Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-09-2009, 10:48   #121
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Centrum Moskwy

Raz jeszcze rozdzwonił się telefon z budce. Zadzwoniło, charakterystyczny odgłos nie przyciągnął uwagi zmarzniętych przechodniów. Brudny, przepity emigrant z Chin pośpiesznym krokiem minął budynek telewizji, przystrojony panicz brzydal porysowanymi kluczami czując się przynajmniej jak bojar. Z chwilą podnoszenia przez Grzegorza słuchawki, wiatr powiał mocniej, a on sam na skraju swych oczu dojrzał ustrojonego, polskiego szlachcica. Spokojny, zimny jak dzisiejsze powietrze głos odezwał się.

-Macie ciało naszego człowieka. My mamy waszego. Znajdziesz ją w pustostanie naprzeciwko telewizji. Potraktujcie to jako gest dobrej woli, a my oczekujemy podobnego gestu w sprawie naszego człowieka.

Sygnał się urwał. Twarz Lipy wyrażała prawdziwe zsiwienie. Poprawił słuchawkę kontaktową z Abrahamem, spojrzał na ruinę przeznaczoną do rozbiórki. Samotny płatek śniegu opadł mu na nos.

Horyzontalna Dziedzina Białych Kruków

Jon siedział koło fontanny co razu wklepując leniwie uniksowego laptopa kolejne komendy. Z zapartym tchem obserwował ciąg liczb na ekranie. Jego twarz była blada jak ściana, oczy załzawione z braku mrugania. Co razu pomrukiwał przytakując Grzegorzowi o braku zasadzek.

Tymczasem Inna wraz z Grigorijem niosącym stara obszarpaną gitarę wyszli z pokoju i leniwym, a zarazem niosącym pewna radość krokiem kierowali się ku holowi. Twarz muzyka wykrzywiła się z bolesnym grymasie.

-Zabolało mnie serce.

-Może lepiej dziś nie graj...

-Do wieczora jeszcze dużo czasu, a to nie był zwykły ból. Tak bolało ostatni raz gdy zginęli nas... Chodźmy, szybko.

Wpadli na hol. Z daleka dostrzegli, że na ekranie wyświetlony jest obraz. Było cicho, za cicho. Jon nerwowo stukał palcami w obudowę, a jeszcze oczy skrywały żar, wybuch supernowej. Kiedy dwójka magów podeszła bliżej i ujrzała co on widział na komputerze, wspierając Grzegorza, oboje udzielił się nastrój, szok i zmieszanie. Inna i Grigorij niemal równocześnie wyszeptali.

-Na Boga...

Centrum Moskwy

Grzegorz otworzył czerwone, odrapane drzwi. O dziwo w ruinie był prąd. Zapalił światło i zamarł.
W pustym pomieszczeniu bez okien stało pośrodku krzesło, a na nim nie kto inny jak Anna Flyborn. Martwa, związana i w tragicznym stanie. Wybite zęby leżały porozrzucane wkoło niczym piasek z którego usypuje się kopiec grobowca. Zaschnięta krew stroiła wargi i twarz, zlepiała ze sobą powyrywane włosy, farbowała potargane ubrania. Sińce i obtarcia na nadgarstkach tam gdzie trwały więzy, pobijane oczy, twarz napuchnięta tak, że aż groteskowa. Rany po nacięciach żelazem przypominały źródła z których płynęły rzeki krwi. W miejscu polowy odcięta bluzki pierśAnny została pokaleczona, ponabijana i dalej ciekła krwią, parodia mleka matki. Oczy wytrzesz one i zaszłe krwawymi łzami wpatrywały się w Grzegorza z niemym wołaniem o pomoc. Wkoło renonsowała bestialska furia, cierpienie i bluźniercza rozkosz przesłuchujących.

Horyzontalna Dziedzina Białych Kruków

Grigorij bez słowa padł, usiadł na ławę, wziął gitarę i zaczął śpiewać dławiącym się głosem. Pojedyncza łza spłynęła po licu i zatrzymała się na zaroście.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=evflHFkdSuI[/MEDIA]

Obrzeża Moskwy

Chwilowa ulga ogarnęła Ravnę. Crin powrócił do swej postaci, jak oparzony wyzbył się miecza. Chwilowe zmieszanie minęło szybciej niżeli nastało, dwójka rannych błędnych wzrokiem wskazywało Aureliusza. Mówczyni Marzeń w jednej chwili, metafizycznym błysku i oświeceniu, krystalizacji pragnienia wiedzy. Uświadomiła sobie rozpaczliwość swego położenia.
Kwintesencja w jej ciele powoli przestawała płynąć, zwalniała i miejscami stawała jak w martwych Wzorcach. Gorące nie istniało w dosłownym tego słowa znaczeniu, nie było ciepła lecz rezonans, tak potężny i silny, że aż wdzierający się do jaźni i ją spopielający. Ciało szalało zjadne przez nader dziwny wirus.
Mistrz Aureliusz skrzywił się lekko obrzucając Crina wzrokiem pytającym o jakiekolwiek miejsce do leczenie. Milcząca odpowiedź wilkołaka była aż nazbyt wymowna. Hermetyk zbliżył się do rannych.

-Drodzy państwo zdają sobie sprawę, że ja nie znam się na Sztukach Życia w stopniu zadowalającym?

-Pies was wszystkich drapał...

Sieroża skomentował to z niemałym wdziękiem, załozył słuchawki i nadzwyczaj w świecie olał swój pokrwawiony stan. Zamknął oczy. Czyżby pora było umierać?
A skądże! Mina wilkołaków mówiła o wszystkim. Delikatnie drganie pobliskiej Umbry rozprzestrzeniały się od Siergieja, a Mówca Marzeń powierzył swój los idei, materializacji koncepcji oraz jej wcielenia. Sieroża powstał całkiem ozdrowiały, z gęba szaleńca i nietypową emanacją. W dłoniach trzymał skalpel i strzykawek, począł biegać dokoła jako szalony doktor-opętany. Co zresztą nie mijało się z prawdą.
Nim ktokolwiek zdążał się zorientować, doskoczył do Ravny naukł ją i niczym deus ex machina rozwiązawszy akcje – ją również wyleczył. I dalej biegał wkoło mamrocząc.

-Wasz przyjaciel posiada nietypowych kompanów w Umbrze.

Crin skomentował nader lakonicznie, a drugi wilkołak uśmiechnął siew pod nosem siadając na pieniu ściegowy drzewa. Tylko Ravny nie mogoł opuścić zły nastrój spowodowany okropnym doznaniem, że pomocnik tak łatwo nie odda swego wierzchowca. Sądząc po zaciśniętych zębach hermetyka, ten miął podobne odczucia. Wiatr szarpnął okolicą w mocarnym powiewie.

-Spotkanie jutro, wieczorem. Tutaj. My sobie poradzimy.

Nie trzeba było więcej powtarzać.

Obrzeża Moskwy – tymczasowa kwatera Amaryllis

W mieszkaniu było cicho, niepokojąco bezdźwięcznie. Nawet otwarcie drzwi z hukiem przez Amy w pełnie nie zdławiło tego przeraźliwego uczucia ciszy i spokoju. Rzeczy zostały tak ja były, nawet drobinki kurzu i stojące powietrze świadczyły tylko tym, że nikogo tutaj nie było. Marazm i stagnacja. Zapewne kiedyś by coś wyczuła. Teraz...

-Witaj kochana.

Niski, krępy człowiek w szykowanym garniturze kryjącym obfity mięsień piwny i podeszły wiek. Wyrósł jak spod ziemi i obdarzył amerykankę uśmiechem. Nawet nie przejął się bronią.

-Spokojnie, jestem Jurij. Trzeba przyznać, że nie przykładasz wagi do zbytniej konspiracji. Jestem technokratą i potrzebuję pomocy. To wszystko brzmi nieprawdopodobnie. Spotkamy się jutro w kawiarni, możesz wziąć sobie towarzysza jak i ja zrobię. Mam jeszcze pól minuty, jeśli nikt mnie tu nie zastrzeli – pytaj.

Z flegmą poprawił garnitur, uśmiechnął się poprzez zmarszczki i rzucił spojrzenie w stronę przeciwciążowych drzwi. Był zimny i nad spokojny. Woń męskich perfum zaczęła roztaczać się po pokoju.

Przez chwilę patrzyła tylko na niego, z miną tak nie wyrażającą niczego, że Spock mógłby jej tego pozazdrościć. W końcu uniosła brew i schowała broń.

- Nah, jednak Technokracja, cóż za niespodzianka, a już się bałam, że złodziej. Ama, miło poznać. Która kawaiarnia i o której mam być?

Technokrata również był spokojny. I pewny.

-Przy ulicy Repatriantów Wojennych. Powiedzmy o dwunastej.


- Hm, jak mnie nikt nie zastrzeli, nie wypierze mózgu, nie przejedzie, albo też mój niewątpliwie wspaniały Avathar nie zacznie znowu odpierdalać ze swoim kryzysem osobowośći to raczej będę. No to do jutra, będę wdzięczna jak mnie zbytnio potem nie przemaglujecie, z góry dziękuję.

Westchnęła tylko i przeciągnęła się po czym zabrała do zbierania swoich rzeczy.

Człowiek uśmiechnął się pod nosem.

-Ciesze się.

Odszedł powolnym krokiem.

Obrzeża Moskwy

Wilkołaki odeszły pośpiesznie. Bez słowa, bez żalu i strachu o potencjalnych sojuszników. Chyba nawet problemy magów powodowały wielką radość w sercach magów. Tak to ci którzy uchybili na honorze wilka płaca za swe czyny wobec samego świata. Mistrz Aureliusz pomógł utrzymać się na nogach wciąż jeszcze słabej Mówczyni Marzeń. Jego dumne, acz niezaniepokojone spojrzenie padło natomiast na latającego wkoło Siergieja. Zrobiło się ziemno.

-Za chwile przybędą posiłki, oni dobrze czynią nawet zostawiając obóz, bardzo dobrze. Naszym problemem natomiast pan Adept.

Opętany Sieroża przystanął, machnął ręką w powietrzy, ręką ze strzykawką, a potem podszedł do Przebudzonych. Głos miał zniekształcony, bełkotliwy oraz puszczony jakby z taśmy na przewijaniu.

-Jestemdoktorpomogłemwamiterazbioręgonaczasodpowi ednimibędęleczyłleczyłirazjeszczeleczył.

Mistrz Aureliusz wziął na stronę Ravnę.

-Proponuje go egzorcyzmować. Pełna parą i szybko, a następnie uciekać do Dziedziny nim przybędą. Pomożesz mi?

Archangielsk – kilka dni wcześniej

Droga Nano!

W mieście dzieje się źle, chociaż to już nie moja wojna. Za niektóre decyzje płacimy przez całe życie i płaca także nasi przyjaciele, a w tym wypadku Ty. Proszę Cie, przyjedź do Moskwy. Tutejsza Fundacja, Białe Kruki, potrzebują na gwałt wsparcia. Jesteś już pełnoprawną cudotwórczynią. Zanim przybędziesz do mnie, wpadnij do klubu „Red Power”. Poszukaj tam Wiktorii Gros lub Grigorija Rublewskiego. Powiedz, aby przekazali radzie, ze przybywa Wilczyca Niebieska. Rada powinna się z tobą skontaktować, ja mam swoje problemy.
Zaczynam już pieprzyć jak stary hermetyk. Bądź zdrowa, mała.

Igor


Mieszkanie Igora

Nana oczywiście postąpiła zupełnie inaczej niżeli prosił jej mentor i pierwsze co pomaszerowała właśnie do niego. Mieszkanie wynajęte w bloku posiadało nowo wstawione drzwi. Zapukała.
Ktoś przekręcił zamek, a drzwi otworzyły się. Nana ujrzała pusty korytarz pozbawiony jakichkolwiek zawirowań magy ani też osobowości. Jakby panowała w nim pusta sterylizując wszystko, zamrażająca i niszcząca co piękne. Istne szaleństwo. Kroki w niezbyt zadbanym mieszkaniu ujawnić zaparowane lustro w przedpokoju z wyrysowanym jakby palcem piktogramem.



W mieszkaniu było zimno, oddech parował. Dziewczyna zatrważała się wraz z dalszym ciągiem oględzin. Niedojedzony obiad, zawieszony komputer czy zapalone światło. Najciekawszy był list w jadalni zaopatrzony na początku i na końcu w owy piktogram.

Dokumenty są w szafie, przepisałem na Ciebie. Byłem już zbyt blisko aby to porzucić. Długi zawsze się spłaca. Jeśli teraz czytasz ten list i mnie dalej nie ma to oznacza, że albo nie żyje albo jestem gdzieś przetrzymywany. Sprawdź to.

-Nanananana... Nananananana.... Nananananana... Nananana!

Pogłos, zimny i straszny rozbrzmiał na granicy świadomości. Jej nucone imię nasilało się z każdą chwilą, nasilało się aż do granicy mentalnego krzyku. Zmysły [b]Nany[/] chciały krzyczeć, uciekać i wołać o pomoc wszystkie potęgi z ziemi i nieba. Mróz przerodził się w fale gorąca oblewająca ciało, z biblioteczki spadły książki, huk obrzmiał w całym mieszkaniu. Rosjanka ruszyła do przedpokoju. I stanęła przed zaparowanym lustrem, jego powierzchnia wydawała się jej falować, oczywiście nie w rzeczywistości. Lustro wydawało się bramą, zmarszczka na czasie i przestrzeni. Wydzielało metaliczny posmak i...

-Nananana... Jesteś. Nie bój się dziecko. Przysłał mnie nauczyciel... Powiedzmy. Będę ci go...

Coś zaszumiało, zakłócenie i niemal instynktowne wyrwanie się Kultystce Ekstazy kontamagy. Wymsknęło się jej.

-To był przypadek. Byłem związany umową z Igorem. Będę tutaj trwał, zawsze możesz poprosić mnie o poradę rysując oko. Proponowałbym...
Nanananana... Proponowałbym tutaj wprowadzić się i zając klubem, a wcześniej skontaktować się zresztą. W mieście jest gorąco.


Rozmówca natomiast był zimny. Zimny jak trup.

Obrzeża Moskwy – tymczasowa kwatera Amaryllis

Gustaw, hermetyczny uczeń który chyba połknął kij od szczotki zupełnie nie zauważył przechodzącego przez korytarz mężczyzny, prawie by na niego wpadł. Był blady, przestraszony i roztrzęsionym. W dłoni dalej trwał telefon fundacyjny.

-Anna... Anna... Dzwoniła Inna, zabili ją.. Anne znaczy się...

Chłopak spanikował. Mało brakowała aby zaczął uciekać przebijając się przez ściany.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 29-09-2009, 19:02   #122
 
Drusilla Morwinyon's Avatar
 
Reputacja: 1 Drusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwu
Amaryllis Vivien Seracruz


Właśnie kończyła zapinać podróżna torbę, gdy do pokoju wpadł Gustaw.
Mimowolnie odwróciła się się w jego kierunku w ostatniej chwili powstrzymując się przed wyciągnięciem broni i wymierzeniem jej w mężczyznę.

-Anna... Anna... Dzwoniła Inna, zabili ją.. Anne znaczy się...

Widząc, że hermetyk zachowuje się jakby zarz miał dostać ataku histerii bez wahania podeszłą i z całej siły uderzyła go dłonią w twarz.
- Uspokój się do diabła, to wojna, na wojnie ludzie giną! - warknęła tylko spoglądając bez śladu współczucia jak na policzku Gustawa wykwita szkarłatny ślad po jej dłoni.
Na szczęście uderzenie chyba otrzeźwiło jej towarzysza, bo ten uspokoił się, przyjmując typowy dla niego nie wyrażający szczególnych emocji wyraz twarzy.

Ama skinęła głową i zarzuciła na ramię torbę.

- Dobrze, jedziemy do Fundacji, zobaczymy co powiedz. - mruknęła nieco łagodniejszym tonem - I... przepraszam jeśli bolało - dodała cicho idąc do samochodu.

Chwilę później jechali już do Fundacji. Nie rozmawiali, co zważywszy jednak na niedawne wieści nie było czymś szczególnie zaskakującym, tak naprawdę jednak to nie śmierć kompletnie nieznanej jej kobiety zaprzątała głowę Amerykanki, a niedawne spotkanie z człowiekiem, który podawał się za Technokratę. Czego mógł chcieć? Czy teraz śledzi ich by dowiedzieć się, jak dostać się do Fundacji? Czy powinna się z nim spotkać? Czy, jeśli tak, ma wziąć jakiegoś towarzysza, czy ma to sens zważywszy na niedawne wydarzenia? Czy w ogóle mówić reszcie magów o całym zajściu? Tyle pytań, na które Ama nie potrafiła znaleźć prostych odpowiedzi...

Rozmyślania o nich przerwało dopiero dotarcie na miejsce, obraz lustra, na widok którego dziewczyna mimowolnie zadrżała.
Wciąż pamiętała ostatnie przejście. Tak, pamiętała je dobrze i choć niechętnie to jednak przed samą sobą przyznawała, że się boi. Nie chciała przechodzić, nie chciała ryzykować, że znowu coś straci, a jednak jaki miała wybór? Zawrócić i co? Zamarznąć, pozwolić, by Technokracja się do niej dobrała?
Nie miała dokąd wracać i wiedziała o tym, wszyscy jej znajomi byli za daleko, by cokolwiek znaczyć, była sama, nie miała nikogo, komu mogła zaufać...

Amaryllis przez kilka długich sekund wahał się stojąc przed lustrem, z oczami zamkniętymi, z wstrzymanym oddechem, jak nurek tuż przed skokiem do lodowatej wody...
Wreszcie magini zamrugała odpędzając z oczu niechciane łzy i wziąwszy głęboki oddech postąpiła naprzód.
 
__________________
Co? Zwiesz dekadentami nas i takoż nasza nację?
Przyjacielu, ciężko myślisz, w innych czasach miałbyś rację.
Czyżbyś sądził, żeśmy tylko tępo w siebie zapatrzeni?
Nie wiesz, lecz to się nazywa ironia i doświadczenie.
Drusilla Morwinyon jest offline  
Stary 04-10-2009, 14:56   #123
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Natalya Nazarova

Mieszkanie Igora
Głos zniknął. Skoro się pojawił, skoro Igor był zmuszony go przysłać, znaczyło to, że nie jest dobrze. Całkiem możliwe, że było kurewsko źle, a ona nawet nie wiedziała, czy mentor nie potrzebuje jej pomocy. Wolałaby, żeby pewnego dnia nie okazało się, że on wołał o pomoc, a ona nie potrafiła tego usłyszeć. Byłaby to bardzo nieprzyjemna świadomość.

Nana obeszła całe mieszkanie. W szafie faktycznie były dokumenty. Teraz to ona była panią i władczynią jego mieszkania i klubu. Właściwie, co do tego ostatniego nie była pewna, czy szczęśliwie trafiła. W obecnej chwili miała wrażenie, że akt własności oznacza, że to ona dostanie wielkiego, zamaszystego kopa od rzeczywistości, gdy coś zacznie się psuć. A ona nie miała wątpliwości, że prędzej, czy później coś się zepsuje.

Mieszkanie było w całkiem niezłym stanie. Warstwa kurzu na meblach była cieniutka, co z jednej stronie należało przypisać pedantyzmowi mężczyzny, z drugiej zaś, oznaczało, że nie ma go zaledwie od kilku dni. Wszystkie rzeczy były na swoich miejscach, no może nie licząc niedojedzonego posiłku i zapalonej lampki. Ale to również był dobry znak. To dawało pewność, że Igor sam, dobrowolnie opuścił mieszkanie i, że po jego odejściu nikt tego miejsca nie przeszukiwał. Jedynym niepokojącym faktem było kilka pustych wieszaków w szafie w sypialni, ale w sumie niemal każdy trzyma jakieś puste wieszaki, więc może nie należało się tym zbyt przejmować. Ogólnie rzecz ujmując, prognozy nie były złe. To znaczy, zawsze mogły być gorsze.

Po powierzchownych oględzinach przyszedł czas na rozpakowanie. Poprzekładała trochę rzeczy Igora tak, by zwolnić dla siebie jedną, czy dwie półki. Niebawem zapełniła je swoimi, niezbyt starannie poskładanymi spodniami i koszulkami, a także artystyczną mieszaniną biustonoszy, majtek i skarpetek. W porównaniu z poskładanymi w kosteczkę rzeczami mężczyzny, jej własne ubrania sprawiały wrażenie jednego wielkiego burdelu. Jakoś jej to nie przeszkadzało, przynajmniej nie miała problemów, by coś znaleźć.

Miała jeszcze kilka spraw do załatwienia, ale najpierw należało coś sprawdzić.
Nie znała Moskwy, nigdy tu nie była. Chociaż Igor mówił, że nie powinna mieć problemu ze znalezieniem klubów, Natalya nie miała zielonego pojęcia jak dojechać nie miejsce. Tu jednak pomocny okazał się Internet. Korzystając z laptopa Igora wyszukała co trzeba, wydrukowała mapy i gotowa do drogi opuściła mieszkanie.

Klub „Red Power”
Zanim znalazła miejsce do parkowania, minęło trochę czasu. Ale wreszcie się udało i zadowolona z siebie dziewczyna ruszyła do wskazanego przez internetową wyszukiwarkę miejsca. Jakież było jej zdziwienie, gdy oklejone plakatami drzwi do klubu okazały się zamknięte na cztery spusty, a jej samej przyszło pocałować klamkę.

Kucnęła opierając się plecami o betonową ścianę i zapaliła papierosa. W sumie nie paliła nałogowo, była raczej palaczką imprezową. Ale w takich chwilach, gdy miała wszystkiego serdecznie dosyć, nie mogła sobie odmówić tego przyjemnego drapania w gardle.

Niebieska wilczyca przybyła. Szkoda tylko, że Rada wydaje się mieć to wszystko w dupie. – pomyślała miażdżąc niedopałek pod podeszwą glana. Już miała sobie iść, gdy coś przykuło jej uwagę. Wielki, wrzeszczący soczystymi kolorami plakat reklamujący koncert.

KONCERT
Lew Tołstoj

Dziś wieczorem, w klubie „Red Power”. Początek godz. 19:00. Wstęp jak w dni zwykłe.

Przebiegła jeszcze wzrokiem po spisanym małym druczkiem składzie zespołu i ku swej szczerej radości odnalazła na nim znajome nazwisko: Grigorij Rubielewsi.

A więc może jednak los się do mnie uśmiechnął – przemknęło jej przez myśl, gdy wsiadała do marchewkowej Łady Kaliny

Klub Déja-vu
Kolejny punkt wycieczki, kolejne problemy z parkowaniem. Kiedy stanęła przed pomalowanymi na czarno drzwiami prowadzącymi do klubu, miała już wszystkiego dosyć. Odetchnęła głęboko i rozejrzała się dla pewności. Nad drzwiami wisiał wielki szyld z połyskującymi srebro literami.


Teraz już nie miała wątpliwości. Zapukała do drzwi, a gdy to nie przyniosło skutku, nacisnęła dzwonek. Początkowo nic się nie działo. Po jakimś czasie drzwi otworzyły się i stanął w nich wielki jak trzydrzwiowa szafa, niemal łysy facet w czarnym uniformie.

- Czego?! Klub jeszcze zamknięty – mruknął patrząc na nią spode łba.
- Tak, ja wiem. Tylko, że przysłał mnie Igor, Igor Szapołow.
- A nazywasz się… – rzucił ochroniarz nieco łagodniej, po długiej chwili milczenia.
- Natalya Nazarova, w skrócie Nana
- No to wejdź, Nana. Zobaczymy, co da się zrobić.

Ochroniarz wpuścił ją d o środka, po czym starannie zamknął drzwi. Chyba nieproszeni goście musieli być tutaj dość częstym zjawiskiem, skoro nawet w ciągu dnia pracował ochroniarz. Będzie się musiała kiedyś dowiedzieć, o co chodzi. Ale może nie teraz. Miała ważniejsze sprawy na głowie.

- Tak w ogóle Dymitr jestem – rzucił mężczyzna prowadząc ją dość wąskim, wymalowanymi w biało czarne esy-floresy korytarzem.


Klub wyglądał na zadbany. W przejściu jakaś młoda dziewczyna myła podłogę, ktoś inny chyba sprawdzał sytuację w toalecie. Za barem barman czyścił ścierką szklanki, a na scenie jakaś kapela właśnie miała próbę. Jak na jej gust gitara trochę nie stroiła, ale nie było teraz czasu, by się o to spierać z gitarzystą.

Na jednym z wysokich stołków, opierając się o blat, siedziała jasnowłosa kobieta i z wyraźnie niezadowoloną miną koordynowała całe to zamieszanie.


- Nie no! Nie tak! – wrzasnęła kobieta w połowie kolejnej piosenki. Muzycy natychmiast umilki. – Czy wy nie słyszycie, że się nawzajem zagłuszacie?! Przecież wokalista musi być słyszany. Klienci nie przychodzą tu po to, żeby popatrzeć na wasze ładne byźki, tylko po to, żeby posłuchać muzyki! Jeszcze raz. I błagam cię, Ivan, nastrój tę cholerną gitarę.
- To jest Katerina, zastępowała Igora. Tak w ogóle jest księgową, odpowiada za zamówienia i takie tam – szepnął Dymitr sprowadzając ją po schodach. – Katerina, mamy gościa. Igor ją przysłał. – dodał głośniej zmierzając ku kobiecie.
- Igor ją przysłał? – zdziwiła się kobieta. – No, nareszcie. Już myślałam, że mam do końca życia odwalać za niego całą robotę.

Katerina nad zwyczaj zwinnie zeskoczyła z barowego stołka i ruszyła do przybyłych. Po drodze rzuciła jeszcze niezadowolone spojrzenie kapeli, która znowu zaczęła grać, a potem jej twarz przybrała nieco łagodniejszy wyraz. Podeszła do dziewczyny i uścisnęła jej dłoń. Uścisk miała silny, bardzo pewny.
- Jestem Katerina Fradkowa, miło mi – powiedziała kobieta uśmiechając się nieznacznie.
- Natalya Nazarova, albo po prostu Nana .
- Witaj w naszych skromnych progach, Natalya. Misza, nalej nam jakiegoś soku, czy coś. Będziemy miały z Naną trochę do pogadania. A ciebie zapraszam do stolika. Mam nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzać muzyka. Panowie muszą dokończyć próbę.
Obie kobiety usiadły przy stoliku na końcu sali. Po chwili barman nazwany „Miszą” przyniósł dwie szklanki soku pomarańczowego, po czym wrócił do swojego czyszczenia kieliszków.

- Więc co chciałabyś wiedzieć o naszym małym biznesie? – zapytała Katerina bez zbędnych wstępów. – Jak mniemam, teraz ty będziesz dowodzić całym tym tałatajstwem. Z tego co wiem, Igor przepisał knajpę na ciebie. A właśnie, co u niego? Sporo czasu go tu nie widzieliśmy.
- Co do Igora, nie mam zielonego pojęcia co z nim – rzuciła dziewczyna rozbrajająco szczerym głosem. – Poprosił mnie, żebym jak najszybciej przyjechała, a gdy się zjawiłam, jego już nie było. Podejrzewam, że wyjechał w znanych tylko sobie sprawach.
- Tak, to do niego całkiem podobne – przyznała kobieta z powagą. – Rzucić wszystko w cholerę i wyjechać bez słowa. Ale nie odpowiedziałaś na moje pierwsze pytanie.
- Faktycznie, Igor poprosił mnie o kierowanie klubem – kontynuowała Nana.Chciałabym zatem wiedzieć, jaka jest sytuacja. Czy utargi są dobre, bo prawdę mówiąc, nie stać mnie na dokładanie do tego interesu. No i przede wszystkim co z klientelą i muzyką? Macie jakichś stałych gości, jakiś ciekawy program? To chyba tyle, przynajmniej na razie.
- Utargi całkiem niezłe, więc nie sądzę, żebyś w najbliższym czasie musiała coś dokładać. Co do klientów i muzyki, generalnie nie jest źle, ale kręci się tu kilka punków i skinheadów. To jakieś szczyle z liceum, ale jak się uchleją to robią burdy. Igor ich nie tolerował, więc Dymitr obchodził się z nimi cało subtelnie, ale trzeba przyznać, że to właśnie z nich mamy największe zyski. Co do muzyki… mamy umówionych kilka kapel. Wszystkie już przesłuchane i wpisane w grafik, mam jeszcze kilku muzyków na oku, ale trzeba by najpierw ich posłuchać i domówić konkrety. Poza tym, cisza, spokój. Zwykłe, barowe życie.

Natalya odetchnęła z ulgą. Wyglądało na to, że wszystko jest na jak najlepszej drodze. O klub nie musi się zbytnio martwić, wieczorem będzie miała okazję skontaktować się z Radą, ma gdzie mieszkać i za co żyć i, przede wszystkim, wreszcie wstąpiła w nią nadzieja, że z Igorem wszystko w porządku. Bo przecież, gdyby umarł, sam by do niej przyszedł, a nie wysyłał tego ducha. Swoją drogą, będzie się musiała z nim jakoś dogadać i w ogóle. Ale to kiedy indziej, teraz miała jeszcze coś do załatwienia.

Dopiła ostatni łyk soku, po czym spojrzała na zegarek. Była 17:40. Do koncertu zostało jej niewiele czasu, a przecież powinna jeszcze wpaść do domu i się przebrać. Pożegnała się ze współpracownikami i obiecała, że w najbliższym czasie zjawi się w robocie. Potem wsiadła do auta i odjechała.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 04-10-2009 o 15:06.
echidna jest offline  
Stary 05-10-2009, 13:07   #124
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Starła krew z twarzy.

Aureliusz coś mówił, ale jego słowa z trudem szukały drogi przez czerwoną mgłę, która otuliła zmysły szamanki.


"Ktoś mówi, kto?"
Aureliusz musiał powtórzyć.

"Ach ty.

Z tobą

jeszcze

nie skończyłam".

Siergiej przystanął zdyszany.
[i]
"Najpierw Sieroża"


"W czerwonej mgle setki i tysiące tych, którzy cierpią. Każdy z nich czeka na pomoc".

Co widział duch oczami Rosjanina? Ravna mogła się tylko domyślać. Ale wiedziała, że szukał i nie mógł znaleźć celu swojego istnienia. I z radością podąży za głosem wskazującym jakikolwiek cel.

- Na stepie w Mongolii, pod wzniesieniem które miejscowi nazywają Matką Gór, umiera mężczyzna. Spadł z konia i złamał nogę. Umiera z pragnienia a w pobliżu nie ma nikogo. Jego usta i język wyschły, nie ma siły wołać o pomoc - zanuciła cichutko. Siergiej wbił w nią napięte spojrzenie, sprężył mięśnie.

- Tysiące ludzi giną w męczarniach, ich ciała pokryły ropiejące wrzody... Nie ma komu palić zwłok... Za okopami leży żołnierz, wplątał się w drut kolczasty, zaraz będą strzelać... Ale jeśli tam pójdziesz, w szpitalu w Meksyku umrze kobieta i jej dziecko.

Siergiej wydawał się rozkojarzony i zagubiony w bezmiarze cierpienia. Wysłuchując Ravny począł się coraz bardziej miotać, biegać od drzewa do drzewa, nawet zaleczył uschniętą gałąź, aż puściła pąki. Mruczał cały czas pod nosem jakieś rymy, zupełnie rozkojarzony i pełen emanującej pasji, idei leczenia, która go przepełniała.
Tymczasem Mistrz Aureliusz z wrodzonym sobie spokojem dopiął płaszcz pod szyję i starł szron z wąsów. Z niemalże angielska flegmą mruczał pod nosem łacińsko-henochiańskie teksty i wykręcał uchwyt, gałkę ze swojej laski.

-Kogo jeszcze? Kogo? Ale w tym świecie cierpienia i choroby? Kogo jeszcze? Kogo je... - Siergiej wypluwał z siebie potok słów nienaturalnym głosem.

"Nie można uzdrowić wszystkich. Jeśli nie potrafisz wybrać tych, których chronisz, zawsze zobaczysz tylko bezmiar czerwonej mgły"

Tymczasem stary hermetyk wyciągnął ze środka swej laski różdżkę. Najprawdziwszą, staroświecką różdżkę o drewnianym uchwycie pokrytym delikatnymi płatkami złotej chyba blachy wyrastającymi z uchwytu laski. Samo zwieńczenie różdżki lśniło bielą, promieniowało wiekami. Kompletnie oddalona od materii Ravna nie mogła stwierdzić, jaki to materiał. Tymczasem Diakon trzymał różdżkę wycelowaną w Siergieja, a laskę-futerał w drugiej dłoni. Wykonał kilka wdzięcznych gestów.

Wilk zawył.

-Teraz, Ravna...

Oczy Siergieja płonęły jak w gorączce.

- Musisz odejść
- powiedziała duchowi, który patrzył oczami jej towarzysza. Siergiej zamrugał.
- Musisz odejść. On cierpi przez ciebie. Dla nas nie każde życie ma tę samą wartość.
- Nie!
- Wróć, kiedy nauczysz się wybierać.


Połączona moc, uderzenie Ravny* wraz z wywołaniem przez hermetyka zatańczyły dziki taniec przebudzonej woli, maksymalne skupienie, chłodna, sterylna kalkulacja w ramię z dzikościom i natura starszą od pocztów ludzi. Spojrzenie hermetyka aż zamigotało srebrnawym światłem dając oznakę jego dumy, pychy wypaczającej...

Cisza. Dopiero jak zrobiło się cicho, Ravna zauważyła, że Siergiej cały czas krzyczał niczym obdzierany ze skóry. Woń zwierzęcego piżma zmieszała się z zapachem zakurzonej księgi, ciężar na ramieniu, futro... Czuła na ramieniu swego Avatara, piskał troskliwie. Widziała również postać stojącą za Diakonem, widziała ją w swoich oczach, odbitego w oczach Avatara. Zmarnowanego żołnierza II wojny, wracającego z frontu, pełnego pasji, ran i amuletów oraz z zakurzoną księgą pod pachą.

-To on, Ravna, to on... Widzisz w tych błyszczących magyą oczach jeszcze dawny żar młodzieńca? Magya go wypaliła, została tylko ona i jej pragnienie. Nie bądź taka...

- Ja jestem wnuczką noaidi. Wybieram pomiędzy ludźmi. Nie pomiędzy ludźmi a sztuką. Moc to zawsze tylko narzędzie.

Dwa uderzenia w bęben. Taniec woli, wysiłkiem i wrażenia wzroku gdzieś czmychły, a Siergiej padł jak kłoda na śnieg, już pełen swej władzy ale wycieńczony. Tymczasem Diakon jak gdyby nigdy nic zakręcał powrotem różdżkę w lasce.

-Szybciej będzie, jeśli nie będziemy iść pieszo do dziedziny. Porozmawiaj z Siergiejem, potrzebuje kontaktu ze światem. Ja wykreślę już kręgi.

Wilk znowu zawył.

Otuliła Siergieja swoim kożuchem, odgarnęła mu z twarzy mokre od potu kosmyki włosów.
- Widziałem, widziałem... - jęczał.
- Tylko mgłę. To przejdzie. Zawsze przechodzi.

"Poczekajmy na wiatr".

- Ravna, mówiłem ci
- powiedział już wyraźniej. - Mówiłem, że mnie wpędzisz do grobu. - uśmiechnął się na poły triumfalnie z nagłego odkrycia, że miał rację.
- Może. Ale najwyraźniej jeszcze nie teraz. Nie ruszaj się, wracamy do domu.

"Wy wracacie".

Pomiędzy istnieniem drzew szukała pulsującej melodii życia przyjaciela.
 
Asenat jest offline  
Stary 11-10-2009, 14:56   #125
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Szpital Moskiewski nr 3

Czasem nie warto spojrzeć na całościowy obraz. Niekiedy życie w owczym stadzie jest lepsze, wygodniejsze i dłuższe. Co z tego, że karmią nas papką dla niemowląt kiedy chcemy prawdziwego jedzenia w naszym głodzie wiedzy. Kiedy podłączamy się do sieci, a światło płynie w kablach jest to niczym heroina w naszych żyłach. Rzucić ten nałów? Slawisty manifest Mentora w swej sparafrazowanej formie obijał się o zakamarki umysłu Szamila. Mężczyźnie wydawało się, że całą wieczność wpatruje się w czarny ekran komputer podczas gdy trwały sekundy. Na ekranie zaś widniał komunikat.

Nie chcę walki, znalazłem cię przypadkiem. Tak, jestem przestępcą. Moim przestępstwem jest ciekawość. Pamiętasz?

Cóż było czynić? Odpowiedzieć? Ułamki sekund temu komputer wypluł płynąca prosto przez kabel od Szamila odpowiedź o chwilowym zawieszeniu broni. Cholerne pielęgniarki. Znowu plotkują myjąc podłogę. Znowu zagłuszają myśli swymi niskimi problemami. Znowu, znowu boli niedoskonałe ciało.

Mów mi Kurt Vonnegut, jak tamten pisarz. Również jestem hakerem, po drugiej stronie barykady. Ja pamiętam, że nie musimy się zabijać. Trzeba to robić z klasą.

Anna, Anna.. Anna Flyborn... Imię pobrzękiwało na skraju świadomości jakoby wołając o fałszu i demagogi. Niestety, miast wołania Wirtualny Adept wydobył na światło dzienne kolejną wiadomość.

Ghul. Ty mnie namierzyłeś.

Owszem.

Milczenie, cisza w eterze.

Obrzeża Moskwy

Sprawa była bardzo rutynowa. Kiedy to Diakon kreśl laską krąg w ziemi z niebywałym pośpiechem jakby miał, a miął przecież, kogoś na karku. Tymczasem Siergiej przypominał pijanego

-Widziałem... Coś...

Wybałuszając oczy poszukiwał odpowiednich słów aby przekazać co czuł. Niestety nic z tego, język plątał się niemiłosiernie wraz z roztrzęsionym błędnikiem. W międzyczasie Diakon w dalszym ciągu rysował kręgi, pochłonęło go bez reszty. Nawet nie reagował na bełkot Siergieja.

-To było... Takie... Nigdy w życiu...

Magya nigdy nie powinna być rutyną jaką stała się w tej chili> Odklepanie hermetycznej formuły, pomoc mówczyni Marzeń i... Nic. Ta magya była sterylna, prosta i zmurszała jakby wielokroć czynione bluźnierstwo wobec samej istoty rzeczy – w końcu rzecz przestaje se tak mocno rumienić. Wilki zawyły przeraźliwi, na skraju słuchu śnieg trzaskał pod czyimiś butami. A po magach zostały tylko symbole.

Szpital Moskiewski nr 3

Zajmuje się analizą giełdową. Nie mam nic wspólnego z miejskim syfem.

Po co to piszesz? Abym znowu nie posłał programów na żer?

Znowu cisza. Poufały milczał. Pielęgniarki poszły dalej. Pstryk. To właśnie kolejna, niej bolesna kroplówka włączyła się do krwiobiegu Wirtualnego Adepta. Miejsce wkłucia zapiekło. Komputer w dalszym ciągu podtrzymywał procedurę archanoida strzegącą technomante przed technokratą.

Ponieważ jesteś osobnikiem którego szukam. Prawie byś mnie zabił. Czy byłbyś w stanie zabić wskazanego z nas i jeszcze dostać za to nagrodę? Płacę w pieniądzach jak i... Mechanizmach.

Obrzeża Moskwy

Amy spojrzała na Gusta który to pierwszy, z rutyną i spokojem przeszedł przez lustro. Teraz już było zimno, a wiatr i szmery w głębi piwnicy przypominały, że pora już wejść. Stała procedura i krok w lustrzaną powierzchnie. Przymrożone oczy, nie patrzenie na boki i tylko droga do przodu, ciągle do przodu. Zimne szkło pod stopami, tysiące spojrzeń na skórze, a przede wszystkim bezczynność. Nic się nie stało. Cokolwiek, gromy z nieba. Tymczasem było cicho i samotnie. Nie było już Richiego, Avatara sama odrzuciła. Masz przyjaciół, czemu tak wielu odrzucasz – niemal samo się narzucało, czemu tylko Amy wychodżac z Lustrzanej Sali towarzyszyło ciągle uczucia, że to nie jej własna myśl, że to tylko przebudzony przebłysk, stara mądrość?

Horyzontalna Dziedzina Białych Kruków

Kiedy na holu z drewnianych zarośli wyjawiła się Amy nie było już hermetycznego ucznia, schodził w głąb bocznego korytarza wraz z zasmuconym Mistrzem Robertem. Burza wydawała się wisieć w powietrzu, niewiadomy niepokój mieszał się ze złością i bezsilnością. Zawsze żywy Jon teraz niczym marmurowy, skulony gargulec siedział na ławce i wymownym spojrzeniem obserwował czarny ekran laptopa. Lica traciły rumieniec, małe włosy na ciele nastroszyły się jakby w przestrachu, oddychał płytko niczym we śnie. Zaciśnięcie nerwowo raz jednej, a raz drugiej pięści i towarzyszący temu efektowny zgrzyt kości. W tym samym czasie Inna wyszła do kuchni jakby zastanawiając się co bardziej jest na miejscu – rozpaczając nad prawie nie znaną osobą czy też zachować się naturalnie. Światło z kopuły błyskało w metalicznych strunach gitary Grigorija pobrzękującego chaotycznie.
Wtedy to jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, pomiędzy Amy, a Grigorijem pojawiła się trójka magów – Diakon, Ravna oraz Siergiej z nogami trzęsącymi się jak galareta. Pomiędzy kolejnymi dźwiękami gitary, Grigorij zadarł łeb do góry, omiótł przybyłych i wykrztusił z siebie.

-Anna nie żyje, torturowali ją, przesłuchali i zabili. Możliwe, że wiedzą o portalu. Teraz czrkamy na Grzegorza. Mistrzu Aureliuszu, zajrzyj do Mistrza Roberta. Przesłuchiwał go i zrobił mu w głowie taką sieczkę jaka zrobiono z ciała Anny. Nie mów, że jesteśmy lepsi.

Niepyszny Diakon posadził na wolnej ławce koło fontanny Mówcę Marzeń i czym prędzej popędził w stronę biblioteki i Roberta.

-Mam!

Wysyczał Jon, zmierzył wzrokiem wszystkich.

-Dziś po koncercie musimy pogadać. Tylko bez słowa hermetykom, Mistrzowski Rasputinowi i Michaiłowi. Trzeba przedyskutować co będziemy postulować na radzie.

Grigorij podrapał się po karku, otworzył usta jakby do przemowy, w powietrzu zawisła aura, emocja żywych słów i żywego wzburzenia serca. Lecz zimny rozum to powstrzymał, na światło dzienne wyszło lakoniczne zdanie.

-Powoli trzeba się szykować.

Wstał i wyszedł. Bez zbędnych słów szeptał pod nosem.

-...mniej szczęścia mieli, ilu ich było...

Podczas jego od chodnego do dziedziny wpadł Grzegorz Lipa. Blado-zielona twarz komponowała się z przepoconym ubraniem i właśnie bardzo intensywna wonią męskiego potu. Rzucił kluczyki w kierunku Jon.

-Trzymasz się, Grzesiek?

-Tak. Zakopałem ją, na cmentarzu. Tak będzie lepij.

-Rasputin nam nogi z dupy powyrywa, a tobie już szczególnie.

Grzegorz machnął ręka w geście przywitania do zgromadzonych, rozpiął kurtkę, zdjął słuchawkowe z ucha. Rozejrzał się po dziedzinie z podziwem. Trwał tak w zamyśleniu kilka minut, a następnie ruszył w kierunku kuchni.

-Jestem głodny.

Rzekł lakonicznie i niezbyt przejmując się wydarzeniami. Zupełnie.

Następne kilkadziesiąt minut upłynęło na przygotowaniach, smutku oraz echach rozmowy trójki hermetyków dobiegających z biblioteki. Jon zadeklarował się, że podwiezie Amy i Ravne jakoby ta ostatnia miała do niego sprawę, natomiast reszta musiała sobie radzić w inny sposób – samochód fundacyjny miał zostać gdzie był.

Klub „Red Power”

Siłą rzeczy Nana, mając wbrew pozorom dużo czasu przed koncertem zjawiła się jeszcze przed otwarciem jeszcze dziesięć minut, widać podana godzina była godzina otwarcia klubu, nie zaś samego koncertu. Przed drzwiami przewijali się różni ludzie, chciwcze tłumu nie było. Ot zakochana para, kilku punków, babinki wracające do domu czy trójka motocyklistów kryjących się przed światłem latarni. Wieczór był naprawdę chłodny i duszny, moc spalin przemykających samochodów, zimny wiatr który ją niósł i ostatnie odgłosy wszechogarniających budów. To miasto umierało, a jednocześnie co razu Nana widziała na ulicy babusię z hosta na głowie i nerwowo licząc kostki w palcach, odmawiając prawosławny odpowiednik różańca. Jakby uciekające przed nocą, modląca się o szczęśliwy dotarcie do domu. Zapach ziół z niektórych aut, wielkie starcie tego co stare i nowe. Moskwa pękała w wojnie, wojnie o kształt świata. Z tego zamyślenia wyrwał Kultystę Ekstazy płatek śniegu opadły na jej nos. Potem następny na lica, a kolejne już padały w śniegowym deszczu.

-Ej słuchaj, może będą jakieś panienki...

-...oby nie takie jak właścicielka klubu.

O ile pogadanka motocyklistów była cicha, to ich rechotanie przez chwile zagłuszyło nawet ruch uliczny. Ubrani w skóry, bardzo podobne, kwadratowe twarze by nie rzec bandyckie i jawne noszenie rewolweru przez jednego z nich nie wróżyło dobrze jeśli mieli być w tym samym miejscu. Natalya czuła także od nich wewnętrzne, niewytłumaczalne „fuj” jak do zgniłego mięsa, padliny. Jakby byli chodząca padliną której musi się brzydzić.

Tymczasem ABraham zaparkował samochód na parkinu strzeżonym dwieście metrów dalej, a nieciekawe zewnętrze klubu ukazało się całej trójce. Jon przypominał trochę technokratę, walizka z laptopem i lustrzanki jednak kontrastowały z nieuczesaniem oraz wymięta koszulką skrytą pod skórzaną, markową skórą warta wedle oceny Amy w stanach jakieś 500 dolarów.
Spojrzenia Ravny i Nany na moment spotkały się w zdumieniu. Kiedy to Mówczyni Marzeń ujrzała przebudzonego avatara, niemal instynktownie wyczuła jego szeroko otwarte oczy, inność. Natomiast Nana użala te szczególne oddziaływanie z Kwintesencją, moc w duchu i... Obydwie jakby spłoszone odwróciły wzrok. Ravna usłyszała znad ramienia kpiący głos Jona.

-Kolejna zaleta lustrzanek, nie widząc gdzie patrzysz.

Uśmiechnął się smętnie, minęli małe grupki ludzi. Ostatecznie Jon zapukał, przywitał się z wychudzonym ochroniarzem i wprowadził Ravne i Amy do środka wielce zdziwiony, ze ani Wiktoria, ani Grigorij.
Do wnętrza klubu prowadziły niskie, acz bardzo długie schody. Mijając szatnie, wreszcie dotarli do głównej sali klubu. Wysoki, nawet za wysoki sufit jak na piwnice przykrywał dużą salę, dość zimną i utrzymaną w metalowo-drewnianej stylistyce. Cały przód sali zajmowała bardzo duża, drewniana scena z już rozłożonym sprzętem jak perkusja czy głośniki. Przed nim rysował się oddzielony od reszty, spory placyk otoczony metalowymi, czerwonymi barierkami. Surowy, bez wyłożonej gumą jak wszędzie pogody, a tylko zimny beton – upadek podczas pogo musiał być bolesny. Długość prawej ściany zajmował natomiast podświetlony na czerwono bar z logiem stylizowanego, pordzewiałego młota i złamanego sierpa. Poza sceną znajdowały się okrągłe stoliki niczym w kawiarni. Loża była niczym innym jak podwyższoną o metr częścią stolików w których znajdowało się ich jakieś pięć i to właśnie do loży zaprowadził ich Jon, zapobiegawczo dostawiając krzeseł do dużego stolika do liczby ośmiu.

-Nie wiece co z Grigorijem?

Spytał się lekko podenerwowany, jego emocje promieniowały nawet dla Amy, chociaż ta miała bardzo przytępione zmysły magyczne.
Nie trzeba było długo czekać, tylnym wejściem wkroczył Grigorij wraz zresztą zespołu też dość starszych ludzi, z wyjątkiem jednego gitarzysty który to miał najwyżej dziadzienia lat. Bez słowa wszedł na scenę i zaczął się przygotowywać. Zza nim wybiegła Wiktoria, owa niepiękna gotka z obfitym biustem biegała szaleńczo przygotowując wszystko co trzeba i dryfując ludźmi. Widać niestety, że była przybita. Ostatni weszli Grzegorz, Isamu, Siergiej mrożąc oczy oraz Inna, wszyscy bez słowa dosiedli się do stolika. Milczeli, jedynie Grzegorz przedstawił się szerszemu gronu. Tymczasem Jon, bardziej skrzywiony niżeli zazwyczaj, westchnął.

-Nie jesteśmy lepsi. Ale i tak, jak można... W poniedziałek pewnie znowu nie będzie decyzji. Najpierw Iwan i jego żona, teraz Anna. Technokracja jest jak wścieły ogar, rzuca się na wszystko i o rozszarpuje, nie postępuje rozważnie.

Tuz po otwarciu, klub zapełnił się do granic możliwości. Nie wiedząc zupełnie czemu, Nana dostała miejsce zaraz pod lożą, a przy tym nie wykosztowała się za bardzo. Cóż to trzydzieści rubli? Cześć ludzi czekała pod sen, inni popijali przy stolikach. Ze wstępu Wiktorii dało się usłyszeć tylko nazwę zespołu i wrzask fanów. Właścicielka klubu zeszła gdzieś w tłum który był teraz istna mozaiką rożnych uczuć, oceanem wylanej farby mieniącej się na wszystkie możliwe kolory. [b]Grigorij[b] dobył mikrofonu.

-Na początek ku pamięci moich przyjaciół którzy odeszli i odejdą.

Ustawił mikrofon na statywie, szarpnął struny i się zaczęło.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=OcbgKxMhIDI[/media]

Jon napił się zamówionego soku... marchwiowego. Napił się i ziewną. Tymczasem Nana raz jeszcze rzuciła spojrzenie na Ravnę.

-Nas też by o mało nie zastrzelili... W zasadzie to zastrzelili.

Niemrawo skomentował milczenie Siergiej. Nie dość, że już miał rany na swym psyche po kontakcie z oficerem i strasznie denerwował go zielona koszulka Wirtualnego Adepta to jeszcze czuł się jakby wydoił cysternę wódki, co zresztą okazywał niepewna postawą.TYmczasem Nana znowu usłyszała przyśpiewkę.

-Nanananana.... Nananananana...

Zimny, zimno na karku Kultystki Ekstazy, a od niego promieniował lodowaty dreszcz.

-Nanananana...

Ową przyśpiewkę również usłyszała Amy, chyba też Inn która oburzyła się nerwowo. Tymczasem Grzegorz schował telefon fundacyjny. A „Lew Tołstoj” grał nadal.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
Stary 14-10-2009, 21:23   #126
 
Drusilla Morwinyon's Avatar
 
Reputacja: 1 Drusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwu
Amaryllis Vivien Seracruz


Amerykanka bez słowa obserwowała magów, ani przybycie Mistrzów, ani stwierdzenie Jona nie spowodowała najmniejszej nawet zmiany na jej twarzy.
Nadal nie odzywając się ruszyła do pokoju, gdzie bez zbytniego pośpiechu przebrała się i przysiadła na dłuższą chwilę nad szkicownikiem, w którym po paru minutach pojawił się pierwszy, na razie dość niedokładny szkic portretu starszego mężczyzny z wpisanym w rogu kartki napisem "Jurij" oraz tuż pod nim "UT, NWO???".
Amy wpatrywała się w swoje dzieło przez parę chwil zastanawiając się nad czymś po czym schowała je razem z kilkoma długopisami i innymi niezbędnymi jej przyborami do torebki i wyszła dołączyć do swych "towarzyszy".

Nadal wydawała się być nieobecna myślami, gdy wreszcie dotarli do klubu, nie zwracała zbytniej uwagi na otoczenie, właściwie nie zwracała na nie niemal ŻADNEJ uwagi całą poświęcając na poprawki i wykończenia portretu spotkanego niedawno mężczyzny.
Dopiero kpiąca uwaga Jona zmusiła ją do rozejrzenia się wokół, jednak otoczenie nie wywarło wyraźnie na niej zbyt silnego wrażenia bo zaraz powróciła do swych myśli, pozwalając zaprowadzić się z resztą do "loży".

-Nie wiece co z Grigorijem?

Dziewczyna wzruszyła tylko ramionami spoglądając na Jona z lekką irytacją.

Czas mijał, reszta magów przybyła by dosiąść się do obecnych, nic to jednak nie zmieniło w zachowaniu magini, a przynajmniej do czasu...

-Nie jesteśmy lepsi. Ale i tak, jak można... W poniedziałek pewnie znowu nie będzie decyzji. Najpierw Iwan i jego żona, teraz Anna. Technokracja jest jak wściekły ogar, rzuca się na wszystko i o rozszarpuje, nie postępuje rozważnie.

Na moment znieruchomiałą a przez jej twarz przemknął wyraz wściekłości. "A powiedzcie, że nie ma racji, do cholery?! Bawicie się, prowokujecie ich, sami twierdzicie, że to wojna, ale wszystko jest dobrze tylko dopóki to wy nie giniecie?!"
Z trudem powstrzymując się cisnący jej na usta ciąg przekleństw potrząsnęła tylko głową.
Straciła Richiego, a jej Avathar zamiast ją wspierać urządza sobie pokaz jaki to on nie ważny i czego by tu nie powinna zrobić, by łaskawie zaczął robić to do czego jest stworzony. Prychnęła w myślach widząc cały kretynizm zachowania jej "boskiej iskry", jeżeli chce ją złamać po co ratował ją wcześniej? Kompletnie bez sensu, już wolałaby, żeby dał jej tam zginać, przynajmniej wszystko potoczyłoby się tak, jak w naturze powinno..
"Dobra, przestaniesz pierdolić, czy zamierzasz się fochac przez resztę życia? Jakbyś nie zauważył jest robota do wykonania." - mruknęła z sarkazmem w głąb swej jaźni na w rogu kartki przedstawiającej teraz skończony wizerunek Jurij'a szkicując bez specjalnego zaangażowania swego Avathara dręczącego ją swymi marudzeniami.


Już miała wrzucić kartkę do torby, gdy jakby z oddali usłyszała dziwny zaśpiew...

-Nanananana.... Nananananana...

Uniosła lekko głowę marszcząc brwi - z jakiegoś powodu ten głos bardzo jej się nie spodobał, gdyby mogła uciszyłaby go, na razie jednak tylko słuchała...
 
__________________
Co? Zwiesz dekadentami nas i takoż nasza nację?
Przyjacielu, ciężko myślisz, w innych czasach miałbyś rację.
Czyżbyś sądził, żeśmy tylko tępo w siebie zapatrzeni?
Nie wiesz, lecz to się nazywa ironia i doświadczenie.
Drusilla Morwinyon jest offline  
Stary 16-10-2009, 11:56   #127
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Ścisnęła uspokajająco rękę Sieroży. Rosjanin był w fatalnym stanie i Ravna zastanawiała się, po co właściwie go tu przywlekli. Wymieniła z Inną zaniepokojone spojrzenia, po czym bez słowa zamieniły się miejscami. Inna objęła ramiona przyjaciela, a Ravna znikła na chwilę, by pojawić się z butelką wódki i tacą kieliszków.

- U nas też śpiewamy po zmarłych, by wiedzieli, że żywi o nich pamiętają, i mogli odejść w spokoju.


"Ale troszczymy się przede wszystkim o żywych".

- Ale najpierw napijmy się. Chyba wszystkim to potrzebne
- stuknęła profesjonalnie łokciem w denko od butelki i napełniła kieliszki.

- Aby było komu pamiętać - uniosła swój kieliszek. - Mam paskudne przeczucie Jon, że będą następni.

Już zaczynała się domyślać, z półsłówek rzuconych tam i ówdzie, niechętnie wydzielanych informacji, smutnej twarzy Jona, kiedy zaparkował pod jej kamienicą. Dwójka magów Fundacji, którzy niedawno zginęli, mieszkała w jej domu. W jej mieszkaniu.

"Juostaa, do cholery. Jesteśmy jak dzieci. Każdy sobie. Nie mówcie hermetykom. I co jeszcze?

Ach tak, nie jesteśmy lepsi. A chcieliśmy być? Mieliśmy?"

Ama wyglądała, jakby ugryzła zgniłą śliwkę. I Ravna ani trochę nie dziwiła się jej reakcji.

- Po co, dlaczego mamy być lepsi, Jon? Co to, sąd ostateczny? Konkurs na najbardziej moralnego w mateczce Rosiji?

W tłumie śmignęły jej ognistorude włosy nieznajomej. Uniosła brew, ale płomiennowłosa szła już do baru.

***
Sieroża odzyskał rezon po drugiej kolejce. Ravna piła nadprogramową czwartą. Nie przyznałaby się przed nikim, nawet przed samą sobą, że musi się napić dla odwagi. Patrzyła po zastygłych w smutku twarzach zgromadzonych i walczyła z wątpliwościami. Próbowała wycisnąć z siebie słowa, prośbę. Nie szło. Za to zaczynało jej szumieć w głowie.

Obracała w pamięci sen sprzed tygodnia. Stała na pustej scenie, w plamie światła, ze skrzypcami w dłoni. Adam w pierwszym rzędzie popijał piwo z puszki i uśmiechem i gestem próbował zachęcić ją do grania. Ravna gwałtownym grymasem próbowała dać mu do zrozumienia, że nie ma na czym grać, i nie wie, co grać powinna. Adam wzruszał ramionami, jakby chciał powiedzieć, że to nie problem. Zdenerwowana i roztrzęsiona uciekała ze sceny.

Przeszperanie biblioteki w poszukiwaniu jakiekolwiek wiedzy o tym, co trójka szamanów, w dobrej wierze, ale i nieświadomości, zrobiła jej i kazaskiemu wilkołakowi, dało dokładnie to, czego się spodziewała. Hermetyckie brednie. Słowa bez duszy, poprzypinane do pergaminów jak kolekcja martwych owadów. Ta martwa pusta wiedza kojarzyła się jej z Aureliuszem. "Z czym przestajesz, takim się stajesz".

„Uważam, ze absolutnie nigdy nie powinno się rozłączać bratnich dusz, bratnich ciał, bratnich jaźni i bratnich losów. Wszyscy z jednego, a oni są bliżej jedności. Miast tego powinno wspierać się owe połączenie aby przez jego dualną naturę badać podstawy świata. Po co wyruszać dalej skoro ma się elementarną strukturę świata, dualność wprost przed oczyma?” - dowiedziała się z dzieła Adepta Waleriana Henryka II „O poznawczym badaniu świata”, Berlin 1945.

Tak jak czerń z bielą tworzą szarość, rzecz o wiele bardziej niedoskonałą, tak dwa elementy danego zbioru tylko w osobnym stanie mogą operować w pełni swej wartości, natomiast zsumowanie ich lub jakiekolwiek zsumowanie (z wyjątkiem znaku urojonego, za który po dziś dzień dziękuje mojemu Mentorowi) powoduje tychże anihilacje albo też zmianę relatywnej wartości kiedy to wartość teoretyczna pozostaje bez zmian.” - nie zgodzili się z Walerianem autorzy pracy zbiorowej Domu Fortunae „Ars Fati XXXII”, Jerozolima 1002 – Horyzont 1700.

”Nigdy nie ingeruj w przeznaczenie. Nasi zacni sprzymierzeńcy pędżacy w wirtualnej sieci wierzą uparcie, że wszystko jest w ich dłoniach podczas gdy tak wielu przecieka przez palce życie. Nigdy nie dziel, zawsze łącz.”
- twierdził Adept Jurij Sidrow w ”Rozprawie o myśli”, Moskwa 1999

Ravna polała wszystkim i siorbnęła ze swojego kieliszka.

"<<Nie czytaj hermetyków, bo piszą brednie, a ich styl jest zaraźliwy i zatruwa duszę>>. Adept Ravna Turi, "Przemyślenia niegłębokie po paru głębszych", Moskwa 2009.



- Jon, mogę cię prosić?
- zebrała się na odwagę. - Mam prośbę...
- Ta, jasne, już
- mruknął i odszedł za szamanką kawałek od stolika. - No co jest?
- Chciałam, żebyś, jeśli możesz oczywiście... - zaczęła niezręcznie i poirytowana własną bezradnością, zamilkła. - Momencik - wróciła do stolika i opróżniła swój kieliszek.
- Posłuchaj, Jon, jest taka sprawa - kontynuowała drewnianym głosem, wróciwszy do Jona. Tamy jej puściły i słowa wylały się ust wartkim strumieniem. Pamiętając, do kogo mówi, opowieść o zawiązanych na supeł przeznaczeniach przybliżyła krótko i konkretnie. Na więcej i tak zbrakło by jej sił. - Chciałam cię prosić, żebyś sprawdził dla mnie jego przeznaczenie.
Jon spojrzał na nią spod byka.
-Przeznaczenia się nie sprawdza, sprawdza się tylko prawdopodobieństwo. Możesz wszystko, a wiedza na ile jest to trudne naprawdę jest Ci potrzebna? Dobra, mam za miękkie serce...
Wirtualny Adept będąc przy stoliku postawił laptop przy biurku i bez słowa uruchomił na nim kilka programów, potem już nie zawracając sobie nimi głowy, czekając na wyniki.
- Sprawdź śmierć.
- Nie przeszkadzaj - fuknął Jon bez gniewu. - To chwilę potrwa, nie musisz nade mną wisieć.

Kiwnęła głową i wróciła do stolika. Chciało jej się płakać. Nie. Chciało jej się wyć. "Bez niego umrę. Bez niego zmienię się w nieco bardziej kolorową, egzotyczną wersję Aureliusza".


"Nie myśleć o tym" - upomniała sama siebie.

Temat zastępczy pojawił się jak na zawołanie, w postaci jaśniejących jak ognisko w tundrze włosów nieznajomej.
- Wiktoria? - szepnęła, przechylając się do gotki. - Znasz tę rudowłosą, tam, przy barze?
- Hm?
- Wiktoria oderwała się od swojego drinka we wszystkich kolorach tęczy. - Ruda ścięta na jeża czy ta z długimi?
- Ta z długimi. Ona jest magiem.
 
Asenat jest offline  
Stary 17-10-2009, 00:47   #128
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Gdy zespół zaczął grać, powietrze przeszył świdrujący w uszach pisk zachwyconych fanek. Na oko miały nie więcej niż 17 lat i na oko to co bulgotało w ich szklankach to nie był sok jabłkowy. No tak… starszy kolega.

Nana próbowała przepchać się do obleganego przez ludzi baru. W sumie nawet nie po to, żeby zamówić sobie coś do picia. Bardziej dlatego, że należało wreszcie zacząć wypełniać prośbę Igora.

Tłumek wokół baru rozrzedził się na tyle, że zdołała dopchać się do lady i usiąść na jednym z wysokich stołków. Początkowo nikt nie zwrócił na nią uwagi. Wysoki barman serwował piwo kufel za kuflem więc zapewne nawet nie zauważył, że przy barze siadła, młoda ładna dziewczyna.

Natalya nawet nie miała mu tego za złe. Nie śpieszyło jej się za bardzo, miała przecież całą noc na zagajenie rozmowy z Wiktorią. Co prawda najpierw musiała się dowiedzieć, kto to właściwie jest, ale można było przyjąć, że była już bliżej niż dalej. Kiedy wreszcie barman zdołał się uwolnić od upierdliwego, lekko podchmielonego faceta ze śmieszną bródką, zwrócił uwagę na rudowłosą.

- Co podać? – zagadnął sięgając odruchowo po kolejny kufel
- ScrewDriver – odparła rudowłosa uśmiechając się zalotnie. – Z podwójną wódką.
- Pani życzeniem jest dla mnie rozkazem – odparł mężczyzna, jakby poddając się tej subtelnej grze.

Po chwili postawił przed nią drinka.

- Mogę zrobić dla ciebie coś jeszcze? – zapytał barman, gdy upiła pierwszy łyk pomarańczowej cieczy.
- Owszem, szukam Wiktorii Gros.
- Masz szczęście, mała. Wiktoria to ta babka w czarnym, która kręci się wszędzie. O! Ta, co teraz opieprza ochroniarza.
- Dzięki, kotek. Miło się z tobą gawędziło.

Dobiegła do kobiety właśnie, gdy ta kończyła strofować bramkarza. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie powinna była ubrać się jakoś „skromniej”. W sumie teraz było to już bez znaczenia, ale jednak nie dało się ukryć, że przy tej poważnej, odzianej w czerń kobiecie, wyglądała dość pstrokato.


- Pani Wiktorio – zaczęła uśmiechając się delikatnie. – Nazywam się Natalya Nazarova. Chciałabym z panią porozmawiać.
- Usiądźmy – odparła kobieta zupełnie obojętnie gestem ręki zapraszając ją do najbliższego wolnego siedzenia.

Usiadły naprzeciw siebie, tuż pod lekko obdrapaną ścianą. I wtedy zapadła niezręczna cisza. Chociaż wkoło słuchać było huk głośnej muzyki, ich milczenie świdrowało w uszach jak niedający się wyłączył, doprowadzający do obłędu dzwoneczek.

- Zatem słucham – odezwała się wreszcie Wiktoria. Na jej twarzy nie drgnął nawet jeden mięsień.
- Przysłał mnie mój mentor, Igor Szapołow. Prosił, żebym zjawiła się w Moskwie i za pani pośrednictwem przekazała Radzie, że „przybywa Wilczyca Niebieska”.
- Igor cię przysłał. Czyżby w jego mieszkaniu przestało być już tak ciepło i bezpiecznie, skoro postanowił znowu kontaktować się z Fundacją? Przecież chciał spokoju od naszego bałaganu.
- Nie mówił mi nic na temat swoich wcześniejszych kontaktów z Fundacją – szepnęła dziewczyna wyraźnie zaskoczona reakcją kobiety.
- No tak, tego można się było po nim spodziewać. Nie jestem tylko pewna, czy tym razem to nie my zapragniemy spokoju od niego. Bo gdzie on, do ciężkiej cholery, był, kiedy nas zabijano? – głos Wiktorii dalej był tak przerażająco spokojny.

Kobieta prychnęła gniewnie i poderwała się z fotela. Chciała odejść, ale Nana jej na to nie pozwoliła. Chwyciła ją za szczupły nadgarstek. Nie zbyt silnie, ale jednak stanowczo.
- Gdyby jednak Fundacja zechciała skorzystać z mojej pomocy, będę w mieszkaniu Igora. Dziękuję za rozmowę.

Natalya odeszła kołysząc biodrami w rytm wszechobecnej muzyki. Usiadła na swoim wcześniejszym miejscu, tuż pod sceną i czekała. Załatwiła już chyba wszystko, co miała do załatwienia i teoretycznie mogłaby już wrócić do domu, ale wieczór był przecież jeszcze młody i nie należało tego lekkomyślnie marnotrawić.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.
echidna jest offline  
Stary 28-10-2009, 23:03   #129
 
Ratkin's Avatar
 
Reputacja: 1 Ratkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwuRatkin jest godny podziwu
Szamil miał już tego powyżej uszu. Pragnął chwili pieprzonego spokoju. Kilku godzin, na dogłębną, dokładną analizę zachomikowanego haustu szalonej kwintesencji...

Tymczasem jednak, miał na głowie kolejnego fajfusa. Facet śmierdział mu mafią jak stąd po Władywostok. Nawet jeśli się mylił, to miał do czynienia z Przebudzonym palantem o metodach pasujących do mafii.

Nie przywołał wspomnień cisnących się ku powierzchni jego świadomości. Zepchnął te złe, bardzo traumatyczne wspomnienia gdzieś głęboko...

Nu pagadi...-mruknął do siebie. Oczywiste skojarzenie wywołało u niego lekki uśmieszek.

-Szczegóły. Chyba nie oczekujesz człowieku że podejmę decyzję na podstawie czegoś takiego?
- grał na zwłokę. Tymczasem, jego trylinerany komputer już robił swoje.

Maszyna zamrugała diodą, pokazując tymże razem zupełnie inną lokacje, jednak znowu bliską.

55°44'56.58"N
37°38'32.86"E

-Chronione podstawowymi barierami.-westchnął, w myślach rozważając wszystkie możliwości ataku...

Tymczasem jego rozmówca "rozpisał się".

-Cel nazwijmy Fali. Podsyłam jego zdjęcia.-Zdjęcie okazywało podstarzałego biznesmena, z wielkim brzuchem i siwizną podszytą brakiem włosów.
-Najlepiej abyś go załatwił jutro. Z mojej wiedzy nie operuje on na przyległości, natomiast posiada pewną ochronę na jej bazie. Proponuje milion funtów oraz pięć miarek Kwintesencji.

Skryty stwierdzające prawdę skołowały się, dwa słupki drgały niczym dłonie paralityka.

-Pieniądze mnie nie interesują, Kwintesencji też zbytnio nie potrzebuję... wspominałeś coś o Talizmanach, może tym mnie zainteresujesz?
 
Ratkin jest offline  
Stary 01-11-2009, 12:14   #130
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Klub „Red Power”

Grigorij westchnął smutno rozpoczynając kolejny kawałek jakże związany z sytuacją Magów.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=SMwaMTP8HSQ[/media]

Prawie nie było czuć atmosfery niedawnej tragedii. Od Inna rozprawiała z Siergiejem o starych czasach i ewentualnym sposobie terapii Mówcy Marzeń co razu rozlewającego piwo poprzez niekontrolowane po drygniecie prawej dłoni. Isamu wsłuchiwał się w muzykę, a Grzegorz niczym spłoszone zwierzę wyczekiwał zagrożenia z każdej strony. Raz zatrzymywał spojrzenie na widzianych wcześniej motocyklistach, mierzył złym spojrzeniem przechodzących ludzi czy uśmiechał się głupio sam do siebie jakby czuł się nieswojo w całej sytuacji, maskował to. Amy zauważyła to w mig, nawet przez chwilę ujrzała seledynowe barwy zmieszania.
Tymczasem Jon zmarszczył czoło, zacisnął szczękę i lekko zdziwiony spojrzał na Ravnę. Mówczyni Marzeń już od dłuższego czasu wyczuwała przyjemne mrowienie na skórze towarzyszące magy w miejscu o wspaniałej, czystej Umbrze., Tak, to miejsce było czyste i przypominało o wolności, buncie jak i czystej euforii. Nigdzie narkotyków, tragedii i... Plam. Jednak ciemne plamy były, ludzie-plamy którzy krążyli wkoło i swą wewnętrzną ciemnością zatruwali świat, są własną zgryzotą. Ludzi zwykli, śpiący i nieświadomi. Lecz już nagryzeni przez mrok.

-To jest wojna i każdy kto tu jest godzi się z tym, że może zginąć. Lecz nikt nie godzi się na bycie torturowanym, pranie mózgu, obdarcie ze wspomnień czy niewolnicza prace bo i czasem blaszaki potrafią zawlec do Mecha. Chciałbym, abyśmy w poniedziałek przegłosowali rozwiązaie radykalne. Zrobienie burdelu w wojsku przez X-Manów oraz telewizji oczyszczenie z Światowego Porządku, Syndykat nie jest jeszcze najgorszy, działają na gdziekolwiek i na rynku nieru..

Abraham zamilkł, jeszcze bardziej zdziwiony tym co widział na ekranie.

-Chwila...

Mruknął w stronę reszty, wbijając jeszcze kilkanaście komend do swego komputera. W ułamku sekundy wykresy, podziały procentowe, tabele danych oraz wektorowe przedstawienie przeznaczenia ustroiły ekran przykrywając niezbyt gustowną tapetę z roznegliżowaną modelką.

-Ravna... Mam trochę inny pogląd na temat losu niżeli nasze konserwy ale nawet mnie to niepokoi, zważywszy w jakim tempie zmieniają się proporcje. Trwało to tyle, bo symulowałem przed i po rozłączeniu. Jeśli on zginie, twoje szanse przeżycia rosną, jeśli on przeżyje, twoje maleją. Po rozłączeniu oboje macie opłakane alternatywy chociaż nasz obiekt korzysta na tym aż o dwadzieścia procent w porównaniu z obiektywna analizą – 99,87% na twój zgon i 60% na jego. Po rozłączeniu on ma już tylko 40%...

Wirtualny Adept wyprostował się, odchylił od komputera i ściągnął okulary przeciwsłoneczne. Wbił spojrzenie w Ravnę.

-Nie licz na piosenkę Grigorija.

Uśmiechnął się ironicznie. Cóż, Jon zawsze miał dystans do świata.


Tymczasem Wiktoria myślała zawzięcie pod akompaniament wyraźnie słyszalnego „nananananana”.

-Te laska, ale jak chcesz posłuchać muzyki to kup sobie odtwarzacz a nie zaprzęgaj ducha discmana....

Zapiła wprost nad uchem Nany, odrobinę skruszona.

-Wybacz... Ale jest naprawę niefajnie, źle i strasznie. Umarło dwoje z nas, teraz zabili kolejną. Strzelono do kilku z nas, potem wpadli wprost pod paszcze wilkołaków. Na spotkaniu z tymi również strzelano, a... Zresztą, paranoja. Igor żyje?

Uśmiechnęła się smętnie.

Szpital Moskiewski nr 3

-Mogę zapłacić mechanizmem używanym do niszczenia zabezpieczeń i sterylizowania źródeł Kwintesencji. Co prawda potrzebuje podczas działania operatora gdyż jego gabaryt uniemożliwiają instalacje pełnego modułu to znacząco wspomaga takie procesy. Mam także na stanie jedną strzelbę Gaussa.

Zamilkł. Odczyty na komputerze zwiariowały pod naporem panicznych komunikatów poufałego Szamila/. Zupełnie jakby program wpadł w panikę, szaleństwo i owczy pęd ucieczki. Słowa raz zastępowały liczby, litery kody tablicy znaków, dane sformatowane mieszały się z czystym kodem binarnym i trialnym. Tylko oczęta [b[Samuela[/b] pozwoliły się mu połapać w tej mozaice, znaleźć porządek w chaosie.

Nieautoryzowana próba połączenia! Niebezpieczeństwo. Utrzymam spokój przez: 12 h. Połączenie zewnętrze, inne od obecnego.

Tymczasem na ekranie pojawił się komunikat.

-Szumi na łączach strasznie. Jeśli se zdecydujesz, skontaktuj się ze mną po wylaniu jutrzejszym.

Utrata połączenia – zabrzmiało. Obok natomiast wywaliło komunikat:

Nieutargowany dostęp z ramienia obiektu przerwany. Obiekt nazwy: cytuję: „Ten Buc i Cham Rasputin”. Autoryzować?

Klub „Red Power”

Tymczasem Amy jakby na chwilę odzyskała wzrok. Czy to była znowu iskierka przebudzonego wzroku, szaleństwo, paranoja czy też jej Avatar chciał ja ocalić? Przed czym?
Jeden z gości z klubu lśni dla niej. Lśnił przodami,m energia i okularami których nie było Czysty, psychiczny archetyp technokraty.



Tymczasem Wiktoria nie dała odpowiedzieć [b]Nanie/b]. Podczas gdy dalej brzmiało „nananana”, Gotka uśmiechnęła się ironicznie.

-Widzisz tamtych ludzi? Podejdź ale nie bądź podejmować. Inaczej cie zastrzelą.

Uśmiechnęła się ironicznie i odeszła szybko ochrzaniając tym razem innego ochroniarza.
Siergiej upił łyk wódki jakby znieczulając swoje poszarpane nerwy i łagodząc irytacje jakakolwiek zielenią w otoczeniu. Jon jak gdyby nigdy nic, zostawił Ravne ze słowami i zaczął mówić do reszty.

-W poniedziałek z samego rana zebranie. Nie wiem jak wy, ale to już za dużo. Finezja, jakieś zabiegi w paradygmacie i inne guzik dają. Przygotuję projekt i liczę na wasze poparcie. Będzie to brutal mode zakładający nawet rozpierdolenie połowy baz wojskowych, nawet prosząc o pomoc wilki. Niech się dokoksuje, nazwą mnie chamem i chodzącą obrazą świata lecz trzeba to zrobić gwałtownie.

Isamu leniwie kiwnął głową, trochę bardziej entuzjastycznie dokonał tego Grzegorz, a zupełnie z brakiem aprobaty – Inna.

-Znam już trochę nasze hermetyczne ciotki i wiem, że nawet gdyby zdecydowali się na coś ostrego – będzie to zbyt łagodne...

Zamyślił się. Zamyślenie przerodziło się w smutny wyraz jego twarzy jak i twarzy innych magów którzy znali Anne. Grzegorz wdał się w rozmowę z Siergiejem o stosunkach polsko-rosyjskich jakby zapominając o tym całym bałaganie. Tylko Ravna nie mogła zapomnieć. Na skraju jaźni pobłyskiwało coś martwego, złego i strasznie... Nieczystego, obskurnego i brudnego? Czuła także zimny wiatr niosący znane „nananana”. Nie wiedziała czy to jedno okropne wrażenie czy kilka rzeczy których tutaj nie powinno być.
Tymczasem Grigorij zaskoczył piosenkę i rozpoczął następną.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=CJFmgGYBI04[/media]

Szpital Moskiewski nr 3

Obiekt zniknął. Pobieżny skan zwraca wartość zerową.

Wreszcie spokój, cisza. Szamil został sam tak jak lubił. Nikt mu nie przeszkadzał, nikt nie niepokoił, nocny obchód dopiero za dwie godziny. Do tego czasu był wolny i spokojny.
Jednak w głębi boskiego ja brakowało mu czegoś. Nienamacalnego, nie do odnalezienia i dotknięcia, czegoś wymykającego się informacji i danym. Przez chwile czuł się jak człowiek któremu chce się pić na pustyni.
Ale to też minęło nagle jak przyszło. W sąsiednich salach zgasły światła. Zabłąkany samochód pomną ulicą. Suche powietrze naszczypało Wirtualnego Adepta w nosie.

Klub „Red Power”

Inna rzuciła dalekie spojrzenie na Nane. Amy dalej widziała kogoś.
Jedni z magów brzdęknęli kieliszkami. Było tak sielsko i spokojnie. Ktoś żartował, ktoś bawił się pod sceną, ktoś zapijał swe smutki. Jon wygasił komputer, a Isamu skrzywił się lekko.

-Mam złe przeczucie na jutro.

Muzyka brzmiała coraz głośniej. Kolejny mroźny wieczór rozdartej Moskwy. Robotnicy wracali z budów, a staruszki modliły się po domach.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172