Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2009, 01:48   #28
stibium
 
stibium's Avatar
 
Reputacja: 1 stibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwustibium jest godny podziwu
Zaraz po wyjściu z wąskiego labiryntu metra wciągnęła w płuca słodkie powietrze Broker, co na chwilę wprawiło ją w lepszy nastrój. Rozgrzany asfalt, ropa, smażenina z wietnamskich barów – tak pachniała jej dzielnica. Zostawiła Cadillaca w Algonquin uznając, że nie będzie rozsądnie, jeśli da skojarzyć się z tym wozem, zwłaszcza tu, w domu. W końcu na pewno ktoś od Johnnego pomyśli o odstawieniu staruszka na Hove Beach, a jeśli nie, może to zrobić w drodze powrotnej sama. Próbowała trochę kombinować, ale szło jej to jak pod górę, więc skierowała swoje kroki prosto do baru jej braci, Charlie’s Viet. Sajgonki, piwo, wódka.


Nie była typem szpiega, co to, to nie. Angie można było posłać wszędzie, ale zawsze radziła sobie bezpośrednimi metodami – zagadać, przekupić, zbajerować. Tym razem jednak nie mogła się powstrzymać; kiedy stała jeszcze przed galerią w Hatton Gardens, sama i bez żadnych wskazówek, w bocznych drzwiach gmachu pojawił się nagle Johnny, z tą jego zatroskaną miną i postawionym kołnierzykiem. Od powrotu do Liberty zachowywał się dziwnie i Angie po raz pierwszy nie mogła rozgryźć swojego byłego niedoszłego, więc kiedy szybko zrozumiała, że on nie widzi jej zza Cadillaca, postanowiła zobaczyć, jakie to plany ma po godzinach. Ruszyła za Johnnym z bezpiecznej odległości połowy przecznicy, on szybko zniknął w wejściu do metra. Wsiadł w pociąg w stronę Broker, Angie za nim – wydawało jej się, czy naprawdę zaczął obgryzać paznokcie? Nie zauważył jej przy wysiadaniu, chociaż jechała w sąsiednim wagonie – w tłumie ludzi zamigotała jej tabliczka obwieszczająca pierwszą stację za Hudson River, przystanęła za automatem za napojami i obserwowała. Johnny usiadł na plastikowej ławce i zaczął grzebać w kieszeniach, po chwili zjawił się niezbyt stary, biały facet w szarej bluzie, stanął obok i obracając twarz w stronę przeciwległego peronu mówił coś, po czym rzucił małą białą paczkę na siedzenie obok jej starego znajomego. Nie chciała widzieć więcej, z lekkimi mdłościami skierowała się ku wąskim schodom, i tak będzie miała wiele do przemyślenia na dzisiejszym lunchu.


Bar Charliego, jej brata, nie zmienił się w ogóle odkąd była tu miesiąc temu. Właściwie to dopiero był początek, wszędzie stały pudła i Charlie nie zdążył jeszcze obkleić ścian plakatami z Brucem Lee i Andrzejem Gołotą, chociaż tak się zarzekał. Angie wpadła do Charlie’s Viet jak burza i od razu pobiegła do kuchni.


- Sajgonki raz i cielęcinę w pięciu smakach z makaronem ryżowym, ale tak jak lubię i migiem! Charlie Charlie Charlie, nie chowaj się przede mną!

- Chau! Słodki Jezu, co ty wyczyniasz?! Nie ma cię tyle czasu, po tym wszystkim wpadasz jak piorun po wóz i znów, odzywasz się po dwóch dniach… Ojciec i Tommy cię zabiją – Charlie wychylił się znad wielkiej płachty Bookmaking Weekly i wcale nie wyglądał na uradowanego. Z trójki rodzeństwa podłapał najwięcej azjatyckich rysów i poza wyścigami konnymi i boksem nie interesowało go prawie nic, co białe.

- Daj spokój, daj mi coś do jedzenia to pogadamy. Chyba nie masz pretensji o ten wypad do Europy, no a może wolałbyś żebym pojechała oglądać Wietnam? Nie bądź śmieszny, Charlie. Znów jestem w Liberty i znów możesz się wyżywać na młodszej siostrzyczce.

- No dobra, Chau, jak chcesz, to powiedz chociaż, jak sprawuje się Caddy? Staruszek nie ruszał chyba od Watergate… Poza tym, wiesz, że ojciec się martwi o swoją córeczkę. Nie mieszkasz z nami, dajesz nogę bez słowa, on ma rację, skoro już pojechałaś do tej cholernej Europy oglądać muzea, to może zapiszesz się jednak na miejski uniwerek? Wiesz, mogą być z ciebie ludzie, a ty szlifujesz bruki z tymi…


W tym samym momencie drzwi knajpy otworzyły się i do środka weszła wysoka Latynoska w złotawym dresie, więc Angie nie miała nawet czasu tłumaczyć, że na oczy nie widziała żadnych muzeów w Europie, bo gdy tylko przez okienko do odnoszenia talerzy zobaczyła dziewczynę, wybiegła z kuchni z krzykiem:


- Lucia? Szlag, nie zaglądałam tu od wieków i od razu widzę… Siadaj, co słychać?


To właśnie między innymi Lucię Estevez miał na myśli Charlie mówiąc o szlifowaniu bruków „z tymi”… Lucia należała do pierwszej paczki Angie, kiedy wysiadywali na schodach z innymi puertoriquenos i przyglądali się znad skrętów młodym Polaczkom rozwożącym gazety w dzielnicy. Brat Lucii był pierwszym, który miał Angie, i to na tylnym siedzeniu wspaniałego Buicka którego ktoś odstawił do warsztatu ojca; z nimi Angie zaczęła wkręcać się w handel i interesy, w których później pojawił się Johnny… Pannie Estevez Angie ufała bezgranicznie i zawsze liczyła na ich wypracowany system wczesnego ostrzegania, który i tym razem wypalił bezbłędnie, gdy tylko odłożyły pałeczki po jedzeniu.


- Angie, nie stresuj się za bardzo i take it easy, ale Ramirez zaczął upominać się o te dwie bańki, które wyparowałaś wtedy, przed odjazdem – zaczęła Latynoska bawiąc się wielkim złotym kołem wiszącym u jej ucha – Lepiej załatw to od razu, zanim zacznie się na serio wkurwiać. Ostatnio zrobił się z chłopakami nerwowy i podobno latają z gnatami po ulicach za różnymi frajerami, co wiedzą ale nie powiedzą i co wiszą im kasę, więc… Po tym jak porcja dostawy nie dotarła przez ciebie na Bohan, miałabym się na baczności, wiesz. Relax. Jakby co mogę ci naraić jakąś robotę.


Angie spojrzała na Charliego, który znów odpłynął w świat zakładów konnych i który nie sądził chyba, że może jej w ogóle więcej nie zobaczyć. Wydawało się jej, że nie słucha, ale i tak nachyliła się ku Lucii i zniżyła głos.


- Uch, dzięki Lu, pamiętam o tym wszystkim, ale nie jest łatwo. Pamiętasz Johnnego? No to teraz słuchaj, przeżywamy takie małe odbudowanie stosunków… Jak wszystko pójdzie dobrze nie będę się już imać robótek na trzech przecznicach.

- Johnny? Johnny Johnny Johnny… Twój były, ten od chłopaków z o’Malley’s? – Estevez dłubała lekko w zębach ze znudzoną miną - Błagam cię. Lepiej bierz nogi za pas, facet celuje nie w swoją ligę. Zresztą i tak podobno dobrali mu się do tyłka żółtki. A chciał kręcić lody z Ruskimi… He… Takie kokodżambo to niech on babce zamelduje.


Resztę lunchu spędziła siedząc z Lucią przy stoliku i rozmawiajac o mało znaczących rzeczach, facetach, prostownicach, powolnych dostawach z Tijuany. Gdy Portorykanka wyszła, przysiadł się do niej Charlie ze swoimi morałami; zresztą, każdy miał tu dla niej jakieś świetne rady. I tak nie zamierzała tłumaczyć się, że mieszka na Hove Beach ze zbieraniną dziwaków zgrywających twardzieli, więc powiedziała, że poznała kogoś i postanowiła się wprowadzić. Właściwie może lepiej było w ogóle nie zawracać sobie głowy powrotami? Najpierw metro i Johnny z jego białą paczką i niewidzialnymi rozmówcami, później to wszystko, co mówiła Lucia, która wie to pewnie od fryzjera, a wiec wiedzą wszyscy, tylko nie ona, Angie? I skąd Ramirez wziął nagle tyle tupetu? Wychodząc z Charlie’s trzasnęła drzwiami i weszła do metra. Oby ktoś inny zaopiekował się Cadillakiem, czuła, że jej głowa robi się zbyt ciężka, żeby przeprowadzić to cacko przez miasto z zachowaniem dozwolonej prędkości…
 
stibium jest offline