Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2009, 07:49   #20
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Shalulira siedziała wśród krzaków i z narastającym w powietrzu napięciem uporczywie wpatrywała się w drzewa, jakby z miejsca chciała je spopielić wzrokiem. Czekanie było irytujące, szczególnie gdy się czekało na nieznane, które mogło jeszcze bardziej pogorszyć ich sytuację. Czas miał w zwyczaju przeraźliwie zwalniać albo wręcz przeciwnie, pędzić szaleńczo do przodu nie dając możliwości na zastanowienie się. Wiedziała nawet jak to działało i nie była z tego zadowolona. Coś złego przychodziło zwykle o wiele szybciej niż to dobre, na które trzeba było długo wyczekiwać. Ot ironia i igraszka losu.
Dalej więc siedziała, a raczej kucała pośród roślinności. Może nie była to zbyt wygodna pozycja, jednak o wiele lepsza niż leżenie w błocie, a i kobieta miała stąd całkiem dobry widok. W takiej chwili miała wrażenie, że ona i mężczyzna obok są za głośno jakby każdy, nawet najdrobniejszy ruch otrzymał premię do dźwięku, a oddychanie było godne dyszenia po maratonie wokół planety pełnej dzikich zwierząt. Ale to przecież było błędne i tylko jej wyobraźnia działała na wysokich obrotach bawiąc się z nią w taki sposób. Nie bawiła się jednak, gdy to z okolic które obserwowała Lira dobiegł warkot wyczekiwanego pojazdu i trzask łamanych drzew.
Niechtojasnacholera.
W myślach skomentowała odpowiednio to, co widziały oczy. Pomoc zwykle nie poruszała się czołgami AAT i zdecydowanie nie zwykła być w postaci droidów. Odpowiedź na to kim są ich nieproszeni goście była aż za jasna, wręcz raziła swoją oczywistością.

-Droidy Federacji... Czyli misja ratunkowa raczej odpada – usłyszała szept Ricona zaraz obok siebie. Kiwnęła tylko delikatnie głową. Była zajęta liczeniem zarówno na to, że coś się zmieni, że to tylko jakiś ponury żart, ale także liczeniem pojawiających się blaszaków. Porzuciła jednak to zajęcie, gdy ich liczba aż za bardzo wzrosła, a to i tak jeszcze nie był koniec. To nie tak, że nie znała się na matematyce, po prostu nie widziała dalszego sensu w odkrywaniu ich rzeczywistej ilości, która mogłaby się okazać zbyt przytłaczająca. Miała też ważniejsze rzeczy na głowie.
Trwało przeszukiwanie wraku statku, więc i miało zostać odkryte, że nie ma tam najważniejszych osób przez które zestrzelono Consulara.

- Cała załoga nie żyje, sir. Trzech pilotów, nawigator, radiooperator i trzech technicznych.

- A dyplomata?

- Ani śladu, sir.

- Natychmiast sprawdzić całą okolicę za pomocą podczerwieni.


Tego Lira się poniekąd nie spodziewała, ale znowu nie zaskoczono jej aż tak, aby miała stracić głowę i wpaść w panikę. Nie byłaby Jedi ani też nie byłaby żywa, gdyby przy byle okazji nie była w stanie zachować czystości umysłu. Została lekko zbita z tropu, bowiem w jej wcześniejszych planach nie było podczerwieni, a teraz jej obecność mogła wszystko popsuć. Taki drobny szczegół, który był w stanie zawalić cały misternie budowany zamek z kart. Choćby nie wiadomo jak dobrze byli teraz ukryci, to i tak ich położenie zostanie ujawnione gdy tylko podczerwień na nich skierują. Droidy szukały dyplomaty i pewnie nie miały zamiaru spocząć dopóki nie wykonają tego rozkazu.
Dyplomaty..
Błysnęła drobna iskierka i zawirowała radośnie.

-Myślą, że na statku był tylko jeden dyplomata – Wyszeptała bardziej do siebie niż do swego towarzysza. To było dobre, mogli tę wiedzę wykorzystać i wokół niej tworzyć swoje dalsze działania.

-Chyba nie złapiemy u nich okazji- mruknął Ricon do swej towarzyszki- Jakieś pomysły czy wycofujemy sie?

Jedna brew kobiety drgnęła delikatnie. A jednak dalej mieli pecha. Teraz nie tylko byli rzuceni w dżunglę na obcej na planecie, ale także rzuceni w dżunglę na obcej planecie z dość negatywnie do nich nastawionym towarzystwem. To jeszcze bardziej wszystko pokomplikowało. W zamyśleniu dotknęła swych warg opuszkami dwóch palców
Zaatakowanie takiej ilości droidów byłoby samobójstwem. Pomimo historii opowiadanym dzieciom, Jedi nie byli niepokonani ani nieśmiertelni. Byli wręcz denerwująco śmiertelni, co zostało pokazane nie tak dawno temu na Geonosis. Może ona i Ricon daliby sobie radę z połową, ale pozostałaby jeszcze ta druga.. no i czołgi, nie mogła ich zignorować. Pewnie gdyby udało się zdobyć chociaż jeden taki, to byliby w stanie się pozbyć intruzów, a przy okazji mieliby porządny środek transportu. Ale to znowu by się wiązało z rzuceniem się w wir walki i pocisków blasterów. Nie widziała tego.
Nie mogli też dłużej się ukrywać, bo prędzej czy później zostaliby odkryci i w tak poniżający sposób schwytani. Z dwojga złego wolałaby dać się złapać w walce niż przez zostanie odnalezioną w krzakach przez jakieś byle droidy. Droidy.. Odkryła kolejne słowo, które wypowiedziałaby z odpowiednią dozą jadu w głosie.
Ale szukali tylko jednej osoby, tak? Jednego rycerza Jedi, a po jakże skomplikowanych procesach polegających na kalkulacji, spokojnie można było stwierdzić, że była ich dwójka. Niedoinformowanie tych chodzących puszek aż się prosiło o bezwstydne wykorzystanie.
Podjęła decyzję.
Lira nachyliła się do mężczyzny by móc cichym, ledwie słyszalnym głosem się do niego odezwać i podzielić swym pomysłem.

-Wycofujemy się. Nie wiedzą o tym, że jest nas dwójka, więc jeśli ruszą za nami to się rozdzielimy. Gdyby złapali jedno z nas, to wtedy drugie będzie mogło ciągle działać na wolności i pomóc. Może nawet znaleźć jakieś miasto, zorientować się w sytuacji i zdobyć sojuszników.

Wprawdzie mówiła do swego towarzysza, jednak spojrzenie w dalszym ciągu kierowała w stronę czołgów i droidów. Obserwowała ich nieprzerwanie, jakby starała się doszukać jakichś słabych punktów, które mogłyby jej teraz okazać się przydatne. Twarz miała ukrytą w cieniu rzucanym przez kaptur spod którego wymknęły się czarne pasma włosów. Oczy o złotych tęczówkach spoglądały tak, jakby dostrzegały coś niewidzialnego dla innych, jednak były to tylko pozory. Nadzieja na odnalezienie jakiegoś choćby drobnego, pomocnego szczegółu połączona z robieniem dobrej miny do złej gry.
Przy ostatnim słowie przez siebie wypowiedzianym uniosła dłoń i wsparła ją na ramieniu Ricona. Dlaczego? Ah.. współdziałanie, współpraca, współ-coś tam. Nie był to jednak mocny uścisk, raczej zaledwie muśnięcie, które może nawet ciało wykonało wbrew jej samej.

-Nie brzmi to jak plan idealny i na pewno nim nie jest. Ale podanie im siebie jak na tacy byłoby głupotą. Prawda?

To właśnie była jej duma. Nawet w przegranej sytuacji, gdzie pewna byłaby porażka, i tak nie dałaby się po prostu schwytać czy zabić. Walka na słowa czy na miecze świetlne – obojętne, byle tylko nie być łatwą zdobyczą. A przeciwko ucieczce.. nie, nie „ucieczce” tylko „subtelnemu wycofaniu się z miejsca zdarzenia” nie miała nic przeciwko. Nie gryzło się to z jej charakterem, ale też nie zwykła tego zbyt często stosować.
Nie czekając na odpowiedź podniosła się nieco, by zaraz zacząć się odsuwać od droidów. Gdyby się spieszyła, to pewnie zaraz by popełniła jakiś błąd i zdradziła im kryjówkę. Wolne acz spokojne poruszanie się też nie było najlepszym sposobem, bo przecież musieli się stąd usunąć, najlepiej jak najszybciej. W takiej sytuacji staranne chowanie ustąpiło miejsca cichemu poruszaniu się w taki sposób, aby ni szelestu ni trzasku nie wydobyć z otaczającej ich natury. Ale ta potrafiła być zdradliwa i z zaskoczenia złośliwie rzucać kłody pod nogi albo, co gorsza, małe gałązki.
 
Tyaestyra jest offline