Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-09-2009, 09:58   #7
michau
 
michau's Avatar
 
Reputacja: 1 michau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłość
Jeszcze tylko niespełna piętnaście minut i w końcu będzie mógł się stąd urwać. Jak można siedzieć, a właściwie stać i rozprawiać godzinami o tym samym? I te wszystkie oficjalne ceregiele. Miłe słówka i kłamstewka. Bez sensu.Tak, piętnaście minut i nie zostaję tu ani chwili dłużej.

Ubrany w jasne szaty wdg. tutejszych standardów pocił się coraz bardziej. Pot spływał strużkami po jego czole, a gdyby nie skrzydła, który od czasu do czasu zapewniały przypływ świeżego powietrza, z pewnością już by go stąd wynieśli z powodu omdlenia. Zwłaszcza, że wychylił parę głębszych. No dobra, ledwo trzymał się na nogach. Zbroja wyczyszczona na okoliczność przyjęcia lśniła jasnym blaskiem, co było efektem jasnego światła bijącego z rogów sufitów tak, że cała sala była równomiernie oświetlona. Zaprosił go tu przyjaciel, Maks, tak jak on, podróżnik i zdobywca, ale przede wszystkim handlarz i kanciarz (oczywiście mowa o Maksie). Kanciarz urządzający przyjęcie w najpiękniejszej części stolicy Neverendaaru. Nikt jednak nie postrzegał go jako kanciarza ani oszusta, chociaż nie dało się jasno wytłumaczyć skąd czerpał pieniądze. Może handlował Treksem, narkotykiem, który silnie uzależniał i który miał bardzo wysoką cenę w niektórych wymiarach.

Przyjęcie w północnej części Minas'Drillu trwało w najlepsze, ale Arnthalniel wolał już wrócić do domu. Przynajmniej taka była jego wymówka. Podszedł do przyjaciela, który akurat wchodził do centralnej sali, a ku któremu rzuciło się nagle pełno skrzydlatych- głównie kobiety.

Arnthalniel zdołał przepchnąć się przez tłum.
-Słuchaj, będę leciał. Muszę odwiedzić jeszcze gildię ognia. Potrzebuję zaklęć, a do jutra się nie wyrobię. Dzięki, za wszystko.
- Nie zostaniesz jeszcze trochę?- Maks zapytał bardziej to z grzeczności niż z chęci zatrzymywania przyjaciela.
- Nie mogę. Chociaż towarzystwo bardzo miłe- spojrzał na kobiety otaczające gospodarza i uśmiechnął się do nich. Tylko jedna nie odwróciła wzroku i odpowiedziała uśmiechem. Pozostałe dwie spojrzały tylko na gospodarza i zaszczerbiotały niczym jakaś odmiana ptactwa. Cóż, nie wszystkie skrzydlate były inteligentne, ale na szczęście większość była i łatwo było rozpoznać, które to.

Arnthalniel wyszedł szybkim krokiem z pałacyku. Nie było co go porównywać do rezydencji Shiro’Ahk, ale i tak mały pałacyk rzucał się w oczy. Maks miał jednak gust.

Od wyjścia lekkim podskokiem wzbił się w powietrze. Chłodny wiatr uderzył go w twarz. Wieczory były coraz chłodniejsze. Lekkim ruchem skrzydłami przeleciał jeszcze nad zachodnią częścią pałacu i skierował się ku południowej części stolicy.

***

Lot był długi i dość męczący ze względu na siłę wiatru, ale po niecałych trzydziestu minutach dotarł do południowej części miasta. Było późno, ale nie za późno, żeby skoczyć jeszcze do innego wymiaru. Wolnym krokiem wszedł do wynajmowanej przez siebie izby. Znajdowała się ona w niewielkim budynku, tuż przy karczmie, z której ciągle dobiegały pijackie głosy. W południowej części miasta, zamieszkiwanej głównie przez kastę ognia, można było czuć się dość bezpiecznie o ile znało się okolice.

Arnthaniel z rzucił z siebie oficjalne rzeczy, lekką zbroję i odpiął miecz, który wylądował pod stołem. Z niewielkiej szafki pod oknem wyjął wytarte jeansy, założył bawełnianą koszulę, a na nią lekką zbroję- mniej oficjalną i bardziej sfatygowaną- a na koniec czarny płaszcz, który wielu przypominał również koszulę, a niektórym kurtkę. Z kolei inni kwitowali jego kurtkę stwierdzeniem "Co to, kurwa, jest?". Prawda była taka, że jego płaszcz, kurtka, koszula, jak zwał tak zwał, szyta została w innym wymiarze, a nie wszyscy skrzydlaci znali się na obecnej modzie. Plusem ciemnego płaszcza było jednak jego właściwości maskujące. Arnthaniel nie lubił rzucać się w oczy.
Przed wyjściem sięgnął jeszcze tylko po małą torbę i przewiesił ją przez ramię. Przypiął miecz do pasa i zamknął za sobą drzwi, upewniając się przedtem czy zawartość torby jest wystarczająca. Jak na szybki skok w inny wymiar wystarczy.
- Mam nadzieję, że obędzie się bez zbędnych problemów- powiedział to na głos. Być może dodawał sobie otuchy przed kolejnym skokiem poza wymiar Neverendaaru? Tak czy owak, trzeba było dostarczyć tą ostatnią paczkę Treksu. Handel tym gównem był bardzo opłacalny, ale jeszcze bardziej niebezpieczny. Arnthaniel miał kilka okazji, gdy mógł przypłacić życiem "przewóz" paczki narkotyku. Potrzebował jednak pieniędzy. I to szybko. Jego colt leżał w cudzych rękach pod zastawem. Jutro kończyła się umowa i miał zostać sprzedany w wymiarze, który znajdował się jeszcze dalej niż ten, do którego skakał teraz. Do tego jutro musiał stawić się Akademii, był przecież obrońcą miasta. Skrzydlatym, Nieskończonym, miał zasady i obowiązki, a wśród nich leżała też kwestia obrony miasta w razie ataku, co nie przeszkadzało mu dorabiać sobie na własną rękę.
- W drogę, Deebs- rzucił telepatycznie do stworzenia. Deebs nie odpowiedział, ale czuł jego mentalną obecność.
 
__________________
Fortune is fickle.
"Do not follow the Dark Side"
michau jest offline