Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2009, 22:31   #40
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Miasto jest niczym scena, na której toczy się wiele sztuk jednocześnie. Każdego dnia aktorzy grają sztukę improwizując dialogi i wydarzenia. Jedni grają główne, inni drugorzędne, a reszta robi za statystów. W takim mieście jak Waterdeep tak „sztuk” odbywa się wiele.
A jedna toczyła się właśnie w dokach Waterdeep...
Przy wozie szybko nastąpił podział ról. Wpierw Morgan wraz z Dru oddalili się by szukać alkoholu. Gnomka szybko przydzieliła Kastusowi zadanie, więc kapłanowi nie pozostało nic innego jak je wykonać. Niemniej, gdy tylko kapłanka oddaliła się wraz z najemnikiem w poszukiwaniu trunków, do akcji wkroczyła magiczka.
Kastus zdołał z siebie wydukać.- Ale, ale, ... jego świętobliwość arcykapłan świątyni Gonda już śpi. Ma już ponad 60 lat. Poza tym świątynia... i kapłanka Dru nakazała...
Problem z Sylphią był taki, że w zachowanie jej podobne było do apodyktycznej Dru, tyle że ona dodatkowo nosiła strasznie rozpraszający strój. Westchnął więc spoglądając na wóz z armatą, po czym posłusznie podreptał za pewną siebie maginią.
Więc przy wozie został milkliwy Castiel, stanowcza Sabrie oraz enigmatyczny elfi czarodziej i tajemniczy Logain. I właśnie Sabrie zaproponowała pomysł, dobry w swej prostocie...niemniej na obecną chwilę, niewykonalny. Wszak jeśli teraz ruszą z wozem, to ci którzy oddalili się od grupy, mogą ich potem nie znaleźć. No i ...kto będzie robił za woźnicę?
Zwłaszcza, że zarówno Dru jak i Kastus się oddalili.
A nad miastem robiło się coraz ciemniej i zaczynało lekko siąpić.

Idealna pogoda na zasadzkę...
Tymczasem w kierunku grupki strażników ładunku powoli przemieszczał się wózek ciągnięty przez ubranego w łachmany biedaka. Niby nic niezwykłego, ale biedak zatrzymał się kilka metrów od pilnowanego ładunku i zaczął raczyć się alkoholem z glinianej butelki. A w nozdrza dzielnych strażników uderzył swąd...smród rybich odpadków, które wypełniały wóz.
Zapaszek był niemiły, a co najważniejsze, skutecznie neutralizował najważniejszy atut chowańca Teu, znakomity węch.
Z pobliskich uliczek zaczęły dobiegać odgłosy szybkich kroków, zduszone krzyki. Niespokojne cienie poruszały się w blaskach pochodni. Kolejne „cienie” przeskakiwały po dachach domów. Wóz był zaparkowany na dużej ulicy prowadzącej na nadbrzeże z jednej strony. Z drugiej zaś w kierunku magazyny, z którego został wywieziony. Do tej ulicy dochodziły trzy węższe uliczki. W te jednak wóz by się nie wcisnął. Z dwóch z tych uliczek dochodziły niepokojące hałasy. A ten pijak przy wozie z rybimi odpadkami, jak na złość przedłużał swoją balangę.

Tymczasem w innej części miasta

Zalana gęba i mętne oczka próbowały uchwycić logikę...a samo ciało pion. Mężczyzna, wydający się być miejscowym osiłkiem, chwilę rozmyślał zanim uchwycił sens jego.
- Ano, interesy święta rzecz.- uśmiechnął, siadając na stołku przy barze, i sadzając kapłankę obok.
- Mówisz, że jak się nazywasz...?- spytał mężczyzna. Po czym dodał.- Ja jestem Ron, Blady Ron. Pływam na Albatrosie. A ty na jakim statku?
Tymczasem Dru próbowała dyskretnie się wymknąć, ale pijak wykazał wystarczająco przytomności umysłu by chwycić ją za kołnierz szaty i przytrzymać na miejscu. Przy okazji mruknął.- Zaraza z tymi gnomami. Małe to to...a ostatnio zaczęło kantować. Za czasów mego tatki, to na krasnoludy zawsze można było liczyć, solidne brodacze...a teraz gnomy oszukują.
Blady Ron jakoś nie zauważał braku logiki w swych słowach. Z drugiej strony nie zauważył też fałszywych kości Dru. Kapłanka zaś wtrąciła z wyraźną dumą w głosie. – Tymora wszak kobietą jest, nic dziwnego że kobiety faworyzuje. A przy kościach oszukać się nie. Wszak rzut kośćmi to jest ślepy.
- Nadmiar szszcz..szczem...fart też ma swoje granice!-
huknął Blady Ron, napił się trunku zamówionego na koszt Morgana, po czym spytał. – No to pogadajmy o interesach.

W innej części miasta...
Sylphia i Kastus przemierzali razem o wiele gwarniejszą od innych części miasta, Dzielnicę Handlową. Tu biznes królował 24 godziny na dobę. Gwar nie cichł nawet w najczarniejszą noc i było bardzo głośno. Kapłan już pogodził się z podążaniem za Sylphią. Podczas ich wędrówek przez uliczki miasta zaczął zasypywać ją pytaniami.
-Czemu taka piękna kobieta jak ty zajęła się magią? Skąd wzięłaś okulary, to mało popularny wynalazek. Jesteś może czcicielką Gonda? Jakie kwiatki lubisz? Długo mieszkasz w Waterdeep? Znasz tutejsze romantyczne zakątki, bo ja jestem w Waterdeep od niedawna.
Trudno było wyczuć intencje ukryte za tymi pytaniami. Czy Kastus próbował zgłębić umysł maginii, poderwać ją, czy też może zabijał czas?
Niemniej dotarli do sporego muru otaczającego posiadłości i świątynię Gonda. Kamienny mur skrywał budynek świątynny, a także budynki mieszkalne oraz kuźnie wykorzystywane przez kapłanów. Oprócz datków wyznawców, świątynia utrzymywała się z prac wykonywanych przez kapłanów. Głównie płatnerskich i kowalskich zleceń, ale także alchemicznych.

Kastus jednak nie ruszył wraz z maginią, do głównej bramy, tylko skierował się do bocznej. Wrota do niej wykonane były litej kamiennej płyty. Jednak kapłani Gonda (i tylko oni) potrafili je otwierać bez wysiłku. Magia mówiło pospólstwo, fizyka odpowiadali kapłani Gonda.

Kastus zastukał trzy razy i po chwili wrota otwarły się nieco, a przez szczelinę wyjrzało jasnoniebieskie oko.
- Czego ?...Kastus?- po tych słowach drzwi otwarły odsłaniając właściciela niebieskiego oka. Miał też i drugie do pary. Właściciele obu oczu, był osiemdziesięcioletni staruszek, opierający się na długim drągu. Gładko ogolona twarz i wianuszek siwych włosów współgrały z zmarszczkami i znoszonym ubraniem. Spojrzał na Kastusa ignorując zupełnie Sylphię i rzekł.- A co ty tu robisz chłopcze. Czyż nie zostałeś wyznaczony do pilnowania tej kapłanki z Lantanu i jej ładunku. Nie miałeś jej pomagać w misji?
- Właśnie pomagam Edgarze.-
odparł Kastus,po czym zaczął mówić.- Potrzebujemy złomu i dokumentów świątynnych podpisanych przez samego arcykapłana.
Edgar pomachał nerwowo głową na boki.- Nie, nie, nie...jest już późno, wiesz jaki Algernon bywa marudny gdy się go budzi, po tym jak już łyknie ziółka. Lepiej przyjdźcie jutro. Bedzie miał lepszy humor.
- A złom?- spytał Kastus, a Edgar spojrzał na niego dodając.- Nie ma złomu w świątyni, wszystko jest przetapiane. Algernon nie znosi marnotrawstwa. Chyba że...
- Chyba że co?-
spytał Kastus. Edgar podrapał się po głowie mrucząc.- Chyba że wynalazki „nie do końca działające” Rowana. Ale wiesz, że on ich nie da. Nie pomoże Drucilli. Pamiętasz jak gnomka zadrwiła z jego pokazu? Nadal ma do niej żal. A i ciebie nie lubi odkąd mu zepsułeś automatyczny usuwacz brudu.
-Nie zepsułem...on od początku nie działał, ja tylko przesunąłem dźwignię. Miałem szczęście, że eksplozja tego rzęchu mnie nie zabiła!-
Kastus potarł w irytacji czoło. A Edgar wzruszył ramionami mówiąc.- Znasz Rowana. Jest bardzo wrażliwy na punkcie swych wynalazków. I pamiętliwy. Wejdźcie do środka. Możecie poczekać w świątyni do rana, lub zajrzeć do kuźni. Rowan na pewno jeszcze pracuje.

Świątynia Gonda robiła wrażenie na odwiedzającyh ją z wielu powodów. Przede wszystkim wyróżniała się niespotykanym na kontynencie, stylem architektonicznym...oraz brakiem wszechobecnych ozdobników tak popularnych w innych miejscach kultu.

Edgar zamknął kamienne drzwi, zaś Kastus rzekł prowadzac czarodziejkę w kierunku świątyni.- Trzymaj się blisko mnie pani. Poza wyznaczonymi ścieżkami, są założone eksperymentalne pułapki. Nie są co prawda śmiertelne...zazwyczaj. Ale...rozumiesz pani. Nie wszystkie zostały przetestowane, a wypadki chodzą po ludziach.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 03-10-2009 o 18:18. Powód: poprawa byków :(
abishai jest offline