastanawiałam… - zaczęła
Vivianne szeptem, gdy usiedli w jednym z przednich rzędów. –
Wiem już po co ty tutaj przyszedłeś. Sądzę, że niebieskie oczka tej twojej Emily są wystarczająco dobrym powodem, by udawać porządnego obywatela. Nie rozumiem tylko, po jakiego grzyba mnie w to wciągnąłeś? Mam ci za przyzwoitkę robić, czy jak?
- Emily jest...ojciec Emily jest politykiem, doradcą któregoś z senatorów. Sama Emily dorastała w atmosferze patriotyzmu i politycznego zaangażowania. Wiesz...Nie pytaj co kraj może zrobić dla ciebie, tylko co ty możesz zrobić dla kraju.I te sprawy.-zaczął cicho tłumaczyć brat, gdy
Hillary Clinton zaczęła przemawiać.-
Uważa że obywatele powinni się angażować w politykę na każdym szczeblu. Nie chciałem wyjść na...-westchnął szukając odpowiednich słów
.-...kogoś, kto pójście na wybory prezydenckie uważa za szczyt patriotyzmu.
Westchnął i dodał.-
Więc przypadkowo wspomniałem Emily, że przekonam kilku chętnych do głosowania na Hillary Clinton i sprowadzę ich na spotkanie. Jednak w pracy się nie udało. Wszyscy mieli wymówki. Jedni byli republikanami, inni chcieli głosować na Obamę, inni mieli zaplanowane wyjazdy... Ty byłaś moją ostatnią nadzieją. Ostatnią szansą, bym mógł się wyjść z tej sytuacji z twarzą.
Uśmiechnął się i rzekł.-
Chciałbym z Emily na takim etapie, żebym potrzebował przyzwoitki. Na razie jednak na to za wcześnie. Słuchaj...wysłuchasz przemówienia, a potem możesz się dyskretnie ulotnić z przyjęcia. Chociaż, kto wie... To jedna z okazji by zrobić sobie fotkę z Hillary Clinton, porozmawiać z wpływowymi ludźmi.
Cóż...
Vi pozostało wysłuchać przemówienia, w którym
Clinton przedstawiała swój program i wymieniała w czym różni się on od programu
Baracka Obamy. Rzecz ciekawa dla polityka i dziennikarza. Nie dla detektyw NYPD.
Clinton mówiła przez pół godziny, a potem zaczęło się przyjęcie. Braciszek oczywiście ruszył do
Emily zostawiając
Vi samą. Nie mogła go o to winić. W końcu naprawdę dużo robił by zdobyć serce córki doradcy senatora. Przystawki na przyjęciu wyglądały dość apetycznie, i całkiem drogo.
A w sumie zbliżała się pora obiadu. I gdy przekąszała jedną z nich, usłyszała glos.
- Nie widziałem cię tu wcześniej. Jesteś nową wolontariuszką, dziennikarką ...może?- odwróciła się w kierunku głosu i przez dłuższą chwilę przyglądała mężczyźnie, który do niej zagadał.
Nie dlatego, że był dość przystojny i elegancko ubrany... Była pewna, że go gdzieś wcześniej widziała. I wtedy ją olśniło. Fotka na biurku porucznik
Logan, zdjęcie doczepione do akt policyjnej sprawy, zauważone przypadkiem. Jego zdjęcie.
- Ubrudziłem się czymś ?- spytał mężczyzna patrząc po garniturze. Zdumiony nieco tym milczeniem i spoglądaniem na niego.