Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2009, 10:48   #121
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Centrum Moskwy

Raz jeszcze rozdzwonił się telefon z budce. Zadzwoniło, charakterystyczny odgłos nie przyciągnął uwagi zmarzniętych przechodniów. Brudny, przepity emigrant z Chin pośpiesznym krokiem minął budynek telewizji, przystrojony panicz brzydal porysowanymi kluczami czując się przynajmniej jak bojar. Z chwilą podnoszenia przez Grzegorza słuchawki, wiatr powiał mocniej, a on sam na skraju swych oczu dojrzał ustrojonego, polskiego szlachcica. Spokojny, zimny jak dzisiejsze powietrze głos odezwał się.

-Macie ciało naszego człowieka. My mamy waszego. Znajdziesz ją w pustostanie naprzeciwko telewizji. Potraktujcie to jako gest dobrej woli, a my oczekujemy podobnego gestu w sprawie naszego człowieka.

Sygnał się urwał. Twarz Lipy wyrażała prawdziwe zsiwienie. Poprawił słuchawkę kontaktową z Abrahamem, spojrzał na ruinę przeznaczoną do rozbiórki. Samotny płatek śniegu opadł mu na nos.

Horyzontalna Dziedzina Białych Kruków

Jon siedział koło fontanny co razu wklepując leniwie uniksowego laptopa kolejne komendy. Z zapartym tchem obserwował ciąg liczb na ekranie. Jego twarz była blada jak ściana, oczy załzawione z braku mrugania. Co razu pomrukiwał przytakując Grzegorzowi o braku zasadzek.

Tymczasem Inna wraz z Grigorijem niosącym stara obszarpaną gitarę wyszli z pokoju i leniwym, a zarazem niosącym pewna radość krokiem kierowali się ku holowi. Twarz muzyka wykrzywiła się z bolesnym grymasie.

-Zabolało mnie serce.

-Może lepiej dziś nie graj...

-Do wieczora jeszcze dużo czasu, a to nie był zwykły ból. Tak bolało ostatni raz gdy zginęli nas... Chodźmy, szybko.

Wpadli na hol. Z daleka dostrzegli, że na ekranie wyświetlony jest obraz. Było cicho, za cicho. Jon nerwowo stukał palcami w obudowę, a jeszcze oczy skrywały żar, wybuch supernowej. Kiedy dwójka magów podeszła bliżej i ujrzała co on widział na komputerze, wspierając Grzegorza, oboje udzielił się nastrój, szok i zmieszanie. Inna i Grigorij niemal równocześnie wyszeptali.

-Na Boga...

Centrum Moskwy

Grzegorz otworzył czerwone, odrapane drzwi. O dziwo w ruinie był prąd. Zapalił światło i zamarł.
W pustym pomieszczeniu bez okien stało pośrodku krzesło, a na nim nie kto inny jak Anna Flyborn. Martwa, związana i w tragicznym stanie. Wybite zęby leżały porozrzucane wkoło niczym piasek z którego usypuje się kopiec grobowca. Zaschnięta krew stroiła wargi i twarz, zlepiała ze sobą powyrywane włosy, farbowała potargane ubrania. Sińce i obtarcia na nadgarstkach tam gdzie trwały więzy, pobijane oczy, twarz napuchnięta tak, że aż groteskowa. Rany po nacięciach żelazem przypominały źródła z których płynęły rzeki krwi. W miejscu polowy odcięta bluzki pierśAnny została pokaleczona, ponabijana i dalej ciekła krwią, parodia mleka matki. Oczy wytrzesz one i zaszłe krwawymi łzami wpatrywały się w Grzegorza z niemym wołaniem o pomoc. Wkoło renonsowała bestialska furia, cierpienie i bluźniercza rozkosz przesłuchujących.

Horyzontalna Dziedzina Białych Kruków

Grigorij bez słowa padł, usiadł na ławę, wziął gitarę i zaczął śpiewać dławiącym się głosem. Pojedyncza łza spłynęła po licu i zatrzymała się na zaroście.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=evflHFkdSuI[/MEDIA]

Obrzeża Moskwy

Chwilowa ulga ogarnęła Ravnę. Crin powrócił do swej postaci, jak oparzony wyzbył się miecza. Chwilowe zmieszanie minęło szybciej niżeli nastało, dwójka rannych błędnych wzrokiem wskazywało Aureliusza. Mówczyni Marzeń w jednej chwili, metafizycznym błysku i oświeceniu, krystalizacji pragnienia wiedzy. Uświadomiła sobie rozpaczliwość swego położenia.
Kwintesencja w jej ciele powoli przestawała płynąć, zwalniała i miejscami stawała jak w martwych Wzorcach. Gorące nie istniało w dosłownym tego słowa znaczeniu, nie było ciepła lecz rezonans, tak potężny i silny, że aż wdzierający się do jaźni i ją spopielający. Ciało szalało zjadne przez nader dziwny wirus.
Mistrz Aureliusz skrzywił się lekko obrzucając Crina wzrokiem pytającym o jakiekolwiek miejsce do leczenie. Milcząca odpowiedź wilkołaka była aż nazbyt wymowna. Hermetyk zbliżył się do rannych.

-Drodzy państwo zdają sobie sprawę, że ja nie znam się na Sztukach Życia w stopniu zadowalającym?

-Pies was wszystkich drapał...

Sieroża skomentował to z niemałym wdziękiem, załozył słuchawki i nadzwyczaj w świecie olał swój pokrwawiony stan. Zamknął oczy. Czyżby pora było umierać?
A skądże! Mina wilkołaków mówiła o wszystkim. Delikatnie drganie pobliskiej Umbry rozprzestrzeniały się od Siergieja, a Mówca Marzeń powierzył swój los idei, materializacji koncepcji oraz jej wcielenia. Sieroża powstał całkiem ozdrowiały, z gęba szaleńca i nietypową emanacją. W dłoniach trzymał skalpel i strzykawek, począł biegać dokoła jako szalony doktor-opętany. Co zresztą nie mijało się z prawdą.
Nim ktokolwiek zdążał się zorientować, doskoczył do Ravny naukł ją i niczym deus ex machina rozwiązawszy akcje – ją również wyleczył. I dalej biegał wkoło mamrocząc.

-Wasz przyjaciel posiada nietypowych kompanów w Umbrze.

Crin skomentował nader lakonicznie, a drugi wilkołak uśmiechnął siew pod nosem siadając na pieniu ściegowy drzewa. Tylko Ravny nie mogoł opuścić zły nastrój spowodowany okropnym doznaniem, że pomocnik tak łatwo nie odda swego wierzchowca. Sądząc po zaciśniętych zębach hermetyka, ten miął podobne odczucia. Wiatr szarpnął okolicą w mocarnym powiewie.

-Spotkanie jutro, wieczorem. Tutaj. My sobie poradzimy.

Nie trzeba było więcej powtarzać.

Obrzeża Moskwy – tymczasowa kwatera Amaryllis

W mieszkaniu było cicho, niepokojąco bezdźwięcznie. Nawet otwarcie drzwi z hukiem przez Amy w pełnie nie zdławiło tego przeraźliwego uczucia ciszy i spokoju. Rzeczy zostały tak ja były, nawet drobinki kurzu i stojące powietrze świadczyły tylko tym, że nikogo tutaj nie było. Marazm i stagnacja. Zapewne kiedyś by coś wyczuła. Teraz...

-Witaj kochana.

Niski, krępy człowiek w szykowanym garniturze kryjącym obfity mięsień piwny i podeszły wiek. Wyrósł jak spod ziemi i obdarzył amerykankę uśmiechem. Nawet nie przejął się bronią.

-Spokojnie, jestem Jurij. Trzeba przyznać, że nie przykładasz wagi do zbytniej konspiracji. Jestem technokratą i potrzebuję pomocy. To wszystko brzmi nieprawdopodobnie. Spotkamy się jutro w kawiarni, możesz wziąć sobie towarzysza jak i ja zrobię. Mam jeszcze pól minuty, jeśli nikt mnie tu nie zastrzeli – pytaj.

Z flegmą poprawił garnitur, uśmiechnął się poprzez zmarszczki i rzucił spojrzenie w stronę przeciwciążowych drzwi. Był zimny i nad spokojny. Woń męskich perfum zaczęła roztaczać się po pokoju.

Przez chwilę patrzyła tylko na niego, z miną tak nie wyrażającą niczego, że Spock mógłby jej tego pozazdrościć. W końcu uniosła brew i schowała broń.

- Nah, jednak Technokracja, cóż za niespodzianka, a już się bałam, że złodziej. Ama, miło poznać. Która kawaiarnia i o której mam być?

Technokrata również był spokojny. I pewny.

-Przy ulicy Repatriantów Wojennych. Powiedzmy o dwunastej.


- Hm, jak mnie nikt nie zastrzeli, nie wypierze mózgu, nie przejedzie, albo też mój niewątpliwie wspaniały Avathar nie zacznie znowu odpierdalać ze swoim kryzysem osobowośći to raczej będę. No to do jutra, będę wdzięczna jak mnie zbytnio potem nie przemaglujecie, z góry dziękuję.

Westchnęła tylko i przeciągnęła się po czym zabrała do zbierania swoich rzeczy.

Człowiek uśmiechnął się pod nosem.

-Ciesze się.

Odszedł powolnym krokiem.

Obrzeża Moskwy

Wilkołaki odeszły pośpiesznie. Bez słowa, bez żalu i strachu o potencjalnych sojuszników. Chyba nawet problemy magów powodowały wielką radość w sercach magów. Tak to ci którzy uchybili na honorze wilka płaca za swe czyny wobec samego świata. Mistrz Aureliusz pomógł utrzymać się na nogach wciąż jeszcze słabej Mówczyni Marzeń. Jego dumne, acz niezaniepokojone spojrzenie padło natomiast na latającego wkoło Siergieja. Zrobiło się ziemno.

-Za chwile przybędą posiłki, oni dobrze czynią nawet zostawiając obóz, bardzo dobrze. Naszym problemem natomiast pan Adept.

Opętany Sieroża przystanął, machnął ręką w powietrzy, ręką ze strzykawką, a potem podszedł do Przebudzonych. Głos miał zniekształcony, bełkotliwy oraz puszczony jakby z taśmy na przewijaniu.

-Jestemdoktorpomogłemwamiterazbioręgonaczasodpowi ednimibędęleczyłleczyłirazjeszczeleczył.

Mistrz Aureliusz wziął na stronę Ravnę.

-Proponuje go egzorcyzmować. Pełna parą i szybko, a następnie uciekać do Dziedziny nim przybędą. Pomożesz mi?

Archangielsk – kilka dni wcześniej

Droga Nano!

W mieście dzieje się źle, chociaż to już nie moja wojna. Za niektóre decyzje płacimy przez całe życie i płaca także nasi przyjaciele, a w tym wypadku Ty. Proszę Cie, przyjedź do Moskwy. Tutejsza Fundacja, Białe Kruki, potrzebują na gwałt wsparcia. Jesteś już pełnoprawną cudotwórczynią. Zanim przybędziesz do mnie, wpadnij do klubu „Red Power”. Poszukaj tam Wiktorii Gros lub Grigorija Rublewskiego. Powiedz, aby przekazali radzie, ze przybywa Wilczyca Niebieska. Rada powinna się z tobą skontaktować, ja mam swoje problemy.
Zaczynam już pieprzyć jak stary hermetyk. Bądź zdrowa, mała.

Igor


Mieszkanie Igora

Nana oczywiście postąpiła zupełnie inaczej niżeli prosił jej mentor i pierwsze co pomaszerowała właśnie do niego. Mieszkanie wynajęte w bloku posiadało nowo wstawione drzwi. Zapukała.
Ktoś przekręcił zamek, a drzwi otworzyły się. Nana ujrzała pusty korytarz pozbawiony jakichkolwiek zawirowań magy ani też osobowości. Jakby panowała w nim pusta sterylizując wszystko, zamrażająca i niszcząca co piękne. Istne szaleństwo. Kroki w niezbyt zadbanym mieszkaniu ujawnić zaparowane lustro w przedpokoju z wyrysowanym jakby palcem piktogramem.



W mieszkaniu było zimno, oddech parował. Dziewczyna zatrważała się wraz z dalszym ciągiem oględzin. Niedojedzony obiad, zawieszony komputer czy zapalone światło. Najciekawszy był list w jadalni zaopatrzony na początku i na końcu w owy piktogram.

Dokumenty są w szafie, przepisałem na Ciebie. Byłem już zbyt blisko aby to porzucić. Długi zawsze się spłaca. Jeśli teraz czytasz ten list i mnie dalej nie ma to oznacza, że albo nie żyje albo jestem gdzieś przetrzymywany. Sprawdź to.

-Nanananana... Nananananana.... Nananananana... Nananana!

Pogłos, zimny i straszny rozbrzmiał na granicy świadomości. Jej nucone imię nasilało się z każdą chwilą, nasilało się aż do granicy mentalnego krzyku. Zmysły [b]Nany[/] chciały krzyczeć, uciekać i wołać o pomoc wszystkie potęgi z ziemi i nieba. Mróz przerodził się w fale gorąca oblewająca ciało, z biblioteczki spadły książki, huk obrzmiał w całym mieszkaniu. Rosjanka ruszyła do przedpokoju. I stanęła przed zaparowanym lustrem, jego powierzchnia wydawała się jej falować, oczywiście nie w rzeczywistości. Lustro wydawało się bramą, zmarszczka na czasie i przestrzeni. Wydzielało metaliczny posmak i...

-Nananana... Jesteś. Nie bój się dziecko. Przysłał mnie nauczyciel... Powiedzmy. Będę ci go...

Coś zaszumiało, zakłócenie i niemal instynktowne wyrwanie się Kultystce Ekstazy kontamagy. Wymsknęło się jej.

-To był przypadek. Byłem związany umową z Igorem. Będę tutaj trwał, zawsze możesz poprosić mnie o poradę rysując oko. Proponowałbym...
Nanananana... Proponowałbym tutaj wprowadzić się i zając klubem, a wcześniej skontaktować się zresztą. W mieście jest gorąco.


Rozmówca natomiast był zimny. Zimny jak trup.

Obrzeża Moskwy – tymczasowa kwatera Amaryllis

Gustaw, hermetyczny uczeń który chyba połknął kij od szczotki zupełnie nie zauważył przechodzącego przez korytarz mężczyzny, prawie by na niego wpadł. Był blady, przestraszony i roztrzęsionym. W dłoni dalej trwał telefon fundacyjny.

-Anna... Anna... Dzwoniła Inna, zabili ją.. Anne znaczy się...

Chłopak spanikował. Mało brakowała aby zaczął uciekać przebijając się przez ściany.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline