Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-09-2009, 16:34   #5
Arango
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze


Gdy noc księżyc
blaskiem spowija
Pani tańcząca na rozstajach
spogląda w mrok


Szła, nikłe płomyki budziły ostatnie refleksy na jej białej sukni niknąc powoli gdy wkraczała między drzewa przeklętego ponoć lasu. Nikt z dworu nie wchodził do niego, jego mieszkańcy widzieli jak puszcza za ich domostwem różni się od tego rosnącego za drogą.
Tam wszystko zdawało się zapraszać w swój cień, tu posępny mrok nawet w najbardziej słoneczny dzień kładł się cieniem na duszy budząc niepokój serca i myśli.
Wędrowała więc między obrośniętymi zgniłozielonym mchem starożytnymi pniami, mijała omszałe głazy gdzie zatarte już przed wiekami przez wiatr i deszcze ledwo widoczne były znaki runów, nieznanych nawet najstarszym druidom. Kroczyła pod posępnie zwieszającymi się konarami, które rozcapierzonymi palcami zdawały się pochwycić w swe szpony niebacznego wędrowca.
Stawiała stopy obok dziwnych grzybów niewidzianymi nigdzie indziej świecących dziwnym, zda się magicznym światłem nie rozpraszających jednak przyrodzonego posępnemu lasowi mroku.





Przed nią jednak gałęzie zdawały się unosić, stare pnie odsuwać, a dziwne grzyb odchylać by nie mogła ich nadepnąć.
Ile szła, nie wiedziała. Mógł to być kwadrans, godziny, lub dni. To jej nie obchodziło. Wpatrzona w swą duszę, nieobecna i niewidząca szła wciąż naprzód.


Gotfryd rozciera miejsce gdzie dotknęły go dłonie kobiety. Piecze, lecz jednocześnie przenika lodowatym chłodem. Rozgląda się wokoło lekko oszołomiony, czuje jak czyjeś ręce chwytają go za ramiona i pomagają podnieść na nogi. Dobiega go drżący głos Akwicjusza.

- Panie odjeżdżajmy stąd. W jego głosie wyczuwa się przerażenie lecz i ledwie zauważalną nutę pragnienia by Villaverte nie zgodził się na jego prośbę.
Młody baronet doskonale go rozumie. I on czuje potężną moc bijącą ze starego boru lecz i jakby słodką woń wabiąca go do siebie.
Potrząsa głową, sekundę, może dwie milczy po czym podejmuje decyzję.

- Nie Akwicjuszu. Pójdziemy za nią, muszę wiedzieć kim jest. I muszę... - nie kończy zdania jakby nie wiedząc co powiedzieć.
Jego sługa, a raczej przyjaciel patrzy mu w oczy i bez słowa rusza w kierunku koni, by wybrać z bagaży to co najpotrzebniejsze do kilkudniowej drogi.

Wychowali się razem, szlachcic i podrzutek znaleziony nieopodal pałacu tej samej nocy gdy na świat przyszedł Gotfryd.

Nocy Wilka.

Dziewiątego dnia, dziewiątego miesiąca.

Nocy Skjelde - braci wilków.

Razem dorastali, dzielac dziecęce tajemnice, razem polowali, zakochiwali się i pili wymykajac się nocami do miasteczka. Z czasem stali się nierozłączni, a stary Degreselle nie sprzeciwiał się temu, wiedząc, że jego synowi przyda się wierny przyjaciel, gotowy oddać za młodego baroneta życie i zwiazany z ich rodziną aż na smierć i zycie.

Podjęli wędrówkę tym bardziej męczącą że wracali już przecież kilka dni nie robiąc prawie postojów. Stary baron wzywał a ton jego listu nie pozostawiał wątpliwości.
Coś bardzo złego działo się w okolicy i Degreselle który spędził na wojnie niejedną wiosnę i zimę zdawał się być ... przestraszony ? Przerażony ?
Co dziwniejsze w piśmie nie było słowa o Johanie starszym bracie Gotfryda.

Wędrówka była nużącą i oni również zatracili poczucie czasu posilając podczas krótkich przerw. Nie odzywali do siebie, bo i po co, zresztą ten las nie nastrajał do rozmów.
Padali już z nóg gdy bór nagle skończył się i stanęli u wylotu wąskiego jaru. Coś mówiło im że powinni weń wkroczyć, więc bo chwili wahania ruszyli przed siebie. Teraz szło im się jakby łatwiej , tym bardziej iż blasku księżyca nie zasłaniały już konary lasu.
Za kolejnym zakrętem stanęli zdumieni.
Oto przed nimi tkwiły rozsypujace się kamienne ruiny małej wioski, martwa cisza spowijała to miejsce. Czuli lodowate dreszcze przenikające ich ciała, lecz spojrzenie na niski pagórek sprawiło ze odjęło im mowę.

Oto na niskim wzgórzu ujrzeli krocząca wśród starych grobów otoczoną cieniem, ciemną postać w odzianą w zwiewną suknię. Szła wśród starożytnych mogił ozdobionych przeklętym od wieków symbolem krzyża.
Lecz dopiero gdy spojrzeli na księżyc przejęła ich groza.

Jego tarczę plamiła krwawa smuga, a za nim widniał ledwo widoczny cień wilka.
Czerwona plama zdawała sie drgać i pulsować, szary cień unosić pysk w odwiecznym rytuale wilczego przywołania.
Dziewczyna szła niespiesznie ku małej świątyni, i nawet oni z tej odległości wyczuwali bijąca z niej moc.
- Jesteśmy Skjelde, braćmi jednego wilka - szepnął Gotfryd i bez słowa ruszyli za Altari.

 

Ostatnio edytowane przez Arango : 23-09-2009 o 21:35.
Arango jest offline