Słowa to jedno, myśli to co innego. Wiedział doskonale, że Rosjanie nie są tytanami organizacji, a już w szczególności w czasach zagrożenia. Teraz właściwie mógł spokojnie cyknąć fotkę z informacją o uzbrojeniu po czym wrócić do oficjalnej części zwiedzania rosyjskiego "cudu" myśli technologicznej. Ruszył więc jakby zastanawiał się głęboko nad problemem powrotu w kierunku tamtego niestrzeżonego terminalu, a reszta ekipy zdawała się oczekiwać jakiegoś mądrego pomyślunku właśnie od niego. Niestety Joshua zdawał sobie sprawę z właściwie z góry zdeterminowanym losie. Tak idąc w dość niebezpiecznej pozycji jaką jest pochylona głowa, Beckett wpadł na dość solidną przeszkodę w postaci postawnego mężczyzny odzianego w mundur. Szybko reflektując uniósł głowę spoglądając w twarz mundurowego. Początkowy wyraz irytacji jaki się wymalował na jego twarzy zmienił się w szczere zdziwienie. - Dimitrij? Stary, rosyjski psie! Ty tutaj?! - Zwrócił się po francusku do rosjanina, który widać chcąc, nie chcąc uśmiechnął się "prikraśnie", po czym szybkim "niedźwiadkiem" powitał Joshue. Szczęśliwie bez obcałowania. - Beckett! Irlandzka mordo, cieszę się, że uratowałeś się z Ziemi. - Uwolnił uścisk po którym Joshua ostentacyjnie odetchnął głęboko. - Teraz nie jest dobry moment na spotkanie po latach. Pozwól, że odstawie Ciebie i Twoich przyjaciół do oficyny gościnnej. Mamy mocny bałagan teraz na pokładzie. - Uśmiechnął się szeroko do ekipy Becketta ukazując rząd białych zębów, pośród których znajdowały się trzy lśniące i złote. Irlandczyk ledwo zauważalnie westchnął. Wszak miał nadzieje skorzystać z tego chaosu, a nie starać się go zmniejszyć. Choć z drugiej strony w ten sposób może zwiększyć swoje szanse przeżycia... No właściwie w tej sytuacji właściwie nie można mieć wszystkiego. Kiwnął tylko głowie rosjaninowi, a ten omijając grupkę udał się w kierunku gościnnych siedzib.
Joshua podążył za nim zachęcając innych, by zrobili to samo. Dimitrij kierował ich obskurnym korytarzem prosto do jednej z słynnych oficyn. Słynnych w związku za spartańskie warunki jakie w nich panowały. Złoty błysk zębisk przy otwartych drzwiach zapraszał ich do środka pomieszczenia. Trudno było się oprzeć urokowi osobistemu mężczyzny o posturze niedźwiedzia, który w taki sposób coś usiłował osiągnąć, toteż ekipa władowała się właściwie bez szemrania. Ostatni wszedł Beckett zwracając się do "niedźwiedzia". - Jak już będzie bezpiecznie, to wpadnij i poopowiadaj co z Tobą się właściwie działo stary draniu. - Poklepał go po ramieniu po czym wszedł do pomieszczenia zamykając drzwi. Zanim ktoś z ekipy zdążył coś powiedzieć odezwał się do nich z dużo lepszym humorem niż poprzednio. - To był Dimitrij Chołodow. - Przypuszczenia kilku członków ekipy zostały potwierdzone. "Polarny Niedźwiedź". Tak nazywano tego człowieka, który wprowadził energie atomu na nowy tor. |