Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-09-2009, 22:52   #6
Endless
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Valeria Brightfeather, piąta córka szlachetnego rodu Brightfeather, stała na szczycie jednej z wież w centrum Minas’Drillu i z góry obserwowała tętniące życiem aleje i uliczki zatłoczonego miasta.
Valeria jako jedyna córka w arystokratycznej rodzinie podjęła się służby dla Wiecznego Króla. Od dzieciństwa szkolono ją w zakresie taktyki, walki, wywiadu i posługiwania się magią. Wpajano w nią również sprawiedliwość, szlachetność, dobroć i absolutną miłość do ojczyzny. Jej wygląd olśniewał każdego – była przepiękną kobietą, a szczególnego uroku dodawały długie i jasne włosy, idealna, ale nieco drobna sylwetka, jasna cera i przenikliwe, błękitne oczy. Wśród Nieskończonych uchodziła za ideał piękna. W czasie służby odziana w zbroję, naramienniki, nagolenniki i rękawice. Pas zawsze miała obwiązany długą, czerwoną wstęgą, za którą przyczepiała miecz z pochwą.

Kiedy tak stała na smaganym wiatrem, strzelistym dachu wieży jej uwagę przykuło pojawienie się dziwnej aury w Minas’Drillu. Wyczuła coś na kształt zakłócenia, które wyłoniło się z pomniejszej bramy wymiarowej. Nie zwlekając rozpostarła swoje śnieżnobiałe skrzydła i skoczyła w dół. Uwielbiała latać. Uczucie wiatru na twarzy dawało jej radość, czuła się wolna od wszelkich trosk. Kiedy zbliżała się do Placu Wymiarów mocnym uderzeniem skrzydeł zwolniła lot i spokojnie wylądowała. Rozejrzała się po Bramach. Przy jednej z nich spostrzegła plamę czyichś wymiocin, którą już zajmowali się sprzątacze, dwa niskie halflingi. Odwróciła spojrzenie na coś co wzbudzało bardziej apetyczne wrażenie. Zamknęła oczy i skupiła się na poprzednim uczuciu. Gdzieś niedaleko wyczuła podobny impuls, poruszał się w kierunku Wschodniej Dzielnicy. Spokojnie ruszyła za zakłóceniami, wkraczając do dzielnicy należącej do Kasty Ziemi. Była bliska. Jeszcze raz zamknęła oczy, a gdy je otworzyła, zobaczyła siedzącą na kamiennej ławie postać w płaszczu. Ostrożnie skręciła w przyboczną alejkę, nie chcąc zostać zauważoną. Czekała na rozwój sytuacji.

***

Stolica Neverendaaru była miejscem, w którym przenikały się wpływy różnych kultur, toteż posługiwano się w nim językiem określanym mianem Wspólnego. Mimo to, po dzielnicach niosły się dźwięki tysiąca różnych języków… Dla każdego przybysza takiego jak Argromannar pewnym szokiem była taka różnorodność. Tyle różnych istot, tyle dźwięków, zapachów, kolorów…
- Erkhm! – do półwampira owiniętego w płaszcz podeszła trójka krasnoludów, z których jeden chrząknął głośno.
Ubrani byli w ciemnozielone kombinezony, w niektórych miejscach poplamione jakąś cieczą albo przetarte. Ten który zwrócił się do Argromannara był odziany podobnie do kupca, na głowie miał kapelusz z piórem jakiegoś ptaka, a na szyi łańcuchy, medaliony i jakieś bliżej nieokreślone naszyjniki.
- Czy mamy przyjemność z panem Argromannarem? – spytał ostrożnie, używając wspólnego dialektu.
Mężczyzna przytaknął. Krasnolud przestąpił z nogi na nogę, głośno przy tym wzdychając.
- Na imię mi Guhbak. – podał mu tłuściutką rękę i wymienili uściski.
Guhbak usiadł obok Argromannara, a jego dwóch towarzyszy zaczęło się rozglądać dookoła. Kiedy stwierdzili że jest w miarę bezpiecznie kiwnęli do przywódcy.
- A więc… no tak. Diloss bes Ulban – krasnolud zaczął cicho. Człowiek. Mag. Musi zginąć. – czekał na jakiekolwiek słowo najemnika, ale nic takiego nie usłyszał. Pięćset sztuk złota i dorzucę jeszcze ten medalion.
Ochraniarze kupca zasłonili go swoimi masywnymi ciałami. Krasnolud wsadził rękę do głębokiej kieszeni przy swoim płaszczu i wyciągnął coś z niego. Rozwarł palce, i oczom mężczyzny ukazał się piękny medalion wykonany z materiały, który przypominał półwampirowi diament, lecz miał złoty połysk. Na środku okrągłego medalionu widniała zdobna runa w kształcie litery „D”.
- Piękne prawda? Robota Nieskończonych. No wiesz, tych skrzydlatych, panów tego miasta. Przynajmniej jeszcze…- zaśmiał się cicho. Ale to za dobrze wykonaną robotę. A więc, mogę liczyć na pana, panie Argromannarze? – spytał Guhbak, chytrze chowając medalion.
 

Ostatnio edytowane przez Endless : 02-10-2009 o 21:44.
Endless jest offline