Mogłem zginąć na własne życzenie.
A może już nie żyje? A może nikt tu nie oddycha?
Może nie musi?
Auto sunęło polną ścieżką. Czerwony hummer torował drogą.
White nie odzywał się. Powinien być wdzięczny policjantowi. Ten w końcu rzucił się w środek bandy psycholi, by uratować nieznajomego. Zaryzykował swoje życie, wystrzelił kilka razy i wyszarpał niebieski płaszcz prosto z piekła.
Naprawdę powinien być mu wdzięczny.
Ale jakoś nie mógł się zmusić. Jakoś nawet nie próbował.
Zresztą na czym polega wdzięczność? Miał mu wcisnąć w dłoń kilka banknotów, zasłonić kiedyś własnym ciałem, odprowadzić córkę do przedszkola?
O to w tym wszystkim chodzi? Czy dzięki temu spłacę dług?
Chyba nie. Chyba tak.
A może według starej chińskiej tradycji Thomson był teraz za niego odpowiedzialny do samego końca swojej egzystencji?
Może tej pożyczki nie da się spłacić?
A może ona nie istnieje?
Może nic wielkiego się nie stało?
A może powinien dać się rozszarpać na kawałki?
Nie. To nie. Na pewno nie to.
Nie zostanie zdjęciem wyświetlanym przez kilka sekund na ekranie. Jedno z wielu innych. Uśmiechniętych ludzi, pełnych szczęścia i rozkoszy.
A w tle lecieć będzie smutna muzyka. I głos z offu poinformuje, że gdy umarłem moja rodzina przeżywała trudne chwilę.
Tak jest im ciężko od kiedy mnie nie ma.
To takie straszne.
Ale nie płaczcie. W zamian grupa pozytywnie zakręconych projektantów zbuduje wam prawdziwą wille!
Śmierć za nowy dom! Korzystna wymiana! Tylko teraz! Tylko u nas!
Pieprzyć to.
Nie mam rodziny.
Aleksander przeglądał zdjęcia.
Pierwsze: Kobieta uciekająca w stronę reportera. Kilka centymetrów za nią pochlapane krwią postacie. Ostrość na wykrzywioną przerażeniem twarz kobiety. Tamci nieostrzy.
Drugie: Kobieta leży. Tamci padają na nią, jeden po drugim. Jeden ciągnie ją za włosy. Drugi wgryza się w ramię.
Trzecie: Kobieta znika pod stosem ciał. W tle Boeing
Czwarte: Postacie zbliżają się do reportera.
Piąte: Strzelający policjanci. Na pierwszym planie młody chłopak, bez policyjnej czapki, pociąga za spust. Ognik wystrzału.
Szóste: Uciekający tłum. W środku kadru płaczące dziecko.
Siódme: Ochlapany krwią kadr. W tle jeden z tych psycholi.
Ósme: Rozmazane niebo. Krew dalej w kadrze.
Krew i śmierć w obiektywie. Prawie jak korespondent wojenny.
Dostanie za to kilka tysięcy. Może kilkanaście.
Otworzył okno. Wystawił przez nie aparat. Jednym kliknięciem uwiecznił sekundę.
Pewnie był w szoku. Albo był samotny, możliwe, że tylko nieśmiały.
Stawiałbym jednak, że żadne z powyższych. Po prostu nie chciał rozmawiać z nikim.
A auto powoli wytracało prędkość.