Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2009, 11:30   #178
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Opowieść uczestników balu była jak koszmar z najgorszych snów. Na myśl o robalowatych sojusznikach Decadoskiego księcia jeżyły jej się wszystkie włoski na całym ciele, więc decyzja jak najszybszego załatwienia sprawy z Askorbitami została podjęta w zasadzie automatycznie.
Na szczęście same pertraktacje przebiegły nadzwyczaj sprawnie, a w zamian za jeden widelec dostali w prezencie dwa noże. Z punktu widzenia ekonomii wymiana była całkiem opłacalna.
No i Andi nie musiała osobiście zajmować się tą sprawa, co w połączeniu z możliwością pozostania na statku, z daleka od wszelkich insektów i nadmiernie rozpasanego naturalnego życia tej planety, było cudownym rozwiązaniem.
Kiedy "pokojowi dyplomaci" powrócili na statek, pilotka natychmiast wystartowała w przestworza. Dawno nic jej tak nie cieszyło jak perspektywa opuszczenia tego miejsca. Miała nadzieję, że już nigdy więcej nie będzie musiała tu wracać!

Kosmos na Severusem powitał ich śmietniskiem odłamków. Najwyraźniej i tutaj Decadosi zdążyli już zlikwidować większość swych antagonistów.


W polu odłamków wykryła też dziwne obiekty - prawdopodobnie obce pojazdy kosmiczne. Przerażające było to, że były one jakby żywymi istotami. Wielkie gigantyczne robale!
Wtedy pojawiła kolejna informacja na bransoletach. Jej treść dowodziła jednego: Ich "zleceniodawca" nie był w stanie odbierać tego co realnie działo się wokół. Nie miała pojęcia na jakich zasadach następowała rejestracja wykonania kolejnych zadań, ale z pewnością nie odbywało się to na zasadzie permanentnego podsłuchu. To samo w sobie było całkiem dobrą i dość istotną informacją, a perspektywa niedługiego uwolnienia się z niewoli napawała optymizmem.
Te myśli zaledwie przebiegły przez jej głowę, gdy Rorianem wstrząsnęło potężne uderzenie. Dwie decadoskie Korwety najwyraźniej podążające ich śladem rozpoczęły atak. Odruchowo skierowała się w pole szczątków. Zręcznie lawirując starała się uniknąć zarówno trafienia ze strony atakujących pojazdów jak i zderzenia z dryfującymi swobodnie kawałkami pogruchotanych gwiezdnych okrętów. Nagle na wprost niej zmaterializował się spotkany już kiedyś cesarski niszczyciel. Dawno żaden widok tak jej nie ucieszył, zwłaszcza gdy poczęstował ogniem ścigających ją przeciwników, którzy przynajmniej na jakiś czas zostali wyeliminowani z gry. Wprawdzie suchy ton dowódcy niszczyciela nie zapowiadał raczej przyjacielskich stosunków, ale w tym miejscu i w tych okolicznościach był jedyną szansa na pomoc przy ucieczce dla Roriana i jego załogi.

Lecąca z cieniu niszczyciela w kierunku wrót Andiomene, doszła do wniosku, że należy porozmawiać z dowodzącym nim człowiekiem. Otwarła łącze komunikacyjne i przesłała komunikat na pokład Niszczyciela. Swoja drogą ciekawa miał nazwę. Z tego co pamiętała Erynie były bóstwami zemsty w jakiejś mitycznej religii, na Świętej Terze.
- Chciałabym porozmawiać z dowódcą waszego statku - powiedziała
Połączenie odebrał młody oficer o twarzy poznaczonej rzędem świeżych sińców.
- Już przekazuje - Stwierdził krótko, wpisując odpowiednią komendę do interfejsu.
Po paru sekundach na wyświetlaczu pojawił się kapitan niszczyciela, Gregorius Hawkwood. Widząc Andiomene po drugiej stronie, zmarszczył gniewnie czoło i uaktywnił mikrofon.
- Na nic zdadzą się wasze próby ratowania skóry. Gdy już skończymy was przesłuchiwać traficie w ręce miejscowych władz. Odpokutujecie za wasze winy.
- Winy?
- Andiomene zrobiła zdziwioną minę - Jakoś nie przypominam sobie bym w jakikolwiek sposób zawiniła wobec cesarza i jego władzy.
- Oszczędźcie sobie i mi waszych gierek
- na chwilę wyłączył dźwięk, przekazując podkomendnym niesłyszalny dla was ciąg poleceń - wiem, że pracujecie dla tych, którzy porwali moją córkę i zmuszali mnie do zdrady Tronu!
- Masz na myśli tego człowieka, który zafundował nam to
- Andiomene podniosła do góry rękę, pokazując tkwiąca na niej obrączkę - Mała motywacja do bezwzględnego słuchania rozkazów. Zapewniam pana, że gdybym mogła usmażyłabym tego palanta na wolnym ogniu.
Hawkwood zmrużył oczy, spoglądając na obręcz pełnym wątpliwości wzrokiem.
- Cóż to za nonsens! Udało nam się odzyskać część nagrania z Malignatiusa - zapłacił wam i wysłał na misję, byście w dalszym ciągu mogli dopuszczać się swoich zbrodni!
Kobieta uśmiechnęła się:
- A prześledził pan dokładnie co zrobiliśmy?
- Widzieliśmy skutki waszych czynów. Waszą trasę znaczą pozostałości bitew, a teraz znajdujemy was tutaj! W samym środku tego plugawego piekła!
- No rzeczywiście, gdyby ktoś opowiadał mi moją historię, nigdy bym w nią nie uwierzyła
- Popatrzyła uważnie na mężczyznę - Czy wie Pan dokładnie co stało się na Severusie?

Mężczyzna nabrał powietrza, starając się uspokoić drżenie widocznych na wyświetlaczu dłoni.
- Niedawno przybyliśmy... Cokolwiek by się tu nie działo, jestem pewien, że Wy jesteście w to zamieszani. Wpierw manipulowanie dworem Cesarza, a teraz jawna zdrada i sprowadzenie tego plugastwa! Powiedzcie mi przynajmniej co z Katriną? Czy jeszcze żyje, czy wasi tchórzliwi mocodawcy kazali ją zabić?!
W jego oczach zaczęły zbierać się łzy bezsilności i gniewu.
- Jeśli jestem takim potworem jak twierdzisz panie ile warte jest moje słowo? - Popatrzyła mu poważnie prosto w oczy.
Hawkwood na chwilę się zawahał, sondując rozmówczynię zrezygnowanym wzrokiem.
- Nic więcej mi nie zostało... poza nadzieją... i wami. Na Wszechstwórce! Dajcie mi chociaż tyle! Pozwólcie mi pochować moją córkę i wreszcie zaznać spokoju duszy! Ja to muszę wiedzieć! - W bezsilnym gniewie, walnął pięściami w konsolę.
Andiomene popatrzyła na cień tak pewnego siebie jeszcze przed chwilą człowieka i powiedziała:
- Osądziłeś nas i nie chcesz słuchać słów prawdy, a ja nie mam pojęcia jak mogę dowieść swojej niewinności. Być może okoliczności świadczą przeciwko mnie, ale jeśli wysłuchasz całej historii dojdziesz do wniosku, ze jest zbyt absurdalna, by była wymyślonym kłamstwem. Jeśli zgodzisz się posłuchać wszystkiego, ja w zamian powiem ci co wiem o Twojej córce.

Hawkwood uniósł oczy znad dłoni i spojrzał na pilotkę, doszukując się na próżno fałszu na jej twarzy. W końcu westchnął ciężko, dochodząc zapewne do wniosku, iż nie ma nic więcej do stracenia.
- Mów więc. Opowiedz mi o was i o losach mej córki...
Andiomene rozpoczęła swą opowieść od okoliczności w jakich znaleźli się z Amxem na Malignatiusie, o tym, ze szukając pracy dotarła na dziwne spotkanie i jak obudzili się potem z dodatkowymi ozdobami na nadgarstkach. O pierwszej misji na więzienną planetę, o wyprawie po gwiezdne klucze i niezwykłym golemie, o pobycie na planecie Al Malików i wreszcie o misji na Severusie i wydarzeniach na balu u Decadoskiego księcia i spotkaniu z Askorbitami. Nie powiedziała jednak słowa o celu kolejnej misji.
Hawkwood wysłuchał tego wszystkiego w ciszy, marszcząc tylko czoło przy bardziej nieprawdopodobnych momentach. W końcu uniósł głowę, spoglądając prosto w kamerę.
- To naprawdę... niesamowite. Nie wiem już w co mam wierzyć... - Przetarł oczy dłonią. Wydawał się bardzo zmęczony.
- Powiedzcie w takim razie, gdzie nakazano wam udać się w następnej kolejności? Obiecaliście też, że dowiem się czegoś o mojej córce...
- Zanim ujawniliście się przed nami tym razem dostaliśmy kolejna wiadomość, mam ja zapisana za bransolecie
- Dziewczyna włączyła przekaz, przez chwilę jakby się zawahała a potem ustawiła ją tak, by mężczyzna mógł ją sobie sam odczytać.
Szlachcic uniósł brwi, starając się dojrzeć treść wiadomości. Przeczytał ją raz i jeszcze raz... i ponownie. Jego oczy rozszerzyły się do granic możliwości, a wargi zaczęły drżeć. Ledwo powstrzymał się przed płaczem. Na jego ustach zagościł jednak lekko nerwowy, szeroki uśmiech. Śmiały się też zaszklone oczy. W końcu bardzo powoli wycedził słowa:
- Jeśli to prawda... to znaczy... ona żyje... i jest tak niedaleko... - Na jego twarzy, na miejscu gniewu i zmęczenia, malowała się teraz nadzieja i radość.
- Nie przekonamy się dopóki tam nie dotrzemy. To nasz kolejny cel
- powiedziała pilotka uśmiechając się delikatnie.
Hawkwood spojrzał na znajdujące się przy kamerze ekrany. Widać było, że rozpiera go chęć jak najszybszego dotarcia na de Moley. Kto wie? Może nawet zastanawiał się, czy nie zostawić Roriana w tyle i nie pognać ku wrotom? Po chwili się jednak opanował i spojrzał z szacunkiem na Andiomene.
- Pani Kapitan, najtrudniejsze jeszcze chyba przed nami. Gdy my przebijaliśmy się przez wora, stacjonowało tam całe skrzydło decadoskich korwet. Możliwe, że rozdzieliły się by przechwycić uciekinierów z innych planet układu ale nie mamy żadnej pewności. Czujniki wykryły również cztery ciężkie niszczyciele idące naszym śladem. Te jednak nie dogonią nad, dopóki nie zwolnimy, a zwolnimy, jeśli będziemy musieli walczyć. Radzę przygotować się na ciężką przeprawę...
- A co z systemami maskującymi? Może uda się ich nabrać? Mamy przecież kod rodzinny Decadosów?
- Nie sądzę, by w obecnej sytuacji wypuścili kogokolwiek bez dokładnej kontroli. W końcu z tego, co się dowiedzieliśmy, rozpoczęła się właśnie wojna. Zapewne, przygotowani są na różne sztuczki uciekinierów. Poza tym, sensory wskazują, że nadal znajdujemy się w zasięgu czujników ścigających nas niszczycieli. Zapewne wysłali już wiadomość o nas do Wrót. Mają tu dość dobry system sond przekaźnikowych. My moglibyśmy użyć naszego maskowania ale wtedy nie bylibyśmy w stanie uzyskać zadowalającej prędkości i zostalibyśmy w tyle. Przydałoby się to, by spowolnić pościg ale wtedy nie będziemy w stanie pomóc w walce z jednostkami stacjonującymi przy Wrotach.
- No cóż
- Andiomene pokiwała głową z rezygnacją - Wygląda na to, że bitwa nas nie ominie, ale proponuję po prostu jak najszybszą próbę przebicia się do przejścia. Na pokonanie wszystkich nie mamy wielkich szans. Zwłaszcza jeśli dogonią nas korwety.
- Obawiam się, że w obecnej sytuacji jest to najbardziej optymalne wyjście. Decadosi nie są głupi i zapewne rozmieszczą jednostki tak, by ostrzał mógł nastąpić pod różnymi kątami. Będziemy jednak lecieć przodem i postaramy się ściągnąć na nas większość ognia. Niestety paliwo do działa, którego zastosowanie mieliście przyjemność podziwiać, jest na wyczerpaniu. Może uda się strzelić raz i unieruchomić jeden albo dwa okręty. Wszystko inne pozostaje w rękach Wszechstwórcy... Jeśli macie na miejscu inżyniera to postarajcie się przekierować większość energii do tarcz i napędu. Strzelaniem my się zajmiemy. Możemy wam jeszcze jakoś pomóc?
- Nie, teraz tylko potrzeba nam trochę szczęście
- Andiomene uśmiechnęła się lekko - Powodzenia i do spotkania po drugiej stronie.
- Powodzenia. Erynia, bez odbioru.


W tym momencie Andiomene zauważyła migającą lampkę diagnostyki reaktora. Odczyty pokazywały, że pobór energii sekcji ładunkowej Roriana wzrósł o 500%. Niedobór mocy od razu dał się we znaki silnikom, które zaczynały słabnąć. Na kilka chwil frachtowiec zwolnił i został w tyle. Pozostał wybór - albo odciągnąć energię z innych systemów, dezaktywując je, albo zablokować przesył prądu do niepowołanego punktu przyłączenia gdzieś w ładowni...

"Boże! Czułam, że jak nie wyrzucę tych szczątków coś takiego się stanie" pomyślała Andiomene natychmiast przekierowując moc do napędu z systemu ogrzewania i pobiegła do ładowni sprawdzić swoje przeczucia.

Na środku transportowego schowka, w którym spoczywały wcześniej resztki golema, leżała obecnie część ludzkiej istoty. Kawałek metalicznego korpusu z jedną ręką i nieokryta metalową skórą czaszką. Wszystko to oplecione było iskrzącą siecią przewodów, wyrwanych w niewiadomy sposób z pobliskich ścian. W samej strukturze ściany również widać było braki. Małe kwadratowe braki. Idealnie pasujące formą i rozmiarem do płytek, z których zbudowany był golem... Odradzająca się postać leżała bez ruchu, trzymając w zaciśniętej mocno pięści, znany im już, złoty amulet. Póki co nie dawała żadnych oznak życia.

Popatrzyła niepewnie na stojącego obok inżyniera, który najwyraźniej też się zorientował co jest grane i zjawił prawie jednocześnie z pilotką:
- Co robimy? Pozwolimy mu na to? - W odpowiedzi wzruszył tylko ramionami.
- Nigdy nie zrobił nam nic złego, a może będzie w stanie pomóc? Zagrożenie ze strony tych Somtsa Sht'i jest realne, słyszałeś co opowiedzieli o ich mocy i umiejętnościach zabijania Elena, Alex i Bru....
- Rób co uważasz za stosowne Andi
- powiedział mężczyzna ze spokojem.
- Dobrze więc pozwólmy mu się odrodzić, ale może lepiej zostawmy go samego?
Bez dalszych słów inżynier wyszedł z ładowni, a pilotka podążyła za nim i zamknęli za sobą drzwi.
- Trzeba się cieplej ubrać - powiedziała jeszcze odchodząc do swojej kajuty - Przekierowałam dla niego moc z systemów grzewczych. Niedługo będzie tu zimno jak w lodówce.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 24-09-2009 o 11:53.
Eleanor jest offline