Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-09-2009, 15:46   #41
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
- Wydaje mi się sir- krzyknął kierowca - że załatwiliście wszystkich, chociaż nie widziałem żebyście dorwali dowódcę. Ich szefem był taki kurwik ze ślepiami pomalowanymi na czarno. Przed waszym przybyciem założył miedzianą maskę w celu odprawienia nademną jakiegoś idiotycznego rytuału. Osobiście, byłbym trochę zawiedzony gdyby przeżył. Ale wierzę w to, że doborowym wspaniałym rycerzom Schulz'a nie umknął nawet jeden, marny szczylek.
Cóż to by było za niedopatrzenie!

Dzieciaki. Dzieciaki pozbawione szacunku do Schultzów.
Wolf miał zamiar podnieść pistolet i rozpaćkać mózg tamtego na szoferce. Jak za starych, dobrych czasów. Szkoda, że tak bezpowrotnie minęły. Tęsknił za nimi.
Zamiast tego chłodno kalkulował. Musiał dopaść tego "kurwika ze ślepiami pomalowanymi na czarno". To jest Detroit. To jest Downtown. Tu się, kurwa nie odpuszcza. Na początku przydałoby się sklecić jakąś grupę pościgową.
Rozejrzał się. Transporter oddziału Sztylet płonął, Hummer był miejscami podziurawiony, ale na chodzie, jego wóz to tylko dwuosobówka, ale u wylotu ulicy dostrzegł krążownik tej młodej dziewczyny.
To nie będzie łatwe zadane.
- Rekwirujemy ten wóz, synu. - Rzucił do Anta. Oczy kierowcy rozszerzyły się z zaskoczenia. Zabierzcie mu wóz, a to jakbyście odebrali dziecko matce. - Będziesz kierował. Chyba, że rana ci nie pozwala. Wtedy wysiadaj. - Rzucił niedbale. - Dwóch ze sztyletu do tyłu. CKM na pakę.
Ton nieznoszący sprzeciwu.
Żołnierze momentalnie byli w wozie. Z tyłu zajęła miejsce młoda, atrakcyjna, choć może trochę zniszczona przez narkotyki, alkohol i proch dziewczyna i Azjata z rozbieganymi oczyma.
- Cześć, przystojniaku. - Z zalotnym uśmiechem odezwała się kobieta.
Ant spojrzał na jej odbicie w środkowym lusterku.


Nawet nie wiesz, jak ona jest do mnie podobna.
Nie wiem, czy byś nawet zrozumiał.

Głośny łomot na pace przerwał rozmowę. Na tył wskoczył ogromnych rozmiarów żołnierz, trzymając w rękach M60. Facet był tak ogromny, że broń wyglądała w jego rękach jak zabawka. Cholernie niebezpieczna zabawka.


- Do przodu niech siądzie przewodnik. Ktoś, kto zna tereny okalające Detroit. Ochotnik? - Krzyknął Wolf.
- Ja.
Dziecięcy głosik. Niemożliwe. On dalej żyje. Kociak.
Wolf skrzywił się niechętnie, gdy dzieciak gramolił się na przednie siedzenie. Ant tylko kiwnął głową.
- Dobra. Lenny weźmiesz nasz wóz. Pojedziemy jako drudzy. - Kontynuował Pan Wolf. - Wy tam, dwoje! Krzyknął na oddalającego się Meksa i Patti. - Zabierzecie resztę oddziału Sztylet. Jeśli nie chcecie jechać, zostajecie tutaj i oddajecie wóz. - Jego słowa popierało trzech, stojących za nim odzianych na czarno żołnierzy.
- Niech będzie, duzi chłopcy. - Żachnęła się Patti. - Tylko w środku jest ten, wasz ranny...
- Zostawić go. - Uciął dyskusje Wolf. - Reszta do wozu.
- Myśl. - Zwrócił się teraz do Anta. - Czy ten mężczyzna nie mówił, gdzie się spotykają? Gdzie tamci mają wracać? Zastanów się, chłopcze.
Zastanów się. W cukierni, albo tu na tej ulicy? Ani razu nie powiedział, gdzie? Na pewno? Myśl.

Gdy powoli startowały silniki, Pan Wolf krzyknął.
- Aa i jeszcze jedno! Ten, który rzuci mi do kolan odpowiedzialnego za to wszystko człowieka żywego dostanie dwa tysiące gambli. Jeśli martwego.. - Zawiesił głos. - Straci, kurwa jaja.
A nie miał w zwyczaju żartować.
 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.

Ostatnio edytowane przez Lost : 27-09-2009 o 15:53.
Lost jest offline  
Stary 27-09-2009, 20:05   #42
 
DeBe666's Avatar
 
Reputacja: 1 DeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodze
Rekwirujemy ten wóz, synu
zabrakło mu słów

Dwóch ze sztyletu do tyłu. CKM na pakę.
ty kurwi pomiocie pięciorękiej małpy z mózgiem wymarłym jak ptaki dodo.
ty jebany kutasie, czy twoi rodzice mają jakieś dzieci, które żyją?

Żołnierze momentalnie byli w wozie. Z tyłu zajęła miejsce młoda, atrakcyjna, choć może trochę zniszczona przez narkotyki, alkohol i proch dziewczyna i Azjata z rozbieganymi oczyma.
- Cześć, przystojniaku.
Twarz dziewczyny ukazała się w brudnym tylnym lusterku. Zaparowało.
Goń się lampucero

Sru. Ogromna dupa idioty zakutego w ciężkie buty i uniform Schulz'ów wylądowała na skórzanym tylnu siedzeniu. W ogromnych, owłosionych łapskach trzymał karabin, którym o mało nie zbił już i tak prawie wyrwanego z mięsem lusterka. Czy mi się wydawało, czy usłyszałem odgłos rozdzieranej skóry, którą tydzień temu w pocie czoła wykładałem tylne siedzenia?
Ant zacisnął zęby.
- Proszę uważać na dach. Możesz się uderzyć sie w głowę- wycedził.

- Do przodu niech siądzie przewodnik. Ktoś, kto zna tereny okalające Detroit. Ochotnik? - Krzyknął Wolf.
- Ja.
Kociak? Skąd on się tu wziął. Nie ważne. Śmierdział dymem, krwią i moczem. Nie wiem co wyprawiał przez ten cały czas, ale czuł do niego odrazę. Pieprzony młodociany samobójca.
Wolf niczym genialny dyrygent w wykwintnym garniturze wydawał rozkazy żołnierzom niczym orkiestrze. Smyczki do wozu, kontrabasy na pakę, flety tu, harfy tam, chór rozdzielić się. W końcu zakończył swój koncert mocnym crescendo.

- Myśl.Czy ten mężczyzna nie mówił, gdzie się spotykają? Gdzie tamci mają wracać? Zastanów się, chłopcze.

Miałem twoją matkę dwa razy. Kwiczała jak świnia...

- Zastanów się. W cukierni, albo tu na tej ulicy? Ani razu nie powiedział, gdzie? Na pewno? Myśl.

Jesteś idiotą, bucem i wycieram tobą moje buty.

- Niestety sir. Nie puścił pary z ust. Ale miał w zanadrzu spory zapas tornada, może warto będzie pójść tym tropem? Magazyny, dilerzy, sprzedawcy, kontrolerzy. To jak, rozumiem, że ruszamy do akcji panie W?- celowo chciał żeby brzmiało to jak najbadziej jadowicie. Niech ten buc wie, że go wkurwił. Niech wie, że mimo tego zajebistego garnituru Ant kiedyś się zemści. Taka była jego natura. Nienawidził pieprzonych pedałów trzymających batutę.

...kwiczała jak świnia i połykała galonami.
 
DeBe666 jest offline  
Stary 09-10-2009, 18:59   #43
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Za plecami Scorpiona rozbrzmiał niezły gwar. Jakiś głos, który prawdopodobnie należał do Wolfa, wydawał wszystkim polecenia, ale te nie docierały do uszu najemnika. Miał je najzwyczajniej w dupie. Teraz liczyło się dla niego tylko jedno. Żeby ktoś kto był przynajmniej rzeźnikiem zaszył mu te pieprzone rany i żeby wreszcie ta czerwona posoka przestała mu spływać po ręce! A potem może zabawić się gdzieś z Patti. Oczywiście po niezłej gadce...

- Wy tam, dwoje! - dotarło do uszów bandito.

"Tylko nie to" pomyślał. "Czego ten kretyn jeszcze chce?". Na wszelki wypadek rozpruwacz postanowił udać, że go nie słyszy i zdjąć ze swojego karku kilkadziesiąt kilogramów z ciężaru, który już wcześniej władował tam Schultz i jego banda. Niestety dziewczyna odruchowo odwróciła głowę i Wilk mógł spokojnie kontynuować swoje rozporządzanie:

- Zabierzecie resztę oddziału Sztylet. Jeśli nie chcecie jechać, zostajecie tutaj i oddajecie wóz.

"O tak. Już widzę jak w pierdolniętym Detroid ktoś oddaje za free swoją furę. Dobry żart".

- Niech będzie, duzi chłopcy. Tylko w środku jest ten, wasz ranny... - przypomniała Patti.

- Zostawić go. Reszta do wozu.

Tak, tutaj najlepiej nie być po żadnej ze stron. Swoich wrogów torturuje się by zdychali w jak najbardziej bolesny sposób, a sprzymierzeńców zostawia się na pewną śmierć, gdy nie są już potrzebni. Z drugiej strony neutralnym dostaje się od obu przeciwników. To kim do cholery warto tu być? Chyba tylko trupem, jemu już nic się nie stanie. Popieprzony świat...

- Mam taką drobną uwagę - swoim zwyczajem wtrącił Scorpion. - Może by mi ktoś kurwa zszył te rany, które mimo wszystko odniosłem w walce za tą pieprzoną organizację?

Bandito ugryzł się w język trochę za późno. Ale może Wolf nie zauważy? Sam wyglądał teraz na zupełnie innego gościa niż ten Wolf spod cukierni. Teraz było widać czemu jest tu szychą. To zawzięty skurwiel.

Kątem oka rozpruwacz dostrzegł Kociaka siedzącego obok Anta. Jak to dobrze, że on sam jedzie innym samochodem.
 
Col Frost jest offline  
Stary 11-10-2009, 21:01   #44
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
Sadza. Szary proch, który osiadł na ruinach.
Tego, co kiedyś było istnieniem. Na bawiących się dzieciach, na kręcącej się karuzeli, na jadącym aucie, na sklepowej wystawie.
Teraz tego wszystkiego już nie ma.
Jest tylko dym.
Oddycham dymem.
Mała zabawka - Życie.



Scorpion.

Meks powoli podszedł do wozu Patti. Rana na ręce coraz bardziej doskwierała.
- Pierdolon... - wycedził. Podniósł wzrok. Dwóch okutych w czarne zbroje Schultzów wyciągało z samochodu bezwładne ciało rannego. Tamten już chyba nie oddychał. Jego twarz, cała we krwi, zastygła w niemym wyrazie przerażenia.


Bał się. Tak bardzo się bał.
Za późno było już na jakiegokolwiek doktora. Został tylko rynsztok. Ten, który tak czule przyjmował każdego mieszkańca Detroit. Pijanego, pobitego, czy martwego.
Rynsztok dla każdego był wyrozumiały.
- Ty, wydawało mi się, że ten koleś wyżyje, jak go ostatni raz widzieliśmy. - Rzucił jeden z gangsterów do drugiego. Znajomy głos.
Scorpion spojrzał na do tej pory odwróconego plecami mężczyznę.
- Zszywacz... - wyszeptał sam do siebie. - Zszywacz! - zakrzyknął. Tamten odwrócił się zaskoczony. Nie od razu rozpoznał przyjaciela sprzed lat. Nagle i jego twarz przekrzywił uśmiech.
- Scorpion! Ty skurwlu! Tyle lat! - Wydarł się.
Rzeczywiście. Tyle lat. Z pięć? Chyba jakoś tak będzie.
Podeszli do siebie i wśród wspólnych wyzwisk oraz śmiechów podali sobie ręce. Zszywacz fachowym okiem otaksował ranę Hegemończyka.
- Duża rzecz. - Zagwizdał. - Ale nie po to złapałem robotę u Schultzów, żebym Cię miał nie poskładać. - Roześmiał się.
- Pakować się do wozu, do kurwy nędzy, panienki! - Wydarł się jeden z Schultzów.


- Lepiej z nim nie zadzierać. Chodźmy. Opatrzę Cię w środku. - Dodał cichym głosem medyk.
Gdy silnik zapalił, Zszywacz wyciągnął z torby z medykamentami dużą, czerwoną strzykawkę. Na tubie, czarnym markerem ktoś napisał "Stimpack", a pod spodem małymi literami dodał "i tak zdechniesz!".
- Okej. Wstrzyknę Ci to. Będzie cholernie bolało. Prawdopodobnie odlecisz. Ale po kilku dniach ręka będzie już jak nowa.. no prawie jak nowa. Do tego czasu będzie tak znieczulona, że nawet nie poczujesz, jak Ci ją jakiś mut oderwie. - Zaśmiał się szkaradnie, po czym bez ostrzeżenia wbił strzykawkę w ramię meksa.
Scorpionowi zrobiło się biało przed oczami.
Tamten nacisnął na tłok.
Czerwona substancja znikała w jego ciele.
Znikł. Wpadł w czeluść bez dna.
Powoli zaczynała krążyć razem z krwią.
Odleciał.


Ant.

Wozy mknęły ulicami Detroit.
Pobijane, zniszczonego Detroit. Krwawiąca rana na mapie pobitych Stanów Zasranej Ameryki.
Konwój otwierał czarny hummer, prowadzony pod wyklinającego pod nosem Anta, następny pędził czarny wóz Wolfa, a kolumnę zamykał krążownik szos Patti, w którym jechał Scorpion.
Mijali ludzi żyjących swoim wolnym tempem. Mających swoje życie, swoje problemy.
Być może jechali po śmierć.
A wszystkich, których widzieli w tylnym lusterku nic to nie obchodziło.
Bo niby dlaczego.
Ale ja jestem przy was. Zawsze.
- Wiem, wiem, wiem! - Przerwał ciszę Kociak. - Skręć tu w prawo! - krzyknął podekscytowany. - Kilkanaście kilometrów od miasta.. na pustyni, nasi znaleźli magazyn wypełniony towarem po brzegi! Kurwa, tyle tornado, a ty nie słyszałeś o tym? Ja pierdole... - Dzieciak pokręcił głową z zażenowaniem. - Teraz trzecia w lewo. I do rogatek. Kilka razy ich tam napadli, ale koniec, końców magazyn jest nasz. To może być to. Jeśli dziś chodzi o tornado, to na pewno stamtąd... - Zakończył z dumą w głosie.
W aucie na kilka sekund zapadła cisza. Ant włączył radio.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=M72qgmGhhzY[/MEDIA]

- Taki mały chłopiec. Nie powinnieneś siedzieć z mamą? - Rzuciła z tyłu dziewczyna.
Pięknie. Sprowokowała go.
- Pieprz się, obciągaro!

Kobieta wybuchła śmiechem. Dzieciak, naburmuszony nie odezwał się już.
Po kilku minutach dojeżdżali do barykady, za którą kończyła się dzielnica po panowaniem Schultzów. Kończył się świat, który tak dobrze znali i rozumieli. Zaczynał się ten jeszcze piękniejszy.
Wysoka kupy gruzu. Worki z piaskiem. Kilka wraków aut. Krew.
Krew. Ciało rozrzucone w karykaturalnej pozie.
Konwój zwolnił.
- Kurwa... - Wycedził Ant.

I gdy tak wielu twoich wrogów przeniosło się do nieba, Ty dalej zostałeś w piekle.
 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.
Lost jest offline  
Stary 14-10-2009, 16:03   #45
 
DeBe666's Avatar
 
Reputacja: 1 DeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodze
- Taki mały chłopiec. Nie powinnieneś siedzieć z mamą? - Rzuciła z tyłu dziewczyna.

Ja pierdolę, pieprzona dziwka na chuj go zaczepia kurwa mać. Nudzi się jej kurwa?

- Pieprz się, obciągaro!

Gdyby Ant nie miał obu dłoni na skórzanej kierownicy, schowałby w nich głowę. Głupie dziwka zaczęła śmiać się jak zarzynana świnia a Kociak nucił pod nosem wiązankę przekleństw.
Czas zrobić z tym porządek.

- Kurwa!- krzyknął Ant, po czym odwrócił się w stronę tej dziwki - Zamkniesz swój paskudny, kurewski, zaśliniony ryj? Na chuj się go czepiasz? Gówno Cię obchodzi Kociak. Chłopak siedzi tu kurwa, bo sam go wybrałem i świetnie nadaje się do tej roboty a ty przymknij swoją zaćpaną mordę i obserwuj okolicę do kurwy w dupy jebanej.

Kociak wyraźnie się rozpromienił i pozdrowił dziewczynę środkowym palcem umorusanym zaschniętą krwią i smarem. Ant to zauważył i huknął otwartą dłonią chłopaka w głowę. Następnie zaciągnął się fajką i dalej jechał.
Trochę mu ulżyło.

Po kilku minutach dojeżdżali do barykady, za którą kończyła się dzielnica pod panowaniem Schultzów. Kończył się świat, który tak dobrze znali i rozumieli.
Zwolnił na widok kupy gruzu, wraków, piachu i ciała.
Wysoka kupy gruzu. Worki z piaskiem. Kilka wraków aut. Krew.
Krew. Ciało rozrzucone w karykaturalnej pozie.
- Kociak, wyskakuj i sprawdź ciało- twardo wycedził w stronę chłopaka.
- A pier...- Ant po raz drugi strzelił chłopaka w twarz i wykopał szczyla z Hummera.
 
DeBe666 jest offline  
Stary 14-10-2009, 19:11   #46
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Banda Schultzów podeszła do wozu Patti, w którym zamiast rannego faceta siedział już nieboszczyk. Scorpion niespecjalnie go żałował. Nie przepadał za ludźmi, którzy z podkulonym ogonem uciekają przed wrogiem, nawet jeżeli ten jest kilkakrotnie liczniejszy. Skoro Schultz i jego paczka uważają się za lepszych od innych powinni to udowadniać, a ucieczka przed kimś kto w hierarchii społeczeństwa jest o wiele niżej od ciebie nie jest zbyt chwalebna.

Tak czy inaczej trup wyleciał przez drzwi i został pozostawiony na chodniku, a paczka żołnierzy ładowała się do środka na jego miejsce.

- Ty, wydawało mi się, że ten koleś wyżyje, jak go ostatni raz widzieliśmy - dotarło do uszu Bandito. Głos był znajomy, ale dawno niesłyszany. Kto mógł zawędrować do pieprzonego Detroit?

- Zszywacz... - odpowiedź przyszła sama. - Zszywacz ty stary padalcu!

- Scorpion! Ty skurwlu! Tyle lat! - odkrzyknął po dłuższej chwili.

"Skurwl" słówko jeszcze ze starej dobrej Hegemonii. Oznaczało w sumie dokładnie to samo co skurwiel, ale jakoś zabawniej brzmiało w tej formie. Zszywacz, którego Scorpion widział ostatnio w Vegas, nie zmienił się ani trochę. Wtedy pracował dla niejakiego Salvatore, jako ochroniarz w kasynie. Jednak gdy zauważył czwórkę starych kumpli w drzwiach, którzy przyszli rozpieprzyć lokal w drobny mak, przyłączył się do nich. Koniec końców Salvatore dostał kulkę, a Zszywacz wyjechał z miasta.
Parę lat później Scorpion dowiedział się, że był na froncie i walczył z Molochem. Nie dowiedział się jednak czy przeżył, ale jak widać spotkał go dokładnie taki sam los jak starego przyjaciela.

Zszywacz, który zgodnie z ksywką, zszywał ludzi przyjrzał się ręce Scorpiona:

- Duża rzecz. Ale nie po to złapałem robotę u Schultzów, żebym Cię miał nie poskładać.

- Pakować się do wozu, do kurwy nędzy, panienki! - krzyknął jakiś kretyn, będący prawdopodobnie czymś w rodzaju dowódcy. Bandito już miał mu coś odkrzyknąć, ale kolega go powstrzymał:

- Lepiej z nim nie zadzierać. Chodźmy. Opatrzę Cię w środku.

Scorpion usiadł więc na przednim siedzeniu obok Patti, która oczywiście prowadziła. Odwrócił się nieco do tyłu, by Zszywacz mógł obejrzeć dokładnie jego rękę.

- Okej. Wstrzyknę ci to. Będzie cholernie bolało. Prawdopodobnie odlecisz. Ale po kilku dniach ręka będzie już jak nowa.. no prawie jak nowa. Do tego czasu będzie tak znieczulona, że nawet nie poczujesz, jak Ci ją jakiś mut oderwie.

- Świetnie. Zawsze o tym marzyłem. Spotkać muta, którego hobby polega na wyrywaniu rąk.

Nagle zniknął samochód, zniknęli będący w nim ludzie, zniknęło całe Detroit. Został tylko Scorpion i ogromna, niekończąca się biel.

* * *

- Zszywacz ty skurwlu! - krzyknął Jeździec.

- Jeździec? Scorpion? Co wy tu chłopaki robicie?

- Czekaj chwilę - powiedział Jeździec, po czym podszedł do drzwi i krzyknął - Ej, chłopaki! Chodźcie! Zesracie się jak zobaczycie kto tu jest!

Po chwili przez drzwi przeszło kolejnych dwóch mężczyzn.

- Nie mów, że to ten koleś, który w zeszłym tygodniu zapieprzył mi zapasowe koło - stwierdził jeden z nich.

- DJ? Słodki? O, kurwa!

- Zszywacz?! No, rzeczywiście kurwa!

- Skąd wy tutaj? - spytał wreszcie nowy ochroniarz miejscowego kasyna, po salwie śmiechu.

- A wiesz. Mamy rozchrzanić to miejsce w cholerę - odpowiedział Scorpion.

- No to mamy problem, bo ja tego miejsca pilnuję. Szczególnie przed tymi, którzy chcą je rozchrzaniać.

- Jaki problem? Przyłącz się do nas. Podzielimy się nagrodą po równo, a mówię ci, że nie jest ona mała.

- Pewnie tak. Żeby wynająć czterech banditos trzeba mieć sporo kasy. A co mi tam, wchodzę! Przecież nie będę strzelał do kumpli.

Obraz ogólnego chaosu zaczął się rozmywać, by zmienić się znowu w zatęchłe, szare i zgniłe Detroit. A dokładnie w stojący, w jednej z jego dzielnic, samochód.

* * *

Przed nimi znajdowała się jakaś barykada, która zdawała się opuszczona. A właściwie zdobyta, bo wokół było aż czerwono od krwi.

- No i co teraz? - spytał Scorpion udając, że wie co się dzieje.
 
Col Frost jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172