Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-09-2009, 15:46   #41
Lost
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
- Wydaje mi się sir- krzyknął kierowca - że załatwiliście wszystkich, chociaż nie widziałem żebyście dorwali dowódcę. Ich szefem był taki kurwik ze ślepiami pomalowanymi na czarno. Przed waszym przybyciem założył miedzianą maskę w celu odprawienia nademną jakiegoś idiotycznego rytuału. Osobiście, byłbym trochę zawiedzony gdyby przeżył. Ale wierzę w to, że doborowym wspaniałym rycerzom Schulz'a nie umknął nawet jeden, marny szczylek.
Cóż to by było za niedopatrzenie!

Dzieciaki. Dzieciaki pozbawione szacunku do Schultzów.
Wolf miał zamiar podnieść pistolet i rozpaćkać mózg tamtego na szoferce. Jak za starych, dobrych czasów. Szkoda, że tak bezpowrotnie minęły. Tęsknił za nimi.
Zamiast tego chłodno kalkulował. Musiał dopaść tego "kurwika ze ślepiami pomalowanymi na czarno". To jest Detroit. To jest Downtown. Tu się, kurwa nie odpuszcza. Na początku przydałoby się sklecić jakąś grupę pościgową.
Rozejrzał się. Transporter oddziału Sztylet płonął, Hummer był miejscami podziurawiony, ale na chodzie, jego wóz to tylko dwuosobówka, ale u wylotu ulicy dostrzegł krążownik tej młodej dziewczyny.
To nie będzie łatwe zadane.
- Rekwirujemy ten wóz, synu. - Rzucił do Anta. Oczy kierowcy rozszerzyły się z zaskoczenia. Zabierzcie mu wóz, a to jakbyście odebrali dziecko matce. - Będziesz kierował. Chyba, że rana ci nie pozwala. Wtedy wysiadaj. - Rzucił niedbale. - Dwóch ze sztyletu do tyłu. CKM na pakę.
Ton nieznoszący sprzeciwu.
Żołnierze momentalnie byli w wozie. Z tyłu zajęła miejsce młoda, atrakcyjna, choć może trochę zniszczona przez narkotyki, alkohol i proch dziewczyna i Azjata z rozbieganymi oczyma.
- Cześć, przystojniaku. - Z zalotnym uśmiechem odezwała się kobieta.
Ant spojrzał na jej odbicie w środkowym lusterku.


Nawet nie wiesz, jak ona jest do mnie podobna.
Nie wiem, czy byś nawet zrozumiał.

Głośny łomot na pace przerwał rozmowę. Na tył wskoczył ogromnych rozmiarów żołnierz, trzymając w rękach M60. Facet był tak ogromny, że broń wyglądała w jego rękach jak zabawka. Cholernie niebezpieczna zabawka.


- Do przodu niech siądzie przewodnik. Ktoś, kto zna tereny okalające Detroit. Ochotnik? - Krzyknął Wolf.
- Ja.
Dziecięcy głosik. Niemożliwe. On dalej żyje. Kociak.
Wolf skrzywił się niechętnie, gdy dzieciak gramolił się na przednie siedzenie. Ant tylko kiwnął głową.
- Dobra. Lenny weźmiesz nasz wóz. Pojedziemy jako drudzy. - Kontynuował Pan Wolf. - Wy tam, dwoje! Krzyknął na oddalającego się Meksa i Patti. - Zabierzecie resztę oddziału Sztylet. Jeśli nie chcecie jechać, zostajecie tutaj i oddajecie wóz. - Jego słowa popierało trzech, stojących za nim odzianych na czarno żołnierzy.
- Niech będzie, duzi chłopcy. - Żachnęła się Patti. - Tylko w środku jest ten, wasz ranny...
- Zostawić go. - Uciął dyskusje Wolf. - Reszta do wozu.
- Myśl. - Zwrócił się teraz do Anta. - Czy ten mężczyzna nie mówił, gdzie się spotykają? Gdzie tamci mają wracać? Zastanów się, chłopcze.
Zastanów się. W cukierni, albo tu na tej ulicy? Ani razu nie powiedział, gdzie? Na pewno? Myśl.

Gdy powoli startowały silniki, Pan Wolf krzyknął.
- Aa i jeszcze jedno! Ten, który rzuci mi do kolan odpowiedzialnego za to wszystko człowieka żywego dostanie dwa tysiące gambli. Jeśli martwego.. - Zawiesił głos. - Straci, kurwa jaja.
A nie miał w zwyczaju żartować.
 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.

Ostatnio edytowane przez Lost : 27-09-2009 o 15:53.
Lost jest offline